Jeśli tak dalej pójdzie, niedługo nasi żołnierze będą musieli krzyczeć na poligonach "brrm, brrm - pif-paf!..."
Niemieccy oficerowie skarżą się, że brak pieniędzy nie tylko ogranicza ćwiczenia ze sprzętem zmechanizowanym, ale nawet ostre strzelanie. Niemieccy politycy stoją przed trudniejszym problemem: jak przy cięciach budżetowych przekształcić armię-molocha w nowoczesne siły zbrojne.
Minister finansów Hans Eichel planuje zmniejszenie w przyszłym roku budżetu resortu obrony o 2 mld marek - do 45,3 mld marek, a w 2004 r. do 42 mld marek. Cięcia te wymuszają przyspieszenie reformy Bundeswehry, dla której czas zatrzymał się w 1989 r. Po zjednoczeniu rozwiązano armię byłej NRD, lecz mimo upadku żelaznej kurtyny, niemieckie wojsko nadal stanowi ciężkozbrojną siłę, przygotowaną do odparcia ataku lądowego ze wschodu, gdzie dziś znajduje się polski sojusznik z NATO. Podczas gdy Brytyjczycy dysponują tylko 505 czołgami, a Francuzi 1277, Niemcy mają ich aż 3135, w tym 2700 ciężkich leopardów. Biorąc pod uwagę samoloty i okręty, kolejność ta przedstawia się odwrotnie. Niemcy dysponują 532 samolotami, Brytyjczycy mają ich 550, a Francuzi - 619. Przewaga Niemców uwidacznia się natomiast w liczebności armii: na utrzymanie 335 tys. żołnierzy i 130 tys. pracowników cywilnych wojska resort obrony wydaje aż 61 proc. swego budżetu, a Francuzi i Brytyjczycy odpowiednio 35 proc. i 37 proc.
Francuzi wyprzedzili Niemców w radykalnym przekształcaniu sił zbrojnych. Kierunki tej przebudowy określiła ustawa z czerwca 1996 r., w której przyjęto trzy cele: zmniejszenia liczebności wojska i sprzętu, unowocześnienia jego struktury i wyposażenia oraz ochrony przemysłu zbrojeniowego. Francuscy ustawodawcy postawili na jakość: poborowych zastępuje wojsko zawodowe, a redukowanie uzbrojenia oznacza poprawę sprawności armii zgodnie ze zmienionymi uwarunkowaniami geopolitycznymi i wymogami współczesnego pola walki. Przy restrukturyzacji wzięto pod uwagę zarówno cofnięcie się rosyjskich sił o 1500 km, ograniczenie ich liczebności, dezorganizację i kryzys przemysłu zbrojeniowego oraz niedostatki ujawnione podczas wojen w Zatoce Perskiej i na Bałkanach.
Wkrótce duża część żołnierzy europejskich armii NATO usłyszy komendę: "Odmaszerować!"
Siły lądowe Francji mają zostać zmniejszone o 40 pułków, 9 dywizji i 2 sztaby dowodzenia. Marynarka wojenna wycofa z użytku 22 okręty, 6 łodzi podwodnych i 3 fregaty, a lotnictwo zamknie 5 baz. Wojska pancerne do 2002 r. zlikwidują 420 czołgów, spadnie też liczba helikopterów w formacjach lądowych z 340 do 168, nie ubędzie natomiast samolotów bojowych. Założenia Francuzów sięgają 2015 r. Przewidują one m.in. przygotowanie do natychmiastowego wykorzystania w operacjach NATO 50 tys. żołnierzy, 100 samolotów, lotniskowca o napędzie atomowym z eskadrą towarzyszącą i atomowym okrętem podwodnym. Zadania te będą mogły być zrealizowane mimo cięć w funduszu obronnym. O ile w 1960 r. na cele wojskowe oddano 28,5 proc. budżetu, o tyle w ubiegłym roku już tylko 11,6 proc.
Niemcy po pozjednoczeniowym przegrupowaniu sił muszą dostosować armię do nowych uwarunkowań geopolitycznych, ale wykonanie tego zadania uniemożliwiają rozbieżności w sprawie kształtu Bundeswehry i pusta kasa. Zgodnie z planami byłego ministra obrony Volkera Rühe z CDU, do 2012 r. dwie trzecie pieniędzy na zakup nowego sprzętu wojskowego (wydatki te stanowią zaledwie 2,8 proc. budżetu obronnego) pochłonie wyposażenie Luftwaffe w myśliwce Eurofighter. Tymczasem w celu spełnienia wymogów NATO na same helikoptery trzeba wydać bez mała 20 mld marek, na samoloty transportowe - ponad 10 mld, o sprzęcie satelitarnym i przezbrojeniu sił lądowych nie wspominając, zresztą minister Scharping nie ma na to ani feniga.
