Izba reform

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z MACIEJEM PŁAŻYŃSKIM, marszałkiem Sejmu RP
Wprost: - Sejm ma dziś, według ostatnich badań OBOP, najniższy wskaźnik zaufania od 1989 r. - zaledwie 52 proc. - co daje mu dopiero 14. lokatę wśród instytucji publicznych.
Maciej Płażyński: - Polacy nie są narodem kłótliwym, lubią zgodę, a Sejm przeciętnemu obywatelowi jawi się jako miejsce sporów. Ostre wystąpienia najłatwiej zapadają w pamięć, stąd może się brać przeświadczenie, że posłowie nie pilnują spraw publicznych, tylko się kłócą. Dlatego władze wykonawcze są lepiej postrzegane. W minionym roku Sejm podejmował trudne, sporne decyzje - takie jak reforma administracyjna - i to również musi ciążyć na jego obrazie.
- Ciąży to również na pana wizerunku i popularności. Pańscy poprzednicy, Józef Oleksy i Józef Zych, kreowali się na "marszałków wszystkich Polaków", pan zaś nie ukrywa, że patrzy na interes państwa przez pryzmat własnych poglądów politycznych.
- Moi poprzednicy także stali po określonej stronie sceny politycznej. Tak samo jak prezydent Kwaśniewski. Ich apolityczność czy ponadpolityczność to mit. Polityk nie może być bezstronny, bo to by oznaczało, że nie ma własnych poglądów, co nie wyklucza tego samego spojrzenia na wiele spraw. Zaś co do moich notowań - popularność zdobywa się latami, a to ona w rezultacie przekłada się na wyniki sondaży zaufania publicznego. Polityk, dla którego głównym celem jest zdobycie popularności, mija się ze swą misją. Dla mnie notowania nie są więc powodem do zmartwienia.
- Czy nie sprzyja mitowi "ponadpolityczności" polski system sprawowania władzy? Rząd odpowiada za skutki reform, ale zasługi za ich powodzenie chce sobie przypisywać niechętny rządowi prezydent. Koalicja dzieli się stanowiskami w Sejmie z opozycją, która nie ułatwia jej życia. Może lepszy byłby model, że zwycięzca bierze wszystko, łącznie z całą odpowiedzialnością?
- Jest w tym dużo racji, bo system amerykański, gdzie nie ma mowy o dzieleniu się władzą, rzeczywiście jest czytelniejszy, ale do tej czytelności trzeba dochodzić stopniowo. W takich gremiach, jak komisje sejmowe czy Trybunał Stanu, powinno istnieć pojęcie parytetu. Polityka nie jest uprawiana w abstrakcyjnym miejscu, ale w konkretnym kraju, który ma swoje przyzwyczajenia. Trzeba je szanować.
- Trzeba też szanować wrażliwość polskich wyborców, nie tolerujących niewłaściwych zachowań posłów i obraźliwych epite- tów - choć bardzo daleko im do tych, jakie padają w parlamentach zachodnich. Wyborca nie znający specyfiki pracy parlamentu, a widzący pustki na sali obrad podczas transmisji, myśli - za co "oni" biorą pieniądze.


Ustawę lustracyjną trzeba będzie realizować niezależnie od tego, czy będzie dotyczyć pięciu, czy pięćdziesięciu posłów

