Potrzeba magii

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z NATASZĄ RICHARDSON, amerykańską aktorką
Roman Rogowiecki: - Rola w filmie "Nie wierzcie bliźniaczkom" jest zupełnie inna od tych, które grała pani dotychczas. Co spowodowało, że zdecydowała się pani na coś zupełnie odmiennego?
Natasza Richardson: - Wyzwaniem była romantycznie komediowa rola. Zazwyczaj wcielałam się w postaci, które odbywają bolesne podróże emocjonalne. Granie kogoś zabawnego było dla mnie nowym doświadczeniem. Spodobała mi się również filmowa historia miłosna; przemówili do mnie bohaterowie. Myślę, że ta opowieść przyciągnie do kina również dorosłych, choć film adresowany jest do dzieci.
- Gra pani elegancką projektantkę mody, kobietę o nienagannych manierach, mówiącą po francusku i bardzo chic. Czy ta postać ma coś wspólnego z panią?
- Nie, wcale nie jestem do niej podobna. Ten język znam, bo chodziłam do francuskiego liceum. Staram się mieć dobre maniery, ale nie jestem taka idealna i poukładana jak dama, którą gram. Obawiam się, że jestem bardziej przyziemna. Nie mam kamerdynera, szofera, limuzyny ani pięknego domu w dzielnicy Knightsbridge w Londynie.
- Pochodzi pani ze znakomitej filmowej rodziny. Pani matką jest słynna aktorka Vanessa Redgrave, a ojcem wybitny reżyser Tony Richardson. Jakie cechy odziedziczyła pani po nich?
- Nauczyłam się od nich przede wszystkim profesjonalizmu w pracy. Tato zawsze mi powtarzał: "Rób to, co każe ci reżyser", a mama zainspirowała mnie swoimi rolami. W jej grze zawsze czuje się niebywałą szczerość; ona otwiera przed widzem swoją duszę.
- Grywała pani różnorodne role. Która z ich, dając największą satysfakcję, wzbogaciła jednocześnie pani warsztat?
- Moje umiejętności aktorskie najbardziej rozwinęła rola we wczesnym filmie "Patty Hearst". W telewizyjnej pracy pomogła mi adaptacja sztuki "Nagle ostatniego lata" Tennessee Williamsa. Grałam w niej z Maggie Smith. Ten spektakl był dla mnie wielkim wyzwaniem.
- Nadal jest pani wierna teatrowi. Ostatnio sukces w Nowym Jorku przyniosła pani główna rola w "Kabarecie". Większość gwiazd podobnego formatu woli większe pieniądze, które zapewnia plan filmowy...
- Pracę w filmie i teatrze lubię w takim samym stopniu. Grając w teatrze, aktor ciągle się uczy czegoś nowego. Poświęcenie się jednak tylko niemu oznacza katastrofę finansową. Trudno również pogodzić te dwa zajęcia. Dla aktora ważna jest satysfakcja zawodowa, której najwięcej daje gra w teatrze.
- Razem z mężem Liamem Neesonem zagrała pani w filmie "Nell". Czy łatwiej pracuje się pani z kimś dobrze znanym?
- Zawsze znacznie lepiej pracuje się z aktorem, którego się dobrze zna i podziwia. W obrazie "Nie wierzcie bliźniaczkom" doskonale rozumiałam się z Dennisem Quaidem; pasowaliśmy do siebie, chociaż na planie nigdy nic nie jest pewne. Można cenić dorobek drugiej osoby, dobrze ją znać, ale nadal nie ma się pewności, że na planie zaistnieje pomagająca w tej pracy magia. Na szczęście z Liamem wszystko układało się w "Nell" pomyślnie. Jedyne niebezpieczeństwo, jakie grozi małżeństwu przy kręceniu filmu, to denerwowanie się. Nam się to nie zdarzyło, przynajmniej nie podczas nagrywania zdjęć.
- Liam Neeson jest odtwórcą głównej roli w "Liście Schindlera" Spielberga. Była z nim pani podczas kręcenia filmu w Krakowie. Jak oboje wspominacie ten czas?
- Nie mogę wypowiadać się za niego. Ja czułam się wyróżniona i zaszczycona tym, że mogłam z boku obserwować powstawanie tego filmu. Steven Spielberg pozwolił mi siedzieć z boku i podglądać obraz na monitorze. Dzięki temu obejrzałam wiele scen kręconych w Krakowie. Było to dla mnie niezwykłe doświadczenie.


Więcej możesz przeczytać w 49/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: