Psychoza linczu
Muśnięty pieszczotliwym piórem Janusza Korwin-Mikkego ("Poczta", nr 51) po opublikowaniu tekstu "Psychoza linczu" (nr 49), w którym przedstawiłem wiele argumentów przeciw karze śmierci, odpowiadam. Tak, jest prawdą, że dałem się otumanić manipulatorowi z profesorskim tytułem (konkretnie prof. Andrzejowi Rzeplińskiemu z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka). To właśnie on wcisnął mi informację, że w Chicago odbyło się niecodzienne seminarium poświęcone karze śmierci. Przyjechało na nie 26 osób, które czekały na egzekucję. Uratowała niedoszłych skazańców nowoczesna wiedza - dzięki niej udowodnili swoją niewinność. Jestem więc skołowany (co prawda w słusznej sprawie abolicjonizmu). Do tego stopnia, że posłużyłem się metodami dr. Goebbelsa, do którego - z właściwą sobie subtelnością - przyrównał mnie mój adwersarz. Teraz poważnie. Chciałem wpisać do sztambucha pana Korwin-Mikkego następujący cytat z książki "Nadzorować i karać" Michela Foucaulta: "W Europie Oświecenia człowiek przeciwstawiany jest barbarzyństwu kaźni wcale nie jako przedmiot pozytywnej wiedzy, ale jako granica prawa - legalne ograniczenie władzy karania. Noli me tangere (Nie dotykaj mnie). On wyznacza punkt, którego nie może przekroczyć zemsta władcy". Jeśli Janusz Korwin-Mikke jest naprawdę liberałem, powinien dążyć do ograniczenia władzy państwa nad obywatelami nie tylko w sprawie obciążeń podatkowych, ale także w sferze kompetencji sądowniczych. Państwo, które ma władzę odbierania życia swoim poddanym, to państwo totalitarne.
Maciej Łuczak
Janusz Korwin-Mikke, odnosząc się w swoim liście ("Poczta", nr 51) do artykułu "Psychoza linczu" (nr 49), wezwał do wskazania przykładów ludzi skazanych prawomocnie, oczekujących na egzekucję i uratowanych "dzięki jakimś nowym dowodom". Spiesząc z pomocą redaktorowi Maciejowi Łuczakowi, podaję za publikacją Amnesty International "Kara śmierci w USA" (Londyn 1987, str. 172-173): "W latach 1985 - 1990 odnotowano 349 spraw, w których oskarżonych skazano na karę śmierci lub na długoletnie więzienie, a następnie na podstawie nowych dowodów uniewinniono lub wycofano zarzuty (dwadzieścia trzy osoby zostały jednak stracone)". Podaję konkretne przykłady. John Ross został skazany na karę śmierci za gwałt w 1975 r. (zamienioną następnie na 20 lat pozbawienia wolności). W 1981 r. obrońcy skazanego wykazali, że próbka krwi przyjęta przez sąd za podstawę skazania w rzeczywistości nie pasowała do grupy krwi Rossa. Jerry Banks został w 1975 r. skazany na śmierć za dwa morderstwa. W 1980 r. - po pięciu latach przebywania w celi śmierci - został uniewinniony dzięki nowym dowodom (świadek zeznał, że śmiertelne strzały nie pochodziły z broni Banksa). James Adams został w 1974 r. skazany na śmierć za morderstwo, wyrok wykonano w 1984 r. Miesiąc przed wyznaczonym terminem egzekucji pojawiły się nowe dowody świadczące o jego niewinności. Gubernator Florydy odmówił jednak wstrzymania egzekucji i uniemożliwił w ten sposób ich ocenę. Amnesty International przyznaje, że dostępne w USA środki odwoławcze poważnie zmniejszają ryzyko skazania na śmierć niewinnych ludzi, aczkolwiek istniejący system nie wyklucza takiej ewentualności, zwłaszcza wówczas, gdy skazanie następuje na podstawie fałszywych zeznań.
