Nie mogę się doprosić w muzeum o czaszkę homo politicus
Twierdzą, że mają same nadtłuczone relikta". Ta myśl nieuczesana Stanisława Leca będzie zawsze aktualna, nawet w XXI w., kiedy - jak informuje Agnieszka Przychodzeń - przeciętny komputer osobisty osiągnie moc tysiąca ludzkich mózgów, czyli moc zjazdu przeciętnej polskiej partii. Polityk był, jest i będzie workiem treningowym demokratycznego społeczeństwa. Można zaryzykować stwierdzenie, że im młodsza demokracja, tym więcej - by się odwołać do Leca - nadtłuczonych reliktów. Wyborcy w czasach transformacji zachowują się w stosunku do polityków jak woźnica, który bije batem konia, zapomniawszy, że wcześniej kazał mu stanąć, krzycząc prrrr. Im więcej bije się w Polsce polityków, tym głośniej wyborcy wołają prrrr. Kolejny ranking polityków potwierdza, niestety, prawo woźnicy stosowane wobec polskiej sceny politycznej. Spora część wyborców marzy o powrocie czasów dynamicznego rozwoju stagnacji, czyli rządów SLD-PSL, co dokumentuje ranking partii. Jest to sytuacja normalna, gdyż większość społeczeństw, które są z natury zachowawcze, poddana procesowi reform reaguje podobnie, czyli w stylu: "Jak ma być lepiej, to lepiej niech będzie tak jak jest". Z tego to powodu polską sceną polityczną z wolna opanowują karły, proponując zawarcie społecznej umowy: "My od was niczego nie wymagamy, tylko tego, abyście nas wybrali. Nie będziemy was męczyć reformami, koniecznością konkurowania, nie będziemy was zmuszać do przystąpienia do Unii Europejskiej, niech unia przystępuje do nas. Dacie nam władzę, a my was urządzimy. Damy wam wolne soboty, urlopy macierzyńskie wieloletnie, płace według potrzeb, a wasze potrzeby my określimy. Damy wam więcej niż zapewnia postpeerelowska konstytucja, bezpłatne szkolnictwo i opiekę medyczną". Rodzi się pytanie, kto za to wszystko zapłaci? Odpowiedzi na to pytanie nie znajdziemy w naszej konstytucji, gdyż jest to ustawa zasadniczych marzeń, o czym przekonuje nas Zofia Wojtkowska w tekście "Prawo do niczego". Niestety, karły rosną, co widać jak na dłoni, przyglądając się rankingowi polityków, których jednocześnie nie lubimy coraz bardziej. Politycy w społeczeństwie demokratycznym są tymczasem odzwierciedleniem społeczeństwa, jego różnorodności. Na scenie politycznej znajdziemy lustrzane odbicie wszystkich wad i zalet społeczeństwa polskiego. Nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi od naszych reprezentantów w partiach, Sejmie i rządzie. Co prawda niektórzy dziennikarze, politycy i tzw. autorytety moralne jak pijany płotu trzymają się tezy o wspaniałym, zacnym społeczeństwie i okropnym, zdegenerowanym, pełnym konfliktów świecie polityków. Teza ta była może aktualna w okresie totalitaryzmu, kiedy polityków przywożono nam najpierw w ziłach, potem w pabiedach, a w końcu przynoszono w teczkach. Jeśli zatem dziś z taką niechęcią odnosimy się do polityków, to tak naprawdę wyrażamy niechęć do samych siebie, do swoich wyborów. Jednym słowem, ranking polityków jest najlepszą wiwisekcją kondycji psychicznej społeczeństwa. A skoro karły rosną, to znaczy, że kondycja społeczeństwa polskiego jest nie najlepsza. Pozostaje tylko nadzieja, że ktoś ukradnie nam tę złą kondycję psychiczną, a może i karły, skoro w naszym kraju można ukraść wszystko, o czym informują autorzy tekstu "Ukraść Polskę". Znany jest pewien polityk, który ukradł sam siebie i do dzisiaj nie może się odnaleźć. Mamy tylko jego portret pamięciowy z koniczynką, ale on na szczęście nie rośnie. I na tym kończę, bo ktoś mi ukradł pomysł na zakończenie.
Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.