Jeżeli zawodzą wszelkie próby ucieczki, pozostaje rozwiązanie ostateczne: jedynym sposobem odparcia zamachu jest zabicie agresora
Wiesław Kot, którego nie mam zaszczytu znać osobiście, opublikował ("Wprost", nr 47) wyjątkowo złośliwą recenzję filmu Krzysztofa Krauzego "Dług". W tekście zatytułowanym "Tandetny szantaż" wykpiwa zarówno młodych naiwnych biznesmenów, jak i ich prześladowcę, zarzucając im brak profesjonalizmu. Rozumiem, że Pan Redaktor zna się dobrze zarówno na biznesie, jak i na rzemiośle bandyckim i w obydwu rolach byłby lepszy od bohaterów filmu. Szkoda, że marnuje się we "Wprost".
Scenariusz do filmu Krauzego napisało samo życie. Można mieć do życia pretensje, że jest kiepskie i tandetne, ale to problem recenzenta, nie reżysera. Film jest w istocie ciekawą przypowieścią wiktymologiczną o relacjach między sprawcą a ofiarą. Zmusza do szukania odpowiedzi na wiele pytań, spośród których dwa są chyba najważniejsze: co zrobilibyśmy sami w takiej sytuacji i czy wyrok sądu jest sprawiedliwy. Przed oficjalną premierą filmu miałem go okazję obejrzeć na specjalnym pokazie na Uniwersytecie Warszawskim w towarzystwie tłumu młodzieży i zaproszonych gości. Spróbuję powtórzyć to, co mówiłem w dyskusji, która odbyła się po projekcji. Człowiek szantażowany przez bandytę jest w sytuacji uprawniającej go do obrony koniecznej, czyli do odparcia bezprawnego i bezpośredniego zamachu. Eskalacja gróźb i terroru spycha ofiarę w sytuację beznadziejną. Jeżeli zawodzą wszelkie próby ucieczki, pozostaje tylko rozwiązanie ostateczne: jedynym sposobem odparcia zamachu jest zabicie agresora. Byłem szczerze zdziwiony, gdy usłyszałem, że jeden z biegłych psychologów wydających opinię w sprawie na pytanie, co sam zrobiłby w takiej sytuacji, odpowiedział, że chyba rzuciłby się pod pociąg. Ciekawy sposób reakcji: odebrać sobie życie, aby bandyta mógł poszukać sobie innej ofiary. Nie należę do ludzi odważnych i silnych, ale myślę, że w sytuacji ekstremalnej starałbym się pokonać paraliżujący strach i postąpiłbym chyba podobnie jak bohaterowie filmu. Słynny adwokat Edward Wende był nieco zaszokowany, gdy oświadczyłem, że we własnej obronie starałbym się być tylko mniej krwawy. Żadnego noża, żadnego obcinania głów. Dwa strzały i po wszystkim. Po ochłonięciu z emocji mec. Wende przyznał, że mógłby się podjąć mojej obrony, lecz nie miał nadziei na mniej niż 15 lat więzienia. Śledząc od początku losy bohaterów zdarzenia, które było przedmiotem rozprawy sądowej i stało się kanwą filmu, nie mogłem się pozbyć wrażenia, że sąd potraktował oskarżonych zbyt surowo. Czy może nie mieć żadnego znaczenia dla wymiaru kary skrajne przyczynienie się ofiar do zabójstwa przez długotrwałe i przestępcze dręczenie późniejszych sprawców, które doprowadziło ich do ostateczności? Czy w sytuacji uprawniającej do obrony koniecznej sąd może sięgać do tak surowych kar bez żadnego ich złagodzenia? Mógł oczywiście sąd mieć - i pewnie miał - wątpliwości co do prawdziwości wersji wydarzeń podawanej przez oskarżonych. Czy rozstrzygnął je na ich korzyść? Być może, bo nie zastosował kary najsurowszej - dożywotniego więzienia - tylko 25 lat. Cały czas jednak pozostaje pytanie, czy jest to kara sprawiedliwa. Ciekawe, jakie wrażenie zrobi film na opinii publicznej. Wydaje mi się, że większość widzów może mieć odczucia podobne do moich. Może współczuć sprawcom i uważać, że zostali ukarani ponad miarę. Nie można wykluczyć, że Krzysztof Krauze swoim dziełem artystycznym wpłynie nawet na ostateczne rozstrzygnięcie sprawy. Uchowało się bowiem jeszcze w naszym nowoczesnym systemie prawnym stare jak świat, iście monarsze prawo głowy państwa do ułaskawienia skazanego. Zgodnie z art. 567 § 2 kodeksu postępowania karnego "Prokurator Generalny przedstawia Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej akta sprawy lub wszczyna z urzędu postępowanie o ułaskawienie w każdym wypadku, kiedy Prezydent tak zadecyduje". Aby nie być posądzonym o stronniczość, gwoli prawdy dodam, że pierwszy publicznie wspomniał o ułaskawieniu mec. Edward Wende podczas owej dyskusji. Pójdźcie na film, bo warto go obejrzeć i trochę pomyśleć. O życiu i sprawiedliwości. .
