Czy grozi nam rewizja nowego podziału administracyjnego Polski?
Choć od wykreślenia nowej mapy administracyjnej nie minął jeszcze rok, w całym kraju wybuchają konflikty o zmianę przebiegu granic, wytyczenie nowych powiatów i zmianę ich stolic. Im bliżej do przyszłorocznej oceny efektów reformy i jej ewentualnej korekty, tym większa nerwowość wśród działaczy samorządowych, tym zapalczywsze sąsiedzkie waśnie. Mieszkańcy Bielska-Białej manifestują niechęć wobec Katowic. Jeszcze mocniej iskrzy w Częstochowie, która - zdaniem posła Marka Lewandowskiego z SLD - jest traktowana przez władze wojewódzkie w Katowicach jak kolonia. Raciborzanie coraz częściej spoglądają w stronę województwa opolskiego. Elbląg chciałby się uwolnić spod kurateli wojewody warmińsko-mazurskiego i znaleźć w granicach województwa pomorskiego. Słupsk najchętniej utworzyłby jedno województwo z Koszalinem.
Bielszczanie zaczęli umieszczać na swoich samochodach naklejkę "Nie jestem Hanysem". Na jednej z tablic, którymi oznaczono wjazd na teren zabudowany, pod napisem "Bielsko-Biała" ktoś uporczywie dopisuje "Podbeskidzie". W Częstochowie wywożone jest wyposażenie dawnego urzędu wojewódzkiego, a sprawa dwóch samochodów należących do częstochowskiego sanepidu, na które nabrali ochoty urzędnicy w Katowicach, miała dramatyczny przebieg. Gdy chciano zabrać auta, pracownicy częstochowskiej placówki otoczyli je kordonem i zagrozili strajkiem. W końcu samochody pozostawiono. Gdy wydawało się, że spór, w który zaangażowało się kilku parlamentarzystów i Ministerstwo Zdrowia, dobiega końca, dyrektor wojewódzkiej stacji sanepidu odwołała szefa placówki pod Jasną Górą. Panią dyrektor zainteresował się z kolei senator Grzegorz Lipowski: zarzucił jej, że katowicki sanepid przestał karać mandatami, na czym budżet państwa stracił 800 tys. zł. Główny inspektor sanitarny odwołał szefową wojewódzkiej stacji, lecz decyzję tę zakwestionował wojewoda śląski Marek Kempski.
Wojewoda Kempski naraził się też w Raciborzu, którego mieszkańcy woleliby należeć do województwa opolskiego. Raciborzanie nie mogą zapomnieć, że Kempski wtrącał się do spraw samorządu i próbował rozwiązać radę miasta. Chodzi jednak o coś więcej: spora część mieszkańców uważa, że w Opolskiem miasto miałoby silniejszą pozycję, dzięki czemu można by zdobyć m.in. większe fundusze na inwestycje. - Nie czujemy się dobrze traktowani - oświadcza Adam Hajduk, wiceprezydent Raciborza. Gdy przedstawiciele miasta umówili się na spotkanie w Katowicach z marszałkiem województwa Janem Olbrychtem, ten znalazł czas tylko na krótką wymianę zdań.
Za Opolszczyzną opowiadają się również mieszkańcy gmin powiatu raciborskiego, zwłaszcza tych, w których przeważa mniejszość niemiecka. Władze powiatu odnoszą się do tych dążeń sceptycznie: - Oderwania od Katowic chcieliby głównie starsi mieszkańcy. Młodsi uważają, że lepsze perspektywy nauki i pracy daje Śląsk - tłumaczy Marek Bugdol, starosta raciborski.
Od początku roku napięcie utrzymuje się w Elblągu. Jego mieszkańcy chcieliby się znaleźć w granicach województwa pomorskiego, od którego miasto - jak mówią - oddalone jest o rzut beretem. Poprzednia rada miasta - wiedząc, co się święci - postulowała takie wytyczenie granic, by Elbląg znalazł się w jednym województwie razem z Mierzeją Wiślaną i Żuławami. Tymczasem Mierzeja Wiślana w całości znalazła się w obrębie województwa pomorskiego, zaś Żuławy przecięto na pół. - Od tego czasu dramatycznie zmalały nakłady na inwestycje i zakup urządzeń melioracyjnych. Władze wojewódzkie w Olsztynie nie mają pojęcia, co oznacza zagrożenie powodziowe - twierdzi Andrzej Kempiński, przewodniczący rady miejskiej Elbląga. Coraz większym problemem jest w mieście bezrobocie. Duże firmy, dotychczas związane gospodarczo z Trójmiastem, planują zwolnienia, ponieważ tradycyjni kooperanci z tamtego regionu odmawiają im zleceń. Tłumaczą, że muszą dbać o interes własnego województwa.
Ten sam problem mają władze Słupska, które najchętniej utworzyłyby jedno województwo z Koszalinem. - Włączenie nas do województwa pomorskiego miało być dobrodziejstwem, a okazało się porażką. Tam było mniej ludzi bez pracy, więc wskaźnik bezrobocia po połączeniu od razu spadł, przez co straciliśmy dotychczasowe przywileje dla gmin zagrożonych strukturalnym bezrobociem - przekonuje Jan Szumski, szef słupskich radnych. Przedstawiciele Słupska i Koszalina prowadzą negocjacje, jednak na razie nie podejmują konkretnych działań. Czekają do przyszłego roku. Wydaje się, że utworzenie nowego województwa jest jednak równie mało prawdopodobne, jak zaspokojenie ambicji Torunia, któremu nie po drodze z Bydgoszczą. Toruń leży w samym środku województwa kujawsko-pomorskiego i kreślenie nowej granicy przybliżającej miasto do Pomorskiego nie wchodzi w rachubę. Radni czują się przez to wyjątkowo sfrustrowani. - Od nowego roku władze wojewódzkie w Bydgoszczy nie miały żadnych inicjatyw regionalnych. Nie kształtują poczucia wspólnoty - twierdzi Bogdan Major, przewodniczący toruńskiej rady miejskiej. Toruńskim radnym brakuje tej wspólnoty zwłaszcza w regionalnej telewizji, która - zdaniem torunian - prezentuje tylko bydgoskie wydarzenia, a znaczące osoby z Torunia celowo pomija w programach. Ostrożniej wypowiada się w tej sprawie prezydent Torunia, Wojciech Grochowski, który w oskarżaniu Bydgoszczy o ostracyzm dostrzega lokalne kompleksy: - Czasem trzeba walczyć z wiatrakami, ale ja nie mam już na to czasu. Chcę tylko, by miasto dobrze funkcjonowało.
Lokalne wojny toczą się z jeszcze większym natężeniem na szczeblu powiatowym. W przeciwieństwie do Bielska-Białej i Częstochowy, o ponowne wejście pod zwierzchnictwo Katowic walczy Sławków, który razem z powiatem olkuskim włączono do województwa małopolskiego. Choć to siedemsetletnie miasteczko było w odległej przeszłości siedzibą biskupów krakowskich i - leżąc na szlaku handlowym Kraków-Wrocław - związane jest kulturowo z Małopolską, ze Śląskiem łączą je silne więzy gospodarcze. Większość mieszkańców pracuje w Hucie Katowice lub koksowni Przyjaźń, leżących już po śląskiej stronie. Niestety, coraz więcej osób chcących rozpocząć tam pracę jest odsyłanych z kwitkiem, ponieważ mieszkają teraz w innym województwie. Szukając argumentów, władze Sławkowa rozpisały referendum. Jego rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania: wzięło w nim udział prawie 90 proc. uprawnionych do głosowania, a aż 99,3 proc. głosujących opowiedziało się za powrotem miasta do Śląska. - Samorząd województwa śląskiego i władze tamtejszego powiatu są za nami, ale Małopolska nie chce nas puścić - żali się burmistrz Sławkowa, Henryk Drzewiecki. - Dajmy sobie więcej czasu, to wszystko się ułoży - obiecuje Janusz Bargieł, starosta olkuski. Jednocześnie przyznaje: - Powiat tracił przy każdej reformie administracyjnej. Nie możemy teraz pozwolić, by nas rozczłonkowano.
