Biograf Clintona przyznał, że prezydent popełnił podstawowy błąd, przedstawiając się w roli ofiary
Kiedy w 1996 r. Bill Clinton po raz drugi startował w wyborach prezydenckich, jego republikański konkurent Bob Dole, powiedział: "Hasło wyborcze Clintona powinno brzmieć ťkłopoty to moja specjalnośćŤ". Dzisiaj można już z całą pewnością powiedzieć, że będzie ono towarzyszyć Clintonowi przez całą prezydenturę, która - zgodnie z konstytucją - powinna się zakończyć w 2000 r. Miliony Amerykanów zadają sobie pytanie, czy dotrzyma obietnicy i rzeczywiście wprowadzi Amerykę w nowe tysiąclecie. Jedno jest pewne, że przejdzie do historii USA jako pierwszy urzędujący prezydent, który składał zeznania w toczącym się przeciwko niemu śledztwie o popełnienie przestępstwa kryminalnego.
Niezależny prokurator Kenneth Starr, powołany przez Sąd Najwyższy do zbadania afery Whitewater, tajemniczego samobójstwa Vincenta Fostera, doradcy Clintona i sprawy zatrudnienia w biurze podróży Białego Domu przyjaciół z Arkansas, oskarża teraz prezydenta o krzywoprzysięstwo, nakłanianie do kłamstwa i utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości. Starr rozpoczął swoją działalność cztery lata temu i - mimo wielu ciemnych plam w przeszłości państwa Clintonów - niewiele potrafi im udowodnić. Gdyby nie gadatliwość zadurzonej w prezydencie 25-letniej byłej stażystki Białego Domu Moniki Lewinsky, niezależny prokurator pewnie nic nie znalazłby przeciwko Clintonowi. Prowadzone przez niego śledztwo pochłonęło ponad 40 mln USD z kieszeni podatnika, a akceptacja społeczna dla działalności Starra malała z dnia na dzień. Ale 12 stycznia tego roku Linda Tripp, była pracownica Białego Domu, dostarczyła dowody, których natychmiast użyto przeciwko prezydentowi. Były to zwierzenia jej przyjaciółki Moniki Lewinsky. Podczas jednej z rozmów Lewinsky opowiedziała o romansie z prezydentem, zdradzając wiele pikantnych szczegółów, łącznie z tym, że Clinton namawiał ją, aby w przesłuchaniu przed adwokatami Pauli Jones, oskarżającej go o molestowanie seksualne, zaprzeczyła, iż łączyły ich jakiekolwiek bliższe stosunki. Hillary Clinton, broniąc męża, oświadczyła, że za tym wszystkim kryje się spisek prawicy.
Starr zażądał stawienia się przed ławą przysięgłych członków osobistej ochrony prezydenta, co było ewenementem. Po długotrwałych negocjacjach z prokuratorem adwokat byłej stażystki uzyskał dla niej immunitet w zamian za obietnicę złożenia prawdziwych zeznań. Badania opinii społecznej wykazywały, że ponad 55 proc. Amerykanów nie wierzy w prawdomówność prezydenta, ale gotowych jest mu wszystko wybaczyć, jeśli przyzna się do winy. Większość ankietowanych nie uważała, że ewentualne kłamstwo jest wystarczającym powodem do odsunięcia Clintona od władzy.
Wielu doradców prezydenta było zdania, że nie powinien się przyznawać, bo tylko pogorszy swoją sytuację. Natomiast większość republikanów, łącznie z przewodniczącym senackiej komisji prawnej Orrinem Hatchem, twierdziła, że jest w stanie puścić wszystko w niepamięć, jeśli Clinton przyzna się do winy. Dalej wydarzenia potoczyły się jak w hollywoodzkim scenariuszu. Monica przyznała się do romansu z Clintonem i do tego, że wielokrotnie rozmawiał z nią o konieczności utrzymania tego związku w tajemnicy. Zapewniała natomiast, że nie namawiał jej nigdy do składania fałszywych zeznań. Kiedy 17 sierpnia prezydent sam zeznawał przed ławą przysięgłych, 67 mln Amerykanów czekało przed telewizorami na zapowiedziane oświadczenie. Clinton przyznał się do "nieodpowiednich stosunków" z Lewinsky, zaprzeczył natomiast, aby kiedykolwiek namawiał kogoś do kłamstwa.
