Biorąc małe dziecko do zoo, trzeba się liczyć z tym, że zobaczymy szympansa w całej okazałości, ale nie z tym, że będzie się oglądać człowieka w jego chamstwie
1. Zacznę od donosu. 24 października udaliśmy się na jedenastą rano do kina "Relax" na "Maskę Zorro". Film od lat piętnastu, chyba ze względu na biust córki Zorro, ale dzieci więcej widzą, ssąc mleko matki. Wchodząc, ujrzeliśmy salę nabitą rozbawionymi dorosłymi i ich czekającymi w napięciu na film małymi dziećmi. Tego można było się spodziewać. Zaskoczeniem była natomiast reklamówka filmu "Billboard", w której czołówka polskich aktorów rzucała k...ami, d...ami itd. Na sali zapanowała pełna grozy cisza przerwana nerwowym chichotem jakiegoś Dyzia. Poczułem wstyd wobec dzieci i wobec rodziców, wszystkich wpędzonych nagle w zakłopotanie. Mieli święte prawo czuć się zaskoczeni tym chamstwem. Tak jak moja trzyletnia chrześniaczka w zoo, przy której jakiś dobry tatuś krzyczał z podziwem do synka: Patrz, ale ten szympans ma jaja!
2. Badacz może poprzestać na stwierdzeniu przemiany obyczaju. Może jeszcze nie doprowadzonej do logicznego zakończenia, w którym parlamentarzyści i prezydent będą mówić o tych rzeczach bez obwijania w viagrę, a na dobranockę dzieciom dobry stryjek przypomni, żeby przed snem umyły zęby i... Albo utrzymuje się podwójność języka - a wybór jednego, który operuje niedomówieniami, lub drugiego, dosłownego, zależy od wielu okoliczności, takich jak obecność dzieci, osób innej płci czy osób postronnych w ogólności - albo operuje się jednym językiem, w którym wszystko jest dozwolone niezależnie od kontekstu. Gwałtowne dążenie w kierunku tego drugiego rozwiązania wydaje się mieć ideologiczne przesłanki. Przemawia za nim pluralizm, wielokulturowość i demokracja. Wszyscy są równi, niezależnie od swego stylu bycia, a plucie, przeklinanie i dosłowność są tylko jednym z dopuszczalnych między równymi i wolnymi obywatelami wariantów cywilizacyjnych. Argumentacja taka nie zmienia jednak faktu, że obyczaje są różne, każe nam tylko tolerować to, co uważamy za złe zachowanie innych. Dlaczego jednak jedni mają znosić złe zachowanie innych, a inni nie muszą się powstrzymywać od takich zachowań, które wywołują dyskomfort innych? Kiedy idziemy ulicą albo jedziemy samochodem, powstrzymujemy się od gwałtownego spychania innych i mamy słuszną pretensję do tych, którzy nas odpychają łokciami lub zajeżdżają drogę. Podobnie jest i w dziedzinie innych obyczajów. Trzeba pracować nad wysłowieniem minimum cywilizowanego współżycia.
3. Kilka przykładów z innych sfer współżycia zbiorowego. W pociągu siedzę w przedziale i nagle jeden z pasażerów zapala papierosa. Wychodzę na korytarz, aby przeczekać, a kiedy wracam, palacz zwraca się do mnie grzecznie w te słowa: "Widzę, że wyszedł pan na korytarz, kiedy paliłem, ale widzi pan, na korytarzu palić nie wolno, więc musiałem to zrobić w przedziale". Oduczając się palenia, wyrobiłem w sobie odruch wykrztuśny na dym tytoniowy, więc fizycznie go nie cierpię. Może jestem w tym jedyny, ale czemu palacz nie zapytał, czy komuś w przedziale dym przeszkadza? Dawniej mężczyźni pytali przynajmniej o zgodę kobiety, tak jak pytano je o zgodę na zdjęcie marynarki. Moja towarzyszka podróży też nie lubi dymu tytoniowego, ale dzisiaj pytanie jedynie kobiet straciło sens, skoro palą bodajże częściej niż mężczyźni, noszą nie tylko marynarki, ale także spodnie, a poza tym, a może w związku z tym, mamy wszyscy równe konstytucyjnie prawa. Pani profesor filozofii skarży się, że wchodząc na wykład, zauważyła w auli parę studentów w zaawansowanym stadium współżycia płciowego, co zmusiło ją do ogłoszenia, że wyprasza sobie rozmowy i uprawianie seksu w czasie wykładu. Podobno poskutkowało, cokolwiek by to miało oznaczać. Oczywiście można sobie wyobrazić bezdomnych zakochanych, którzy musieli spełnić namiętność, w końcu najdziwniejsze służą temu kąty, albo członków studenckiego koła naukowego eksperymentujących na wzór starożytnych cyników, ale przecież generalnie niewygodnie nam z bliźnimi zabawiającymi się przy nas, choćby dlatego, że odwracają uwagę od innych spraw, które mamy na głowie.
