Fast food, chipsy i słodycze nie są przyczyną epidemii otyłości Morgan Spurlock, reżyser i bohater filmu "Super Size Me", po miesiącu opychania się w restauracjach McDonald`s przytył 11 kg, ma kłopoty z erekcją, nadciśnienie tętnicze, podwyższony poziom cholesterolu i cukru we krwi. Reżyser wyznaje, że ledwo żyje, odczuwa duszności i coś w rodzaju uzależnienia - nerwowość przy braku posiłku i ekstazę podczas jedzenia, a także wskazujące na chorobę wieńcową niepokojące bóle w klatce piersiowej. Film Spurlocka to najpewniej początek antykapitalistycznej kampanii skierowanej przeciw producentom żywności i innych masowych produktów. Inicjatywa nieformalnej socjalistycznej międzynarodówki konsumentów niesie z sobą taki oto przekaz: to nie konsument jest odpowiedzialny za swoje ewentualne nieszczęścia, lecz korporacje. Lewackie lobby ekologiczne jest wspierane przez najlepszych prawników na czele z Johnem Banzhafem, który wcześniej miliardowymi odszkodowaniami pogrążył firmy tytoniowe. Teraz antykorporacyjne lobby realizuje swój kolejny sen: wielu ludzi postanowiło bezgranicznie się obżerać, a winę za pogorszenie stanu swojego zdrowia zrzucić na firmy produkujące żywność. Pierwsza pod ostrzałem znalazła się znienawidzona marka antyglobalistów - McDonald`s. Syndykat nieudaczników, prawników i lewackich ideologów zostawił (na razie) w spokoju właścicieli małych przedsiębiorstw i skupił się na korporacjach. Złota reguła biznesu związanego z odszkodowaniami brzmi bowiem: "Im większa firma, tym większa kwota może być zasądzona na twoją korzyść".
Atak fastfoodoterrorystów
Jeszcze niedawno 90 proc. obywateli USA uważało, że podejmują suwerenne decyzje w kwestiach żywieniowych wynika z badań Gallupa. Pranie mózgów, które zafundowano Amerykanom, zaczyna jednak przynosić efekty. Najnowszy sondaż firmy AC Nielsen wykazał, że już 60 proc. społeczeństwa za powstanie własnej otyłości obwinia bary fast food. Centrum Nauki dla Interesu Publicznego - jeden z ośrodków zaangażowanych w kampanię - obliczył, że "rynek dla grubasów" jest wart 117 mld dolarów. Organizacja wymieniła nazwy firm, czyli cele ataków ekoterrorystów, są wśród nich Pizza Hut, Cambell, Burger King i Frito-Lay. To z nimi będą się sądzić konsumenci, jeśli ekoterrorystom uda się przeforsować ustawę o osobistej odpowiedzialności w konsumpcji pożywienia, która ma przenieść na producentów dużą część indywidualnej odpowiedzialności za dietę.
Rynek odszkodowań może być wart nawet 50 mld dolarów, jeśli jakiś sąd stworzy konieczny precedens. A na pewno stworzy. Na tej samej zasadzie - zrzucania odpowiedzialności za swe czyny na przedsiębiorców i kapitalizm - można by sądzić producentów słodyczy za dziury w zębach łasuchów, producentów noży kuchennych za morderstwa z ich użyciem, a budowniczych mostów za prowokowanie samobójców. To absurd, na szczęście jednak coraz więcej dietetyków przyznaje, że lewackim prawnikom nie będzie łatwo dowieść szkodliwego wpływu fast foodów na zdrowie.
Mit otyłości
- Mitem jest przekonanie, że ludzie tyją, bo się objadają coraz większą ilością niezdrowych produktów - powiedziała w rozmowie z "Wprost" prof. Alison Field z Harvard Medical School, autorka najnowszych badań opublikowanych przez "International Journal of Obesity". Jej zdaniem, nikomu nie udało się wykazać, że większe spożycie hot dogów i hamburgerów, a nawet chipsów, słodyczy i napojów gazowanych prowadzi do otyłości. Wzrost nadwagi może spowodować objadanie się w nadmiarze jakimkolwiek produktem, choćby białym serem czy rybami. - Nawet dieta składająca się wyłącznie z ostryg jest w stanie wywołać obstrukcje - uważa Robert Makłowicz.
Prof. Field przez trzy lata przygotowywała kwestionariusze dotyczące zwyczajów żywieniowych i wagi 8203 dziewcząt i 6774 chłopców w wieku 9-14 lat. Okazało się, że dzieci, które w tym czasie znacznie przytyły, jadły to samo i tyle samo, co ich szczupli rówieśnicy! Również Sarah M. Philips z Massachusetts Institute of Technology, która badała nawyki żywieniowe stu dziewcząt w wieku 8-12 lat, nie wykryła związku między spożyciem wysokoenergetycznych przekąsek a otyłością. Zależności takiej nie potwierdziła też metaanaliza ponad 500 badań dotyczących otyłości przeprowadzona przez prof. Davida Garnera i prof. Susan Wooley.
