"Dawniej mówiono nam, jak żyć ze świadomością amerykańskiego zagrożenia nuklearnego. Dzisiaj sami uczymy się, jak żyć bez dolara" - to cytat z jednej z moskiewskich gazet. Kryzys ostatnich tygodni sprawił, że Rosjanom brakuje - z różnych powodów - niemal wszystkiego. Wyjątkiem jest autoironia. Premier Jewgienij Primakow został powołany na stanowisko we wrześniu, a rząd nadal nie ma spójnego programu przezwyciężenia naj- poważniejszych od czasów rozpadu ZSRR trudności gospodarczych. Trudno nim nazwać także ostatnie pomysły sanacyjne.
Docierające dotychczas do powszechnej wiadomości rządowe plany przezwyciężenia kryzysu stanowią przedziwną hybrydę socjalistycznego planowania i centralnie sterowanej gospodarki z mechanizmami wolnorynkowymi. Odzwierciedlają skład obecnego gabinetu, w którym zasiedli ekonomiści z radzieckich instytucji gospodarczych (wicepremierzy Masliukow i Kulik) oraz młodzi technokraci z pokolenia rosyjskich reformatorów (np. minister finansów Michaił Zadornow).
Gdy "Kommersant" opublikował projekt rządowego programu, w Rosji zapachniało Związkiem Radzieckim. Dokument miał się przedostać na prasowe łamy z gabinetu Jurija Masliukowa, pierwszego wicepremiera odpowiedzialnego za gospodarkę. Jego autorzy zakładali m.in. zakaz obrotu dewizami i proponowali nacjonalizację banków komercyjnych połączoną z likwidacją najmniejszych instytucji finansowych, dysponujących stosunkowo niewielkim kapitałem. Najbardziej wstrząsające były jednak pomysły dotyczące przyszłych losów dolara w Rosji. Niektórzy członkowie rządu najchętniej usunęliby go z rynku wewnętrznego. Według autorów projektu, dopuszczalne byłyby tylko dewizowe operacje bezgotówkowe. W kantorach można by jedynie sprzedawać amerykańską walutę, a Rosjanom przekraczającym granicę celnicy odbieraliby każdy dolar powyżej dopuszczonej do gotówkowego wywozu kwoty 500 USD.
Próba wyrugowania dolara w Rosji wywołała tak wielkie oburzenie obywateli i kręgów biznesu, że premier Primakow był zmuszony do szybkiej reakcji. Rano "Kommersant" wydrukował projekt, a już po południu szef rządu prostował: "Rząd nie zamierza w najmniejszym nawet stopniu ograniczać obiegu dolara w Rosji, a poza tym opublikowany w prasie dokument nie jest żadnym planem przezwyciężenia kryzysu, bo rząd nie ma jeszcze takiego planu. To jedynie jeden z sześciu projektów, jakie są opracowywane w różnych departamentach".
W Moskwie słowa Primakowa przyjęto z pewnym niedowierzaniem. Podejrzewano, że program Masliukowa był w rzeczywistości rządowym planem ratowania rosyjskiej gospodarki, ale premier wystraszył się reakcji rodaków i w ostatniej chwili zrezygnował z wprowadzenia go w życie. Problem, skąd wziąć dewizy, pozostaje największą zagadką dla rządu. Ceny na surowce energetyczne są najniższe od wielu lat. Obligacji nie uda się sprzedać, bo nikt się już nie da nabrać na rządową "piramidę". To samo jest z tzw. euroobligacjami. Tymczasem dewizowe wydatki budżetu przerastają nawet możliwości kraju mającego stabilny wzrost gospodarczy. Trzeba zwracać długi bankom, spłacić krótkoterminowe kredyty zaciągnięte w zachodnich instytucjach finansowych. Wreszcie niezbędne są zapasy dewizowe na zakup artykułów pierwszej potrzeby, takich jak żywność, lekarstwa, środki higieny.
Rządowi eksperci nie sądzą, by udało się pozyskać przechowywane przez Rosjan w domach oszczędności, a ocenia się, że wynoszą one ok. 30 mld dolarów. Obywatele nie mają już zaufania do własnego państwa i rodzimego systemu bankowego. Najskuteczniejszym sposobem pozyskiwania dewiz miało więc być, według przygotowanych projektów, zobowiązanie eksporterów do sprzedaży 75 proc. wpływów dewizowych. Pojawił się nawet pomysł zakazania jakichkolwiek przelewów na konta zagranicznych kontrahentów, zanim zakupiony towar nie znajdzie się na rosyjskiej granicy. "Wszystkie te propozycje prowadzą do całkowitego paraliżu rosyjskiej gospodarki, ponieważ w rezultacie doszłoby do gwałtownego ograniczenia handlu zagranicznego. Wyjściem awaryjnym byłoby przywrócenie instytucji licencjonowanych eksporterów. Ale to, jak wiemy, powoduje korupcję urzędników państwowych" - uważa twórca rosyjskich reform Jegor Gajdar.
