Czy budżet państwa stać na współfinansowanie kas budowlanych?
Jeżeli ustawa o kasach oszczędnościowo-budowlanych zostanie znowelizowana zgodnie z wolą rządu, będziemy musieli rozważyć naszą dalszą obecność w Polsce - ostrzega Otto Häckel, wiceprezes BKB Perspektywa. - Dzisiejsze przepisy są zbyt przychylne zarówno dla kas, jak i dla ich przyszłych klientów. Skarbu państwa na to nie stać. Nie wierzę, że Bausparkassen wycofają się z takiego dużego rynku, jakim jest Polska. Po nowelizacji ten system nadal będzie bardziej atrakcyjny niż kasy mieszkaniowe - odpowiada Sławomir Najnigier, prezes Urzędu Mieszkalnictwa.
W czerwcu ubiegłego roku wiele emocji towarzyszyło uchwaleniu ustawy o kasach oszczędnościowo-budowlanych. Rząd na czele z Barbarą Blidą, ówczesnym ministrem budownictwa, był przeciwny ich utworzeniu, jednak głosami PSL, UW i części SLD zdecydowano, że mogą one rozpocząć działalność. Ludowcom szczególnie spodobał się fakt, że klientami kas będą mogli być nie płacący podatku dochodowego rolnicy. - Posłowie przegłosowali tę ustawę w przedwyborczym amoku. Marną mam dzisiaj satysfakcję, że ci sami ludzie, którzy ponad rok temu ją przeforsowali, teraz opowiadają się za jej nowelizacją - komentuje Barbara Blida.
- Rząd nie może odpowiadać za wyskok poprzedniego parlamentu. Nie stać nas na taką rozrzutność. Działalność Bausparkassen w dzisiejszym kształcie doprowadziłaby do monokultury w wydatkach mieszkaniowych. Nie starczy pieniędzy na inne formy wspierania budownictwa - uważa Sławomir Najnigier.
- Nie przeceniałbym też roli, jaką przypisuje się kasom budowlanym. W USA, gdzie instytucja ta nie jest znana, powierzchnia mieszkania przypadająca na osobę wynosi 61 m kw., a w Niemczech, skąd się wywodzą - połowę mniej.
Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast powołuje się na opracowanie "Analiza systemu kas oszczędnościowo-budowlanych w Polsce" przygotowane przez trzech ekspertów United States Agency International Development. Jego autorzy przewidują, że w pierwszym roku funkcjonowania systemu umowy zawrze 2 proc. Polaków, czyli ok. 760 tys. osób. Oznacza to uszczuplenie w 1999 r. budżetu o 500 mln zł (0,3 proc. wszystkich wydatków państwa). Podobne koszty ponosił budżet węgierski w pierwszym roku działalności kas. Z amerykańskiej analizy wynika, że nasz budżet byłby znacznie mniej obciążony niż czeski (0,7 proc.) i słowacki (0,47 proc.). Jeżeli za cztery lata liczba oszczędzających wzrośnie do 6 mln osób, w 2004 r. wypłaty z tytułu premii wyniosą 3,9 mld zł (130 proc. całego budżetu mieszkaniowego w 1997 r. i 1,9 proc. wydatków państwa). Zdaniem Barbary Blidy, w siódmym roku funkcjonowania kas obciążenie zwiększy się nawet do 10 mld zł.
Przedstawiciele kas budowlanych twierdzą, że w amerykańskiej analizie jest wiele błędów merytorycznych. Przekonują też, że koszty dla państwa będą znacznie mniejsze - w piątym roku wyniosą 1,4 mld zł, a dwa lata później nieznacznie przekroczą 2 mld zł. Skąd tak duża różnica w obliczeniach? Problem przypomina trochę sprawę budowy autostrad; konsorcja dopiero po uzyskaniu koncesji przyznały, że bez pomocy państwa nie są w stanie wybudować nowych dróg. W tym wypadku mogłoby się również okazać, że szacunki inwestora są zaniżone, a w budżecie musiałyby się znaleźć fundusze niezbędne, by się wywiązać z podjętych zobowiązań. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie pomoc państwa stanowi największą atrakcję kas. Trudno przypuszczać, by ktokolwiek zdecydował się powierzyć im pieniądze w zamian za odsetki w wysokości 3 proc. i możliwość zaciągnięcia sześcioprocentowego kredytu. W części dotyczącej wysokości premii nowa propozycja rządu jest na tyle atrakcyjna, że przedstawiciele kas mieszkaniowych są skłonni ją zaakceptować, mimo zredukowania o jedną trzecią dopłat (dzisiaj premia wynosi 30 proc. ceny 3 m kw. powierzchni mieszkania w III kwartale roku poprzedniego; nowelizacja przewiduje zmniejszenie wskaźnika do 2 m kw.). Tym samym wysokość premii zmniejszy się z ok. 1300 zł (równowartość średniej miesięcznej płacy) do 870 zł.