- Dietetycy zalecają, by spożywać jak najmniej tłuszczów, szczególnie pochodzenia zwierzęcego, tymczasem nie ma dowodów, że tłuszcze powodują otyłość - mówi "Wprost" dr Ute Alexy, która przez 17 lat badała sposób odżywiania się 286 dzieci (Dortmund Nutritionally and Anthropometric Longitudinally Designed Study). Nikt tak naprawdę nie dowiódł, że spożywanie słodkich napojów gazowanych przyczynia się do powstawania otyłości. Zaledwie trzy prace sugerują, że napoje zwiększają ryzyko rozwinięcia się cukrzycy. Wartość energetyczna coca-coli wynosi zaledwie 42 kcal i jest taka sama jak soku pomarańczowego lub mleka o 1-procentowej zawartości tłuszczu. Wartość energetyczna jogurtu jest ponaddwukrotnie większa, ale nikt nie twierdzi, że jest on niezdrowy. "Specjaliści na ogół przemilczają te fakty w obawie, że wiele osób będzie się objadać bez umiaru" - twierdzi Mark McClellan z amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków.
Piramida dla każdego
Prof. Field uważa, że otyłość bardziej zależy od predyspozycji genetycznych niż od tego, jak dużo jemy chipsów, ciastek i hamburgerów. - Ponieważ wagę ciała reguluje prawdopodobnie od 120 do 220 genów, podejrzewa się, że DNA odpowiada za otyłość nawet w 70 proc. - mówi dr Lucjan Szponar z Instytutu żywności i żywienia. Badania prof. Jeffreya M. Friedmana z Rockefeller University sugerują, że o naszej sylwetce decyduje głównie tempo metabolizmu organizmu. Zbyt częste stosowanie rygorystycznych diet nie obniża, ale wręcz podnosi o cztery punkty średni indeks masy ciała BMI (wskaźnik wyliczany przez podzielenie masy ciała w kilogramach przez wzrost w metrach podniesiony do potęgi drugiej). 90-95 proc. osób stosujących dietę odchudzającą wraca potem do początkowej wagi - przekonuje prof. Glenn Gaesser z University of Virginia, autor książki "The Obesity myth" (Mit otyłości).
Różnice genetyczne sprawiają, że dla 25 proc. z nas zdrowa dieta różni się od zalecanej jako uniwersalna. 4 proc. Polaków może się objadać tłuszczami do woli, a mimo to ma niski poziom cholesterolu i zdrowe serce. Zdarzają się też tacy, którzy mimo otyłości nie cierpią na żadne choroby. Z kolei niektóre osoby są szczupłe, a mimo to mają niebezpiecznie wysoki poziom cholesterolu we krwi. Trzeba zmienić tzw. piramidę żywieniową, określającą proporcje między podstawowymi składnikami pokarmowymi - przyznał niedawno amerykański Departament Rolnictwa, zajmujący się też żywieniem. Zakłada ona, że każdy powinien spożywać dużo węglowodanów złożonych, takich jak ziemniaki, produkty zbożowe, warzywa i owoce, oraz umiarkowane ilości nabiału, ryb i chudego mięsa, a także możliwie jak najmniej słodyczy, alkoholu i tłuszczów, zwłaszcza zwierzęcych. "Wydawało się, że to model dla każdego, ale nie brał on pod uwagę potrzeb indywidualnych" - mówi Eric Hentges z Center for Nutrition Policy and Health Promotion. W Internecie (www.usda.gov) jest dostępna nowa, interaktywna piramida, którą budujemy sami, zależnie od własnych potrzeb, upodobań i trybu życia.
Menu genetyczne
"Nie ma optymalnej diety" - twierdzi William Wolcott, jeden z twórców tzw. diety metabolicznej, zyskującej ostatnio popularność w USA i Europie. Nasi przodkowie mieli różne potrzeby pokarmowe zależnie od miejsca, w którym mieszkali. Eskimosi żyją długo mimo spożywania dużych ilości tłuszczu i mięsa, co dla mieszkańców rejonów śródziemnomorskich byłoby zabójcze. I na odwrót - dieta oparta wyłącznie na warzywach i owocach nie służy zdrowiu mieszkańców Północy. "Dziś mamy jednak tak wymieszane geny, że trudno ustalić w prosty sposób, która dieta jest najlepsza dla danej osoby. Samo wyczucie nie wystarczy" - przekonuje Wolcott.
