Partie najlepiej budować w działaniu, a wybory są dobrą do tego okazją
Mamy teraz sezon ogórkowy, a ogórki składają się - jeśli się nie mylę - w ponad dziewięćdziesięciu procentach z wody, resztę zaś stanowią ważne sole mineralne. Podobnie jest z sezonem ogórkowym w polityce. Ponad dziewięćdziesiąt procent dziennikarskich informacji to - potocznie mówiąc - lanie wody. Reszta to wieści interesujące, choć niekiedy słone, niekiedy gorzkie.
Najpierw więc sprawa krzyży, która boli mnie najbardziej, bo najmocniej dotyka. 10 marca tego roku wystosowałem list do Społecznego Komitetu Obrony Krzyża w Oświęcimiu (wraz z odpisami do JE księdza prymasa i JE księdza biskupa ordynariusza), czyli parę miesięcy przed akcją Kazimierza Świtonia. List brzmiał następująco: Nie jestem antysemitą. Symbole każdej religii są mi drogie. Tak jak drogie są uczucia ludzi, którzy w te symbole wierzą, którzy czerpią z nich moralną siłę. Dlatego uważam, że miejsce, gdzie popełniono jedną z większych zbrodni naszego stulecia, nie jest moralnie i religijnie obojętne. Symbole religijne na tym terenie są znakiem niezgody tej religii na ową straszną zbrodnię. Dlatego jestem przeciwny usunięciu krzyża z terenu byłego hitlerowskiego obozu Auschwitz-Birkenau. Mimo że jest to największy cmentarz narodu żydowskiego, nie brak przecież na nim polskich prochów. Państwo polskie podjęło się opieki nad tym miejscem. Brak znaku mojej wiary na tym miejscu mógłby sugerować, że my, chrześcijanie, godzimy się na tę zbrodnię lub pochwalamy ją. W imię tej strasznej nauki, która wypływa z Zagłady, w imię braku zgody dla tej zbrodni przez nas, chrześcijan, proszę o pozostawienie krzyża, symbolu męki i odkupienia, na terenie byłego obozu zagłady w Auschwitz. Polacy wierzą, że jest to symbol szczególnego szacunku i świętości miejsca, które ogarnia swymi ramionami. W odmiennej sytuacji można będzie nas - chrześcijan - posądzać o antysemityzm. Do czego nie chcę i nie mogę dopuścić. (...) L.W. Wtedy była to sprawa poważna. Teraz Świtoń uczynił coś, co ociera się o bluźnierstwo. Uczynienie z Krzyża monety przetargowej, żetonu do licytacji to nie tylko dewaluacja Jego wartości, lecz także jej zaprzeczenie. Stawianie krzyży "przeciw komuś" to dla mnie tak jak Jego podeptanie. Trzeba Krzyża bronić, ale nie można Nim bezsensownie wywijać. I jeszcze pouczać swoich biskupów, jakie są obowiązki wobec Krzyża. Jedno słowo ciśnie się na usta - zgorszenie.
Trzeba Krzyża bronić, ale nie można Nim bezsensownie wywijać
Przejdźmy do rzeczy mniej gorzkich, choć bardzo słonych - do wyborów. Ordynacja została napisana tak, by zwyciężyły dwa ugrupowania najsilniejsze - AWS i SLD. Reszta skazana jest na polityczne nieistnienie. Nie wróży to najlepiej artykulacji interesów lokalnych. To nie będzie samorząd - to będzie sam rząd lub sama opozycja. A w wyborach weźmie udział niewiele więcej niż jedna czwarta uprawnionych. Mimo to Chrześcijańska Demokracja III Rzeczypospolitej Polskiej idzie do wyborów samodzielnie. Nie liczymy na oszałamiające sukcesy, bo nastawiliśmy się na wybory parlamentarne za trzy lata. Partia jeszcze się rodzi, jeszcze się buduje. To tak jak ledwo raczkującemu niemowlakowi kazać startować w maratonie z dorosłymi zawodnikami. Ale... Są dwa powody, które nas nakłaniają do startu. Po pierwsze, partie najlepiej budować w działaniu, a wybory są dobrą do tego okazją. Po drugie zaś, ludzie zmęczeni są już plebiscytami, wybieraniem mniejszego zła, miotaniem się między skrajnościami. Część zagłosuje z całą pewnością na chadecję. W tej nadziei utwierdza mnie pan Jarosław Kaczyński, który niecały miesiąc po powołaniu przeze mnie komitetu wyborczego zapowiedział powołanie komitetu pod podobnie brzmiącą nazwą. To próba powtórzenia manewru z dwoma partiami emerytów i rencistów z wyborów parlamentarnych. A przecież dywersji nie robi się przeciw tym, którzy się nie liczą.