4. Z pewnością istnieją lepsze miejsca, aby pisać o elegancji i dobrych obyczajach niż łamy tygodnika "NIE"... czytam w "NIE" z 22 października, "ale cham po pracy marzy o odrobinie wytworności", a tej odrobiny brakuje Pigwie, kiedy udaje się na bankiety i przyjęcia organizowane przez rozmaite powstające jak grzyby po deszczu prywatne telewizje. Na tych przyjęciach, jak się dowiadujemy, nikt nie wita zaproszonych gości przy wejściu, stoją stoły z jedzeniem i gra muzyka, nie wiadomo, jak się ubrać, czy w smokingi, czy w podkoszulki, czy jeść, czy tańczyć, bo ze sztuki bankietów "nasi biznesmeni medialni zrozumieli jednak... na razie tyle, że trzeba dać ludziom się nawpieprzać (przy tym słowie mój komputer zarumienił się, ale dałem mu polecenie "zignoruj!") za darmo".
5. Filozoficzny dystans i filozoficzna interpretacja mogą, rzecz jasna, być zastąpione przez socjologię. Brak kultury nie jest cnotą, ludzie mają już pieniądze, ale jeszcze nie umieją ich elegancko wydawać. W dobrej sprawie mogę iść obok Pigwy, tyle że trzeba być konsekwentnym. Kultura tylko po pracy? To za mało, brzydkie słowo rzucone nie w porę wraca rykoszetem. Otóż - jak zauważył pewien finansista, zwracając w ten sposób uwagę pewnemu mądrzącemu się na temat manier kulinarnych uczonemu arywiście - prawie wszyscy jesteśmy z awansu. Lepszy język i lepszy obyczaj jest także po to, by mieć z tego awansu przyjemność. Po drugie, życie społeczne wymaga poszanowania cudzej wrażliwości, a przez to także prawa do prywatności. Biorąc małe dziecko do zoo, trzeba się liczyć z tym, że zobaczymy szympansa w całej okazałości, ale nie z tym, że będzie się oglądać człowieka w jego chamstwie. Chamstwo starajmy się trzymać w ryzach swej prywatności.
2. Badacz może poprzestać na stwierdzeniu przemiany obyczaju. Może jeszcze nie doprowadzonej do logicznego zakończenia, w którym parlamentarzyści i prezydent będą mówić o tych rzeczach bez obwijania w viagrę, a na dobranockę dzieciom dobry stryjek przypomni, żeby przed snem umyły zęby i... Albo utrzymuje się podwójność języka - a wybór jednego, który operuje niedomówieniami, lub drugiego, dosłownego, zależy od wielu okoliczności, takich jak obecność dzieci, osób innej płci czy osób postronnych w ogólności - albo operuje się jednym językiem, w którym wszystko jest dozwolone niezależnie od kontekstu. Gwałtowne dążenie w kierunku tego drugiego rozwiązania wydaje się mieć ideologiczne przesłanki. Przemawia za nim pluralizm, wielokulturowość i demokracja. Wszyscy są równi, niezależnie od swego stylu bycia, a plucie, przeklinanie i dosłowność są tylko jednym z dopuszczalnych między równymi i wolnymi obywatelami wariantów cywilizacyjnych. Argumentacja taka nie zmienia jednak faktu, że obyczaje są różne, każe nam tylko tolerować to, co uważamy za złe zachowanie innych. Dlaczego jednak jedni mają znosić złe zachowanie innych, a inni nie muszą się powstrzymywać od takich zachowań, które wywołują dyskomfort innych? Kiedy idziemy ulicą albo jedziemy samochodem, powstrzymujemy się od gwałtownego spychania innych i mamy słuszną pretensję do tych, którzy nas odpychają łokciami lub zajeżdżają drogę. Podobnie jest i w dziedzinie innych obyczajów. Trzeba pracować nad wysłowieniem minimum cywilizowanego współżycia.