Scenariusz do filmu Krauzego napisało samo życie. Można mieć do życia pretensje, że jest kiepskie i tandetne, ale to problem recenzenta, nie reżysera. Film jest w istocie ciekawą przypowieścią wiktymologiczną o relacjach między sprawcą a ofiarą. Zmusza do szukania odpowiedzi na wiele pytań, spośród których dwa są chyba najważniejsze: co zrobilibyśmy sami w takiej sytuacji i czy wyrok sądu jest sprawiedliwy. Przed oficjalną premierą filmu miałem go okazję obejrzeć na specjalnym pokazie na Uniwersytecie Warszawskim w towarzystwie tłumu młodzieży i zaproszonych gości. Spróbuję powtórzyć to, co mówiłem w dyskusji, która odbyła się po projekcji. Człowiek szantażowany przez bandytę jest w sytuacji uprawniającej go do obrony koniecznej, czyli do odparcia bezprawnego i bezpośredniego zamachu. Eskalacja gróźb i terroru spycha ofiarę w sytuację beznadziejną. Jeżeli zawodzą wszelkie próby ucieczki, pozostaje tylko rozwiązanie ostateczne: jedynym sposobem odparcia zamachu jest zabicie agresora. Byłem szczerze zdziwiony, gdy usłyszałem, że jeden z biegłych psychologów wydających opinię w sprawie na pytanie, co sam zrobiłby w takiej sytuacji, odpowiedział, że chyba rzuciłby się pod pociąg. Ciekawy sposób reakcji: odebrać sobie życie, aby bandyta mógł poszukać sobie innej ofiary. Nie należę do ludzi odważnych i silnych, ale myślę, że w sytuacji ekstremalnej starałbym się pokonać paraliżujący strach i postąpiłbym chyba podobnie jak bohaterowie filmu. Słynny adwokat Edward Wende był nieco zaszokowany, gdy oświadczyłem, że we własnej obronie starałbym się być tylko mniej krwawy. Żadnego noża, żadnego obcinania głów. Dwa strzały i po wszystkim. Po ochłonięciu z emocji mec. Wende przyznał, że mógłby się podjąć mojej obrony, lecz nie miał nadziei na mniej niż 15 lat więzienia. Śledząc od początku losy bohaterów zdarzenia, które było przedmiotem rozprawy sądowej i stało się kanwą filmu, nie mogłem się pozbyć wrażenia, że sąd potraktował oskarżonych zbyt surowo. Czy może nie mieć żadnego znaczenia dla wymiaru kary skrajne przyczynienie się ofiar do zabójstwa przez długotrwałe i przestępcze dręczenie późniejszych sprawców, które doprowadziło ich do ostateczności? Czy w sytuacji uprawniającej do obrony koniecznej sąd może sięgać do tak surowych kar bez żadnego ich złagodzenia? Mógł oczywiście sąd mieć - i pewnie miał - wątpliwości co do prawdziwości wersji wydarzeń podawanej przez oskarżonych. Czy rozstrzygnął je na ich korzyść? Być może, bo nie zastosował kary najsurowszej - dożywotniego więzienia - tylko 25 lat. Cały czas jednak pozostaje pytanie, czy jest to kara sprawiedliwa. Ciekawe, jakie wrażenie zrobi film na opinii publicznej. Wydaje mi się, że większość widzów może mieć odczucia podobne do moich. Może współczuć sprawcom i uważać, że zostali ukarani ponad miarę. Nie można wykluczyć, że Krzysztof Krauze swoim dziełem artystycznym wpłynie nawet na ostateczne rozstrzygnięcie sprawy. Uchowało się bowiem jeszcze w naszym nowoczesnym systemie prawnym stare jak świat, iście monarsze prawo głowy państwa do ułaskawienia skazanego. Zgodnie z art. 567 § 2 kodeksu postępowania karnego "Prokurator Generalny przedstawia Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej akta sprawy lub wszczyna z urzędu postępowanie o ułaskawienie w każdym wypadku, kiedy Prezydent tak zadecyduje". Aby nie być posądzonym o stronniczość, gwoli prawdy dodam, że pierwszy publicznie wspomniał o ułaskawieniu mec. Edward Wende podczas owej dyskusji. Pójdźcie na film, bo warto go obejrzeć i trochę pomyśleć. O życiu i sprawiedliwości. .
Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.