W służbie zdrowia dokonuje się wielka zmiana. 1 stycznia 1999 r. wejdzie w życie ustawa o powszechnym ubezpieczeniu zdrowotnym, co oznacza, że najpóźniej do końca października tego roku szpitale i zakłady opieki zdrowotnej stracą status jednostek budżetowych. Dotychczasowi dyrektorzy szpitali, w większości lekarze, zostali rzuceni na głębokie wody wolnego rynku. Na razie większość z nich jest zdezorientowana i zagubiona.
Kasy chorych będą zawierały kontrakty z takimi zakładami, które zagwarantują odpowiedni poziom leczenia i niskie koszty. W nowym systemie wygrają jednostki dobrze wyposażone w aparaturę i zatrudniające najlepszą kadrę lekarską. Rodzi to coraz więcej konfliktów. W związku z tym, że pieniędzy na opiekę zdrowotną jest za mało, słabe szpitale i oddziały muszą zostać zamknięte, a w innych zatrudnienie trzeba będzie znacznie zredukować. Lekarze - głównie pediatrzy, laryngolodzy, chirurdzy, okuliści czy nawet ginekolodzy - czują się coraz bardziej zagrożeni. Wątpliwości budzi też instytucja lekarza rodzinnego. Na razie pracuje ich tylko około siedmiuset, ale już za trzy lata ma ich być dwadzieścia tysięcy. To oni będą kierowali nas, pacjentów, do lekarza specjalisty i to oni - z własnego budżetu - będą mu płacili. Siłą rzeczy odbiorą więc wielu pacjentów dotychczasowym beneficjentom systemu. Ci z kolei podkreślają, że miną lata, zanim lekarz rodzinny będzie potrafił zastąpić w podstawowych czynnościach laryngologa, neurologa, kardiologa czy ginekologa. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że wszystkie te konieczne skądinąd zmiany nie odbiją się na zdrowiu pacjentów.
Więcej możesz przeczytać w 35/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.