Czy w Berlinie powstanie Muzeum Wypędzonych?
Nie damy się odstawić do lamusa historii" - stwierdziła Erika Steinbach po wybraniu jej na przewodniczącą Związku Wypędzonych (BdV). Robi wszystko, by sprawa wysiedleńców ze Wschodu nie schodziła z pola widzenia polityków i mediów. Po nieudanych próbach uzależnienia poparcia Berlina dla Warszawy i Pragi w staraniach o przyjęcie do Unii Europejskiej od spełnienia żądań ziomków Steinbach zamierza wprowadzić wysiedleńców do muzeum.
Pół wieku po ustanowieniu Karty Niemieckich Wypędzonych z Ojczyzn działacze stowarzyszeń wystąpili z inicjatywą utworzenia "centrum wypędzeń" w Berlinie. Znalazłaby się tu ekspozycja, obrazująca "ogrom bezprawia" popełnionego na ludności cywilnej w wyniku II wojny światowej. Według niemieckich danych, w 1950 r. w obu państwach niemieckich żyło 12 mln wysiedleńców ze środkowej i południowo-wschodniej Europy. Dziś Związek Wypędzonych skupia ok. 2,5 mln członków kilku ziomkostw. Sama Steinbach przed objęciem funkcji przewodniczącej nie odwiedziła rodzinnych okolic Gdańska. Reprezentuje pokolenie, które musi wybierać między rewindykacyjnymi postulatami starszej generacji a argumentami zwolenników pojednania. BdV nie uznał tzw. traktatu granicznego i dobrosąsiedzkiego z Polską.
Kwestia odszkodowań była również tematem spotkań ziomkostw. W Norymberdze rzecznik Niemców Sudeckich, Franz Neubauer, stwierdził, że "jeśli Praga nie uzna dekretów Edvarda Benesa o wysiedleniu Niemców za bezprawne, Czesi nie zostaną zaakceptowani w UE". Neubauer żąda wypłacania wypędzonym odszkodowań z istniejącego już Niemiecko-Czeskiego Funduszu Przyszłości. Erika Steinbach podkreśla z kolei, że wypędzeni nie oczekują od Polaków i Czechów zwrotu nieruchomości, lecz tylko "symbolicznego odszkodowania" jako "gestu pojednania".
Jeszcze niedawno dziennik "Frankfurter Rundschau" określał panią Steinbach jako postać mało znaczącą, nazywaną przez parlamentarnych kolegów "maskotką prawicowców". Na tę opinię wpłynęła jej swoista interpretacja historii Niemiec i skutków wojny. Steinbach jednak udowodniła, że nie pozwoli się bagatelizować. Po objęciu funkcji przewodniczącej BdV postawiła Helmuta Kohla przed alternatywą: jeśli nie uzależni wsparcia Polski i Czech w ich staraniach o członkostwo w UE od spełnienia żądań wysiedleńców, może się spodziewać mniejszego poparcia w wyborach. Jej postawa wywołała interwencje wschodnich sąsiadów Niemiec. Mimo to kanclerz Kohl nie zdystansował się od pomysłów przewodniczącej BdV.
Erika Steinbach osiągnęła sukces: szerzej nie znana w Niemczech zdobyła w Polsce i Czechach popularność równą kanclerzowi, a na ostatnim zjeździe CDU wybrano ją do ścisłego kierownictwa partii. Rząd Gerharda Schrödera od początku odrzuca rewindykacyjne postulaty BdV. Ale inicjatywa utworzenia "muzeum wypędzeń" może się spotkać z jego poparciem. Steinbach akcentuje bowiem, że centrum ma ukazywać "bezprawie dokonane nie tylko na Niemcach".
Muzeum ma powstać w budynku dawnej Rady Państwa NRD w centrum Berlina. Działalność muzeum byłaby finansowana ze środków fundacji, której kapitał miałby wynosić 160 mln marek. Steinbach oczekuje wpłat przede wszystkim ze strony federacji i poszczególnych landów. Jak twierdzi, ma już obiecane poparcie kilku rządów krajowych. Wśród pierwszych zwolenników inicjatywy wymienia się Erwina Teufela, chadeckiego premiera Badenii-Wirtembergii. Przewodnicząca BdV wolałaby jednak, by fundacja powstała ponad partyjnymi podziałami i zamierza zaprosić do niej polityka SPD, Petera Glotza.
Utworzenie "centrum wypędzeń" daje Erice Steinbach szansę przejścia do historii. Pozostaje jednak pytanie, czy muzeum exodusu ma powstać jako przestroga dla następnych pokoleń i wkład w ponadnarodowe porozumienie, czy też zostanie wykorzystane jako propagandowe narzędzie ekstremistów z organizacji wysiedleńczych? Do pokonania pozostaje jeszcze jedna trudność: kto w Polsce pomoże Steinbach w tworzeniu polskiej części ekspozycji, która miałaby być poświęcona dramatowi powojennych wysiedleńców z dawnych wschodnich terenów Rzeczypospolitej?
