Dlaczego społeczeństwo ma ponosić koszty leczenia palacza tytoniu chorego na nowotwór płuc?
Przeznaczenie nawet 50 proc. PKB na ochronę zdrowia nie umożliwi wyleczenia wszystkich. Dla pewnej grupy terapia, ze względu na jej cenę, i tak będzie niedostępna. Trudno oczekiwać, aby firmy farmaceutyczne czy medyczne, które stale windują koszty leczenia, nagle przestały dbać o swoje interesy. Jedynie zaakceptowanie tego faktu przez decydentów służby zdrowia stworzy szansę na zakończenie trwającego prawie dwa lata procesu przekształceń polskiego systemu ochrony zdrowia. Tylko wówczas możliwe będzie wypracowanie jego modelu.
W krajach ubogich, takich jak Polska, rozwój służby zdrowia zależy od sposobu finansowania sektora usług medycznych. Z powodu braku pieniędzy utrudnione jest nie tylko samo leczenie, ale także zakup sprzętu i leków. Dlatego właśnie społeczna składka na ubezpieczenie zdrowotne powinna być przeznaczana jedynie na procedury i farmaceutyki o najwyższej skuteczności i przydatności. Trudno sobie wyobrazić, by przy tak małej składce pokrywać z niej koszty zapłodnienia in vitro, niektórych zabiegów chirurgii plastycznej (na przykład przeszczepy włosów lub powiększanie piersi) czy stomatologicznych. Równie trudno zaakceptować sytuację, aby refundowane były zakupy leków o wątpliwej skuteczności.
Coraz trudniejsza jest też obiektywna ocena wartości danego medykamentu, a szczególnie efekty jego działania. Międzynarodowe firmy farmaceutyczne należą do najbogatszych i najbardziej wpływowych na świecie. Przeznaczają ogromne pieniądze na testy kliniczne, marketing i reklamę. Instytucje naukowe i administracji publicznej nie potrafią się oprzeć ich propozycji dużych dotacji w zamian za "obiektywne" badania kliniczne. Wyglądałoby to zapewne inaczej, gdyby pacjent przyjął na siebie obowiązek ponoszenia części kosztów leczenia.
W PRL za terapię płaciło społeczeństwo. Od niedawna pacjenci częściowo płacą za leki. Ponieważ jednak ciągle nie pokrywają kosztów leczenia, nie potrafią ocenić, z jakich usług medycznych powinni korzystać, a z jakich zrezygnować. Pamiętajmy, że czas specjalisty jest znacznie droższy niż lekarza rodzinnego, ponieważ wykształcenie go kosztuje więcej. Dlatego nie można dopuścić do tego, by to pacjent decydował o tym, jakiego specjalistę odwiedzić, chyba że będzie za to płacił. Z drugiej strony - chorzy zarzucają lekarzom rodzinnym ograniczanie możliwości skorzystania z porady specjalisty. To o tyle prawdopodobne, że to właśnie oni ponoszą koszty tych skierowań. Jednak naturalnym mechanizmem regulującym poczucie odpowiedzialności zawodowej i cywilnej jest dobre prawo i czujni prawnicy. Jeżeli lekarz rodzinny nie potrafi zbadać dna oka cukrzyka, powinien go wysłać na konsultację do okulisty. Jeżeli tego nie zrobi, a pacjent z tego powodu ucierpi - powinien odpowiadać za zaniedbanie wobec prawa zarówno zawodowego, jak i cywilnego.
Obciążenie chorych kosztami leczenia może również wpłynąć pozytywnie na profilaktykę i promocję zdrowia. Niestety, sama świadomość szkodliwości palenia tytoniu czy prowadzenia niezdrowego stylu życia nie oznacza zmiany zachowania. Natomiast argumenty finansowe, choć czasami brutalne, docierają nawet do najbardziej opornych. Bo dlaczego właściwie społeczeństwo ma ponosić ogromne koszty leczenia (chemioterapia, radioterapia, operacje) wieloletniego palacza tytoniu chorego na nowotwór płuc w sytuacji, gdy brakuje pieniędzy na dializy dzieci i dorosłych? Wiadomo, że ten rodzaj raka związany jest z paleniem papierosów i ponad 90 proc. jego przypadków dotyczy palaczy. To niewątpliwie trudny problem moralny, lecz ma konkretne skutki. Skoro koszty leczenia pokrywane są z pieniędzy publicznych, człowiek powinien być odpowiedzialny finansowo za szkody wyrządzone sobie. W tym miejscu jesteśmy tylko o krok od indywidualnych i dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych.
Konkurencja, choć nie jest panaceum, jest z pewnością warunkiem sine qua non rozwoju życia gospodarczego i społecznego. Podstawowe korzyści z prywatyzacji służby zdrowia oznaczają właśnie jej wprowadzenie i uniezależnienie systemu ochrony zdrowia od decyzji politycznych. Rywalizacja na rynku usług medycznych ma umożliwić efektywniejsze gospodarowanie, poprawę jakości świadczeń i łatwiejszy dostęp do lekarzy specjalistów. Tam, gdzie konkurencję już wprowadzono, na przykład w Poznaniu i Chorzowie, mechanizm ten zadziałał. Koszty działalności prywatnych spółek okazują się niższe niż zakładów publicznych, udaje im się pozyskiwać dodatkowe pieniądze oraz zwykle chce im się więcej.
