Jak nie stracić na kryzysie w Rosji?
Gdyby w 1989 r. Polska nie wybrała kuracji wstrząsowej zaproponowanej przez Leszka Balcerowicza, zamiast prywatyzacji mielibyśmy nomenklaturową komercjalizację i załamanie złotówki, czyli powtórkę z rosyjskiego krachu. Kryzys, jaki przeżywa Rosja, jest jednak dla Polski nadal poważnym ostrzeżeniem: deficyt budżetowy grozi uzależnieniem od kapitału spekulacyjnego - głównego nabywcy obligacji rządowych i bonów skarbowych, inflacja odstręcza od oszczędzania i inwestowania, zaniechanie prywatyzacji oznacza brak wpływów podatkowych od nierentownych zakładów państwowych. Żeby nie popaść w tarapaty podobne do tych, jakie przeżywa Rosja, Polska wciąż zatem nie może sobie pozwalać na "poluzowanie" polityki finansowej, musi też - co proponuje ekipa wicepremiera Balcerowicza - zmniejszać obciążenia podatkowe, przyspieszać prywatyzację i przeprowadzenie pozostałych reform systemowych. Gdy się one powiodą, gdy Polska ostatecznie opuści Europę Środkową i zakotwiczy się na zachodzie kontynentu, a nasza gospodarka okaże się jeszcze bardziej odporna na regionalne kryzysy, łatwiejsze stanie się znalezienie pozytywnych dla nas odpowiedzi na pytania, które teraz nurtują wielu Polaków: czy wskutek krachu w Rosji stracą polscy eksporterzy, inwestorzy giełdowi, importerzy paliw oraz posiadacze złotówkowych oszczędności? Czy na rosyjskim kryzysie można zarobić, aktywizując eksport wskutek wymuszonej dewaluacji złotego czy też zmniejszając założony w przyszłorocznym budżecie deficyt? Czy złotówka nadal będzie słabła?
JAROSŁAW BAUC, wiceminister finansów:
- Wiadomo, że kryzys w Rosji będzie miał negatywny wpływ na polską gospodarkę. Dziś jednak nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, czy ograniczy się on do przejściowych i symbolicznych kłopotów eksporterów, czy też będzie miał dużo poważniejsze skutki. Gospodarka polska jest dość dobrze przygotowana na tego typu wstrząsy. Towary wysyłane do Rosji stanowią bowiem 8,4 proc. całego naszego eksportu, z czego ponad 40 proc. to żywność i inne towary pierwszej potrzeby. Rosyjscy przedsiębiorcy, którzy przeżywają teraz szok popytowy, na początku zrezygnują zapewne z bardziej wyrafinowanej konsumpcji, do tej grupy trudno jednak zaliczyć polską żywność. Nasze inwestycje w tamtym rejonie są symboliczne, nie istnieje też właściwie problem papierów wartościowych. Niektóre banki mogą się niepokoić zwrotem kredytów udzielonych firmom eksportowym, jednak działalność większości tych przedsiębiorstw opiera się nie tylko na kontaktach handlowych z Rosją. Gospodarka rosyjska podobna jest rozmiarami do hiszpańskiej. Gdyby w Hiszpanii nastąpił kryzys, prawdopodobnie poświęcono by mu niewiele uwagi. Kryzys rubla spowoduje jednak spadek zaufania do naszego regionu. Oznacza to wyższy koszt uzyskiwania kapitału i być może obniżenie tempa wzrostu gospodarczego w przyszłości. Jest to uzależnione od rozwoju sytuacji w Rosji, reakcji Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej. Od tego, który scenariusz wygra, zależą zmiany założeń w przyszłorocznym budżecie. Pierwsze decyzje będziemy mogli podjąć dopiero za kilka tygodni.
