Jeśli krzyż zostanie usunięty, to jeszcze dwa, trzy lata i jesteśmy w niewoli - przekonuje "pierwszy polski obrońca krzyża" Kazimierz Świtoń. "Ziemia ta jest polska, a wszelkie nakładanie innej woli jest odbierane jako ingerencja w suwerenność..." - napisał w swym oświadczeniu prymas Polski kardynał Józef Glemp. Do stawiania kolejnych krzyży zagrzewa Radio Maryja.
Jeśli krzyż zostanie usunięty, to jeszcze dwa, trzy lata i jesteśmy w niewoli - przekonuje "pierwszy polski obrońca krzyża" Kazimierz Świtoń. "Ziemia ta jest polska, a wszelkie nakładanie innej woli jest odbierane jako ingerencja w suwerenność..." - napisał w swym oświadczeniu prymas Polski kardynał Józef Glemp. Do stawiania kolejnych krzyży zagrzewa Radio Maryja. Z drugiej strony, eksterytorialności byłego obozu zagłady domaga się Kalman Sultanik, wiceprzewodniczący Światowego Kongresu Żydów, a rabin Avi Weiss zapowiada "kontrprotest" na żwirowisku. Wobec kunktatorstwa polskiego gabinetu i braku jedności Episkopatu Polski, najgłośniej słychać radykałów. Z coraz większym trudem przebijają się głosy mówiące o konieczności szacunku dla miejsca zagłady narodu żydowskiego i dla symboliki krzyża.
Ośmiometrowy krzyż postawiony na żwirowisku góruje nad terenem obu obozów. W cieniu krzyża Żydzi nie mogą się modlić za swój zabity w Birkenau naród. W Auschwitz ginęły tysiące katolików, a obowiązkiem ich współwyznawców jest zapewnić zmarłym pochówek w poświęconej ziemi i pod symbolem krzyża. Tu kończą się fakty. Dalej są niejasności. Czy na mocy genewskiego porozumienia z 1987 r. Polacy obiecali - jak twierdzi Kalman Sultanik - przenieść krzyż ze żwirowiska? Władysław Bartoszewski twierdzi, że nie zna takiej deklaracji. Krzysztof Śliwiński, pełnomocnik rządu ds. dialogu z diasporą żydowską, utrzymuje, że problemem dla społeczności żydowskiej nie jest sam krzyż, lecz jego wysokość. Temu z kolei zaprzecza naczelny rabin polski. Czy w końcu krzyż miał być przeniesiony w Boże Ciało w inne miejsce - co było bezpośrednim powodem rozpoczęcia protestu Świtonia? Biskup Tadeusz Rakoczy, ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, nie potwierdza tego.
Wszystko wskazuje na to, że okoliczności, które spowodowały eskalację konfliktu, zostały wygenerowane przez fundamentalistów. Spektakl rozgrywany kosztem największych świętości obu narodów wymknął się spod kontroli zarówno polskiego rządu i hierarchii kościelnej, jak i dążących do kompromisu organizacji żydowskich. - Nie wiadomo, jakie środowiska i z czyjej inicjatywy to robią - mówi biskup Rakoczy, który od początku podkreślał, że dziesiątki nowych krzyży są stawiane wbrew jego woli jako rządcy diecezji. Bez reakcji pozostawały nawoływania arcybiskupa Józefa Życińskiego, który ostrzegał przed "emocjami, chorymi ambicjami, krzykiem, którego nie potrzeba na Golgocie". Samozwańczy "obrońcy krzyża" stanęli ponad hierarchami Kościoła. Z tego względu organizacje żydowskie odmówiły podpisania "Deklaracji oświęcimskiej", która miała unormować status byłego obozu zagłady. Gabinet premiera Netaniahu rozpoczął nieformalne naciski na polski rząd, domagając się rozwiązania problemu. Tymczasem premier Buzek "odsyła" zainteresowanych do Kościoła jako instytucji opiekującej się - zgodnie z konkordatem - symbolami wiary. Zdaje się przy tym zapominać, że sprawy grobów polskich żołnierzy w Katyniu nie negocjowano z Cerkwią rosyjską, lecz z władzami państwowymi.
Ośmiometrowy krzyż postawiony na żwirowisku góruje nad terenem obu obozów. W cieniu krzyża Żydzi nie mogą się modlić za swój zabity w Birkenau naród. W Auschwitz ginęły tysiące katolików, a obowiązkiem ich współwyznawców jest zapewnić zmarłym pochówek w poświęconej ziemi i pod symbolem krzyża. Tu kończą się fakty. Dalej są niejasności. Czy na mocy genewskiego porozumienia z 1987 r. Polacy obiecali - jak twierdzi Kalman Sultanik - przenieść krzyż ze żwirowiska? Władysław Bartoszewski twierdzi, że nie zna takiej deklaracji. Krzysztof Śliwiński, pełnomocnik rządu ds. dialogu z diasporą żydowską, utrzymuje, że problemem dla społeczności żydowskiej nie jest sam krzyż, lecz jego wysokość. Temu z kolei zaprzecza naczelny rabin polski. Czy w końcu krzyż miał być przeniesiony w Boże Ciało w inne miejsce - co było bezpośrednim powodem rozpoczęcia protestu Świtonia? Biskup Tadeusz Rakoczy, ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, nie potwierdza tego.
Wszystko wskazuje na to, że okoliczności, które spowodowały eskalację konfliktu, zostały wygenerowane przez fundamentalistów. Spektakl rozgrywany kosztem największych świętości obu narodów wymknął się spod kontroli zarówno polskiego rządu i hierarchii kościelnej, jak i dążących do kompromisu organizacji żydowskich. - Nie wiadomo, jakie środowiska i z czyjej inicjatywy to robią - mówi biskup Rakoczy, który od początku podkreślał, że dziesiątki nowych krzyży są stawiane wbrew jego woli jako rządcy diecezji. Bez reakcji pozostawały nawoływania arcybiskupa Józefa Życińskiego, który ostrzegał przed "emocjami, chorymi ambicjami, krzykiem, którego nie potrzeba na Golgocie". Samozwańczy "obrońcy krzyża" stanęli ponad hierarchami Kościoła. Z tego względu organizacje żydowskie odmówiły podpisania "Deklaracji oświęcimskiej", która miała unormować status byłego obozu zagłady. Gabinet premiera Netaniahu rozpoczął nieformalne naciski na polski rząd, domagając się rozwiązania problemu. Tymczasem premier Buzek "odsyła" zainteresowanych do Kościoła jako instytucji opiekującej się - zgodnie z konkordatem - symbolami wiary. Zdaje się przy tym zapominać, że sprawy grobów polskich żołnierzy w Katyniu nie negocjowano z Cerkwią rosyjską, lecz z władzami państwowymi.
Więcej możesz przeczytać w 33/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.