W krajach ubogich, takich jak Polska, rozwój służby zdrowia zależy od sposobu finansowania sektora usług medycznych. Z powodu braku pieniędzy utrudnione jest nie tylko samo leczenie, ale także zakup sprzętu i leków. Dlatego właśnie społeczna składka na ubezpieczenie zdrowotne powinna być przeznaczana jedynie na procedury i farmaceutyki o najwyższej skuteczności i przydatności. Trudno sobie wyobrazić, by przy tak małej składce pokrywać z niej koszty zapłodnienia in vitro, niektórych zabiegów chirurgii plastycznej (na przykład przeszczepy włosów lub powiększanie piersi) czy stomatologicznych. Równie trudno zaakceptować sytuację, aby refundowane były zakupy leków o wątpliwej skuteczności.
Coraz trudniejsza jest też obiektywna ocena wartości danego medykamentu, a szczególnie efekty jego działania. Międzynarodowe firmy farmaceutyczne należą do najbogatszych i najbardziej wpływowych na świecie. Przeznaczają ogromne pieniądze na testy kliniczne, marketing i reklamę. Instytucje naukowe i administracji publicznej nie potrafią się oprzeć ich propozycji dużych dotacji w zamian za "obiektywne" badania kliniczne. Wyglądałoby to zapewne inaczej, gdyby pacjent przyjął na siebie obowiązek ponoszenia części kosztów leczenia.
W PRL za terapię płaciło społeczeństwo. Od niedawna pacjenci częściowo płacą za leki. Ponieważ jednak ciągle nie pokrywają kosztów leczenia, nie potrafią ocenić, z jakich usług medycznych powinni korzystać, a z jakich zrezygnować. Pamiętajmy, że czas specjalisty jest znacznie droższy niż lekarza rodzinnego, ponieważ wykształcenie go kosztuje więcej. Dlatego nie można dopuścić do tego, by to pacjent decydował o tym, jakiego specjalistę odwiedzić, chyba że będzie za to płacił. Z drugiej strony - chorzy zarzucają lekarzom rodzinnym ograniczanie możliwości skorzystania z porady specjalisty. To o tyle prawdopodobne, że to właśnie oni ponoszą koszty tych skierowań. Jednak naturalnym mechanizmem regulującym poczucie odpowiedzialności zawodowej i cywilnej jest dobre prawo i czujni prawnicy. Jeżeli lekarz rodzinny nie potrafi zbadać dna oka cukrzyka, powinien go wysłać na konsultację do okulisty. Jeżeli tego nie zrobi, a pacjent z tego powodu ucierpi - powinien odpowiadać za zaniedbanie wobec prawa zarówno zawodowego, jak i cywilnego.
Obciążenie chorych kosztami leczenia może również wpłynąć pozytywnie na profilaktykę i promocję zdrowia. Niestety, sama świadomość szkodliwości palenia tytoniu czy prowadzenia niezdrowego stylu życia nie oznacza zmiany zachowania. Natomiast argumenty finansowe, choć czasami brutalne, docierają nawet do najbardziej opornych. Bo dlaczego właściwie społeczeństwo ma ponosić ogromne koszty leczenia (chemioterapia, radioterapia, operacje) wieloletniego palacza tytoniu chorego na nowotwór płuc w sytuacji, gdy brakuje pieniędzy na dializy dzieci i dorosłych? Wiadomo, że ten rodzaj raka związany jest z paleniem papierosów i ponad 90 proc. jego przypadków dotyczy palaczy. To niewątpliwie trudny problem moralny, lecz ma konkretne skutki. Skoro koszty leczenia pokrywane są z pieniędzy publicznych, człowiek powinien być odpowiedzialny finansowo za szkody wyrządzone sobie. W tym miejscu jesteśmy tylko o krok od indywidualnych i dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych.
Konkurencja, choć nie jest panaceum, jest z pewnością warunkiem sine qua non rozwoju życia gospodarczego i społecznego. Podstawowe korzyści z prywatyzacji służby zdrowia oznaczają właśnie jej wprowadzenie i uniezależnienie systemu ochrony zdrowia od decyzji politycznych. Rywalizacja na rynku usług medycznych ma umożliwić efektywniejsze gospodarowanie, poprawę jakości świadczeń i łatwiejszy dostęp do lekarzy specjalistów. Tam, gdzie konkurencję już wprowadzono, na przykład w Poznaniu i Chorzowie, mechanizm ten zadziałał. Koszty działalności prywatnych spółek okazują się niższe niż zakładów publicznych, udaje im się pozyskiwać dodatkowe pieniądze oraz zwykle chce im się więcej.
Więcej możesz przeczytać w 35/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.