Economical fiction
"The New York Times": Polska - nazywana do niedawna (mocno na wyrost) tygrysem Europy - zaprzepaściła swoją historyczną szansę. W efekcie rozpętanego przed rokiem przez opozycyjny SLD i koalicyjną AWS koncertu budżetowych życzeń rozsadzono stabilnie działającą do końca 1998 r. gospodarkę. "The Wall Street Journal": Opuszczony przez polityków Unii Wolności, mniejszościowy rząd AWS, wspierany od czasu do czasu przez posłów PSL, ROP i SLD, realizuje politykę, która spycha Polskę - wykluczoną przed kilkoma tygodniami z negocjacji z Unią Europejską - na skraj ekonomicznej przepaści. "Financial Times": Polnische Wirtschaft znów święci nad Wisłą triumfy. W styczniu 2000 r., u progu zażartej kampanii prezydenckiej, inflacja przekroczyła tu już 120 proc., a więc wynosi znacznie więcej niż w targanej podobnym kryzysem Rumunii, choć wciąż jeszcze mniej niż na ogarniętej hiperinflacją Białorusi. "International Herald Tribune": Zanotowany w Polsce w 1999 r. ujemny wzrost gospodarczy sięgnął 4 proc. W dramatycznym tempie topnieją rezerwy walutowe państwa, kraj opuszczają ostatni liczący się w świecie inwestorzy giełdowi, swe inwestycje zawiesiło na czas nieokreślony kilka globalnych gigantów gospodarczych, błyskawicznie rośnie bezrobocie. Minister finansów Jerzy Kropiwnicki obiecuje poprawę sytuacji i apeluje, aby nie wpadać w panikę.
Tak - albo jeszcze gorzej - będą wyglądały relacje z Polski za kilkanaście, najwyżej za kilkadziesiąt miesięcy, jeśli zrealizujemy choćby część z czekających już w Sejmie dwunastu poselskich projektów ustaw. Gospodarczą hekatombę szykują Polsce spece od ekonomii księżycowej (nazwiska od wielu lat dobrze znane redakcji), nierówno rozdzieleni między PSL, SLD, AWS, ROP i Stowarzyszenie Rodzina Polska, którzy co prawda mają kłopoty z dodawaniem i odejmowaniem, ale za to świetnie sobie radzą z wyborcami - regularnie obiecując im prezenty za cudze pieniądze. "Z inicjatywy posłów i senatorów AWS podjęto dziewięć projektów ustaw nie konsultowanych z rządem, a z inicjatywy SLD - trzy ustawy, które - gdyby zostały przyjęte - byłyby w sumie rujnujące dla finansów publicznych" - stwierdził w "Rozmowie wprost" prof. Stanisław Gomułka, doradca ministra finansów. Prof. Gomułka zauważył przy tym z rozbrajającą szczerością, że "być może części klasy politycznej potrzebna jest edukacja ekonomiczna", łaskawie zapominając jednak o tych politykach, którym bardziej od lekcji rachunków przydałaby się - i to pilnie - intensywna opieka psychiatryczna. W końcu jak inaczej pomóc pacjentom, którym się wydaje, że pomagają własnemu krajowi, fundując jego obywatelom dziurę budżetową w wysokości ponad 40 mld zł, a więc trzy razy większą od wstępnie zakładanej?!
"Najczęstszy ludzki błąd: nie przewidzieć burzy w piękny dzień" - zanotował w połowie naszego tysiąclecia Niccolo Machiavelli. Tymczasem po jednej nieprzewidzianej burzy nadciągają następne: jeszcze nie skończyło grzmieć w Azji, a już pioruny dosięgają kolejne kraje - w Europie Wschodniej i Środkowej, w Ameryce Południowej. Po tej fali z pewnością nadejdą następne. Wiadomo już na przykład, że w najbliższych latach polski rynek pracy zaleją prawie dwa miliony młodych ludzi poszukujących zajęcia (to rezultat silnie prorodzinnej polityki ekipy gen. Jaruzelskiego). O tym, czy nadchodzący polski wyż demograficzny stanie się za kilka lat przekleństwem Polski i zawalidrogą na naszej drodze do Nowoczesnej Europy, czy też - odwrotnie - naszym atutem, decydujemy właśnie teraz, obniżając podatki (podatek liniowy - PIT i CIT - 22 proc.!) i zachęcając w ten sposób do inwestowania, czyli tworzenia nowych miejsc pracy, albo - przeciwnie - utrzymując anachroniczny system podatkowy i nadal rozdzielając socjalne przywileje, za które zapłacą nasze dzieci z pokolenia wyżu (vide: "Bomba demograficzna").