Nie takiego jednak wystąpienia oczekiwała większość Amerykanów. Senator Arlen Spectre stwierdziła, że była to czysta retoryka, a prezydent całą winę przelał na niezależnego prokuratora Starra. David Maranis, który opracowuje biografię Clintona, przyznał, że prezydent popełnił podstawowy błąd, przedstawiając się w roli ofiary, co wcześniej czy później obróci się przeciwko niemu. Były wiceprezydent Dan Quale powiedział wprost, że Clinton sam powinien zrezygnować ze swej funkcji. Tymczasem demokraci wydawali się zadowoleni z oświadczenia. Następnego dnia na pierwszych stronach amerykańskich gazet pojawiły się zdjęcia prezydenta opatrzone tytułami: "Kłamca", "Wyjaśnij nam, co oznaczają nieodpowiednie stosunki". Specjaliści oceniający mimikę Clintona podczas wystąpienia przed kamerami stwierdzili, że był on bardziej zdenerwowany i wściekły niż smutny czy zmartwiony. Kiedy 20 sierpnia Lewinsky powtórnie pojawiła się, aby złożyć zeznania przed Wielką Ławą Przysięgłych, nie towarzyszyły jej tłumy dziennikarzy i kamery telewizyjne. Tego dnia Stany Zjednoczone przeprowadziły ataki na bazę szkoleniową terrorystów w Afganistanie i fabrykę produkującą broń masowej zagłady w Sudanie. Zdecydowane stanowisko w sprawie militarnej reakcji na zamachy terrorystyczne sprawiło, że poparcie dla prezydenta w społeczeństwie wzrosło nagle o ponad 20 proc.
Czy ta antyterrorystyczna batalia uratuje prezydenturę Clintona? Krzywoprzysięstwo jest w USA traktowane jako poważne przestępstwo. Procedurę impeachmentu zastosowano dotychczas tylko dwa razy - wobec prezydentów Andrew Johnsona i Richarda Nixona. Obaj zdążyli jednak sami zrezygnować z urzędu. Pozostaje też pytanie, kto teraz pokryje koszty sądowe, które wynoszą już ponad 6 mln USD. Clinton jest pierwszym w historii USA prezydentem akceptującym datki na ich pokrycie. Na liście donatorów znajdują się hollywoodzkie gwiazdy, m.in. Barbra Streisand, Tom Hanks czy Steven Spielberg. Sytuacja finansowa Clintonów jest - jak poinformował "The New York Times" - tragiczna. Na utworzone w lutym tego roku konto wpłynęły również pieniądze od zwykłych obywateli, którzy chcą wesprzeć swojego prezydenta.
Niezależny prokurator Kenneth Starr, powołany przez Sąd Najwyższy do zbadania afery Whitewater, tajemniczego samobójstwa Vincenta Fostera, doradcy Clintona i sprawy zatrudnienia w biurze podróży Białego Domu przyjaciół z Arkansas, oskarża teraz prezydenta o krzywoprzysięstwo, nakłanianie do kłamstwa i utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości. Starr rozpoczął swoją działalność cztery lata temu i - mimo wielu ciemnych plam w przeszłości państwa Clintonów - niewiele potrafi im udowodnić. Gdyby nie gadatliwość zadurzonej w prezydencie 25-letniej byłej stażystki Białego Domu Moniki Lewinsky, niezależny prokurator pewnie nic nie znalazłby przeciwko Clintonowi. Prowadzone przez niego śledztwo pochłonęło ponad 40 mln USD z kieszeni podatnika, a akceptacja społeczna dla działalności Starra malała z dnia na dzień. Ale 12 stycznia tego roku Linda Tripp, była pracownica Białego Domu, dostarczyła dowody, których natychmiast użyto przeciwko prezydentowi. Były to zwierzenia jej przyjaciółki Moniki Lewinsky. Podczas jednej z rozmów Lewinsky opowiedziała o romansie z prezydentem, zdradzając wiele pikantnych szczegółów, łącznie z tym, że Clinton namawiał ją, aby w przesłuchaniu przed adwokatami Pauli Jones, oskarżającej go o molestowanie seksualne, zaprzeczyła, iż łączyły ich jakiekolwiek bliższe stosunki. Hillary Clinton, broniąc męża, oświadczyła, że za tym wszystkim kryje się spisek prawicy.