Prasa sugeruje, że władze znalazły się w sytuacji bez wyjścia i zaczynają już sięgać do zapasów gromadzonych "na czarną godzinę" jeszcze za czasów Stalina. To właśnie on kazał zbudować na Uralu centralny skarbiec, do którego przewieziono całe zapasy złota ZSRR. W salach rosyjskiego Fort Knox leżą tysiące sztabek. W ostatnich tygodniach na polecenie rządu po raz pierwszy od dziesięcioleci miano stamtąd wywieźć transport złota. W Ministerstwie Finansów i w banku centralnym nikt tego faktu nie potwierdził. I nikt tych doniesień nie zdementował.
Gdy "Kommersant" opublikował projekt rządowego programu, w Rosji zapachniało Związkiem Radzieckim. Dokument miał się przedostać na prasowe łamy z gabinetu Jurija Masliukowa, pierwszego wicepremiera odpowiedzialnego za gospodarkę. Jego autorzy zakładali m.in. zakaz obrotu dewizami i proponowali nacjonalizację banków komercyjnych połączoną z likwidacją najmniejszych instytucji finansowych, dysponujących stosunkowo niewielkim kapitałem. Najbardziej wstrząsające były jednak pomysły dotyczące przyszłych losów dolara w Rosji. Niektórzy członkowie rządu najchętniej usunęliby go z rynku wewnętrznego. Według autorów projektu, dopuszczalne byłyby tylko dewizowe operacje bezgotówkowe. W kantorach można by jedynie sprzedawać amerykańską walutę, a Rosjanom przekraczającym granicę celnicy odbieraliby każdy dolar powyżej dopuszczonej do gotówkowego wywozu kwoty 500 USD.
Próba wyrugowania dolara w Rosji wywołała tak wielkie oburzenie obywateli i kręgów biznesu, że premier Primakow był zmuszony do szybkiej reakcji. Rano "Kommersant" wydrukował projekt, a już po południu szef rządu prostował: "Rząd nie zamierza w najmniejszym nawet stopniu ograniczać obiegu dolara w Rosji, a poza tym opublikowany w prasie dokument nie jest żadnym planem przezwyciężenia kryzysu, bo rząd nie ma jeszcze takiego planu. To jedynie jeden z sześciu projektów, jakie są opracowywane w różnych departamentach".
W Moskwie słowa Primakowa przyjęto z pewnym niedowierzaniem. Podejrzewano, że program Masliukowa był w rzeczywistości rządowym planem ratowania rosyjskiej gospodarki, ale premier wystraszył się reakcji rodaków i w ostatniej chwili zrezygnował z wprowadzenia go w życie. Problem, skąd wziąć dewizy, pozostaje największą zagadką dla rządu. Ceny na surowce energetyczne są najniższe od wielu lat. Obligacji nie uda się sprzedać, bo nikt się już nie da nabrać na rządową "piramidę". To samo jest z tzw. euroobligacjami. Tymczasem dewizowe wydatki budżetu przerastają nawet możliwości kraju mającego stabilny wzrost gospodarczy. Trzeba zwracać długi bankom, spłacić krótkoterminowe kredyty zaciągnięte w zachodnich instytucjach finansowych. Wreszcie niezbędne są zapasy dewizowe na zakup artykułów pierwszej potrzeby, takich jak żywność, lekarstwa, środki higieny.
Rządowi eksperci nie sądzą, by udało się pozyskać przechowywane przez Rosjan w domach oszczędności, a ocenia się, że wynoszą one ok. 30 mld dolarów. Obywatele nie mają już zaufania do własnego państwa i rodzimego systemu bankowego. Najskuteczniejszym sposobem pozyskiwania dewiz miało więc być, według przygotowanych projektów, zobowiązanie eksporterów do sprzedaży 75 proc. wpływów dewizowych. Pojawił się nawet pomysł zakazania jakichkolwiek przelewów na konta zagranicznych kontrahentów, zanim zakupiony towar nie znajdzie się na rosyjskiej granicy. "Wszystkie te propozycje prowadzą do całkowitego paraliżu rosyjskiej gospodarki, ponieważ w rezultacie doszłoby do gwałtownego ograniczenia handlu zagranicznego. Wyjściem awaryjnym byłoby przywrócenie instytucji licencjonowanych eksporterów. Ale to, jak wiemy, powoduje korupcję urzędników państwowych" - uważa twórca rosyjskich reform Jegor Gajdar.
Prasa sugeruje, że władze znalazły się w sytuacji bez wyjścia i zaczynają już sięgać do zapasów gromadzonych "na czarną godzinę" jeszcze za czasów Stalina. To właśnie on kazał zbudować na Uralu centralny skarbiec, do którego przewieziono całe zapasy złota ZSRR. W salach rosyjskiego Fort Knox leżą tysiące sztabek. W ostatnich tygodniach na polecenie rządu po raz pierwszy od dziesięcioleci miano stamtąd wywieźć transport złota. W Ministerstwie Finansów i w banku centralnym nikt tego faktu nie potwierdził. I nikt tych doniesień nie zdementował.
Więcej możesz przeczytać w 43/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.