3. Kilka przykładów z innych sfer współżycia zbiorowego. W pociągu siedzę w przedziale i nagle jeden z pasażerów zapala papierosa. Wychodzę na korytarz, aby przeczekać, a kiedy wracam, palacz zwraca się do mnie grzecznie w te słowa: "Widzę, że wyszedł pan na korytarz, kiedy paliłem, ale widzi pan, na korytarzu palić nie wolno, więc musiałem to zrobić w przedziale". Oduczając się palenia, wyrobiłem w sobie odruch wykrztuśny na dym tytoniowy, więc fizycznie go nie cierpię. Może jestem w tym jedyny, ale czemu palacz nie zapytał, czy komuś w przedziale dym przeszkadza? Dawniej mężczyźni pytali przynajmniej o zgodę kobiety, tak jak pytano je o zgodę na zdjęcie marynarki. Moja towarzyszka podróży też nie lubi dymu tytoniowego, ale dzisiaj pytanie jedynie kobiet straciło sens, skoro palą bodajże częściej niż mężczyźni, noszą nie tylko marynarki, ale także spodnie, a poza tym, a może w związku z tym, mamy wszyscy równe konstytucyjnie prawa. Pani profesor filozofii skarży się, że wchodząc na wykład, zauważyła w auli parę studentów w zaawansowanym stadium współżycia płciowego, co zmusiło ją do ogłoszenia, że wyprasza sobie rozmowy i uprawianie seksu w czasie wykładu. Podobno poskutkowało, cokolwiek by to miało oznaczać. Oczywiście można sobie wyobrazić bezdomnych zakochanych, którzy musieli spełnić namiętność, w końcu najdziwniejsze służą temu kąty, albo członków studenckiego koła naukowego eksperymentujących na wzór starożytnych cyników, ale przecież generalnie niewygodnie nam z bliźnimi zabawiającymi się przy nas, choćby dlatego, że odwracają uwagę od innych spraw, które mamy na głowie.
4. Z pewnością istnieją lepsze miejsca, aby pisać o elegancji i dobrych obyczajach niż łamy tygodnika "NIE"... czytam w "NIE" z 22 października, "ale cham po pracy marzy o odrobinie wytworności", a tej odrobiny brakuje Pigwie, kiedy udaje się na bankiety i przyjęcia organizowane przez rozmaite powstające jak grzyby po deszczu prywatne telewizje. Na tych przyjęciach, jak się dowiadujemy, nikt nie wita zaproszonych gości przy wejściu, stoją stoły z jedzeniem i gra muzyka, nie wiadomo, jak się ubrać, czy w smokingi, czy w podkoszulki, czy jeść, czy tańczyć, bo ze sztuki bankietów "nasi biznesmeni medialni zrozumieli jednak... na razie tyle, że trzeba dać ludziom się nawpieprzać (przy tym słowie mój komputer zarumienił się, ale dałem mu polecenie "zignoruj!") za darmo".
5. Filozoficzny dystans i filozoficzna interpretacja mogą, rzecz jasna, być zastąpione przez socjologię. Brak kultury nie jest cnotą, ludzie mają już pieniądze, ale jeszcze nie umieją ich elegancko wydawać. W dobrej sprawie mogę iść obok Pigwy, tyle że trzeba być konsekwentnym. Kultura tylko po pracy? To za mało, brzydkie słowo rzucone nie w porę wraca rykoszetem. Otóż - jak zauważył pewien finansista, zwracając w ten sposób uwagę pewnemu mądrzącemu się na temat manier kulinarnych uczonemu arywiście - prawie wszyscy jesteśmy z awansu. Lepszy język i lepszy obyczaj jest także po to, by mieć z tego awansu przyjemność. Po drugie, życie społeczne wymaga poszanowania cudzej wrażliwości, a przez to także prawa do prywatności. Biorąc małe dziecko do zoo, trzeba się liczyć z tym, że zobaczymy szympansa w całej okazałości, ale nie z tym, że będzie się oglądać człowieka w jego chamstwie. Chamstwo starajmy się trzymać w ryzach swej prywatności.
Więcej możesz przeczytać w 46/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.