Brytyjczycy od dawna przygotowywali się do zadań wykraczających poza ich terytorium i pierwsi postawili na armię zawodową. Ich lotnictwo i okręty marynarki wojennej dostępne są dla NATO i Unii Zachodnioeuropejskiej na kanale La Manche, na Morzu Śródziemnym i na Atlantyku. W skład sił morskich wchodzą trzy lotniskowce, 35 niszczycieli i fregat, 12 atomowych łodzi podwodnych, jednostki desantowe i lotniskowiec dla helikopterów, zwodowany w 1998 r. Siły Szybkiego Reagowania NATO mogą liczyć na 100 samolotów i 40 helikopterów RAF. Niezależnie od dbałości o wyposażenie rząd londyński stara się odgrywać w Europie pierwszoplanową rolę w polityce obronnej w ramach paktu. W przeciwieństwie do Niemców i Francuzów Anglia konsekwentnie wspiera Amerykanów.
George Robertson, były minister obrony Wielkiej Brytanii, a dziś szef NATO, w ubiegłorocznej analizie strategii obronnej kraju uzasadniał, że skoro nie istnieje bezpośrednie niebezpieczeństwo wybuchu konfliktu zbrojnego w Europie, nie ma potrzeby utrzymywania licznych armii. Londyn postanowił zredukować liczbę głowic nuklearnych o jedną trzecią - do 200 rakiet. W przeciwieństwie do brytyjskich sił zbrojnych, w których zmniejszenia uzbrojenia i reorganizacji nie wymusił brak pieniędzy, w Bundeswehrze "nowa orientacja" jest wynikiem oszczędności. Jak obliczyli eksperci Fundacji Nauki i Polityki w Ebenhausen, utrzymanie sprawności bojowej niemieckiej armii będzie możliwe tylko dzięki zdecydowanej redukcji liczby żołnierzy i kosztów osobowych.
Rząd Helmuta Kohla odrzucał projekty przekształcenia Bundeswehry w armię zawodową, ale socjaldemokratyczno-zielony rząd Gerharda Schrödera wydaje się bardziej elastyczny. Za radykalną reformą armii przemawiają nie tylko liczby. O skuteczności wojska decyduje obecnie technologia. Na konferencji NATO w Toronto europejscy ministrowie obrony usłyszeli ostre słowa krytyki od amerykańskich towarzyszy broni. Państwa UE, dopominające się o "własną tożsamość obronną", nie dysponują na przykład ani jednym satelitą wywiadowczym, a na niemiecko-francuskie projekty satelitarne Helios i Horus nie ma pieniędzy.
Francuzi, którym też na pieniądzach nie zbywa, systematycznie zmniejszają szeregi armii. 216 tys. żołnierzy utrzymuje Wielka Brytania, ale również na wyspach proces modernizacji sił zbrojnych nie został zakończony. Oprócz rozbudowy sił szybkiego reagowania planuje się m.in. połączenie Królewskiej Marynarki Wojennej i RAF oraz reformę struktur dowodzenia (Joint Defence Centre). Podobnie jak Brytyjczycy i Francuzi, na armię zawodową zdecydowali się Holendrzy, reformę sił zbrojnych realizują Hiszpanie, a włoski parlament postanowił zakończyć pobór powszechny w latach 2000-2005. Dla Włochów rezygnacja ze służby obowiązkowej wiąże się z dodatkowymi problemami w polityce wewnętrznej; wojsko postrzegane było jako ostatnie środowisko, gdzie następowało spajanie młodych z północy i południa, mówiących różnymi dialektami. Reformę armii, rewizję dotychczasowej doktryny i położenie większego nacisku na siły szybkiego reagowania wymusiły też nowe zobowiązania międzynarodowe na Bałkanach i w Timorze Wschodnim. Dzięki zmianom konstelacji politycznej w Europie Środkowej i Południowej powstała brygada włosko-węgiersko-słoweńska, a włoskich oficerów zagoniono do nauki języków obcych.
