Źle zaprojektowana reforma samorządowa zmniejszyła frekwencję wyborczą o kilkanaście punktów
Reszta świata nas nie obchodzi. Niech sobie myślą i robią, co chcą - my wiemy lepiej. Wiemy na przykład, że nie ma sensu branie udziału w wyborach. Pogląd ten wyraźnie zyskuje na popularności, o czym świadczy systematycznie malejąca frekwencja. Władza ciągle jawi się jako obca, choć od dobrych już paru lat do sądu takiego nie ma podstaw. Nam się tak jednak wydaje i już! Że za granicą powiedzą, że to miara naszej niedojrzałości politycznej? Nikomu nic do tego. Nas nikt nie będzie pouczał! Nadmiar informacji zresztą też szkodzi. W autoryzowanym wywiadzie ("Gazeta Wyborcza" z 12. 10. 1998 r.) prezes Stowarzyszenia Rodzina Polska stwierdza bez ogródek, że prasy nie czyta. Prawdziwym polskim (nie polskojęzycznym) intelektualistom nie jest to potrzebne. Oni wiedzą lepiej. Wiedzą, że Unia Europejska to zgnilizna i zaraza, od której trzeba się izolować. Szkoda czasu na rozpoznawanie i diagnozowanie wad i zalet tego ugrupowania, na podejmowanie odpowiednich kroków dostosowawczych. Lepiej nie brać tych zatrutych pieniędzy z PHARE, bo to judaszowe srebrniki. My zachowamy siermiężną wprawdzie, ale czysto polską substancję naszej gospodarki, dwuhektarowe rodzinne posiadłości ziemskie, wspierane emeryturami dla rolników, kopalnie coraz głębiej drążące polską ziemię, huty produkujące coraz grubsze blachy , fabryki produkujące coraz częściej spadające samoloty. Że brak pieniędzy na naukę, ochronę zdrowia i budowę dróg? Ważniejsze jest zachowanie w polskich (państwowych) rękach pomników naszej techniki z lat 60. czy 70., nawet jeśli trzeba je subwencjonować, oddłużać itd.
Polska jest krajem, w którym szczególnie ucierpiały elementarne cnoty obywatelskie
Wszystko to byłoby wesołe, gdyby nie było tak bardzo smutne. Nie ma się co łudzić. Polska jest krajem, w którym szczególnie ucierpiały elementarne cnoty obywatelskie. Już usłyszałem komentarz, że 80-procentowa frekwencja wyborcza w Niemczech czy Czechach w porównaniu z naszą, wynoszącą 30-40 proc., mówi sama za siebie. Tylko czekać na przypomnienie wypowiedzi Bismarcka o Polakach z czasów powstania styczniowego i na między- wojenne określenie Polski jako państwa sezonowego. Sami na to pracujemy. Nie tylko nie wyciągamy wniosków, ale po prostu nie znamy własnej historii. Na IV roku studiów renomowanej uczelni tylko jeden spośród kilkudziesięciu studentów zetknął się z "Bożym igrzyskiem" Daviesa.
Stopień znajomości spraw światowych, zwłaszcza gospodarczych, jest w praktyce minimalny. Targi w komisji trójstronnej (oby nie stanęła nam kością w gardle!) przebiegają tak, jakby światowy kryzys finansowy w ogóle nas nie obchodził i nie mógł dotknąć. Nam się należy od tego wrednego państwa i już! I najlepiej, żeby to nie była żadna komisja trójstronna, żeby nie było w niej jakichś pracodawców, tylko państwo!
Trudno w tej sytuacji dopatrzeć się wielkich postępów na drodze do społeczeństwa obywatelskiego. Najgorsze jest to, że koalicja rządowa, forsując źle zaprojektowaną i źle realizowaną reformę samo- rządowo-administracyjną, doprowadziła do frustracji wielu środowisk, do ich wyobcowania. Nie będzie chyba przesady w przypuszczeniu, że zła reforma samorządowa, która przecież miała być bodźcem do integracji społeczeństwa, w istocie zmniejszyła frekwencję wyborczą o kilkanaście procent.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest całkowite zobojętnienie młodzieży. Sondaże przeprowadzone w kilku komisjach wyborczych ujawniły prawie całkowitą absencję osób poniżej 40. roku życia. Nie pocieszałbym się w tej sytuacji porzekadłem, że gdy w kraju nic złego ani szczególnego się nie dzieje, frekwencja wyborcza maleje. To byłoby chowanie głowy w piasek. Społeczny (i państwowy) rachunek sumienia jest pilnie potrzebny.
Polska jest krajem, w którym szczególnie ucierpiały elementarne cnoty obywatelskie
Wszystko to byłoby wesołe, gdyby nie było tak bardzo smutne. Nie ma się co łudzić. Polska jest krajem, w którym szczególnie ucierpiały elementarne cnoty obywatelskie. Już usłyszałem komentarz, że 80-procentowa frekwencja wyborcza w Niemczech czy Czechach w porównaniu z naszą, wynoszącą 30-40 proc., mówi sama za siebie. Tylko czekać na przypomnienie wypowiedzi Bismarcka o Polakach z czasów powstania styczniowego i na między- wojenne określenie Polski jako państwa sezonowego. Sami na to pracujemy. Nie tylko nie wyciągamy wniosków, ale po prostu nie znamy własnej historii. Na IV roku studiów renomowanej uczelni tylko jeden spośród kilkudziesięciu studentów zetknął się z "Bożym igrzyskiem" Daviesa.
Stopień znajomości spraw światowych, zwłaszcza gospodarczych, jest w praktyce minimalny. Targi w komisji trójstronnej (oby nie stanęła nam kością w gardle!) przebiegają tak, jakby światowy kryzys finansowy w ogóle nas nie obchodził i nie mógł dotknąć. Nam się należy od tego wrednego państwa i już! I najlepiej, żeby to nie była żadna komisja trójstronna, żeby nie było w niej jakichś pracodawców, tylko państwo!
Trudno w tej sytuacji dopatrzeć się wielkich postępów na drodze do społeczeństwa obywatelskiego. Najgorsze jest to, że koalicja rządowa, forsując źle zaprojektowaną i źle realizowaną reformę samo- rządowo-administracyjną, doprowadziła do frustracji wielu środowisk, do ich wyobcowania. Nie będzie chyba przesady w przypuszczeniu, że zła reforma samorządowa, która przecież miała być bodźcem do integracji społeczeństwa, w istocie zmniejszyła frekwencję wyborczą o kilkanaście procent.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest całkowite zobojętnienie młodzieży. Sondaże przeprowadzone w kilku komisjach wyborczych ujawniły prawie całkowitą absencję osób poniżej 40. roku życia. Nie pocieszałbym się w tej sytuacji porzekadłem, że gdy w kraju nic złego ani szczególnego się nie dzieje, frekwencja wyborcza maleje. To byłoby chowanie głowy w piasek. Społeczny (i państwowy) rachunek sumienia jest pilnie potrzebny.
Więcej możesz przeczytać w 43/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.