To zatem właśnie teraz waży się, jakie będą prasowe doniesienia z Polski w roku 2000 i 2005. Jeszcze mogą wyglądać tak, jak wyglądają od kilku lat - stabilna gospodarka, wysoki wzrost, malejąca inflacja, coraz niższe bezrobocie. "Rosja nadal ma ogromne kłopoty, ale Polska idzie naprzód" - napisał niedawno "The New York Times" - dziennik, który trudno posądzać o nadmierną przychylność dla naszego kraju. Oby komentatorzy NYT w podobnym tonie pisali o Polsce za rok i za lat pięć
Tak - albo jeszcze gorzej - będą wyglądały relacje z Polski za kilkanaście, najwyżej za kilkadziesiąt miesięcy, jeśli zrealizujemy choćby część z czekających już w Sejmie dwunastu poselskich projektów ustaw. Gospodarczą hekatombę szykują Polsce spece od ekonomii księżycowej (nazwiska od wielu lat dobrze znane redakcji), nierówno rozdzieleni między PSL, SLD, AWS, ROP i Stowarzyszenie Rodzina Polska, którzy co prawda mają kłopoty z dodawaniem i odejmowaniem, ale za to świetnie sobie radzą z wyborcami - regularnie obiecując im prezenty za cudze pieniądze. "Z inicjatywy posłów i senatorów AWS podjęto dziewięć projektów ustaw nie konsultowanych z rządem, a z inicjatywy SLD - trzy ustawy, które - gdyby zostały przyjęte - byłyby w sumie rujnujące dla finansów publicznych" - stwierdził w "Rozmowie wprost" prof. Stanisław Gomułka, doradca ministra finansów. Prof. Gomułka zauważył przy tym z rozbrajającą szczerością, że "być może części klasy politycznej potrzebna jest edukacja ekonomiczna", łaskawie zapominając jednak o tych politykach, którym bardziej od lekcji rachunków przydałaby się - i to pilnie - intensywna opieka psychiatryczna. W końcu jak inaczej pomóc pacjentom, którym się wydaje, że pomagają własnemu krajowi, fundując jego obywatelom dziurę budżetową w wysokości ponad 40 mld zł, a więc trzy razy większą od wstępnie zakładanej?!
"Najczęstszy ludzki błąd: nie przewidzieć burzy w piękny dzień" - zanotował w połowie naszego tysiąclecia Niccolo Machiavelli. Tymczasem po jednej nieprzewidzianej burzy nadciągają następne: jeszcze nie skończyło grzmieć w Azji, a już pioruny dosięgają kolejne kraje - w Europie Wschodniej i Środkowej, w Ameryce Południowej. Po tej fali z pewnością nadejdą następne. Wiadomo już na przykład, że w najbliższych latach polski rynek pracy zaleją prawie dwa miliony młodych ludzi poszukujących zajęcia (to rezultat silnie prorodzinnej polityki ekipy gen. Jaruzelskiego). O tym, czy nadchodzący polski wyż demograficzny stanie się za kilka lat przekleństwem Polski i zawalidrogą na naszej drodze do Nowoczesnej Europy, czy też - odwrotnie - naszym atutem, decydujemy właśnie teraz, obniżając podatki (podatek liniowy - PIT i CIT - 22 proc.!) i zachęcając w ten sposób do inwestowania, czyli tworzenia nowych miejsc pracy, albo - przeciwnie - utrzymując anachroniczny system podatkowy i nadal rozdzielając socjalne przywileje, za które zapłacą nasze dzieci z pokolenia wyżu (vide: "Bomba demograficzna").
To zatem właśnie teraz waży się, jakie będą prasowe doniesienia z Polski w roku 2000 i 2005. Jeszcze mogą wyglądać tak, jak wyglądają od kilku lat - stabilna gospodarka, wysoki wzrost, malejąca inflacja, coraz niższe bezrobocie. "Rosja nadal ma ogromne kłopoty, ale Polska idzie naprzód" - napisał niedawno "The New York Times" - dziennik, który trudno posądzać o nadmierną przychylność dla naszego kraju. Oby komentatorzy NYT w podobnym tonie pisali o Polsce za rok i za lat pięć
Więcej możesz przeczytać w 43/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.