Gdy tylko dno nocnika poczuje kontakt z ciepłą, aksamitną zawartością, wybucha on entuzjastycznymi okrzykami: "Świetnie, kochanie! Brawo, nasz malutki pączusiu! Masz to po nas!"
Miło popatrzeć na mężczyzn, kiedy nie muszą się zajmować polowaniem ani wojną. Sposoby, jakie wymyślają wówczas na to, żeby jednak zwyciężyć i wyeksponować swoją męskość, bywają aż rozczulające w swojej rozmaitości.
Między Stuttgartem, Karlsruhe i Baden Baden leży miasto Pforzheim. Nie wyróżnia się ono niczym szczególnym. Na wzgórzu jest piękny cmentarz, otaczany przez mieszkańców wielką troską i sentymentem. Na zboczu wzdłuż drogi widać dziwne drzwiczki, dość niespodziewane w takim miejscu. Okazuje się, że za nimi są piwniczki, w których obywatele Pforzheim przechowują wino i piwo, zapewniając im utrzymanie właściwej, stałej temperatury. Miasto było intensywnie bombardowane podczas ostatniej wojny, ale teraz już mało kto o tym pamięta. Myliłby się jednak ten, kto wyciągnąłby z tego opisu wniosek, że mamy do czynienia z miejscem, w którym czas płynie leniwie i bezproduktywnie, a znudzeni mieszkańcy przez cały tydzień oddają się rutynowym czynnościom zakończonym w niedzielę rytualnym obrządkiem mszalnym i smacznym zaśnięciem nad opróżnionym do połowy kuflem. To właśnie w jedną z niedziel - 6 września tego roku - nastąpiła w Pforzheim prawdziwa erupcja męskości i pomysłowości. Co więcej, kontekst sytuował tę erupcję w zdrowym współzawodnictwie o skali światowej. Czyż można wskazać wyraźniejsze atrybuty męskości niż wąsy i broda? Można - odpowie tonem znawcy ten lub ów czytelnik, a może nawet czytelniczka. Umówmy się jednak, że chodzi nam o atrybuty widoczne na co dzień gołym okiem w krajach kultywujących wartości chrześcijańskie. W niedzielę 6 września użyli ich ku chwale ojczyzny brodacze i wąsacze z Pforzheim, by pobić dwa rekordy świata. Brodaczy było dwudziestu jeden, a wąsaczy dwudziestu pięciu. Brodacze jęli przywiązywać po kolei jedną do drugiej brody na supełki. Utworzyli w ten sposób najdłuższy na świecie łańcuch brodowy. Jego długość wyniosła 15 metrów i 37 centymetrów. Gdyby tak rozwiesić rekordzistów bokiem, to osiągnęliby wysokość pięciokondygnacyjnego budynku. Czuję, że zaraz się rozmarzę. Szczególnie zasłużony dla sprawy był właściciel brody o rozpiętości 1,96 m. Osiągał on ten wynik po maksymalnym naciągnięciu brody za prawy i lewy skraj. Gdyby było jeszcze siedmiu takich bujnych, rekord mógłby paść w prawdziwie komfortowych warunkach, przy zachowaniu godziwych odstępów, pozwalających mistrzom świata nawet klepać się po ramionach. A tak - musieli się, niestety, tłoczyć policzek przy policzku. Najważniejsze jednak, że poświęcenie nie poszło na marne i mężczyźni z Pforzheim mogą nam teraz mówić wyniośle prosto w oczy, że nigdy nie udało nam się upleść tak długiego łańcucha z bród, jak im. A my musimy z pokorą przyznać, że istotnie zdecydowanie górują nad nami w tej kwestii. Dominującą pozycję na scenie światowej zajęli również wąsacze z Pforzheim. Skrzyknęli się w niedzielę i jak zespolili się - wąs za wąsem, supełek za supełkiem - wyszedł z tego z kolei najdłuższy na świecie łańcuch wąsowy. 