Ponad 13 tys. dolarów dochodu narodowego na osobę, bezrobocie wynoszące 3,5 proc., inflacja nie przekraczająca 4 proc. i nowoczesna, nastawiona na usługi gospodarka - lepszymi wskaźnikami ekonomicznymi mogą się poszczycić tylko nieliczne państwa zachodnioeuropejskie.
Początek dyskusji poświęconej reformie instytucji Unii Europejskiej może się zbiec z portugalskim przewodnictwem w Radzie UE w pierwszym półroczu 2000 r. Debata ta będzie konsekwencją porozumień zawartych w protokole załączonym do traktatu amsterdamskiego. Wiele wskazuje na to, iż nie będzie to - jak przypuszczano, podpisując traktat - prosta zmiana metody ważenia głosów w Radzie UE. Zmiana rozkładu głosów miałaby zrekompensować większym państwom członkowskim rezygnację z desygnowania drugiego komisarza.
W rzeczywistości oczekiwana reforma instytucjonalna to proces bardziej złożony, nie polegający jedynie na innym składzie Komisji Europejskiej czy zmianie metody ważenia głosów, lecz obejmujący również upowszechnienie głosowania większościowego (a tym samym procedury współdecydowania) oraz próbę uproszczenia procesu decyzyjnego. Państwa członkowskie Unii Europejskiej będą z pewnością próbowały wykroczyć poza ramy określone traktatem amsterdamskim, dążąc do usprawnienia metod pracy Rady UE, w tym zwiększenia jej efektywności i lepszej koordynacji działań.
Aby struktury europejskie działały efektywnie, wspomniane zmiany prędzej czy później i tak musiałyby zostać wprowadzone. Wydaje się to tym pilniejsze, że Unia Europejska przygotowuje się do poszerzenia na wyjątkową skalę, przebiegającego równolegle z zainicjowanym w Maastricht jakościowym poszerzeniem kompetencji instytucji europejskich.
Zastanawiając się nad reformą instytucjonalną UE (obecna dyskusja powinna się z czasem przerodzić w otwartą debatę z udziałem nie tylko rządów, ale i opinii publicznej), nie wolno zapominać, że projekt znacznie ambitniejszej reformy został już zaprezentowany podczas konferencji międzyrządowej. Nie wcielono go jednak w życie, gdyż nie było woli politycznej wewnątrz piętnastki. Brak takiej woli jest odzwierciedleniem wstrzemięźliwości obywateli państw UE, w zasadzie sprzeciwiających się zmianie istniejącej równowagi instytucjonalnej.
Brak politycznego poparcia dla daleko idącej reformy instytucjonalnej unii nie był zaskoczeniem, raczej potwierdzeniem napięcia panującego na tej płaszczyźnie pomiędzy krajami członkowskimi. Wynika to ze współistnienia różnych koncepcji struktury instytucjonalnej i pożądanego modelu równowagi kompetencyjnej między instytucjami europejskimi. Ponadto państwa członkowskie często różnią się sposobami wyrażania własnych interesów narodowych w procesie decyzyjnym UE.
Otwarta niechęć opinii publicznej niektórych krajów członkowskich do rozwiązań przyjętych w Maastricht była przyczyną instytucjonalnego impasu w Amsterdamie. Mimo to członkowie UE dochodzą do porozumienia w jednej kwestii, chodzi mianowicie o potrzebę korelacji między procesem poszerzania UE a bieżącą analizą unijnej struktury instytucjonalnej. Unia musi bowiem sprostać rozlicznym wyzwaniom.
Na łamach tygodnika "Wprost" rozpoczynamy debatę na temat przyszłego kształtu Unii Europejskiej. Artykuł Francisco Seixasa da Costy jest pierwszym głosem w tej dyskusji.
W związku z tym kraje negocjujące członkostwo w strukturach europejskich muszą być świadome, iż model instytucjonalny wypracowany w trakcie debaty będzie dotyczył także ich w chwili, gdy przystąpią do unii. Nasuwa się przy tym pytanie, czy kraje aspirujące do UE powinny mieć możliwość wyrażania swojej opinii w takich kwestiach, jak przyszła reprezentacja w instytucjach unijnych bądź reforma procesu podejmowania decyzji. Uważam, że tak.
Można pomyśleć, że kwestie instytucjonalne nie są najważniejsze dla państw, których priorytety - co jest zrozumiałe - sprowadzają się dziś do problemów natury technicznej (przygotowania do członkostwa, utrzymanie dynamiki procesu negocjacji). Są to jednak odrębne sprawy. Negocjacje członkowskie są procesem dwustronnym, podczas gdy rozważania nad zmianami instytucjonalnymi mają raczej ograniczony zasięg i charakter wielostronny, bez jakichkolwiek implikacji na proces poszerzenia.