Starr zażądał stawienia się przed ławą przysięgłych członków osobistej ochrony prezydenta, co było ewenementem. Po długotrwałych negocjacjach z prokuratorem adwokat byłej stażystki uzyskał dla niej immunitet w zamian za obietnicę złożenia prawdziwych zeznań. Badania opinii społecznej wykazywały, że ponad 55 proc. Amerykanów nie wierzy w prawdomówność prezydenta, ale gotowych jest mu wszystko wybaczyć, jeśli przyzna się do winy. Większość ankietowanych nie uważała, że ewentualne kłamstwo jest wystarczającym powodem do odsunięcia Clintona od władzy.
Wielu doradców prezydenta było zdania, że nie powinien się przyznawać, bo tylko pogorszy swoją sytuację. Natomiast większość republikanów, łącznie z przewodniczącym senackiej komisji prawnej Orrinem Hatchem, twierdziła, że jest w stanie puścić wszystko w niepamięć, jeśli Clinton przyzna się do winy. Dalej wydarzenia potoczyły się jak w hollywoodzkim scenariuszu. Monica przyznała się do romansu z Clintonem i do tego, że wielokrotnie rozmawiał z nią o konieczności utrzymania tego związku w tajemnicy. Zapewniała natomiast, że nie namawiał jej nigdy do składania fałszywych zeznań. Kiedy 17 sierpnia prezydent sam zeznawał przed ławą przysięgłych, 67 mln Amerykanów czekało przed telewizorami na zapowiedziane oświadczenie. Clinton przyznał się do "nieodpowiednich stosunków" z Lewinsky, zaprzeczył natomiast, aby kiedykolwiek namawiał kogoś do kłamstwa.
Nie takiego jednak wystąpienia oczekiwała większość Amerykanów. Senator Arlen Spectre stwierdziła, że była to czysta retoryka, a prezydent całą winę przelał na niezależnego prokuratora Starra. David Maranis, który opracowuje biografię Clintona, przyznał, że prezydent popełnił podstawowy błąd, przedstawiając się w roli ofiary, co wcześniej czy później obróci się przeciwko niemu. Były wiceprezydent Dan Quale powiedział wprost, że Clinton sam powinien zrezygnować ze swej funkcji. Tymczasem demokraci wydawali się zadowoleni z oświadczenia. Następnego dnia na pierwszych stronach amerykańskich gazet pojawiły się zdjęcia prezydenta opatrzone tytułami: "Kłamca", "Wyjaśnij nam, co oznaczają nieodpowiednie stosunki". Specjaliści oceniający mimikę Clintona podczas wystąpienia przed kamerami stwierdzili, że był on bardziej zdenerwowany i wściekły niż smutny czy zmartwiony. Kiedy 20 sierpnia Lewinsky powtórnie pojawiła się, aby złożyć zeznania przed Wielką Ławą Przysięgłych, nie towarzyszyły jej tłumy dziennikarzy i kamery telewizyjne. Tego dnia Stany Zjednoczone przeprowadziły ataki na bazę szkoleniową terrorystów w Afganistanie i fabrykę produkującą broń masowej zagłady w Sudanie. Zdecydowane stanowisko w sprawie militarnej reakcji na zamachy terrorystyczne sprawiło, że poparcie dla prezydenta w społeczeństwie wzrosło nagle o ponad 20 proc.
Czy ta antyterrorystyczna batalia uratuje prezydenturę Clintona? Krzywoprzysięstwo jest w USA traktowane jako poważne przestępstwo. Procedurę impeachmentu zastosowano dotychczas tylko dwa razy - wobec prezydentów Andrew Johnsona i Richarda Nixona. Obaj zdążyli jednak sami zrezygnować z urzędu. Pozostaje też pytanie, kto teraz pokryje koszty sądowe, które wynoszą już ponad 6 mln USD. Clinton jest pierwszym w historii USA prezydentem akceptującym datki na ich pokrycie. Na liście donatorów znajdują się hollywoodzkie gwiazdy, m.in. Barbra Streisand, Tom Hanks czy Steven Spielberg. Sytuacja finansowa Clintonów jest - jak poinformował "The New York Times" - tragiczna. Na utworzone w lutym tego roku konto wpłynęły również pieniądze od zwykłych obywateli, którzy chcą wesprzeć swojego prezydenta.
Więcej możesz przeczytać w 35/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.