Pół wieku po ustanowieniu Karty Niemieckich Wypędzonych z Ojczyzn działacze stowarzyszeń wystąpili z inicjatywą utworzenia "centrum wypędzeń" w Berlinie. Znalazłaby się tu ekspozycja, obrazująca "ogrom bezprawia" popełnionego na ludności cywilnej w wyniku II wojny światowej. Według niemieckich danych, w 1950 r. w obu państwach niemieckich żyło 12 mln wysiedleńców ze środkowej i południowo-wschodniej Europy. Dziś Związek Wypędzonych skupia ok. 2,5 mln członków kilku ziomkostw. Sama Steinbach przed objęciem funkcji przewodniczącej nie odwiedziła rodzinnych okolic Gdańska. Reprezentuje pokolenie, które musi wybierać między rewindykacyjnymi postulatami starszej generacji a argumentami zwolenników pojednania. BdV nie uznał tzw. traktatu granicznego i dobrosąsiedzkiego z Polską.
Kwestia odszkodowań była również tematem spotkań ziomkostw. W Norymberdze rzecznik Niemców Sudeckich, Franz Neubauer, stwierdził, że "jeśli Praga nie uzna dekretów Edvarda Benesa o wysiedleniu Niemców za bezprawne, Czesi nie zostaną zaakceptowani w UE". Neubauer żąda wypłacania wypędzonym odszkodowań z istniejącego już Niemiecko-Czeskiego Funduszu Przyszłości. Erika Steinbach podkreśla z kolei, że wypędzeni nie oczekują od Polaków i Czechów zwrotu nieruchomości, lecz tylko "symbolicznego odszkodowania" jako "gestu pojednania".
Jeszcze niedawno dziennik "Frankfurter Rundschau" określał panią Steinbach jako postać mało znaczącą, nazywaną przez parlamentarnych kolegów "maskotką prawicowców". Na tę opinię wpłynęła jej swoista interpretacja historii Niemiec i skutków wojny. Steinbach jednak udowodniła, że nie pozwoli się bagatelizować. Po objęciu funkcji przewodniczącej BdV postawiła Helmuta Kohla przed alternatywą: jeśli nie uzależni wsparcia Polski i Czech w ich staraniach o członkostwo w UE od spełnienia żądań wysiedleńców, może się spodziewać mniejszego poparcia w wyborach. Jej postawa wywołała interwencje wschodnich sąsiadów Niemiec. Mimo to kanclerz Kohl nie zdystansował się od pomysłów przewodniczącej BdV.
Erika Steinbach osiągnęła sukces: szerzej nie znana w Niemczech zdobyła w Polsce i Czechach popularność równą kanclerzowi, a na ostatnim zjeździe CDU wybrano ją do ścisłego kierownictwa partii. Rząd Gerharda Schrödera od początku odrzuca rewindykacyjne postulaty BdV. Ale inicjatywa utworzenia "muzeum wypędzeń" może się spotkać z jego poparciem. Steinbach akcentuje bowiem, że centrum ma ukazywać "bezprawie dokonane nie tylko na Niemcach".
Muzeum ma powstać w budynku dawnej Rady Państwa NRD w centrum Berlina. Działalność muzeum byłaby finansowana ze środków fundacji, której kapitał miałby wynosić 160 mln marek. Steinbach oczekuje wpłat przede wszystkim ze strony federacji i poszczególnych landów. Jak twierdzi, ma już obiecane poparcie kilku rządów krajowych. Wśród pierwszych zwolenników inicjatywy wymienia się Erwina Teufela, chadeckiego premiera Badenii-Wirtembergii. Przewodnicząca BdV wolałaby jednak, by fundacja powstała ponad partyjnymi podziałami i zamierza zaprosić do niej polityka SPD, Petera Glotza.
Utworzenie "centrum wypędzeń" daje Erice Steinbach szansę przejścia do historii. Pozostaje jednak pytanie, czy muzeum exodusu ma powstać jako przestroga dla następnych pokoleń i wkład w ponadnarodowe porozumienie, czy też zostanie wykorzystane jako propagandowe narzędzie ekstremistów z organizacji wysiedleńczych? Do pokonania pozostaje jeszcze jedna trudność: kto w Polsce pomoże Steinbach w tworzeniu polskiej części ekspozycji, która miałaby być poświęcona dramatowi powojennych wysiedleńców z dawnych wschodnich terenów Rzeczypospolitej?
Więcej możesz przeczytać w 35/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.