Z wyjątkiem Turcji i Grecji reformy w armiach NATO rozpoczęto od zmniejszenia liczby żołnierzy i lokowania pieniędzy w sprzęt lub nowe technologie. Odwlekanie tych przekształceń przez niemieckich polityków doprowadziło Bundeswehrę do punktu krytycznego: jeśli budżet obronny nie wzrośnie, z jej szeregów będzie musiał wystąpić co trzeci żołnierz. W pierwszym etapie liczebność Bundeswehry powinna zostać zmniejszona z 335 tys. do 220 tys. żołnierzy, a wypadku zastąpienia poboru obowiązkowego służbą zawodową - do 177 tys. żołnierzy. Tylko w ten sposób uda się zrealizować zatwierdzoną przez rząd Schrödera koncepcję utworzenia sił szybkiego reagowania w liczbie 67400 żołnierzy - obliczają specjaliści z Fundacji Nauki i Polityki w Ebenhausen. Reformy niemieckiej armii odbywają się na razie tylko w sferze teorii. Przeciwnicy koncepcji służby zawodowej zwracają uwagę, że w razie zagrożenia nie da się szybko zmobilizować 680 tys. żołnierzy, że w kłopoty popadną organizacje korzystające z pracy rekrutów w służbie zastępczej, a niektórzy specjaliści gospodarki ostrzegają przed wzrostem bezrobocia wśród młodzieży. W tej sytuacji minister Scharping nie spieszy się z radykalnymi zmianami i proponuje skrócenie służby wojskowej do sześciu miesięcy. A na to znów nie godzi się kadra oficerska. Czego można nauczyć rekruta przez pół roku? - pytają generałowie i odpowiadają: współczesna armia potrzebuje fachowców, a nie mięsa armatniego.
Scharping powołał komisję emerytowanych generałów, polityków, naukowców i ludzi ze świata gospodarki pod przewodnictwem byłego prezydenta Richarda von Weizsäckera, mającą przygotować "wytyczne" dotyczące przebudowy armii. W obliczu trudności finansowych i złych ocen sprawności bojowej UE po wojnie w Kosowie komisję zobligowano, by pierwsze wnioski przedstawiła już za pół roku. Scharping spodziewa się wsparcia w batalii o pieniądze dla swego resortu w następnej debacie budżetowej. Jaka koncepcja dla niemieckiej armii zostanie ostatecznie przyjęta - nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że w Bundeswehrze musi w końcu paść komenda: "Odmaszerować!"
Minister finansów Hans Eichel planuje zmniejszenie w przyszłym roku budżetu resortu obrony o 2 mld marek - do 45,3 mld marek, a w 2004 r. do 42 mld marek. Cięcia te wymuszają przyspieszenie reformy Bundeswehry, dla której czas zatrzymał się w 1989 r. Po zjednoczeniu rozwiązano armię byłej NRD, lecz mimo upadku żelaznej kurtyny, niemieckie wojsko nadal stanowi ciężkozbrojną siłę, przygotowaną do odparcia ataku lądowego ze wschodu, gdzie dziś znajduje się polski sojusznik z NATO. Podczas gdy Brytyjczycy dysponują tylko 505 czołgami, a Francuzi 1277, Niemcy mają ich aż 3135, w tym 2700 ciężkich leopardów. Biorąc pod uwagę samoloty i okręty, kolejność ta przedstawia się odwrotnie. Niemcy dysponują 532 samolotami, Brytyjczycy mają ich 550, a Francuzi - 619. Przewaga Niemców uwidacznia się natomiast w liczebności armii: na utrzymanie 335 tys. żołnierzy i 130 tys. pracowników cywilnych wojska resort obrony wydaje aż 61 proc. swego budżetu, a Francuzi i Brytyjczycy odpowiednio 35 proc. i 37 proc.
Francuzi wyprzedzili Niemców w radykalnym przekształcaniu sił zbrojnych. Kierunki tej przebudowy określiła ustawa z czerwca 1996 r., w której przyjęto trzy cele: zmniejszenia liczebności wojska i sprzętu, unowocześnienia jego struktury i wyposażenia oraz ochrony przemysłu zbrojeniowego. Francuscy ustawodawcy postawili na jakość: poborowych zastępuje wojsko zawodowe, a redukowanie uzbrojenia oznacza poprawę sprawności armii zgodnie ze zmienionymi uwarunkowaniami geopolitycznymi i wymogami współczesnego pola walki. Przy restrukturyzacji wzięto pod uwagę zarówno cofnięcie się rosyjskich sił o 1500 km, ograniczenie ich liczebności, dezorganizację i kryzys przemysłu zbrojeniowego oraz niedostatki ujawnione podczas wojen w Zatoce Perskiej i na Bałkanach.