- Zainwestowaliśmy w Polsce, gdyż uznaliśmy, że jest państwem prawa. Zaufaliśmy ustawodawcy. Niestety, ta pewność została zachwiana - mówi Otto Häckel. Zdaniem prof. Wacława Wilczyńskiego, bardzo niedobrze się stało, że instytucje bankowe padły ofiarą sporów politycznych między zwolennikami postrzegania mieszkania jako dobra rynkowego a uważającymi je za kategorię społeczną.
W kraju powstało pięć Bausparkassen. Bank Gospodarki Żywnościowej SA zawarł umowę z Bausparkasse Schwäbisch Hall, PKO BP z LBS Westdeutsche Landesbausparkasse i Ostdeutsche Landesbausparkasse, Pekao SA i PBG z Wüstenrot, a BIG Bank Gdański SA z Deutsche Bank Bauspar. BHW Holding utworzył natomiast spółkę z Wielkopolskim Bankiem Kredytowym SA.
- Wynajęliśmy biura, wyposażyliśmy je w komputery, zatrudniliśmy 70 osób, sfinansowaliśmy przeszkolenie pracowników. Mimo niepokojących wiadomości, mając zaufanie do polskich władz, kontynuowaliśmy inwestycje. Kasy miały ruszyć najpóźniej w czerwcu. Do końca 1998 r. zamierzaliśmy zatrudnić w Polsce około tysiąca współpracowników - wylicza Häckel.
- Lepiej zmienić zasady gry przed jej rozpoczęciem niż w trakcie - uważa Sławomir Najnigier. Zdaniem przedstawicieli kas, problemem jest to, że władze tworzą reguły przeczące zasadom gry. Instytucjom uniemożliwia się kalkulację opłacalności przedsięwzięcia. Rezerwa gwarancyjna wkładów może być w każdej chwili zmieniona przez Komisję Nadzoru Bankowego, a kasy nie mogą się odwołać od tej decyzji. Ponadto nowelizacja zakłada wprowadzenie sztywnego terminu przydziału kredytu, co mogłoby ograniczyć płynność finansową kas. - Generalną zasadą jest to, że sami ustalamy ten moment. Tworzymy autonomiczny, zamknięty system, niezależny od rynku kapitałowego. Decyzję o przydzieleniu kredytu podejmujemy w zależności od tego, ile pieniędzy znajduje się w kasie. Niedawno w Niemczech BHW skrócił o pół roku czas oczekiwania na pieniądze - twierdzi Otto Häckel.
Według noweli, każdy Polak będzie mógł tylko raz w życiu skorzystać z usług kasy budowlanej. - To szczególna forma pomocy państwa dla obywatela i dlatego nie można jej rozszerzyć - argumentuje prezes Najnigier. Widać tu jednak niekonsekwencję, skoro nie ma takiego ograniczenia w wypadku ulg podatkowych. Bankowcy twierdzą, że nowelizacja uczyni prowadzenie kas nieopłacalnym biznesem. W Niemczech połowę nowych umów zawieranych z Bausparkassen stanowią zlecenia klientów, którzy już wcześniej korzystali z ich usług.
Zmieniony ma też być sposób wypłacania premii. W myśl obowiązującej ustawy budżet winien przekazywać pieniądze na rachunek klienta pod koniec każdego roku. - Kasy otrzymywałyby pieniądze za darmo i przez dwa lata mogłyby nimi swobodnie obracać - mówi prezes Najnigier. Resort finansów dąży do tego, by premia była przyznawana dopiero w momencie realizacji umowy, czyli uzyskania przez klienta kredytu. Do tego czasu budżet nie ponosiłby wydatków na ten cel.