Obawy władz powiatowych nie są bezpodstawne. Kazus Sławkowa mógłby zapoczątkować reakcję łańcuchową. Referendum przeprowadzono także w Bolesławiu i Bukownie, i choć frekwencja była znacznie mniejsza, wyniki jednoznacznie wykazały prokatowicką orientację mieszkańców. Takie głosowania działają psychologicznie i mobilizują do walki. W Elblągu, gdzie podobne referendum miało dać odpowiedź na pytanie, czy mieszkańcy są za przyłączeniem do województwa pomorskiego, do urn w 57 obwodach poszło więcej ludzi niż podczas wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Pozytywnie na tak postawione pytanie odpowiedziało 98,7 proc. głosujących. Około dwudziestu gmin toczy boje o ustanowienie powiatów. Burmistrz Bystrzycy Kłodzkiej Mieczysław Kamiński uważa, iż to, że jego miasto nie zostało powiatem, jest haniebne. - Ani trzy, ani cztery kadencje działaczy samorządowych nie odbudują tego, co zostało rok temu zniszczone - twierdzi Jan Janiak, burmistrz Morąga. Secesjonistami targają jednak obawy, czy ujawnienie zamiaru usamodzielnienia się nie odbije się na stosunkach z obecnymi władzami powiatowymi. Zdaniem Czesława Burduna, radnego miasta Łobez, obecne władze mogłyby karać niepokornych na przykład cięciami w nakładach inwestycyjnych. Wnioski o zmianę granic powiatów lub ich stolic już wkrótce zaczną spływać na biurka urzędników w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Do połowy przyszłego roku rząd przeanalizuje sytuację po wprowadzeniu reformy, do końca 2000 r. koncepcja zmian na mapie powiatów powinna być gotowa.
- Nie należy się spodziewać, że będą radykalne. Jeśli jednak konieczność ich dokonania wyniknie z nie trafionych decyzji, nie można się wahać - mówi poseł Tadeusz Wrona, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej. Wrona uważa, iż lepiej zaspokajać ambicje lokalnych liderów chcących coś robić, niż ingerować w lokalne tradycje i zmieniać to, co kiedyś działało dobrze. Gorzej będzie z zaspokojeniem aspiracji wojewódzkich, a posłowie już teraz przyznają, że wykreślanie nowych granic mogłoby mieć poważne konsekwencje gospodarcze. - Część województw jest słaba ekonomicznie. Nie ma wątpliwości, że odłączenie Elbląga od województwa warmińsko-mazurskiego doprowadziłoby do jego deprecja- cji - twierdzi poseł Mirosław Sekuła, który w Sejmie pracował nad ustawą o trójstopniowym podziale państwa.
Właśnie słaba sytuacja ekonomiczna Opolszczyzny, wlokącej się w ogonie ekonomicznego rankingu województw, ma być przyczyną niespodziewanego wniosku Ruchu Katolicko-Narodowego z Opola, który zaczął się domagać wykreślenia Opolskiego z nowej mapy Polski. RKN uważa, że województwo jest sztucznym tworem i ustępstwem na rzecz mniejszości niemieckiej, a jego władze oferują igrzyska zamiast chleba, czego przykładem jest "bal radości" w rocznicę utrzymania województwa. Gdyby chęć przejścia do województwa dolnośląskiego ogłosił Brzeg, na co się zanosi, status Opolszczyzny, która była przed rokiem symbolem walki o niezależność administracyjną, byłby bardzo poważnie zagrożony.
Bielszczanie zaczęli umieszczać na swoich samochodach naklejkę "Nie jestem Hanysem". Na jednej z tablic, którymi oznaczono wjazd na teren zabudowany, pod napisem "Bielsko-Biała" ktoś uporczywie dopisuje "Podbeskidzie". W Częstochowie wywożone jest wyposażenie dawnego urzędu wojewódzkiego, a sprawa dwóch samochodów należących do częstochowskiego sanepidu, na które nabrali ochoty urzędnicy w Katowicach, miała dramatyczny przebieg. Gdy chciano zabrać auta, pracownicy częstochowskiej placówki otoczyli je kordonem i zagrozili strajkiem. W końcu samochody pozostawiono. Gdy wydawało się, że spór, w który zaangażowało się kilku parlamentarzystów i Ministerstwo Zdrowia, dobiega końca, dyrektor wojewódzkiej stacji sanepidu odwołała szefa placówki pod Jasną Górą. Panią dyrektor zainteresował się z kolei senator Grzegorz Lipowski: zarzucił jej, że katowicki sanepid przestał karać mandatami, na czym budżet państwa stracił 800 tys. zł. Główny inspektor sanitarny odwołał szefową wojewódzkiej stacji, lecz decyzję tę zakwestionował wojewoda śląski Marek Kempski.
Wojewoda Kempski naraził się też w Raciborzu, którego mieszkańcy woleliby należeć do województwa opolskiego. Raciborzanie nie mogą zapomnieć, że Kempski wtrącał się do spraw samorządu i próbował rozwiązać radę miasta. Chodzi jednak o coś więcej: spora część mieszkańców uważa, że w Opolskiem miasto miałoby silniejszą pozycję, dzięki czemu można by zdobyć m.in. większe fundusze na inwestycje. - Nie czujemy się dobrze traktowani - oświadcza Adam Hajduk, wiceprezydent Raciborza. Gdy przedstawiciele miasta umówili się na spotkanie w Katowicach z marszałkiem województwa Janem Olbrychtem, ten znalazł czas tylko na krótką wymianę zdań.