WIESŁAW ROZŁUCKI, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie:
- W ciągu ostatniego roku wpływ Rosji na Polskę wbrew obiegowym schematom i potocznym wyobrażeniom nie był duży. Biorąc pod uwagę wskaźnik korelacji notowań giełdy w Moskwie i giełd zagranicznych, był on w Polsce dwukrotnie mniejszy niż na przykład w Ameryce Łacińskiej czy na Węgrzech. Efekty kryzysu w Rosji docierają jednak i do nas. Na tle innych europejskich giełd nasza zachowuje się lepiej. Zdarzało się przecież, że na Węgrzech ceny akcji spadały o kilkanaście procent, podczas gdy w Polsce - o kilka. Gwałtowne ruchy cen nie trwają długo. Po nich następuje zmiana tendencji i ci, którzy w panice sprzedali, potem żałują. Najgorsze dla giełdy jest niewielkie, lecz długotrwałe obniżanie się indeksu giełdowego. Spadek cen akcji wszystkich spółek jednocześnie zdarza się natomiast rzadko. Nie jest on wtedy spowodowany sytuacją w spółkach. Te powinny teraz robić wszystko, żeby z własnej strony nie przyczyniać się do spadku cen akcji. Inwestorzy, którzy ponownie zechcą kupić papiery wartościowe, będą ostrożniejsi, bardziej selektywni wobec spółek o słabszych wynikach finansowych, podających niefrasobliwe prognozy zysków, przeprowadzających uprzywilejowane emisje. Tego typu zachowania są tolerowane w czasach hossy. Spadek cen na giełdzie wiąże się z obawami niektórych międzynarodowych inwestorów, którzy sądzą, że rosyjski kryzys rozszerzy się na Polskę. Z drugiej strony, giełda ma swoją specyfikę i pewne zjawiska zachodzą na niej mechanicznie. Inwestorzy, potrzebując gotówki, a nie mogąc jej wycofać z Rosji, szukają jej u nas, na Węgrzech, w Czechach. Akcje sprzedają często te instytucje, które normalnie by tego nie zrobiły. Bezpośrednie konsekwencje rosyjskiego kryzysu mogą mieć wpływ na sytuację kilku spółek giełdowych prowadzących z tym krajem większe interesy. Może się to ujawnić w ciągu kilkunastu miesięcy.
JERZY STOPYRA, I zastępca prezesa Narodowego Banku Polskiego:
- Skutkiem rosyjskiego kryzysu jest niewielkie osłabienie złotego w stosunku do innych walut. Ci inwestorzy, którzy nie mogą wycofać z Rosji zainwestowanego kapitału, sprzedają między innymi nasze bony skarbowe oraz akcje polskich spółek giełdowych. Oceniamy, że odpływ tego kapitału jest niewielki. Nie zagraża to rezerwom walutowym, które teraz nawet wzrastają. Jest to efekt napływu kapitału z innych źródeł. Inwestorzy nie przestali wierzyć w silną pozycję złotego i możliwość inwestowania. Nie wiadomo jednak, na ile kryzys w Rosji wpłynie na kraje WNP o słabszych niż nasza gospodarkach. Wówczas konsekwencje dla naszego kraju będą groźniejsze i wiązać się mogą ze spadkiem dynamiki wzrostu PKB. Teraz poza kryzysem w Rosji nie ma innych czynników, w tym także wewnętrznych, które mogłyby osłabić wartość naszej waluty. Jej pozycja jest na tyle mocna, że o swoje depozyty nie powinni się obawiać posiadacze lokat złotówkowych. Ich oprocentowanie - w porównaniu z inflacją - jest nadal korzystne. Podstawą kryzysu w Rosji był szybko rosnący deficyt budżetowy, który finansowali zagraniczni inwestorzy. Żeby tego uniknąć w Polsce, należy ograniczyć deficyt nawet poniżej zaplanowanych 11 mld zł. Zmniejszy się wówczas ryzyko, że jego finansowanie przez kapitał zagraniczny zakłóci stabilność naszych procesów gospodarczych.