Najpierw więc sprawa krzyży, która boli mnie najbardziej, bo najmocniej dotyka. 10 marca tego roku wystosowałem list do Społecznego Komitetu Obrony Krzyża w Oświęcimiu (wraz z odpisami do JE księdza prymasa i JE księdza biskupa ordynariusza), czyli parę miesięcy przed akcją Kazimierza Świtonia. List brzmiał następująco: Nie jestem antysemitą. Symbole każdej religii są mi drogie. Tak jak drogie są uczucia ludzi, którzy w te symbole wierzą, którzy czerpią z nich moralną siłę. Dlatego uważam, że miejsce, gdzie popełniono jedną z większych zbrodni naszego stulecia, nie jest moralnie i religijnie obojętne. Symbole religijne na tym terenie są znakiem niezgody tej religii na ową straszną zbrodnię. Dlatego jestem przeciwny usunięciu krzyża z terenu byłego hitlerowskiego obozu Auschwitz-Birkenau. Mimo że jest to największy cmentarz narodu żydowskiego, nie brak przecież na nim polskich prochów. Państwo polskie podjęło się opieki nad tym miejscem. Brak znaku mojej wiary na tym miejscu mógłby sugerować, że my, chrześcijanie, godzimy się na tę zbrodnię lub pochwalamy ją. W imię tej strasznej nauki, która wypływa z Zagłady, w imię braku zgody dla tej zbrodni przez nas, chrześcijan, proszę o pozostawienie krzyża, symbolu męki i odkupienia, na terenie byłego obozu zagłady w Auschwitz. Polacy wierzą, że jest to symbol szczególnego szacunku i świętości miejsca, które ogarnia swymi ramionami. W odmiennej sytuacji można będzie nas - chrześcijan - posądzać o antysemityzm. Do czego nie chcę i nie mogę dopuścić. (...) L.W. Wtedy była to sprawa poważna. Teraz Świtoń uczynił coś, co ociera się o bluźnierstwo. Uczynienie z Krzyża monety przetargowej, żetonu do licytacji to nie tylko dewaluacja Jego wartości, lecz także jej zaprzeczenie. Stawianie krzyży "przeciw komuś" to dla mnie tak jak Jego podeptanie. Trzeba Krzyża bronić, ale nie można Nim bezsensownie wywijać. I jeszcze pouczać swoich biskupów, jakie są obowiązki wobec Krzyża. Jedno słowo ciśnie się na usta - zgorszenie.
Trzeba Krzyża bronić, ale nie można Nim bezsensownie wywijać
Przejdźmy do rzeczy mniej gorzkich, choć bardzo słonych - do wyborów. Ordynacja została napisana tak, by zwyciężyły dwa ugrupowania najsilniejsze - AWS i SLD. Reszta skazana jest na polityczne nieistnienie. Nie wróży to najlepiej artykulacji interesów lokalnych. To nie będzie samorząd - to będzie sam rząd lub sama opozycja. A w wyborach weźmie udział niewiele więcej niż jedna czwarta uprawnionych. Mimo to Chrześcijańska Demokracja III Rzeczypospolitej Polskiej idzie do wyborów samodzielnie. Nie liczymy na oszałamiające sukcesy, bo nastawiliśmy się na wybory parlamentarne za trzy lata. Partia jeszcze się rodzi, jeszcze się buduje. To tak jak ledwo raczkującemu niemowlakowi kazać startować w maratonie z dorosłymi zawodnikami. Ale... Są dwa powody, które nas nakłaniają do startu. Po pierwsze, partie najlepiej budować w działaniu, a wybory są dobrą do tego okazją. Po drugie zaś, ludzie zmęczeni są już plebiscytami, wybieraniem mniejszego zła, miotaniem się między skrajnościami. Część zagłosuje z całą pewnością na chadecję. W tej nadziei utwierdza mnie pan Jarosław Kaczyński, który niecały miesiąc po powołaniu przeze mnie komitetu wyborczego zapowiedział powołanie komitetu pod podobnie brzmiącą nazwą. To próba powtórzenia manewru z dwoma partiami emerytów i rencistów z wyborów parlamentarnych. A przecież dywersji nie robi się przeciw tym, którzy się nie liczą.
Więcej możesz przeczytać w 35/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.