7 metrów i 9 centymetrów. Nie trzeba dodawać, że oba sukcesy znajdą się wkrótce w "Księdze Rekordów Guinnessa". Chronologicznie wypadają tuż obok innego rekordu ustanowionego w pamiętną niedzielę 6 września: czeski perkusista grał na bębnach przez 30 godzin, nie przerywając werblowania nawet podczas pobytów w toalecie. Wydaje nam się to wprawdzie trudne ze względów technicznych, ale w końcu każdy prawdziwy rekordzista ma swoją ekipę i sponsorów, więc zapewne znalazł się ktoś, kto wprawnym, fachowym ruchem rozpiął guzik i rozwiązał problem. Dostrzegłszy taki renesans inwencji wśród mężczyzn, kobiety postanowiły dać godny odpór ich dominacji. W Wielkiej Brytanii istnieje stowarzyszenie, które co rok przyznaje nagrody za najlepsze wynalazki niewieście. Celem stowarzyszenia jest zachęcanie kobiet do pracy nad wynalazkami, a główną nagrodą w konkursie jest prawo do prowadzenia za darmo własnego stoiska na międzynarodowych targach wynalazczości w Londynie. Dwa dni po rekordach brodaczy i wąsaczy z Pforzheim oraz perkusisty z Czech po swoje laury sięgnęła zatem 62-letnia Iris White. Pilnie obserwowała wysiłki wnuka zmierzające do pomyślnego przejścia ze stadium używania pieluszek do fazy wypełniania urządzeń mniej uciążliwych dla rodziców. Obserwowała tak i obserwowała, aż wreszcie wymyśliła mówiący nocnik. Jest on wyposażony w magnetofon, który w odpowiednim momencie odtwarza nagrane uprzednio przez rodziców pochwały za podjęty trud i zachęty do jego kontynuowania. Gdy tylko dno poczuje kontakt z ciepłą, aksamitną zawartością, nocnik wybucha entuzjastycznymi okrzykami: "Świetnie, kochanie! Brawo, nasz malutki pączusiu! Masz to po nas!". Okazuje się, że na kobiety też miło popatrzeć, kiedy czasy spokojne i dostatnie. I jak tu się nie rozmarzyć?
Autor jest dziennikarzem RFI w Paryżu.
Między Stuttgartem, Karlsruhe i Baden Baden leży miasto Pforzheim. Nie wyróżnia się ono niczym szczególnym. Na wzgórzu jest piękny cmentarz, otaczany przez mieszkańców wielką troską i sentymentem. Na zboczu wzdłuż drogi widać dziwne drzwiczki, dość niespodziewane w takim miejscu. Okazuje się, że za nimi są piwniczki, w których obywatele Pforzheim przechowują wino i piwo, zapewniając im utrzymanie właściwej, stałej temperatury. Miasto było intensywnie bombardowane podczas ostatniej wojny, ale teraz już mało kto o tym pamięta. Myliłby się jednak ten, kto wyciągnąłby z tego opisu wniosek, że mamy do czynienia z miejscem, w którym czas płynie leniwie i bezproduktywnie, a znudzeni mieszkańcy przez cały tydzień oddają się rutynowym czynnościom zakończonym w niedzielę rytualnym obrządkiem mszalnym i smacznym zaśnięciem nad opróżnionym do połowy kuflem. To właśnie w jedną z niedziel - 6 września tego roku - nastąpiła w Pforzheim prawdziwa erupcja męskości i pomysłowości. Co więcej, kontekst sytuował tę erupcję w zdrowym współzawodnictwie o skali światowej. Czyż można wskazać wyraźniejsze atrybuty męskości niż wąsy i broda? Można - odpowie tonem znawcy ten lub ów czytelnik, a może nawet czytelniczka. Umówmy się jednak, że chodzi nam o atrybuty widoczne na co dzień gołym okiem w krajach kultywujących wartości chrześcijańskie. W niedzielę 6 września użyli ich ku chwale ojczyzny brodacze i wąsacze z Pforzheim, by pobić dwa rekordy