Najkrótsza odpowiedź na pytanie o głębsze źródła kryzysu państwa opiekuńczego jest prosta - za dużo gwarancji!
Co chwilę można usłyszeć, że obecnie młodzież nie ma przed sobą perspektyw. Bliższa indagacja wskazuje jednak, że nie chodzi o brak perspektyw, lecz o brak gwarancji - zatrudnienia, dobrej płacy, mieszkania itd. Dlatego ten i ów chce nam wmówić, że za komuny było lepiej.
Dylemat: perspektywy czy gwarancje, odzwierciedla w znacznej mierze różnicę (jeśli nie przepaść) dzielącą rynkową, kapitalistyczną zasadę budowania przyszłości od miraży socjalistycznych. Co wolimy? Wolność, swobodę poszukiwania i osiągania sukcesu, samorealizację ograniczoną jedynie etyką i prawem, ale ze świadomością ryzyka niepowodzeń, czy gwarancję nieciekawej egzystencji na marnym poziomie, połączoną z licznymi barierami doktrynalnymi i biurokratycznymi? Co lepsze, czy zasada "każdy jest kowalem swego losu", wymuszająca aktywność, pełne wykorzystanie swych możliwości, czy opiekuńczość państwa obiecująca byt bez wysiłku i ryzyka?
Już od dość dawna poszukuje się rozwiązań ustrojowych łączących zalety gospodarki rynkowej, jej dynamiki, z rozbudowanym systemem redystrybucji i świadczeń socjalnych. Swoisty cynizm tych "trzecich dróg" polega na tym, że mimo rozlicznych zniechęcających barier liczy się na to, iż znajdą się prężni przedsiębiorcy pchający gospodarkę i wytwarzający nadwyżki po to, by w znacznej mierze stracić je na rzecz fiskusa i świadczeń socjalnych. Niemała część intelektualnego wysiłku ekip socjaldemokratycznych kierowana była - i jest - na konstruowanie systemu, który by godził ustrojowe cechy gospodarki rynkowej (bez nich nie ma dynamiki) z tzw. sprawiedliwym podziałem.
Koncepcje państwa opiekuńczego ponoszą na naszych oczach porażkę za porażką
Koncepcje państwa opiekuńczego ponoszą na naszych oczach porażkę za porażką. Okazało się, iż pochopna rozbudowa najrozmaitszych gwarancji osłabiła tak bardzo finanse publiczne nawet najbogatszych państw, że nieuchronne staje się wycofanie z świadczeń uznawanych za stałe zdobycze państwa opiekuńczego. Na domiar złego, na skutek licznych obciążeń przedsiębiorstw wzrosły koszty produkcji, osłabiając konkurencyjność socjaldemokratycznych gospodarek. Stąd był już tylko krok do silnego wzrostu bezrobocia, z którym nie mogą dać sobie rady takie państwa opiekuńcze, jak Niemcy i Francja.
Najkrótsza odpowiedź na pytanie o głębsze źródła kryzysu państwa opiekuńczego jest prosta - za dużo gwarancji! Za dużo obietnic egzystencji bez wysiłku, a za mało wolności dla przedsiębiorców i innowatorów, ograniczanych przez związki zawodowe i podskubywanych przez fiskus. Za mało jest tych, którzy mają zapewnić byt zbyt wielu beneficjentom. Doskonale dziś już znane zachodnie doświadczenia z państwem opiekuńczym i sektorem państwowym nie wpłynęły, niestety, w dostatecznej mierze na poglądy i preferencje większości polskich kół politycznych. Nie docenia się jeszcze zależności między poziomem produktu społecznego a dopuszczalnym ekonomicznie stopniem jego redystrybucji. Nadal utrzymuje się przesocjalizowana mentalność utożsamiająca perspektywy z gwarancjami. Zdaniem wielu polityków, tam, gdzie nie ma gwarancji, nie ma perspektyw. W ten sposób mówi się zarówno o młodzieży, jak i o rolnictwie. Od państwa nie tyle oczekuje się tworzenia warunków sprzyjających przedsiębiorczości, racjonalnemu gospodarowaniu, ile działań interwencyjnych na rzecz grup nacisku, konkurujących z sobą w wyścigu do naszych wspólnych pieniędzy... Czas sobie powiedzieć, że z alokacją środków budżetowych wymuszoną strajkami i blokadami daleko nie zajedziemy. Gospodarka z natury swej nie jest charytatywna. Nadmiernie rozbudowane gwarancje w istocie ograniczają perspektywy i podkopują warunki rozwoju. Perspektywa zawsze wymaga szerokiego horyzontu i przestrzeni i nie znosi barier i ograniczeń bez względu na to, ile by się przy tym mówiło o "względach społecznych".
Dylemat: perspektywy czy gwarancje, odzwierciedla w znacznej mierze różnicę (jeśli nie przepaść) dzielącą rynkową, kapitalistyczną zasadę budowania przyszłości od miraży socjalistycznych. Co wolimy? Wolność, swobodę poszukiwania i osiągania sukcesu, samorealizację ograniczoną jedynie etyką i prawem, ale ze świadomością ryzyka niepowodzeń, czy gwarancję nieciekawej egzystencji na marnym poziomie, połączoną z licznymi barierami doktrynalnymi i biurokratycznymi? Co lepsze, czy zasada "każdy jest kowalem swego losu", wymuszająca aktywność, pełne wykorzystanie swych możliwości, czy opiekuńczość państwa obiecująca byt bez wysiłku i ryzyka?
Już od dość dawna poszukuje się rozwiązań ustrojowych łączących zalety gospodarki rynkowej, jej dynamiki, z rozbudowanym systemem redystrybucji i świadczeń socjalnych. Swoisty cynizm tych "trzecich dróg" polega na tym, że mimo rozlicznych zniechęcających barier liczy się na to, iż znajdą się prężni przedsiębiorcy pchający gospodarkę i wytwarzający nadwyżki po to, by w znacznej mierze stracić je na rzecz fiskusa i świadczeń socjalnych. Niemała część intelektualnego wysiłku ekip socjaldemokratycznych kierowana była - i jest - na konstruowanie systemu, który by godził ustrojowe cechy gospodarki rynkowej (bez nich nie ma dynamiki) z tzw. sprawiedliwym podziałem.
Koncepcje państwa opiekuńczego ponoszą na naszych oczach porażkę za porażką
Koncepcje państwa opiekuńczego ponoszą na naszych oczach porażkę za porażką. Okazało się, iż pochopna rozbudowa najrozmaitszych gwarancji osłabiła tak bardzo finanse publiczne nawet najbogatszych państw, że nieuchronne staje się wycofanie z świadczeń uznawanych za stałe zdobycze państwa opiekuńczego. Na domiar złego, na skutek licznych obciążeń przedsiębiorstw wzrosły koszty produkcji, osłabiając konkurencyjność socjaldemokratycznych gospodarek. Stąd był już tylko krok do silnego wzrostu bezrobocia, z którym nie mogą dać sobie rady takie państwa opiekuńcze, jak Niemcy i Francja.
Najkrótsza odpowiedź na pytanie o głębsze źródła kryzysu państwa opiekuńczego jest prosta - za dużo gwarancji! Za dużo obietnic egzystencji bez wysiłku, a za mało wolności dla przedsiębiorców i innowatorów, ograniczanych przez związki zawodowe i podskubywanych przez fiskus. Za mało jest tych, którzy mają zapewnić byt zbyt wielu beneficjentom. Doskonale dziś już znane zachodnie doświadczenia z państwem opiekuńczym i sektorem państwowym nie wpłynęły, niestety, w dostatecznej mierze na poglądy i preferencje większości polskich kół politycznych. Nie docenia się jeszcze zależności między poziomem produktu społecznego a dopuszczalnym ekonomicznie stopniem jego redystrybucji. Nadal utrzymuje się przesocjalizowana mentalność utożsamiająca perspektywy z gwarancjami. Zdaniem wielu polityków, tam, gdzie nie ma gwarancji, nie ma perspektyw. W ten sposób mówi się zarówno o młodzieży, jak i o rolnictwie. Od państwa nie tyle oczekuje się tworzenia warunków sprzyjających przedsiębiorczości, racjonalnemu gospodarowaniu, ile działań interwencyjnych na rzecz grup nacisku, konkurujących z sobą w wyścigu do naszych wspólnych pieniędzy... Czas sobie powiedzieć, że z alokacją środków budżetowych wymuszoną strajkami i blokadami daleko nie zajedziemy. Gospodarka z natury swej nie jest charytatywna. Nadmiernie rozbudowane gwarancje w istocie ograniczają perspektywy i podkopują warunki rozwoju. Perspektywa zawsze wymaga szerokiego horyzontu i przestrzeni i nie znosi barier i ograniczeń bez względu na to, ile by się przy tym mówiło o "względach społecznych".
Więcej możesz przeczytać w 35/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.