Ponadto rząd chce wprowadzić przepis wydłużający minimalny czas oszczędzania z dwóch do czterech lat. Powołuje się na rozwiązania w państwach, w których kasy już działają. Tymczasem po czterech latach oszczędzania kredyt można otrzymać jedynie na Węgrzech. W Austrii i na Słowacji nie ma żadnych ograniczeń, a w Czechach i Chorwacji obowiązuje dwuletni okres.
Wydłużenie minimalnego okresu oszczędzania sprawi, że najwcześniej w 2002 r. zostaną uwolnione fundusze na budowę. Dzisiaj w kraju brakuje 1,5-2 mln mieszkań; na Polaka przypada zaledwie 18 m kw. powierzchni mieszkalnej. Problemu nie da się rozwiązać bez pomocy państwa. Do polityków należy podjęcie decyzji, czy miliardami złotych wspierać nieefektywne rolnictwo, dawać odprawy socjalne górnikom, czy inwestować w te dziedziny, których rozwój pozwoli najszybciej nadrobić zaległości cywilizacyjne. - Tylko na dopłaty do emerytur rolniczych przeznacza się z budżetu 12 mld zł rocznie. W tym kontekście zaciekła walka o wysokość premii jest dla mnie niezrozumiała - ocenia prof. Wilczyński.
- Przy okrągłym stole w 1989 r. ustalono, że na budownictwo będziemy przeznaczać rocznie 5 proc. PKB. Zaczęliśmy od 2,2 proc. W tym roku budżet resortu budownictwa stanowi 0,9 proc. wydatków, a na przyszły rok zakłada się jego redukcję do 0,6 proc. - alarmuje Tadeusz Biliński, przewodniczący sejmowej Komisji Budownictwa. Nawet doliczając ok. 10 mld zł, które zaoszczędziliśmy z tytułu ulg budowlanych, uzyskamy zaledwie 2,5 PKB. Fundusze remontowe są zbyt małe, by powstrzymać dewastację. Państwo przeznacza na mieszkalnictwo coraz mniej pieniędzy, w dodatku coraz większą część tej kwoty pochłaniają wydatki wynikające z zobowiązań sprzed lat. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach nikt nie wymyśli recepty na radykalne przezwyciężenie zapaści mieszkaniowej w Polsce.
W czerwcu ubiegłego roku wiele emocji towarzyszyło uchwaleniu ustawy o kasach oszczędnościowo-budowlanych. Rząd na czele z Barbarą Blidą, ówczesnym ministrem budownictwa, był przeciwny ich utworzeniu, jednak głosami PSL, UW i części SLD zdecydowano, że mogą one rozpocząć działalność. Ludowcom szczególnie spodobał się fakt, że klientami kas będą mogli być nie płacący podatku dochodowego rolnicy. - Posłowie przegłosowali tę ustawę w przedwyborczym amoku. Marną mam dzisiaj satysfakcję, że ci sami ludzie, którzy ponad rok temu ją przeforsowali, teraz opowiadają się za jej nowelizacją - komentuje Barbara Blida.
- Rząd nie może odpowiadać za wyskok poprzedniego parlamentu. Nie stać nas na taką rozrzutność. Działalność Bausparkassen w dzisiejszym kształcie doprowadziłaby do monokultury w wydatkach mieszkaniowych. Nie starczy pieniędzy na inne formy wspierania budownictwa - uważa Sławomir Najnigier.
- Nie przeceniałbym też roli, jaką przypisuje się kasom budowlanym. W USA, gdzie instytucja ta nie jest znana, powierzchnia mieszkania przypadająca na osobę wynosi 61 m kw., a w Niemczech, skąd się wywodzą - połowę mniej.
Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast powołuje się na opracowanie "Analiza systemu kas oszczędnościowo-budowlanych w Polsce" przygotowane przez trzech ekspertów United States Agency International Development. Jego autorzy przewidują, że w pierwszym roku funkcjonowania systemu umowy zawrze 2 proc. Polaków, czyli ok. 760 tys. osób. Oznacza to uszczuplenie w 1999 r. budżetu o 500 mln zł (0,3 proc. wszystkich wydatków państwa). Podobne koszty ponosił budżet węgierski w pierwszym roku działalności kas. Z amerykańskiej analizy wynika, że nasz budżet byłby znacznie mniej obciążony niż czeski (0,7 proc.) i słowacki (0,47 proc.). Jeżeli za cztery lata liczba oszczędzających wzrośnie do 6 mln osób, w 2004 r. wypłaty z tytułu premii wyniosą 3,9 mld zł (130 proc. całego budżetu mieszkaniowego w 1997 r. i 1,9 proc. wydatków państwa). Zdaniem Barbary Blidy, w siódmym roku funkcjonowania kas obciążenie zwiększy się nawet do 10 mld zł.
Przedstawiciele kas budowlanych twierdzą, że w amerykańskiej analizie jest wiele błędów merytorycznych. Przekonują też, że koszty dla państwa będą znacznie mniejsze - w piątym roku wyniosą 1,4 mld zł, a dwa lata później nieznacznie przekroczą 2 mld zł. Skąd tak duża różnica w obliczeniach? Problem przypomina trochę sprawę budowy autostrad; konsorcja dopiero po uzyskaniu koncesji przyznały, że bez pomocy państwa nie są w stanie wybudować nowych dróg. W tym wypadku mogłoby się również okazać, że szacunki inwestora są zaniżone, a w budżecie musiałyby się znaleźć fundusze niezbędne, by się wywiązać z podjętych zobowiązań. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie pomoc państwa stanowi największą atrakcję kas. Trudno przypuszczać, by ktokolwiek zdecydował się powierzyć im pieniądze w zamian za odsetki w wysokości 3 proc. i możliwość zaciągnięcia sześcioprocentowego kredytu. W części dotyczącej wysokości premii nowa propozycja rządu jest na tyle atrakcyjna, że przedstawiciele kas mieszkaniowych są skłonni ją zaakceptować, mimo zredukowania o jedną trzecią dopłat (dzisiaj premia wynosi 30 proc. ceny 3 m kw. powierzchni mieszkania w III kwartale roku poprzedniego; nowelizacja przewiduje zmniejszenie wskaźnika do 2 m kw.). Tym samym wysokość premii zmniejszy się z ok. 1300 zł (równowartość średniej miesięcznej płacy) do 870 zł.
- Zainwestowaliśmy w Polsce, gdyż uznaliśmy, że jest państwem prawa. Zaufaliśmy ustawodawcy. Niestety, ta pewność została zachwiana - mówi Otto Häckel. Zdaniem prof. Wacława Wilczyńskiego, bardzo niedobrze się stało, że instytucje bankowe padły ofiarą sporów politycznych między zwolennikami postrzegania mieszkania jako dobra rynkowego a uważającymi je za kategorię społeczną.
W kraju powstało pięć Bausparkassen. Bank Gospodarki Żywnościowej SA zawarł umowę z Bausparkasse Schwäbisch Hall, PKO BP z LBS Westdeutsche Landesbausparkasse i Ostdeutsche Landesbausparkasse, Pekao SA i PBG z Wüstenrot, a BIG Bank Gdański SA z Deutsche Bank Bauspar. BHW Holding utworzył natomiast spółkę z Wielkopolskim Bankiem Kredytowym SA.
- Wynajęliśmy biura, wyposażyliśmy je w komputery, zatrudniliśmy 70 osób, sfinansowaliśmy przeszkolenie pracowników. Mimo niepokojących wiadomości, mając zaufanie do polskich władz, kontynuowaliśmy inwestycje. Kasy miały ruszyć najpóźniej w czerwcu. Do końca 1998 r. zamierzaliśmy zatrudnić w Polsce około tysiąca współpracowników - wylicza Häckel.