świata. Brodaczy było dwudziestu jeden, a wąsaczy dwudziestu pięciu. Brodacze jęli przywiązywać po kolei jedną do drugiej brody na supełki. Utworzyli w ten sposób najdłuższy na świecie łańcuch brodowy. Jego długość wyniosła 15 metrów i 37 centymetrów. Gdyby tak rozwiesić rekordzistów bokiem, to osiągnęliby wysokość pięciokondygnacyjnego budynku. Czuję, że zaraz się rozmarzę. Szczególnie zasłużony dla sprawy był właściciel brody o rozpiętości 1,96 m. Osiągał on ten wynik po maksymalnym naciągnięciu brody za prawy i lewy skraj. Gdyby było jeszcze siedmiu takich bujnych, rekord mógłby paść w prawdziwie komfortowych warunkach, przy zachowaniu godziwych odstępów, pozwalających mistrzom świata nawet klepać się po ramionach. A tak - musieli się, niestety, tłoczyć policzek przy policzku. Najważniejsze jednak, że poświęcenie nie poszło na marne i mężczyźni z Pforzheim mogą nam teraz mówić wyniośle prosto w oczy, że nigdy nie udało nam się upleść tak długiego łańcucha z bród, jak im. A my musimy z pokorą przyznać, że istotnie zdecydowanie górują nad nami w tej kwestii. Dominującą pozycję na scenie światowej zajęli również wąsacze z Pforzheim. Skrzyknęli się w niedzielę i jak zespolili się - wąs za wąsem, supełek za supełkiem - wyszedł z tego z kolei najdłuższy na świecie łańcuch wąsowy. 7 metrów i 9 centymetrów. Nie trzeba dodawać, że oba sukcesy znajdą się wkrótce w "Księdze Rekordów Guinnessa". Chronologicznie wypadają tuż obok innego rekordu ustanowionego w pamiętną niedzielę 6 września: czeski perkusista grał na bębnach przez 30 godzin, nie przerywając werblowania nawet podczas pobytów w toalecie. Wydaje nam się to wprawdzie trudne ze względów technicznych, ale w końcu każdy prawdziwy rekordzista ma swoją ekipę i sponsorów, więc zapewne znalazł się ktoś, kto wprawnym, fachowym ruchem rozpiął guzik i rozwiązał problem. Dostrzegłszy taki renesans inwencji wśród mężczyzn, kobiety postanowiły dać godny odpór ich dominacji. W Wielkiej Brytanii istnieje stowarzyszenie, które co rok przyznaje nagrody za najlepsze wynalazki niewieście. Celem stowarzyszenia jest zachęcanie kobiet do pracy nad wynalazkami, a główną nagrodą w konkursie jest prawo do prowadzenia za darmo własnego stoiska na międzynarodowych targach wynalazczości w Londynie. Dwa dni po rekordach brodaczy i wąsaczy z Pforzheim oraz perkusisty z Czech po swoje laury sięgnęła zatem 62-letnia Iris White. Pilnie obserwowała wysiłki wnuka zmierzające do pomyślnego przejścia ze stadium używania pieluszek do fazy wypełniania urządzeń mniej uciążliwych dla rodziców. Obserwowała tak i obserwowała, aż wreszcie wymyśliła mówiący nocnik. Jest on wyposażony w magnetofon, który w odpowiednim momencie odtwarza nagrane uprzednio przez rodziców pochwały za podjęty trud i zachęty do jego kontynuowania. Gdy tylko dno poczuje kontakt z ciepłą, aksamitną zawartością, nocnik wybucha entuzjastycznymi okrzykami: "Świetnie, kochanie! Brawo, nasz malutki pączusiu! Masz to po nas!". Okazuje się, że na kobiety też miło popatrzeć, kiedy czasy spokojne i dostatnie. I jak tu się nie rozmarzyć?
Autor jest dziennikarzem RFI w Paryżu.
Więcej możesz przeczytać w 38/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.