Wschodni wirus
Malaria, ameboza, dur brzuszny, biegunki, HIV - to, wedle autorki tekstu "Choroba z importu", najmniej sympatyczne pamiątki, jakie przywozimy z zagranicznych wakacji. Nie twierdzę, że nieustanne siedzenie na sedesie jest przyjemnością, a AIDS może być powodem do dumy, ale sądzę, że z importu dociera do nas schorzenie znacznie groźniejsze, już przybierające nad Wisłą rozmiary epidemii. A wywołuje ją tak zwany wirus wschodni.
Wirus ten wywołuje skutki podobne do "dżumy XX wieku" i najzłośliwszej postaci raka razem wziętych. Odbiera organizmowi gospodarczemu zdolności obronne i równocześnie w błyskawicznym tempie toczy tkankę władzy i państwa. Pomóc może jedynie zastosowanie we wczesnym stadium rozwoju choroby radykalnej kuracji. Późniejsze leczenie objawowe i cała seria choćby najdroższych kroplówek przedłużają tylko agonię. Rosja jest dziś tego najlepszym przykładem. Tamtejszą odmianę wirusa Grigorij Jawliński, założyciel i lider opozycyjnej w Dumie frakcji Jabłoko, nazywa (vide: "Rządy kucharki") "władzą oligarchiczno-kryminalną" bądź "korupcją na służbie demokracji". Przyczyniła się ona (vide: "Zapaść") nie tylko do sześcioletniego zastoju w reformowaniu postkomunistycznej gospodarki, nie tylko do uzależnienia się niedawnego supermocarstwa od eksportu surowców oraz importu żywności, nie tylko do powstania nietykalnych, potężnych, mafijnych grup interesów i nie tylko do totalnego krachu ekonomicznego. Co może nawet w dłuższej perspektywie dla Rosji ważniejsze, wschodni wirus doprowadził do całkowitej degradacji instytucji państwa w oczach obywateli i kompletnego upadku autorytetu rządzących. "Dewaluacji uległ sam urząd prezydencki, a wraz z nim cała zbudowana na jego podstawie i nieograniczonych niemal pełnomocnictwach władza" - napisała moskiewska prasa. "Krach w Rosji to kryzys systemu rządowego" - zdiagnozował dziennik "Berliner Zeitung".
Oczywiście, możemy zaraz sięgnąć do tekstu "Wiatr od wschodu" i przeczytać wypowiedź prof. Jana Winieckiego, który uspokaja, iż "kichnięcie w Europie Zachodniej miałoby dla nas poważniejsze konsekwencje niż grypa w Rosji". W wymiarze czysto ekonomicznym - zapewne tak. Ale, o czym już była mowa, wschodni wirus atakuje nie tylko gospodarkę. "Egzekwowanie prawa jest tożsame z budowaniem autorytetu państwa" - powiada w "Rozmowie wprost" Hanna Suchocka, minister sprawiedliwości i prokurator generalny. I dalej: "W państwie demokratycznym władza, która boi się użyć siły, działa przeciwko społeczeństwu, przyczynia się bowiem do fali anarchii oraz obezwładniania państwa". Święte słowa, tylko co z nich w praktyce wynika? Jak mają się one na przykład do zjawiska "bratania się" (za "Wiadomościami") policjantów z... blokującymi drogi, czyli w sposób ewidentny łamiącymi prawo (vide: "Blokada państwa")? Czy paraliżowanie kraju nie oznacza "fali anarchii i obezwładniania państwa"? A jak zapowiedzi prokuratora generalnego mają się do wyczynów kilku szalonych, czy tylko nieodpowiedzialnych, religijnych fanatyków, którzy w cieniu krzyża od wielu dni naigrawają się z prawa i władzy? Cóż z tego, że możemy mieć wkrótce nawet najlepszy na świecie kodeks karny (vide: "Prawo do prawa"), skoro nie będzie komu go egzekwować? Ma rację Lech Falandysz, kiedy zauważa (vide: "Jakim prawem"), "iż jednym z głównych źródeł społecznego niezadowolenia i poczucia zagrożenia jest przekonanie, że władza nie panuje nad życiem społecznym". A to już nic innego, jak tylko sygnał, że wschodni wirus dokonuje u nas całkiem sporych spustoszeń. Pozostaje wiara, że niektórzy nasi rządzący zechcą z wydarzeń za wschodnią granicą wyciągnąć wnioski nie tylko krzepiące, że rychło zrozumieją, iż bierność lękliwego państwa wobec aktów agresji i bezprawia stanowi zachętę do stosowania przemocy oraz szantażu. W przeciwnym wypadku jeden z nich - jak niedawno Grigorij Jawliński, kandydat na prezydenta Rosji w roku 2000 - może już w całkiem nieodległej przyszłości otrzymać przesyłkę z palcem swojego dziecka i propozycją zaprzestania działalności politycznej.
