ESTABLISHMENTY SPOŁECZNE
Życiodajna agonia ożywia u jednych ciało, u innych umysł. Zdarza się, że agonia równocześnie ożywia i jedno, i drugie i wtedy mamy przywódcę protestów. Oczywiście, piszę o agonii systemu gospodarczego, społecznego, na który wyrok wydała historia, a tak naprawdę ekonomia. Pomimo ogromnych przemian, zachowały się w Polsce całe obszary w gospodarce, w życiu społecznym, gdzie PRL mocuje się ciągle z III RP. W tych obszarach żyją i rozmnażają się establishmenty społeczne, czyli ci, którzy żywią się konfliktem, tak jak sępy nieświeżym mięsem. Im dłużej trwa konflikt, im ma ostrzejszy przebieg, tym lepiej żyje się establishmentom społecznym, które - w przeciwieństwie do innych przywódców protestu - wcale nie zmierzają do rozwiązania napięć. Oni żyją z eskalacji napięcia, żyją ze strajkujących, blokujących, czyli z tych, którzy w wyniku przemian znaleźli się w trudnej sytuacji. Paradoksalnie dowodzi to, że wolny rynek działa nie tylko w gospodarce, lecz także w polityce.
Jeżeli gdziekolwiek w kraju zaprotestują hodowcy bobu, natychmiast zjawi się tam Andrzej Lepper ze swoimi brygadami ("Rewolwerowiec"), wsparty ciepłym słowem przez "bolityków" z PSL i zatroskanych działaczy SLD, Unii Pracy itp. Myliłby się ten, kto wzruszony społeczną wrażliwością - o której pisze Leszek Balcerowicz ("Manipulatorzy") - przejęty ową społeczną frazeologią, oczekiwałby rozwiązania problemów strajkujących przez zatroskanych polityków opozycji. Nikt z tzw. wrażliwej społecznie opozycji nie pozbawi się źródeł utrzymania, jakimi są konflikty.
Rzecz jasna, że nie ma prostego rozwiązania problemów polskiego rolnictwa, o czym piszą autorzy "Buntu małorolnych", gdyż takiego rozwiązania nie znaleźli również politycy zachodnioeuropejscy. Wyrok na nieefektywne, drogie rolnictwo europejskie już dawno zapadł. Te wszystkie protesty rolników francuskich, belgijskich, niemieckich, a także polskich to objawy agonii XIX-wiecznego modelu gospodarki rolnej, który musiał przegrać z systemem amerykańskim czy nowozelandzkim. To nie rolnicy są winni takiemu stanowi rzeczy w Europie, ale wadliwe systemy polityczne Unii Europejskiej, zakładające, że można oszukać mechanizmy wolnorynkowe przez jakiś czas. Różnego rodzaju dotacje dla rolnictwa to nic innego jak zażywanie coraz większej liczby tabletek przeciwbólowych przez chorego z ropnym zębem. Nierozwiązywanie problemu też jest pewnym rozwiązaniem, korzystnym dla tzw. wrażliwych społecznie, gdyż zapewnia im byt publiczny, choć zarazem jest to, niestety, najdroższy sposób dla całego społeczeństwa.
Strach pomyśleć, co się stanie, jeśli ktokolwiek gdziekolwiek w kraju chciałby przesunąć jakiś krzyż. Natychmiast zjawi się brygada Świtonia wsparta przez Radio Maryja oraz niektórych posłów i postawi tyle krzyży, ilu nie było po bitwie pod Grunwaldem. Jako Żyd z nominacji słuchaczy Radia Maryja uważam, że tę część obszaru Auschwitz, gdzie dokonano największego w dziejach ludzkości mordu Żydów, powinniśmy podarować po wsze czasy narodowi żydowskiemu. Wielkie narody stać na takie wielkie gesty. Tak zrobili Francuzi po II wojnie światowej i podarowali narodowi amerykańskiemu teren największego cmentarza żołnierzy amerykańskich, którzy zginęli w czasie desantu w Normandii.