Wkrótce duża część żołnierzy europejskich armii NATO usłyszy komendę: "Odmaszerować!"
Siły lądowe Francji mają zostać zmniejszone o 40 pułków, 9 dywizji i 2 sztaby dowodzenia. Marynarka wojenna wycofa z użytku 22 okręty, 6 łodzi podwodnych i 3 fregaty, a lotnictwo zamknie 5 baz. Wojska pancerne do 2002 r. zlikwidują 420 czołgów, spadnie też liczba helikopterów w formacjach lądowych z 340 do 168, nie ubędzie natomiast samolotów bojowych. Założenia Francuzów sięgają 2015 r. Przewidują one m.in. przygotowanie do natychmiastowego wykorzystania w operacjach NATO 50 tys. żołnierzy, 100 samolotów, lotniskowca o napędzie atomowym z eskadrą towarzyszącą i atomowym okrętem podwodnym. Zadania te będą mogły być zrealizowane mimo cięć w funduszu obronnym. O ile w 1960 r. na cele wojskowe oddano 28,5 proc. budżetu, o tyle w ubiegłym roku już tylko 11,6 proc.
Niemcy po pozjednoczeniowym przegrupowaniu sił muszą dostosować armię do nowych uwarunkowań geopolitycznych, ale wykonanie tego zadania uniemożliwiają rozbieżności w sprawie kształtu Bundeswehry i pusta kasa. Zgodnie z planami byłego ministra obrony Volkera Rühe z CDU, do 2012 r. dwie trzecie pieniędzy na zakup nowego sprzętu wojskowego (wydatki te stanowią zaledwie 2,8 proc. budżetu obronnego) pochłonie wyposażenie Luftwaffe w myśliwce Eurofighter. Tymczasem w celu spełnienia wymogów NATO na same helikoptery trzeba wydać bez mała 20 mld marek, na samoloty transportowe - ponad 10 mld, o sprzęcie satelitarnym i przezbrojeniu sił lądowych nie wspominając, zresztą minister Scharping nie ma na to ani feniga.
Brytyjczycy od dawna przygotowywali się do zadań wykraczających poza ich terytorium i pierwsi postawili na armię zawodową. Ich lotnictwo i okręty marynarki wojennej dostępne są dla NATO i Unii Zachodnioeuropejskiej na kanale La Manche, na Morzu Śródziemnym i na Atlantyku. W skład sił morskich wchodzą trzy lotniskowce, 35 niszczycieli i fregat, 12 atomowych łodzi podwodnych, jednostki desantowe i lotniskowiec dla helikopterów, zwodowany w 1998 r. Siły Szybkiego Reagowania NATO mogą liczyć na 100 samolotów i 40 helikopterów RAF. Niezależnie od dbałości o wyposażenie rząd londyński stara się odgrywać w Europie pierwszoplanową rolę w polityce obronnej w ramach paktu. W przeciwieństwie do Niemców i Francuzów Anglia konsekwentnie wspiera Amerykanów.
George Robertson, były minister obrony Wielkiej Brytanii, a dziś szef NATO, w ubiegłorocznej analizie strategii obronnej kraju uzasadniał, że skoro nie istnieje bezpośrednie niebezpieczeństwo wybuchu konfliktu zbrojnego w Europie, nie ma potrzeby utrzymywania licznych armii. Londyn postanowił zredukować liczbę głowic nuklearnych o jedną trzecią - do 200 rakiet. W przeciwieństwie do brytyjskich sił zbrojnych, w których zmniejszenia uzbrojenia i reorganizacji nie wymusił brak pieniędzy, w Bundeswehrze "nowa orientacja" jest wynikiem oszczędności. Jak obliczyli eksperci Fundacji Nauki i Polityki w Ebenhausen, utrzymanie sprawności bojowej niemieckiej armii będzie możliwe tylko dzięki zdecydowanej redukcji liczby żołnierzy i kosztów osobowych.