WIESŁAW KACZMAREK, były minister przekształceń własnościowych:
- Nigdy nie wzorowaliśmy się na polityce prywatyzacyjnej Rosji, dlatego skutki rosyjskiego kryzysu będą dla Polski niewielkie. Inwestycji pośrednich czy bezpośrednich kapitału rosyjskiego nigdy w Polsce nie było, a kryzys w tej sferze jest raczej wewnętrzną sprawą tego kraju. Myślę zresztą, że jednym z powodów krachu w Rosji jest fikcyjna prywatyzacja, zwana voucherową. Możemy natomiast odczuć negatywny klimat wokół procesów prywatyzacyjnych w pośredni sposób - nastąpi spadek zaufania do naszego regionu Europy. Nie możemy zapominać bowiem, że mentalność światowych inwestorów oparta jest na stereotypach: nadal postrzegają oni Polskę jako kraj działający pod umownym parasolem wpływów gospodarczych Rosji. Zachwianie na rynku rosyjskim może więc spowodować odpływ zachodniego kapitału inwestującego w polskie papiery wartościowe. Ciągle niewielu inwestorów odróżnia odmienność polskich reform od tego, co się dzieje w Rosji. Groźniejsze będą straty polskich podmiotów gospodarczych, które przez poniesione straty zmniejszą swoje możliwości akumulacji kapitału, a co za tym idzie, zubożeje cała gospodarka. Myślę, że będziemy mieli do czynienia z presją na dewaluację złotówki. Na razie nie widzę wspólnych wniosków resortów gospodarki i finansów, a będą one potrzebne w prowadzeniu akcji promocyjnej naszego państwa i kształtowaniu obrazu Polski jako kraju bezpiecznego dla zachodnich inwestorów.
MIROSŁAW GRONICKI, członek Rady Makroekonomicznej przy ministrze finansów:
- Możemy mieć do czynienia z poważnym kryzysem gazowym, gdyż w dużej mierze jesteśmy uzależnieni od Gazpromu. Wartość importu gazu wynosi ok. 400 mln dolarów. W 1996 r. gaz wysokometanowy przeznaczony dla przemysłu w 70 proc. pochodził ze Wschodu. Jeśli Gazpromowi będzie brakowało dolarów, będzie dążył do tego, by za transakcje płacono w odpowiedniej walucie. Dotychczas Bartimpex rozliczał się na zasadzie barteru - za gaz płacił między innymi towarami żywnościowymi. Nie ma już umów na szczeblu państwowym dotyczących dostaw gazu, zastąpiły je umowy między firmami. Jeśli nastąpi kryzys gazowy, jego skutki będą odczuwalne natychmiast, zwłaszcza dla przemysłu chemicznego i firm, które używają gazu do produkcji. Na szczęście w ropę możemy się już zaopatrywać na innych rynkach. Jedynym skutkiem kryzysu rubla będzie więc prawdopodobnie wzrost ceny ropy o dwa dolary za baryłkę (teraz kosztuje 12-13 dolarów).
TADEUSZ LISEK, dyrektor departamentu dwustronnych stosunków gospodarczych w Ministerstwie Gospodarki:
- Skala oddziaływania rosyjskiego kryzysu na partnerów gospodarczych tego kraju zależy od udziału wschodniego rynku w obrotach handlowych. Do Rosji kierujemy 8 proc. naszego eksportu, do krajów WNP - 15 proc. W ciągu minionych pięciu miesięcy zauważalne było obniżenie dynamiki polskiego eksportu, a możemy się spodziewać pogłębienia tej sytuacji - spadek może sięgnąć 10-15 punktów. Na naszą korzyść działa jednak struktura naszego eksportu. Dominują w nim towary pierwszej potrzeby: żywność, farmaceutyki i środki czystości. Kryzys dotknie w większym stopniu na przykład eksporterów mebli. Na pewno warunki działania na trudnym rynku rosyjskim musi uwzględnić 20 tys. polskich podmiotów gospodarczych. Należy zadbać o renegocjacje kontraktów i wziąć pod uwagę opóźnienia w płatnościach. Nie widzę natomiast zagrożenia dla dostaw ropy i gazu ziemnego. Kłopoty w naszym handlu z Rosją wynikają z ograniczonego dostępu banków i podmiotów gospodarczych tego kraju do walut wymienialnych. W miarę pogłębiania się kryzysu na pewno nastąpi spadek eksportu na Białoruś, która jest silnie powiązana z gospodarką rosyjską. Ukraina próbuje ratować swoją gospodarkę przez twardą politykę monetarną. Międzynarodowe organizacje finansowe zapewniły jej pomoc. Przedłużający się kryzys w Rosji na pewno jednak wpłynie destabilizująco także na naszą wymianę z Ukrainą. Jedyną formą możliwej pomocy państwa dla podmiotów handlujących z Rosją jest podzielenie się w tych warunkach ryzykiem.