Dobrym przykładem zastosowania wspomnianego modelu może być kazus Portugalii i Hiszpanii, które zostały zaproszone do wzięcia udziału w ostatniej fazie negocjacji dotyczących jednolitego aktu europejskiego, chociaż w tym czasie nie były jeszcze członkami Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Moim zdaniem, zaproszenie wszystkich państw kandydujących do nieformalnej dyskusji o przyszłości unijnych instytucji byłoby dla UE nie tylko dobrym, ale i mądrym oraz dalekowzrocznym rozwiązaniem. Podkreślałoby priorytetowe znaczenie tych kwestii dla - opartego na konsensusie - rozwoju Unii Europejskiej.
Jak słusznie zauważył Jean Monnet: "Nic nie jest możliwe bez udziału człowieka; nic nie przetrwa bez instytucji". To założenie jest podstawą, na której Unia Europejska i jej polityka były budowane przez czterdzieści lat. Bez instytucji z ich skomplikowanym mechanizmem wewnętrznej równowagi unia z pewnością nie przetrwałaby niektórych większych kryzysów politycznych. Ostrożna ewolucja, a nie pokusa bardziej radykalnych i samowolnych zmian, zawsze dowodziła, że obrany został właściwy kierunek działań.
Co więcej, unia staje dziś przed wyzwaniami o bezprecedensowym charakterze, które mogą doprowadzić do zmiany definicji jej istoty. Nie jest to tylko kwestia przygotowań do przyjęcia państw Europy Środkowej i Wschodniej, ale także wprowadzenia wspólnej waluty, projektu, którego polityczne i strategiczne konsekwencje będą widoczne niewątpliwie poza finansową sferą gospodarki. Pomyślne zakończenie tych równolegle przebiegających procesów będzie zależało od sprawności instytucjonalnej, która pozwoli na utrzymanie wewnętrznej spójności unii.
Oczywiście na obecnym etapie wkład w rozmowy państw kandydujących nie może być zbyt znaczący. Ostateczne decyzje zostaną podjęte przez państwa członkowskie. Biorąc jednak pod uwagę znaczenie tych kwestii dla przyszłości Europy, łatwo można przewidzieć korzyści płynące ze wzbogacenia debaty o refleksje przyszłych partnerów UE. Taka dwutorowa dyskusja może być prowadzona według różnorodnych modeli istniejących w ramach funkcjonujących struktur. Moim zdaniem, jedną z możliwości wartych rozważenia byłaby konferencja europejska, mogąca się stać forum swobodnej, otwartej i niewiążącej wymiany poglądów.
W rzeczywistości oczekiwana reforma instytucjonalna to proces bardziej złożony, nie polegający jedynie na innym składzie Komisji Europejskiej czy zmianie metody ważenia głosów, lecz obejmujący również upowszechnienie głosowania większościowego (a tym samym procedury współdecydowania) oraz próbę uproszczenia procesu decyzyjnego. Państwa członkowskie Unii Europejskiej będą z pewnością próbowały wykroczyć poza ramy określone traktatem amsterdamskim, dążąc do usprawnienia metod pracy Rady UE, w tym zwiększenia jej efektywności i lepszej koordynacji działań.
Aby struktury europejskie działały efektywnie, wspomniane zmiany prędzej czy później i tak musiałyby zostać wprowadzone. Wydaje się to tym pilniejsze, że Unia Europejska przygotowuje się do poszerzenia na wyjątkową skalę, przebiegającego równolegle z zainicjowanym w Maastricht jakościowym poszerzeniem kompetencji instytucji europejskich.
Zastanawiając się nad reformą instytucjonalną UE (obecna dyskusja powinna się z czasem przerodzić w otwartą debatę z udziałem nie tylko rządów, ale i opinii publicznej), nie wolno zapominać, że projekt znacznie ambitniejszej reformy został już zaprezentowany podczas konferencji międzyrządowej. Nie wcielono go jednak w życie, gdyż nie było woli politycznej wewnątrz piętnastki. Brak takiej woli jest odzwierciedleniem wstrzemięźliwości obywateli państw UE, w zasadzie sprzeciwiających się zmianie istniejącej równowagi instytucjonalnej.