dr JACEK SKRZYDŁO
Katedra Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Łódzkiego
Krótki felieton o zabijaniu
Czytając "Krótki felieton o zabijaniu" (nr 49), odniosłem wrażenie, że nasz kraj jest oazą spokoju. Niestety, rzeczywistość jest okrutna. Liczba spektakularnych zbrodni wciąż wzrasta. Społeczny opór wobec tego zjawiska jest zupełnie zrozumiały. Gdy mowa o przywróceniu kary śmierci i nowelizacji kodeksu karnego, nie chodzi bynajmniej o zaspokojenie "żądzy krwi i zemsty", lecz o to, by państwo mogło skuteczniej przeciwstawiać się bandytyzmowi, zaś kara była nieuchronna, a nie warunkowa. Kroki podjęte w ostatnich latach przez polityków liberalnych i lewicowych, by najpierw wprowadzić moratorium na wykonywanie kary śmierci, a potem ją znieść, czy w końcu kuriozalne zliberalizowanie kodeksu karnego, są przejawem nieodpowiedzialności części politycznego establishmentu. Nie interesuje mnie, czy w Polsce są trzy, cztery czy dziesięć zabójstw na 100 tys. mieszkańców. Interesuje mnie, czy prawo chroni życie zwykłych ludzi, czy sprzyja wzrostowi przestępczości. Bandytyzm wzrasta, a to oznacza, że trzeba szybko skończyć z eksperymentami i przywrócić zasady twardego prawa. Kara śmierci, którą niekoniecznie należy szafować, ale pozostawić jako memento, jest przestrogą dla tych, którzy nie chcą przestrzegać prawa. Jej nieuchronność uratowała niejedno życie niewinnych ofiar. Chciałbym, by bandytów traktowano poważnie. By ponosili odpowiedzialność za swe czyny i mieli świadomość, że za morderstwo spotka ich sprawiedliwa kara. Nawet gdyby miała to być kara główna.
PIOTR WALERYCH
wiceprezes Ruchu Katolicko-Narodowego AWS
Muśnięty pieszczotliwym piórem Janusza Korwin-Mikkego ("Poczta", nr 51) po opublikowaniu tekstu "Psychoza linczu" (nr 49), w którym przedstawiłem wiele argumentów przeciw karze śmierci, odpowiadam. Tak, jest prawdą, że dałem się otumanić manipulatorowi z profesorskim tytułem (konkretnie prof. Andrzejowi Rzeplińskiemu z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka). To właśnie on wcisnął mi informację, że w Chicago odbyło się niecodzienne seminarium poświęcone karze śmierci. Przyjechało na nie 26 osób, które czekały na egzekucję. Uratowała niedoszłych skazańców nowoczesna wiedza - dzięki niej udowodnili swoją niewinność. Jestem więc skołowany (co prawda w słusznej sprawie abolicjonizmu). Do tego stopnia, że posłużyłem się metodami dr. Goebbelsa, do którego - z właściwą sobie subtelnością - przyrównał mnie mój adwersarz. Teraz poważnie. Chciałem wpisać do sztambucha pana Korwin-Mikkego następujący cytat z książki "Nadzorować i karać" Michela Foucaulta: "W Europie Oświecenia człowiek przeciwstawiany jest barbarzyństwu kaźni wcale nie jako przedmiot pozytywnej wiedzy, ale jako granica prawa - legalne ograniczenie władzy karania. Noli me tangere (Nie dotykaj mnie). On wyznacza punkt, którego nie może przekroczyć zemsta władcy". Jeśli Janusz Korwin-Mikke jest naprawdę liberałem, powinien dążyć do ograniczenia władzy państwa nad obywatelami nie tylko w sprawie obciążeń podatkowych, ale także w sferze kompetencji sądowniczych. Państwo, które ma władzę odbierania życia swoim poddanym, to państwo totalitarne.