Rząd Helmuta Kohla odrzucał projekty przekształcenia Bundeswehry w armię zawodową, ale socjaldemokratyczno-zielony rząd Gerharda Schrödera wydaje się bardziej elastyczny. Za radykalną reformą armii przemawiają nie tylko liczby. O skuteczności wojska decyduje obecnie technologia. Na konferencji NATO w Toronto europejscy ministrowie obrony usłyszeli ostre słowa krytyki od amerykańskich towarzyszy broni. Państwa UE, dopominające się o "własną tożsamość obronną", nie dysponują na przykład ani jednym satelitą wywiadowczym, a na niemiecko-francuskie projekty satelitarne Helios i Horus nie ma pieniędzy.
Francuzi, którym też na pieniądzach nie zbywa, systematycznie zmniejszają szeregi armii. 216 tys. żołnierzy utrzymuje Wielka Brytania, ale również na wyspach proces modernizacji sił zbrojnych nie został zakończony. Oprócz rozbudowy sił szybkiego reagowania planuje się m.in. połączenie Królewskiej Marynarki Wojennej i RAF oraz reformę struktur dowodzenia (Joint Defence Centre). Podobnie jak Brytyjczycy i Francuzi, na armię zawodową zdecydowali się Holendrzy, reformę sił zbrojnych realizują Hiszpanie, a włoski parlament postanowił zakończyć pobór powszechny w latach 2000-2005. Dla Włochów rezygnacja ze służby obowiązkowej wiąże się z dodatkowymi problemami w polityce wewnętrznej; wojsko postrzegane było jako ostatnie środowisko, gdzie następowało spajanie młodych z północy i południa, mówiących różnymi dialektami. Reformę armii, rewizję dotychczasowej doktryny i położenie większego nacisku na siły szybkiego reagowania wymusiły też nowe zobowiązania międzynarodowe na Bałkanach i w Timorze Wschodnim. Dzięki zmianom konstelacji politycznej w Europie Środkowej i Południowej powstała brygada włosko-węgiersko-słoweńska, a włoskich oficerów zagoniono do nauki języków obcych.
Z wyjątkiem Turcji i Grecji reformy w armiach NATO rozpoczęto od zmniejszenia liczby żołnierzy i lokowania pieniędzy w sprzęt lub nowe technologie. Odwlekanie tych przekształceń przez niemieckich polityków doprowadziło Bundeswehrę do punktu krytycznego: jeśli budżet obronny nie wzrośnie, z jej szeregów będzie musiał wystąpić co trzeci żołnierz. W pierwszym etapie liczebność Bundeswehry powinna zostać zmniejszona z 335 tys. do 220 tys. żołnierzy, a wypadku zastąpienia poboru obowiązkowego służbą zawodową - do 177 tys. żołnierzy. Tylko w ten sposób uda się zrealizować zatwierdzoną przez rząd Schrödera koncepcję utworzenia sił szybkiego reagowania w liczbie 67400 żołnierzy - obliczają specjaliści z Fundacji Nauki i Polityki w Ebenhausen. Reformy niemieckiej armii odbywają się na razie tylko w sferze teorii. Przeciwnicy koncepcji służby zawodowej zwracają uwagę, że w razie zagrożenia nie da się szybko zmobilizować 680 tys. żołnierzy, że w kłopoty popadną organizacje korzystające z pracy rekrutów w służbie zastępczej, a niektórzy specjaliści gospodarki ostrzegają przed wzrostem bezrobocia wśród młodzieży. W tej sytuacji minister Scharping nie spieszy się z radykalnymi zmianami i proponuje skrócenie służby wojskowej do sześciu miesięcy. A na to znów nie godzi się kadra oficerska. Czego można nauczyć rekruta przez pół roku? - pytają generałowie i odpowiadają: współczesna armia potrzebuje fachowców, a nie mięsa armatniego.
Scharping powołał komisję emerytowanych generałów, polityków, naukowców i ludzi ze świata gospodarki pod przewodnictwem byłego prezydenta Richarda von Weizsäckera, mającą przygotować "wytyczne" dotyczące przebudowy armii. W obliczu trudności finansowych i złych ocen sprawności bojowej UE po wojnie w Kosowie komisję zobligowano, by pierwsze wnioski przedstawiła już za pół roku. Scharping spodziewa się wsparcia w batalii o pieniądze dla swego resortu w następnej debacie budżetowej. Jaka koncepcja dla niemieckiej armii zostanie ostatecznie przyjęta - nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że w Bundeswehrze musi w końcu paść komenda: "Odmaszerować!"
Więcej możesz przeczytać w 46/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.