W wydanej niedawno książce "Dieta metaboliczna" uczony zamieścił kwestionariusz zawierający kilkadziesiąt pytań, dzięki któremu każdy może określić swój "typ metaboliczny" i pasujący do niego profil dietetyczny. Pierwszy zakłada przewagę węglowodanów w diecie, w drugim dominują białka, trzeci znajduje się między tymi dwoma. Konsultanci diety metabolicznej oferują jeszcze precyzyjniejsze komponowanie jadłospisu. "Osoba jedząca zgodnie z potrzebami swego organizmu dobrze się czuje po posiłku, nie ma problemów z trawieniem i nie nachodzą jej nagłe zachcianki, na przykład na słodycze" - uważa Wolcott.
Tempo przemiany materii może się znacznie różnić u poszczególnych osób, a różnice te w sporym stopniu są dziedziczne. "Odpowiedzialne za nie są geny zawarte w mitochondriach, odzwierciedlające przystosowanie naszych przodków do klimatu" - mówi prof. Douglas Wallace z University of California w Irvine. Mitochondria są elementami komórki służącymi do produkcji energii biologicznej z substancji odżywczych. Produktem ubocznym ich pracy jest ciepło. Mitochondria ludzi pochodzących z rejonów północnych wytwarzają znacznie więcej ciepła niż te, które mają mieszkańcy tropików, co oznacza szybszą przemianę materii. To przystosowanie ewolucyjne. Dzięki korzystnej mutacji w mitochondrialnym DNA nasi przodkowie mogli wyemigrować z Afryki i osiedlić się w chłodniejszych rejonach. Ludzie ci lepiej radzili sobie w surowym klimacie, ale musieli też więcej jeść, aby się ogrzać i jednocześnie zaspokoić potrzeby organizmu. Dlatego ich dieta opierała się na pokarmach wysokokalorycznych, takich jak tłuszcze i mięso. Przykładem są ciemnoskórzy Amerykanie, wśród których odsetek otyłych jest najwyższy. To potomkowie osób z dużo cieplejszej strefy klimatycznej.
Tę teorię potwierdziły próby amerykańskich dietetyków, którzy poddali wolontariuszy eksperymentowi podobnemu do tego, jaki przeprowadził na sobie Morgan Spurlock w filmie "Super Size Me". Okazało się, że po miesiącu jedzenia frytek i hamburgerów podwyższony poziom cholesterolu pani Soso Whaley nie tylko wrócił do normy, ale w dodatku w jej krwi zmniejszyła się ilość tzw. złego cholesterolu. Unormowało się także jej ciśnienie, co oczywiście nie jest sugestią, że fast food może zapobiegać chorobom krążenia. Fakty nie są jednak w stanie powstrzymać amatorów fast foodów, którzy pragną się obżerać i dzięki odszkodowaniom nie pracować do końca życia. Caesar Barber, otyły i chory na serce cukrzyk z Nowego Jorku, już dwukrotnie składał pozwy przeciwko McDonaldowi, Burger Kingowi, Wendy`s i KFC, których produkty rzekomo pozbawiły go zdrowia. Na razie bezskutecznie.
Tłusty podatek
Na otyłość większy wpływ niż dostępność żywności ma zmniejszająca się aktywność fizyczna. W latach 1980-2000 liczba otyłych nastolatków wzrosła w USA o 10 proc., mimo że liczba spożywanych przez nich kalorii zwiększyła się zaledwie o 1 proc. W tym samym czasie liczba nastolatków uprawiających sport spadła o 13 proc. Trzy czwarte niemieckich menedżerów przynajmniej dwie godziny w tygodniu poświęca na ćwiczenia, co sprawia, że są szczuplejsi od swoich rówieśników - wykazały badania przeprowadzone przez Wolframa Pfeiffera z Akademii Medycznej w Karlsruhe.
"Osoby leniwe za swoją otyłość wolą winić koncerny spożywcze, zamiast się zastanowić nad swoim życiem" - podkreśla Allan Flyvbjerg, przewodniczący Duńskiego Towarzystwa Diabetologicznego. Coraz częściej podobnie sądzą przedstawiciele rządów. W Wielkiej Brytanii już wkrótce zostanie wprowadzony zakaz reklamowania w telewizji produktów typu fast food przed godz. 21. Francja wprowadziła tzw. tłusty podatek, który muszą płacić producenci tłustej żywności za jej reklamę. Podobne rozwiązania od kilku lat są stosowane w Szwecji, ale odsetek otyłych osób jest taki sam jak w Wielkiej Brytanii. Walka z epidemią otyłości nie może polegać wyłącznie na bojkocie restauracji McDonald`s. Trzeba więcej czasu poświęcić na aktywny wypoczynek, a to udaje się niewielu. Caesar Barber z Nowego Jorku nie rezygnuje jednak - trzeci raz składa pozew przeciwko McDonaldowi, Burger Kingowi, Wendy`s i KFC, licząc, że może wreszcie uda się wyłudzić odszkodowanie. Chyba tylko po to, by dać zarobić prawnikom i się objeść, na śmierć.
Więcej możesz przeczytać w 51/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.