Maciej Łuczak
Janusz Korwin-Mikke, odnosząc się w swoim liście ("Poczta", nr 51) do artykułu "Psychoza linczu" (nr 49), wezwał do wskazania przykładów ludzi skazanych prawomocnie, oczekujących na egzekucję i uratowanych "dzięki jakimś nowym dowodom". Spiesząc z pomocą redaktorowi Maciejowi Łuczakowi, podaję za publikacją Amnesty International "Kara śmierci w USA" (Londyn 1987, str. 172-173): "W latach 1985 - 1990 odnotowano 349 spraw, w których oskarżonych skazano na karę śmierci lub na długoletnie więzienie, a następnie na podstawie nowych dowodów uniewinniono lub wycofano zarzuty (dwadzieścia trzy osoby zostały jednak stracone)". Podaję konkretne przykłady. John Ross został skazany na karę śmierci za gwałt w 1975 r. (zamienioną następnie na 20 lat pozbawienia wolności). W 1981 r. obrońcy skazanego wykazali, że próbka krwi przyjęta przez sąd za podstawę skazania w rzeczywistości nie pasowała do grupy krwi Rossa. Jerry Banks został w 1975 r. skazany na śmierć za dwa morderstwa. W 1980 r. - po pięciu latach przebywania w celi śmierci - został uniewinniony dzięki nowym dowodom (świadek zeznał, że śmiertelne strzały nie pochodziły z broni Banksa). James Adams został w 1974 r. skazany na śmierć za morderstwo, wyrok wykonano w 1984 r. Miesiąc przed wyznaczonym terminem egzekucji pojawiły się nowe dowody świadczące o jego niewinności. Gubernator Florydy odmówił jednak wstrzymania egzekucji i uniemożliwił w ten sposób ich ocenę. Amnesty International przyznaje, że dostępne w USA środki odwoławcze poważnie zmniejszają ryzyko skazania na śmierć niewinnych ludzi, aczkolwiek istniejący system nie wyklucza takiej ewentualności, zwłaszcza wówczas, gdy skazanie następuje na podstawie fałszywych zeznań.
dr JACEK SKRZYDŁO
Katedra Prawa Międzynarodowego Uniwersytetu Łódzkiego
Krótki felieton o zabijaniu
Czytając "Krótki felieton o zabijaniu" (nr 49), odniosłem wrażenie, że nasz kraj jest oazą spokoju. Niestety, rzeczywistość jest okrutna. Liczba spektakularnych zbrodni wciąż wzrasta. Społeczny opór wobec tego zjawiska jest zupełnie zrozumiały. Gdy mowa o przywróceniu kary śmierci i nowelizacji kodeksu karnego, nie chodzi bynajmniej o zaspokojenie "żądzy krwi i zemsty", lecz o to, by państwo mogło skuteczniej przeciwstawiać się bandytyzmowi, zaś kara była nieuchronna, a nie warunkowa. Kroki podjęte w ostatnich latach przez polityków liberalnych i lewicowych, by najpierw wprowadzić moratorium na wykonywanie kary śmierci, a potem ją znieść, czy w końcu kuriozalne zliberalizowanie kodeksu karnego, są przejawem nieodpowiedzialności części politycznego establishmentu. Nie interesuje mnie, czy w Polsce są trzy, cztery czy dziesięć zabójstw na 100 tys. mieszkańców. Interesuje mnie, czy prawo chroni życie zwykłych ludzi, czy sprzyja wzrostowi przestępczości. Bandytyzm wzrasta, a to oznacza, że trzeba szybko skończyć z eksperymentami i przywrócić zasady twardego prawa. Kara śmierci, którą niekoniecznie należy szafować, ale pozostawić jako memento, jest przestrogą dla tych, którzy nie chcą przestrzegać prawa. Jej nieuchronność uratowała niejedno życie niewinnych ofiar. Chciałbym, by bandytów traktowano poważnie. By ponosili odpowiedzialność za swe czyny i mieli świadomość, że za morderstwo spotka ich sprawiedliwa kara. Nawet gdyby miała to być kara główna.
PIOTR WALERYCH
wiceprezes Ruchu Katolicko-Narodowego AWS
Więcej możesz przeczytać w 52/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.