- Lepiej zmienić zasady gry przed jej rozpoczęciem niż w trakcie - uważa Sławomir Najnigier. Zdaniem przedstawicieli kas, problemem jest to, że władze tworzą reguły przeczące zasadom gry. Instytucjom uniemożliwia się kalkulację opłacalności przedsięwzięcia. Rezerwa gwarancyjna wkładów może być w każdej chwili zmieniona przez Komisję Nadzoru Bankowego, a kasy nie mogą się odwołać od tej decyzji. Ponadto nowelizacja zakłada wprowadzenie sztywnego terminu przydziału kredytu, co mogłoby ograniczyć płynność finansową kas. - Generalną zasadą jest to, że sami ustalamy ten moment. Tworzymy autonomiczny, zamknięty system, niezależny od rynku kapitałowego. Decyzję o przydzieleniu kredytu podejmujemy w zależności od tego, ile pieniędzy znajduje się w kasie. Niedawno w Niemczech BHW skrócił o pół roku czas oczekiwania na pieniądze - twierdzi Otto Häckel.
Według noweli, każdy Polak będzie mógł tylko raz w życiu skorzystać z usług kasy budowlanej. - To szczególna forma pomocy państwa dla obywatela i dlatego nie można jej rozszerzyć - argumentuje prezes Najnigier. Widać tu jednak niekonsekwencję, skoro nie ma takiego ograniczenia w wypadku ulg podatkowych. Bankowcy twierdzą, że nowelizacja uczyni prowadzenie kas nieopłacalnym biznesem. W Niemczech połowę nowych umów zawieranych z Bausparkassen stanowią zlecenia klientów, którzy już wcześniej korzystali z ich usług.
Zmieniony ma też być sposób wypłacania premii. W myśl obowiązującej ustawy budżet winien przekazywać pieniądze na rachunek klienta pod koniec każdego roku. - Kasy otrzymywałyby pieniądze za darmo i przez dwa lata mogłyby nimi swobodnie obracać - mówi prezes Najnigier. Resort finansów dąży do tego, by premia była przyznawana dopiero w momencie realizacji umowy, czyli uzyskania przez klienta kredytu. Do tego czasu budżet nie ponosiłby wydatków na ten cel.
Ponadto rząd chce wprowadzić przepis wydłużający minimalny czas oszczędzania z dwóch do czterech lat. Powołuje się na rozwiązania w państwach, w których kasy już działają. Tymczasem po czterech latach oszczędzania kredyt można otrzymać jedynie na Węgrzech. W Austrii i na Słowacji nie ma żadnych ograniczeń, a w Czechach i Chorwacji obowiązuje dwuletni okres.
Wydłużenie minimalnego okresu oszczędzania sprawi, że najwcześniej w 2002 r. zostaną uwolnione fundusze na budowę. Dzisiaj w kraju brakuje 1,5-2 mln mieszkań; na Polaka przypada zaledwie 18 m kw. powierzchni mieszkalnej. Problemu nie da się rozwiązać bez pomocy państwa. Do polityków należy podjęcie decyzji, czy miliardami złotych wspierać nieefektywne rolnictwo, dawać odprawy socjalne górnikom, czy inwestować w te dziedziny, których rozwój pozwoli najszybciej nadrobić zaległości cywilizacyjne. - Tylko na dopłaty do emerytur rolniczych przeznacza się z budżetu 12 mld zł rocznie. W tym kontekście zaciekła walka o wysokość premii jest dla mnie niezrozumiała - ocenia prof. Wilczyński.
- Przy okrągłym stole w 1989 r. ustalono, że na budownictwo będziemy przeznaczać rocznie 5 proc. PKB. Zaczęliśmy od 2,2 proc. W tym roku budżet resortu budownictwa stanowi 0,9 proc. wydatków, a na przyszły rok zakłada się jego redukcję do 0,6 proc. - alarmuje Tadeusz Biliński, przewodniczący sejmowej Komisji Budownictwa. Nawet doliczając ok. 10 mld zł, które zaoszczędziliśmy z tytułu ulg budowlanych, uzyskamy zaledwie 2,5 PKB. Fundusze remontowe są zbyt małe, by powstrzymać dewastację. Państwo przeznacza na mieszkalnictwo coraz mniej pieniędzy, w dodatku coraz większą część tej kwoty pochłaniają wydatki wynikające z zobowiązań sprzed lat. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach nikt nie wymyśli recepty na radykalne przezwyciężenie zapaści mieszkaniowej w Polsce.
Więcej możesz przeczytać w 36/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.