JAROSŁAW BAUC, wiceminister finansów:
- Wiadomo, że kryzys w Rosji będzie miał negatywny wpływ na polską gospodarkę. Dziś jednak nie potrafimy odpowiedzieć na pytanie, czy ograniczy się on do przejściowych i symbolicznych kłopotów eksporterów, czy też będzie miał dużo poważniejsze skutki. Gospodarka polska jest dość dobrze przygotowana na tego typu wstrząsy. Towary wysyłane do Rosji stanowią bowiem 8,4 proc. całego naszego eksportu, z czego ponad 40 proc. to żywność i inne towary pierwszej potrzeby. Rosyjscy przedsiębiorcy, którzy przeżywają teraz szok popytowy, na początku zrezygnują zapewne z bardziej wyrafinowanej konsumpcji, do tej grupy trudno jednak zaliczyć polską żywność. Nasze inwestycje w tamtym rejonie są symboliczne, nie istnieje też właściwie problem papierów wartościowych. Niektóre banki mogą się niepokoić zwrotem kredytów udzielonych firmom eksportowym, jednak działalność większości tych przedsiębiorstw opiera się nie tylko na kontaktach handlowych z Rosją. Gospodarka rosyjska podobna jest rozmiarami do hiszpańskiej. Gdyby w Hiszpanii nastąpił kryzys, prawdopodobnie poświęcono by mu niewiele uwagi. Kryzys rubla spowoduje jednak spadek zaufania do naszego regionu. Oznacza to wyższy koszt uzyskiwania kapitału i być może obniżenie tempa wzrostu gospodarczego w przyszłości. Jest to uzależnione od rozwoju sytuacji w Rosji, reakcji Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej. Od tego, który scenariusz wygra, zależą zmiany założeń w przyszłorocznym budżecie. Pierwsze decyzje będziemy mogli podjąć dopiero za kilka tygodni.