Niestety, w Polsce ciągle - co być może wynika z praw rynku - mamy więcej polityków żyjących z konfliktów niż tych, którzy je rozwiązują. Ba, istnieje jakaś obłędna machina nakręcania napięć i tworzenia nowych konfliktów zupełnie irracjonalnych. A wokół nich krążą ciągle te same sępy wrażliwe społecznie. Czy trzeba ich Państwu przedstawiać? Odpowiem tekstem Jonasza Kofty sprzed wielu lat: "Nie, nie musi się pan przedstawiać. Ja pana znam. Pan reprezentuje establishmenty społeczne".
Jeżeli gdziekolwiek w kraju zaprotestują hodowcy bobu, natychmiast zjawi się tam Andrzej Lepper ze swoimi brygadami ("Rewolwerowiec"), wsparty ciepłym słowem przez "bolityków" z PSL i zatroskanych działaczy SLD, Unii Pracy itp. Myliłby się ten, kto wzruszony społeczną wrażliwością - o której pisze Leszek Balcerowicz ("Manipulatorzy") - przejęty ową społeczną frazeologią, oczekiwałby rozwiązania problemów strajkujących przez zatroskanych polityków opozycji. Nikt z tzw. wrażliwej społecznie opozycji nie pozbawi się źródeł utrzymania, jakimi są konflikty.
Rzecz jasna, że nie ma prostego rozwiązania problemów polskiego rolnictwa, o czym piszą autorzy "Buntu małorolnych", gdyż takiego rozwiązania nie znaleźli również politycy zachodnioeuropejscy. Wyrok na nieefektywne, drogie rolnictwo europejskie już dawno zapadł. Te wszystkie protesty rolników francuskich, belgijskich, niemieckich, a także polskich to objawy agonii XIX-wiecznego modelu gospodarki rolnej, który musiał przegrać z systemem amerykańskim czy nowozelandzkim. To nie rolnicy są winni takiemu stanowi rzeczy w Europie, ale wadliwe systemy polityczne Unii Europejskiej, zakładające, że można oszukać mechanizmy wolnorynkowe przez jakiś czas. Różnego rodzaju dotacje dla rolnictwa to nic innego jak zażywanie coraz większej liczby tabletek przeciwbólowych przez chorego z ropnym zębem. Nierozwiązywanie problemu też jest pewnym rozwiązaniem, korzystnym dla tzw. wrażliwych społecznie, gdyż zapewnia im byt publiczny, choć zarazem jest to, niestety, najdroższy sposób dla całego społeczeństwa.
Strach pomyśleć, co się stanie, jeśli ktokolwiek gdziekolwiek w kraju chciałby przesunąć jakiś krzyż. Natychmiast zjawi się brygada Świtonia wsparta przez Radio Maryja oraz niektórych posłów i postawi tyle krzyży, ilu nie było po bitwie pod Grunwaldem. Jako Żyd z nominacji słuchaczy Radia Maryja uważam, że tę część obszaru Auschwitz, gdzie dokonano największego w dziejach ludzkości mordu Żydów, powinniśmy podarować po wsze czasy narodowi żydowskiemu. Wielkie narody stać na takie wielkie gesty. Tak zrobili Francuzi po II wojnie światowej i podarowali narodowi amerykańskiemu teren największego cmentarza żołnierzy amerykańskich, którzy zginęli w czasie desantu w Normandii.
Niestety, w Polsce ciągle - co być może wynika z praw rynku - mamy więcej polityków żyjących z konfliktów niż tych, którzy je rozwiązują. Ba, istnieje jakaś obłędna machina nakręcania napięć i tworzenia nowych konfliktów zupełnie irracjonalnych. A wokół nich krążą ciągle te same sępy wrażliwe społecznie. Czy trzeba ich Państwu przedstawiać? Odpowiem tekstem Jonasza Kofty sprzed wielu lat: "Nie, nie musi się pan przedstawiać. Ja pana znam. Pan reprezentuje establishmenty społeczne".
Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.