Za Opolszczyzną opowiadają się również mieszkańcy gmin powiatu raciborskiego, zwłaszcza tych, w których przeważa mniejszość niemiecka. Władze powiatu odnoszą się do tych dążeń sceptycznie: - Oderwania od Katowic chcieliby głównie starsi mieszkańcy. Młodsi uważają, że lepsze perspektywy nauki i pracy daje Śląsk - tłumaczy Marek Bugdol, starosta raciborski.
Od początku roku napięcie utrzymuje się w Elblągu. Jego mieszkańcy chcieliby się znaleźć w granicach województwa pomorskiego, od którego miasto - jak mówią - oddalone jest o rzut beretem. Poprzednia rada miasta - wiedząc, co się święci - postulowała takie wytyczenie granic, by Elbląg znalazł się w jednym województwie razem z Mierzeją Wiślaną i Żuławami. Tymczasem Mierzeja Wiślana w całości znalazła się w obrębie województwa pomorskiego, zaś Żuławy przecięto na pół. - Od tego czasu dramatycznie zmalały nakłady na inwestycje i zakup urządzeń melioracyjnych. Władze wojewódzkie w Olsztynie nie mają pojęcia, co oznacza zagrożenie powodziowe - twierdzi Andrzej Kempiński, przewodniczący rady miejskiej Elbląga. Coraz większym problemem jest w mieście bezrobocie. Duże firmy, dotychczas związane gospodarczo z Trójmiastem, planują zwolnienia, ponieważ tradycyjni kooperanci z tamtego regionu odmawiają im zleceń. Tłumaczą, że muszą dbać o interes własnego województwa.
Ten sam problem mają władze Słupska, które najchętniej utworzyłyby jedno województwo z Koszalinem. - Włączenie nas do województwa pomorskiego miało być dobrodziejstwem, a okazało się porażką. Tam było mniej ludzi bez pracy, więc wskaźnik bezrobocia po połączeniu od razu spadł, przez co straciliśmy dotychczasowe przywileje dla gmin zagrożonych strukturalnym bezrobociem - przekonuje Jan Szumski, szef słupskich radnych. Przedstawiciele Słupska i Koszalina prowadzą negocjacje, jednak na razie nie podejmują konkretnych działań. Czekają do przyszłego roku. Wydaje się, że utworzenie nowego województwa jest jednak równie mało prawdopodobne, jak zaspokojenie ambicji Torunia, któremu nie po drodze z Bydgoszczą. Toruń leży w samym środku województwa kujawsko-pomorskiego i kreślenie nowej granicy przybliżającej miasto do Pomorskiego nie wchodzi w rachubę. Radni czują się przez to wyjątkowo sfrustrowani. - Od nowego roku władze wojewódzkie w Bydgoszczy nie miały żadnych inicjatyw regionalnych. Nie kształtują poczucia wspólnoty - twierdzi Bogdan Major, przewodniczący toruńskiej rady miejskiej. Toruńskim radnym brakuje tej wspólnoty zwłaszcza w regionalnej telewizji, która - zdaniem torunian - prezentuje tylko bydgoskie wydarzenia, a znaczące osoby z Torunia celowo pomija w programach. Ostrożniej wypowiada się w tej sprawie prezydent Torunia, Wojciech Grochowski, który w oskarżaniu Bydgoszczy o ostracyzm dostrzega lokalne kompleksy: - Czasem trzeba walczyć z wiatrakami, ale ja nie mam już na to czasu. Chcę tylko, by miasto dobrze funkcjonowało.