WIESŁAW ROZŁUCKI, prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie:
- W ciągu ostatniego roku wpływ Rosji na Polskę wbrew obiegowym schematom i potocznym wyobrażeniom nie był duży. Biorąc pod uwagę wskaźnik korelacji notowań giełdy w Moskwie i giełd zagranicznych, był on w Polsce dwukrotnie mniejszy niż na przykład w Ameryce Łacińskiej czy na Węgrzech. Efekty kryzysu w Rosji docierają jednak i do nas. Na tle innych europejskich giełd nasza zachowuje się lepiej. Zdarzało się przecież, że na Węgrzech ceny akcji spadały o kilkanaście procent, podczas gdy w Polsce - o kilka. Gwałtowne ruchy cen nie trwają długo. Po nich następuje zmiana tendencji i ci, którzy w panice sprzedali, potem żałują. Najgorsze dla giełdy jest niewielkie, lecz długotrwałe obniżanie się indeksu giełdowego. Spadek cen akcji wszystkich spółek jednocześnie zdarza się natomiast rzadko. Nie jest on wtedy spowodowany sytuacją w spółkach. Te powinny teraz robić wszystko, żeby z własnej strony nie przyczyniać się do spadku cen akcji. Inwestorzy, którzy ponownie zechcą kupić papiery wartościowe, będą ostrożniejsi, bardziej selektywni wobec spółek o słabszych wynikach finansowych, podających niefrasobliwe prognozy zysków, przeprowadzających uprzywilejowane emisje. Tego typu zachowania są tolerowane w czasach hossy. Spadek cen na giełdzie wiąże się z obawami niektórych międzynarodowych inwestorów, którzy sądzą, że rosyjski kryzys rozszerzy się na Polskę. Z drugiej strony, giełda ma swoją specyfikę i pewne zjawiska zachodzą na niej mechanicznie. Inwestorzy, potrzebując gotówki, a nie mogąc jej wycofać z Rosji, szukają jej u nas, na Węgrzech, w Czechach. Akcje sprzedają często te instytucje, które normalnie by tego nie zrobiły. Bezpośrednie konsekwencje rosyjskiego kryzysu mogą mieć wpływ na sytuację kilku spółek giełdowych prowadzących z tym krajem większe interesy. Może się to ujawnić w ciągu kilkunastu miesięcy.
JERZY STOPYRA, I zastępca prezesa Narodowego Banku Polskiego:
- Skutkiem rosyjskiego kryzysu jest niewielkie osłabienie złotego w stosunku do innych walut. Ci inwestorzy, którzy nie mogą wycofać z Rosji zainwestowanego kapitału, sprzedają między innymi nasze bony skarbowe oraz akcje polskich spółek giełdowych. Oceniamy, że odpływ tego kapitału jest niewielki. Nie zagraża to rezerwom walutowym, które teraz nawet wzrastają. Jest to efekt napływu kapitału z innych źródeł. Inwestorzy nie przestali wierzyć w silną pozycję złotego i możliwość inwestowania. Nie wiadomo jednak, na ile kryzys w Rosji wpłynie na kraje WNP o słabszych niż nasza gospodarkach. Wówczas konsekwencje dla naszego kraju będą groźniejsze i wiązać się mogą ze spadkiem dynamiki wzrostu PKB. Teraz poza kryzysem w Rosji nie ma innych czynników, w tym także wewnętrznych, które mogłyby osłabić wartość naszej waluty. Jej pozycja jest na tyle mocna, że o swoje depozyty nie powinni się obawiać posiadacze lokat złotówkowych. Ich oprocentowanie - w porównaniu z inflacją - jest nadal korzystne. Podstawą kryzysu w Rosji był szybko rosnący deficyt budżetowy, który finansowali zagraniczni inwestorzy. Żeby tego uniknąć w Polsce, należy ograniczyć deficyt nawet poniżej zaplanowanych 11 mld zł. Zmniejszy się wówczas ryzyko, że jego finansowanie przez kapitał zagraniczny zakłóci stabilność naszych procesów gospodarczych.
WIESŁAW KACZMAREK, były minister przekształceń własnościowych:
- Nigdy nie wzorowaliśmy się na polityce prywatyzacyjnej Rosji, dlatego skutki rosyjskiego kryzysu będą dla Polski niewielkie. Inwestycji pośrednich czy bezpośrednich kapitału rosyjskiego nigdy w Polsce nie było, a kryzys w tej sferze jest raczej wewnętrzną sprawą tego kraju. Myślę zresztą, że jednym z powodów krachu w Rosji jest fikcyjna prywatyzacja, zwana voucherową. Możemy natomiast odczuć negatywny klimat wokół procesów prywatyzacyjnych w pośredni sposób - nastąpi spadek zaufania do naszego regionu Europy. Nie możemy zapominać bowiem, że mentalność światowych inwestorów oparta jest na stereotypach: nadal postrzegają oni Polskę jako kraj działający pod umownym parasolem wpływów gospodarczych Rosji. Zachwianie na rynku rosyjskim może więc spowodować odpływ zachodniego kapitału inwestującego w polskie papiery wartościowe. Ciągle niewielu inwestorów odróżnia odmienność polskich reform od tego, co się dzieje w Rosji. Groźniejsze będą straty polskich podmiotów gospodarczych, które przez poniesione straty zmniejszą swoje możliwości akumulacji kapitału, a co za tym idzie, zubożeje cała gospodarka. Myślę, że będziemy mieli do czynienia z presją na dewaluację złotówki. Na razie nie widzę wspólnych wniosków resortów gospodarki i finansów, a będą one potrzebne w prowadzeniu akcji promocyjnej naszego państwa i kształtowaniu obrazu Polski jako kraju bezpiecznego dla zachodnich inwestorów.