Brak politycznego poparcia dla daleko idącej reformy instytucjonalnej unii nie był zaskoczeniem, raczej potwierdzeniem napięcia panującego na tej płaszczyźnie pomiędzy krajami członkowskimi. Wynika to ze współistnienia różnych koncepcji struktury instytucjonalnej i pożądanego modelu równowagi kompetencyjnej między instytucjami europejskimi. Ponadto państwa członkowskie często różnią się sposobami wyrażania własnych interesów narodowych w procesie decyzyjnym UE.
Otwarta niechęć opinii publicznej niektórych krajów członkowskich do rozwiązań przyjętych w Maastricht była przyczyną instytucjonalnego impasu w Amsterdamie. Mimo to członkowie UE dochodzą do porozumienia w jednej kwestii, chodzi mianowicie o potrzebę korelacji między procesem poszerzania UE a bieżącą analizą unijnej struktury instytucjonalnej. Unia musi bowiem sprostać rozlicznym wyzwaniom.
Na łamach tygodnika "Wprost" rozpoczynamy debatę na temat przyszłego kształtu Unii Europejskiej. Artykuł Francisco Seixasa da Costy jest pierwszym głosem w tej dyskusji.
W związku z tym kraje negocjujące członkostwo w strukturach europejskich muszą być świadome, iż model instytucjonalny wypracowany w trakcie debaty będzie dotyczył także ich w chwili, gdy przystąpią do unii. Nasuwa się przy tym pytanie, czy kraje aspirujące do UE powinny mieć możliwość wyrażania swojej opinii w takich kwestiach, jak przyszła reprezentacja w instytucjach unijnych bądź reforma procesu podejmowania decyzji. Uważam, że tak.
Można pomyśleć, że kwestie instytucjonalne nie są najważniejsze dla państw, których priorytety - co jest zrozumiałe - sprowadzają się dziś do problemów natury technicznej (przygotowania do członkostwa, utrzymanie dynamiki procesu negocjacji). Są to jednak odrębne sprawy. Negocjacje członkowskie są procesem dwustronnym, podczas gdy rozważania nad zmianami instytucjonalnymi mają raczej ograniczony zasięg i charakter wielostronny, bez jakichkolwiek implikacji na proces poszerzenia.
Dobrym przykładem zastosowania wspomnianego modelu może być kazus Portugalii i Hiszpanii, które zostały zaproszone do wzięcia udziału w ostatniej fazie negocjacji dotyczących jednolitego aktu europejskiego, chociaż w tym czasie nie były jeszcze członkami Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Moim zdaniem, zaproszenie wszystkich państw kandydujących do nieformalnej dyskusji o przyszłości unijnych instytucji byłoby dla UE nie tylko dobrym, ale i mądrym oraz dalekowzrocznym rozwiązaniem. Podkreślałoby priorytetowe znaczenie tych kwestii dla - opartego na konsensusie - rozwoju Unii Europejskiej.
Jak słusznie zauważył Jean Monnet: "Nic nie jest możliwe bez udziału człowieka; nic nie przetrwa bez instytucji". To założenie jest podstawą, na której Unia Europejska i jej polityka były budowane przez czterdzieści lat. Bez instytucji z ich skomplikowanym mechanizmem wewnętrznej równowagi unia z pewnością nie przetrwałaby niektórych większych kryzysów politycznych. Ostrożna ewolucja, a nie pokusa bardziej radykalnych i samowolnych zmian, zawsze dowodziła, że obrany został właściwy kierunek działań.
Co więcej, unia staje dziś przed wyzwaniami o bezprecedensowym charakterze, które mogą doprowadzić do zmiany definicji jej istoty. Nie jest to tylko kwestia przygotowań do przyjęcia państw Europy Środkowej i Wschodniej, ale także wprowadzenia wspólnej waluty, projektu, którego polityczne i strategiczne konsekwencje będą widoczne niewątpliwie poza finansową sferą gospodarki. Pomyślne zakończenie tych równolegle przebiegających procesów będzie zależało od sprawności instytucjonalnej, która pozwoli na utrzymanie wewnętrznej spójności unii.
Oczywiście na obecnym etapie wkład w rozmowy państw kandydujących nie może być zbyt znaczący. Ostateczne decyzje zostaną podjęte przez państwa członkowskie. Biorąc jednak pod uwagę znaczenie tych kwestii dla przyszłości Europy, łatwo można przewidzieć korzyści płynące ze wzbogacenia debaty o refleksje przyszłych partnerów UE. Taka dwutorowa dyskusja może być prowadzona według różnorodnych modeli istniejących w ramach funkcjonujących struktur. Moim zdaniem, jedną z możliwości wartych rozważenia byłaby konferencja europejska, mogąca się stać forum swobodnej, otwartej i niewiążącej wymiany poglądów.
Więcej możesz przeczytać w 49/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.