Lokalne wojny toczą się z jeszcze większym natężeniem na szczeblu powiatowym. W przeciwieństwie do Bielska-Białej i Częstochowy, o ponowne wejście pod zwierzchnictwo Katowic walczy Sławków, który razem z powiatem olkuskim włączono do województwa małopolskiego. Choć to siedemsetletnie miasteczko było w odległej przeszłości siedzibą biskupów krakowskich i - leżąc na szlaku handlowym Kraków-Wrocław - związane jest kulturowo z Małopolską, ze Śląskiem łączą je silne więzy gospodarcze. Większość mieszkańców pracuje w Hucie Katowice lub koksowni Przyjaźń, leżących już po śląskiej stronie. Niestety, coraz więcej osób chcących rozpocząć tam pracę jest odsyłanych z kwitkiem, ponieważ mieszkają teraz w innym województwie. Szukając argumentów, władze Sławkowa rozpisały referendum. Jego rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania: wzięło w nim udział prawie 90 proc. uprawnionych do głosowania, a aż 99,3 proc. głosujących opowiedziało się za powrotem miasta do Śląska. - Samorząd województwa śląskiego i władze tamtejszego powiatu są za nami, ale Małopolska nie chce nas puścić - żali się burmistrz Sławkowa, Henryk Drzewiecki. - Dajmy sobie więcej czasu, to wszystko się ułoży - obiecuje Janusz Bargieł, starosta olkuski. Jednocześnie przyznaje: - Powiat tracił przy każdej reformie administracyjnej. Nie możemy teraz pozwolić, by nas rozczłonkowano.
Obawy władz powiatowych nie są bezpodstawne. Kazus Sławkowa mógłby zapoczątkować reakcję łańcuchową. Referendum przeprowadzono także w Bolesławiu i Bukownie, i choć frekwencja była znacznie mniejsza, wyniki jednoznacznie wykazały prokatowicką orientację mieszkańców. Takie głosowania działają psychologicznie i mobilizują do walki. W Elblągu, gdzie podobne referendum miało dać odpowiedź na pytanie, czy mieszkańcy są za przyłączeniem do województwa pomorskiego, do urn w 57 obwodach poszło więcej ludzi niż podczas wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Pozytywnie na tak postawione pytanie odpowiedziało 98,7 proc. głosujących. Około dwudziestu gmin toczy boje o ustanowienie powiatów. Burmistrz Bystrzycy Kłodzkiej Mieczysław Kamiński uważa, iż to, że jego miasto nie zostało powiatem, jest haniebne. - Ani trzy, ani cztery kadencje działaczy samorządowych nie odbudują tego, co zostało rok temu zniszczone - twierdzi Jan Janiak, burmistrz Morąga. Secesjonistami targają jednak obawy, czy ujawnienie zamiaru usamodzielnienia się nie odbije się na stosunkach z obecnymi władzami powiatowymi. Zdaniem Czesława Burduna, radnego miasta Łobez, obecne władze mogłyby karać niepokornych na przykład cięciami w nakładach inwestycyjnych. Wnioski o zmianę granic powiatów lub ich stolic już wkrótce zaczną spływać na biurka urzędników w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. Do połowy przyszłego roku rząd przeanalizuje sytuację po wprowadzeniu reformy, do końca 2000 r. koncepcja zmian na mapie powiatów powinna być gotowa.
- Nie należy się spodziewać, że będą radykalne. Jeśli jednak konieczność ich dokonania wyniknie z nie trafionych decyzji, nie można się wahać - mówi poseł Tadeusz Wrona, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej. Wrona uważa, iż lepiej zaspokajać ambicje lokalnych liderów chcących coś robić, niż ingerować w lokalne tradycje i zmieniać to, co kiedyś działało dobrze. Gorzej będzie z zaspokojeniem aspiracji wojewódzkich, a posłowie już teraz przyznają, że wykreślanie nowych granic mogłoby mieć poważne konsekwencje gospodarcze. - Część województw jest słaba ekonomicznie. Nie ma wątpliwości, że odłączenie Elbląga od województwa warmińsko-mazurskiego doprowadziłoby do jego deprecja- cji - twierdzi poseł Mirosław Sekuła, który w Sejmie pracował nad ustawą o trójstopniowym podziale państwa.
Właśnie słaba sytuacja ekonomiczna Opolszczyzny, wlokącej się w ogonie ekonomicznego rankingu województw, ma być przyczyną niespodziewanego wniosku Ruchu Katolicko-Narodowego z Opola, który zaczął się domagać wykreślenia Opolskiego z nowej mapy Polski. RKN uważa, że województwo jest sztucznym tworem i ustępstwem na rzecz mniejszości niemieckiej, a jego władze oferują igrzyska zamiast chleba, czego przykładem jest "bal radości" w rocznicę utrzymania województwa. Gdyby chęć przejścia do województwa dolnośląskiego ogłosił Brzeg, na co się zanosi, status Opolszczyzny, która była przed rokiem symbolem walki o niezależność administracyjną, byłby bardzo poważnie zagrożony.
Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.