MIROSŁAW GRONICKI, członek Rady Makroekonomicznej przy ministrze finansów:
- Możemy mieć do czynienia z poważnym kryzysem gazowym, gdyż w dużej mierze jesteśmy uzależnieni od Gazpromu. Wartość importu gazu wynosi ok. 400 mln dolarów. W 1996 r. gaz wysokometanowy przeznaczony dla przemysłu w 70 proc. pochodził ze Wschodu. Jeśli Gazpromowi będzie brakowało dolarów, będzie dążył do tego, by za transakcje płacono w odpowiedniej walucie. Dotychczas Bartimpex rozliczał się na zasadzie barteru - za gaz płacił między innymi towarami żywnościowymi. Nie ma już umów na szczeblu państwowym dotyczących dostaw gazu, zastąpiły je umowy między firmami. Jeśli nastąpi kryzys gazowy, jego skutki będą odczuwalne natychmiast, zwłaszcza dla przemysłu chemicznego i firm, które używają gazu do produkcji. Na szczęście w ropę możemy się już zaopatrywać na innych rynkach. Jedynym skutkiem kryzysu rubla będzie więc prawdopodobnie wzrost ceny ropy o dwa dolary za baryłkę (teraz kosztuje 12-13 dolarów).
TADEUSZ LISEK, dyrektor departamentu dwustronnych stosunków gospodarczych w Ministerstwie Gospodarki:
- Skala oddziaływania rosyjskiego kryzysu na partnerów gospodarczych tego kraju zależy od udziału wschodniego rynku w obrotach handlowych. Do Rosji kierujemy 8 proc. naszego eksportu, do krajów WNP - 15 proc. W ciągu minionych pięciu miesięcy zauważalne było obniżenie dynamiki polskiego eksportu, a możemy się spodziewać pogłębienia tej sytuacji - spadek może sięgnąć 10-15 punktów. Na naszą korzyść działa jednak struktura naszego eksportu. Dominują w nim towary pierwszej potrzeby: żywność, farmaceutyki i środki czystości. Kryzys dotknie w większym stopniu na przykład eksporterów mebli. Na pewno warunki działania na trudnym rynku rosyjskim musi uwzględnić 20 tys. polskich podmiotów gospodarczych. Należy zadbać o renegocjacje kontraktów i wziąć pod uwagę opóźnienia w płatnościach. Nie widzę natomiast zagrożenia dla dostaw ropy i gazu ziemnego. Kłopoty w naszym handlu z Rosją wynikają z ograniczonego dostępu banków i podmiotów gospodarczych tego kraju do walut wymienialnych. W miarę pogłębiania się kryzysu na pewno nastąpi spadek eksportu na Białoruś, która jest silnie powiązana z gospodarką rosyjską. Ukraina próbuje ratować swoją gospodarkę przez twardą politykę monetarną. Międzynarodowe organizacje finansowe zapewniły jej pomoc. Przedłużający się kryzys w Rosji na pewno jednak wpłynie destabilizująco także na naszą wymianę z Ukrainą. Jedyną formą możliwej pomocy państwa dla podmiotów handlujących z Rosją jest podzielenie się w tych warunkach ryzykiem.
Więcej możesz przeczytać w 36/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.