- Niska frekwencja podczas debat plenarnych jest typowa dla wszystkich parlamentów. W czasach PRL ludzie przyzwyczaili się do innego wizerunku Sejmu - posłów grzecznie siedzących w komplecie podczas całej sesji. Ale taki wizerunek nie miał nic wspólnego z obrazem normalnego parlamentu. Wierzę w to, że ludzie jednak zaczną oceniać Sejm na podstawie efektów jego pracy, a nie pojedynczych scen i zachowań.
- Efektów - to znaczy?
- Na pewno nie samej liczby przyjętych ustaw, ani nawet tego, jakie ustawy zostały przyjęte, ale jakości zawartych w nich rozwiązań. Jestem przekonany, że reforma administracyjna za trzy, cztery lata zostanie pozytywnie zweryfikowana przez życie. Wtedy stanie się jasne, czy była udana, a to, kto, co i jak mówił, zejdzie na plan dalszy.
- Co może być miernikiem "jakości rozwiązań"? Ich zgodność z oczekiwaniami społecznymi czy z dalekosiężną wizją państwa?
- Ocena jakości rozwiązań legislacyjnych nie jest prosta. Najtrafniejszą ocenę wystawi życie. Wskazywałbym więc nie tyle na "piękno" przyjmowanego prawa, ile na pozytywne zmienianie za jego pomocą naszej rzeczywistości. Choć jest oczywiste, że każda ustawa z założenia musi być zgodna z konstytucją i spójna z całym systemem prawa.
- Opozycja zgłasza pod tym względem wiele zastrzeżeń.
- Zastrzeżenia, jakie zgłasza przede wszystkim prezydent Kwaśniewski, wynikają z innej interpretacji prawa, a czasami z jego odmiennego spojrzenia politycznego. Orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wskazują, że zdarza mu się mylić. Gdybyśmy przeprowadzili analizę orzeczeń TK, okazałoby się, że pod tym względem rozwiązania legislacyjne obecnego Sejmu wcale nie są gorsze od przyjmowanych podczas poprzednich kadencji. Przy tym uważam, że rok to trochę za mało na dokonywanie porównań.
- A pod względem zgodności z normami europejskimi? Projekty rządowe spełniają standardy prawne Unii Europejskiej, ale sejmowe prace często odbierają im ten walor. Nie obawia się pan, że za kilka lat, gdy wejdziemy do UE, trzeba będzie przerabiać uchwalane dziś ustawy?
- Prawo uchwalane przez Sejm jest generalnie zgodne z prawem unii. Mogą się natomiast zdarzać ustawy, w których świadomie przyjmujemy nieco inne rozwiązania, korzystne z punktu widzenia naszych obecnych intere- sów - właśnie dlatego, że nie jesteśmy jeszcze w unii i nie musimy przyjmować jej zasad. Chcemy wykorzystać ten kilkuletni luksus, jaki jeszcze nam pozostał. Nie widzę w tym istotnego problemu w ocenie pracy parlamentu.
- Czy jednak dobrze się dzieje, że najczęściej inicjatywa legislacyjna w Sejmie należy do posłów proponujących czasem rozwiązania zgoła księżycowe, w myśl zasady "wnieść swój projekt każdy może"?
- Rzeczywiście, w Polsce jest wyjątkowa łatwość zgłaszania inicjatywy poselskiej - wystarczy 15 posłów. W wielu krajach ta poprzeczka jest o wiele wyższa. Zbyt dużo jest projektów poselskich. Są wśród nich także słabe albo wyrażające interesy niewielkich lobby. Osłabia to tempo prac legislacyjnych, bo każda inicjatywa musi zostać poddana procedurze sejmowej.
- Będzie pan dążył do zwiększenia minimalnej liczby posłów zgłaszających ustawę?
- Myślę, że jest to raczej kwestia dojrzałości politycznej, a nie rozwiązań regulaminowych. Opozycja ma swoje prawo do wyrażania w ten sposób odrębnego stanowiska, ale wiele słabych projektów pochodzi przecież od posłów koalicji rządzącej. Dublują oni inicjatywę rządu albo chcą wymusić określone rozwiązania. Nie uważam tego za rzecz dobrą. Różne koncepcje polityczne rządzącego ugrupowania powinny się ścierać tam, gdzie jest na to miejsce: w dyskusjach między rządem a liderami ugrupowań, a nie w toku prac legislacyjnych.
- Marszałek izby, też z ugrupowania rządzącego, nie ma na to wpływu?
-Ważne jest uświadomienie podziału ról między posłami ugrupowania sprawującego władzę a tymi z ich grona, którzy pełnią funkcję wykonawcze. To wymaga czasu Trzeba też wziąć pod uwagę, że AWS jest przymierzem ugrupowań o różnych priorytetach. To tłumaczy różnice między tym, co chce rząd – też przecież niejednolity - a tym, co wyrażają przedstawiciele tych różnych ugrupowań.
-Rok temu zdecydowanie zakreślił pan granice różnic zdań wewnątrz AWS, uznając, że wobec tych, którzy ją przekraczają, trzeba być stanowczym.
-Nadal tak uważam. Kilka osób musiało ostatecznie odejść z klubu AWS.
-Wszyscy, którzy powinni odejść?
-Prawie wszyscy. Mam nadzieję, że pozostali „niezdyscyplinowani” potrafią się dostosować do reguł obowiązujących w klubie.
-Ułatwiali ono pracę opozycji. Pojawiały się nawet pogłoski, że z powodu wewnętrznej niespójności koalicji nie uda się w terminie uchwalić budżetu, co umożliwi prezydentowi rozwiązanie parlamentu.
- Nie ma takiej możliwości, gdyż mieścimy się w konstytucyjnych terminach. Problem raczej dotyczy tego, czy większość sejmowa jest w stanie uchwalić taki projekt budżetu, jaki przedłoży rząd.
-Jest w stanie?
-Uważam, że tak, choć tera spór jest ostrzejszy niż rok temu, bo warunki są trudne, zaś aspiracje większe.
-Czy ceną uniknięcia tej groźby może być uchwalenie kiepskiego budżetu, który osłabi gospodarkę.
-Nie musimy iść na skróty. Przyjęte rozwiązania gospodarcze nie będą wynikały z pośpiechu, a z dokonywanych wyborów politycznych. Ustawa budżetowa jest przygotowywana przez rząd. Nie wyobrażam sobie, by mógł on przedstawić czy zaakceptować budżet będący zagrożeniem dla Polski.
-Sejm czeka prawdopodobnie jeszcze jedna burza.  Co będzie z posłami, którzy złożyli kłamliwe oświadczenia na temat współpracy ze służbami specjalnymi PRL? Według sygnałów, jakie wysyła Janusz Pałubicki, minister-koordynator służb specjalnych, w grę wchodzi znaczna liczba posłów...
-Minister Pałubicki rzeczywiście podważa wiarygodność niektórych oświadczeń. Nie wiem, jaka to może być skala. Nie pytam go o to, czekam na fakty.
-Według naszych informacji, dotyczy to kilkudziesięciu osób.
-Ustawę lustracyjną trzeba będzie realizować niezależnie od tego, czy będzie dotyczyć pięciu, czy pięćdziesięciu posłów.
-Co powinni zrobić posłowie, którym udowodni się złożenie kłamliwych oświadczeń?
-Rozstać się z mandatem. Demokracja to ustrój dobry, ale stawiający wymagania.
Więcej możesz przeczytać w 44/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.