Wirus ten wywołuje skutki podobne do "dżumy XX wieku" i najzłośliwszej postaci raka razem wziętych. Odbiera organizmowi gospodarczemu zdolności obronne i równocześnie w błyskawicznym tempie toczy tkankę władzy i państwa. Pomóc może jedynie zastosowanie we wczesnym stadium rozwoju choroby radykalnej kuracji. Późniejsze leczenie objawowe i cała seria choćby najdroższych kroplówek przedłużają tylko agonię. Rosja jest dziś tego najlepszym przykładem. Tamtejszą odmianę wirusa Grigorij Jawliński, założyciel i lider opozycyjnej w Dumie frakcji Jabłoko, nazywa (vide: "Rządy kucharki") "władzą oligarchiczno-kryminalną" bądź "korupcją na służbie demokracji". Przyczyniła się ona (vide: "Zapaść") nie tylko do sześcioletniego zastoju w reformowaniu postkomunistycznej gospodarki, nie tylko do uzależnienia się niedawnego supermocarstwa od eksportu surowców oraz importu żywności, nie tylko do powstania nietykalnych, potężnych, mafijnych grup interesów i nie tylko do totalnego krachu ekonomicznego. Co może nawet w dłuższej perspektywie dla Rosji ważniejsze, wschodni wirus doprowadził do całkowitej degradacji instytucji państwa w oczach obywateli i kompletnego upadku autorytetu rządzących. "Dewaluacji uległ sam urząd prezydencki, a wraz z nim cała zbudowana na jego podstawie i nieograniczonych niemal pełnomocnictwach władza" - napisała moskiewska prasa. "Krach w Rosji to kryzys systemu rządowego" - zdiagnozował dziennik "Berliner Zeitung".
Oczywiście, możemy zaraz sięgnąć do tekstu "Wiatr od wschodu" i przeczytać wypowiedź prof. Jana Winieckiego, który uspokaja, iż "kichnięcie w Europie Zachodniej miałoby dla nas poważniejsze konsekwencje niż grypa w Rosji". W wymiarze czysto ekonomicznym - zapewne tak. Ale, o czym już była mowa, wschodni wirus atakuje nie tylko gospodarkę. "Egzekwowanie prawa jest tożsame z budowaniem autorytetu państwa" - powiada w "Rozmowie wprost" Hanna Suchocka, minister sprawiedliwości i prokurator generalny. I dalej: "W państwie demokratycznym władza, która boi się użyć siły, działa przeciwko społeczeństwu, przyczynia się bowiem do fali anarchii oraz obezwładniania państwa". Święte słowa, tylko co z nich w praktyce wynika? Jak mają się one na przykład do zjawiska "bratania się" (za "Wiadomościami") policjantów z... blokującymi drogi, czyli w sposób ewidentny łamiącymi prawo (vide: "Blokada państwa")? Czy paraliżowanie kraju nie oznacza "fali anarchii i obezwładniania państwa"? A jak zapowiedzi prokuratora generalnego mają się do wyczynów kilku szalonych, czy tylko nieodpowiedzialnych, religijnych fanatyków, którzy w cieniu krzyża od wielu dni naigrawają się z prawa i władzy? Cóż z tego, że możemy mieć wkrótce nawet najlepszy na świecie kodeks karny (vide: "Prawo do prawa"), skoro nie będzie komu go egzekwować? Ma rację Lech Falandysz, kiedy zauważa (vide: "Jakim prawem"), "iż jednym z głównych źródeł społecznego niezadowolenia i poczucia zagrożenia jest przekonanie, że władza nie panuje nad życiem społecznym". A to już nic innego, jak tylko sygnał, że wschodni wirus dokonuje u nas całkiem sporych spustoszeń. Pozostaje wiara, że niektórzy nasi rządzący zechcą z wydarzeń za wschodnią granicą wyciągnąć wnioski nie tylko krzepiące, że rychło zrozumieją, iż bierność lękliwego państwa wobec aktów agresji i bezprawia stanowi zachętę do stosowania przemocy oraz szantażu. W przeciwnym wypadku jeden z nich - jak niedawno Grigorij Jawliński, kandydat na prezydenta Rosji w roku 2000 - może już w całkiem nieodległej przyszłości otrzymać przesyłkę z palcem swojego dziecka i propozycją zaprzestania działalności politycznej.
Więcej możesz przeczytać w 35/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.