Konsument końca XX w. wybiera chleb wzbogacony żelazem, błonnikiem lub wapniem
Wrzuca do koszyka jogurt dający uczucie sytości, margarynę obniżającą poziom cholesterolu, sok bogaty w bakterie regulujące funkcje żołądka, napój orzeźwiający z żeń-szeniem oraz cukierki zmniejszające ryzyko zachorowania na raka.
Daleko posunięta hipochondria? Raczej moda na tzw. functional foods, która panuje ostatnio w międzynarodowej branży spożywczej - nie tylko wśród teoretyków i futurologów, ale także wśród handlowców. Pod pojęciem "funkcjonalna żywność" kryją się znane od lat produkty wzbogacone substancjami o właściwościach leczniczych. Samą branżę zalicza się do pogranicza medycyny, homeopatii i przemysłu spożywczego. Wszystko zaczęło się od zielonej herbaty, której naukowe autorytety zaczęły przypisywać zdrowotne oddziaływanie. Następnie na listę produktów o takich zaletach trafiła czarna herbata oraz niektóre warzywa i owoce (na przykład sok z żurawin, łagodzący dolegliwości związane z zapaleniem dróg moczowych), czyli artykuły znane i uznane od lat.
Co trzeci Polak w ogóle nie interesuje się składem kupowanego produktu
Określenie functional foods powstało dopiero na początku lat 90. w Japonii, a już zrobiło zawrotną karierę. Świadczy o tym choćby liczba internetowych stron zawierających to modne dziś hasło. Przeszukiwarka AltaVista naliczyła ich prawie 350 tys., mimo iż definicja tej żywności jest na razie dość mglista. Specjaliści przypisują to młodemu wiekowi branży oraz trudnościom związanym z oficjalnym definiowaniem leczniczych właściwości pożywienia w poszczególnych krajach. Efekt? Zamiast jednej precyzyjnej definicji - setki nieścisłych określeń. Jedno z ciekawszych stworzyli Japończycy. "Funkcjonalna żywność" oznacza dla nich "produkty spożywcze konsumowane na co dzień, bogate w składniki mineralne i spełniające szczególną funkcję w procesach przemiany materii: wzmacniające reakcje obronne organizmu". Według japońskich badaczy functional foods skraca czas rekonwalescencji po chorobie oraz poprawia kondycję psychiczną i fizyczną człowieka, a nawet hamuje procesy starzenia się.
Aby dany produkt mógł być opatrzony etykietką functional foods, musi przejść specjalistyczne badania naukowe i uzyskać certyfikat potwierdzający dobroczynny wpływ na nasz organizm. Zawrotna kariera tej żywności związana jest - jak podkreślają naukowcy - z niezdrowym trybem życia i rozwojem chorób cywilizacyjnych. Aż jedna trzecia zachorowań na raka w USA jest efektem palenia tytoniu, a jedna trzecia - niewłaściwego odżywiania się. Tylko wśród Amerykanów można by zmniejszyć liczbę chorych o połowę, gdyby zmienili oni nawyki żywieniowe i ograniczyli palenie tytoniu. I oto cała tajemnica "funkcjonalnej żywności". Zainteresowanie nową dziedziną przemysłu potęgują też rosnące koszty opieki społecznej oraz wzrost świadomości wpływu żywienia na funkcjonowanie naszego organizmu. Za ludzkim lękiem przed utratą zdrowia i chęcią większej dbałości o nie kryje się wielomiliardowy przemysł liczący na coraz większe zyski. Globalną wartość rynku functional foods oblicza się już na miliard dolarów. Wśród producentów przodują USA, Japonia i Szwecja.
Według raportu grupy profesorów z amerykańskiego Uniwersytetu Illinois, aż 59,34 proc. Amerykanów widzi ścisły związek między dietą a stanem zdrowia, 30 proc. - częściowy, a 11 proc. nie dostrzega tej zależności. Niemal 93 proc. Amerykanów zwraca przy zakupach uwagę na właściwości odżywcze produktów spożywczych - szczególnie zawartość witamin. W Polsce problematyką zdrowego żywienia interesuje się wprawdzie aż 68 proc. ankietowanych przez CBOS obywateli, ale tylko 27 proc. respondentów kupuje zawsze lub często żywność wzbogaconą witaminami. Co trzeci rodak w ogóle nie interesuje się składem kupowanego produktu (zawartością witamin czy cholesterolu). Prawie co trzeci nie kupuje żywności o wzbogaconej zawartości witamin. Sukces tego rodzaju produktów na Zachodzie tłumaczy się ich profilaktycznym działaniem. Lekarze oburzają się jednak na zapędy przedstawicieli przemysłu spożywczego, którzy "próbują penetrować obce im rejony". Kwestionują też właściwości przypisywane temu pożywieniu. Podkreślają, że zdrowemu organizmowi z pewnością ona nie zaszkodzi, ale udowodnienie jego właściwości leczniczych jest prawie niemożliwe. Tego zdania nie podzielają jednak pacjenci poszukujący alternatywnych i łatwych sposobów na podreperowanie zdrowia. Hitem nabiałowym w Finlandii jest od kilku miesięcy margaryna Benecol. Według niektórych badań, jej regularne spożywanie powoduje obniżenie poziomu tzw. złego cholesterolu LDL o 14 proc. Po zawojowaniu Finlandii margaryna ta podbiła wiosną tego roku Wielką Brytanię, latem trafiła na rynek państw Beneluksu i do Irlandii, a od jesieni walczy o klientów w USA. Jej szwedzkim odpowiednikiem jest margaryna Gaio, reklamowana w czasopismach lekarskich jako "produkt o udokumentowanym pozytywnym wpływie na poziom cholesterolu". Można tu również kupić lody firmy Sia o wdzięcznej nazwie "Dobre zdrowie" (GodHälsa), "regulujące zestresowane żołądki". Przysmak dużych i małych Szwedów: cukierki z korzenia lukrecji, ograniczają ryzyko zachorowania na raka. Wiele gatunków chleba wzbogacanych jest błonnikiem czy żelazem (po ten rodzaj pieczywa najczęściej sięgają regularnie odchudzające się nastolatki, u których często rozpoznaje się anemię). Popularne napoje z dodatkiem wyciągu z żeń-szenia (na przykład RedBull) czy płatki śniadaniowe firmy Kellogg?s ze zwiększoną zawartością błonnika to również przykłady tzw. functional foods - jeśli wierzyć reklamom, regulują pracę jelit i dostarczają organizmowi dodatkowej energii.
"Funkcjonalna żywność" to radość dla konsumentów i utrapienie dla producentów. Władze wielu państw nie mogą się bowiem zdecydować, jak zakwalifikować tego rodzaju produkty, co związane jest z różnymi systemami kontroli na granicy (spożywcza lub medyczna) i różnymi stawkami podatku VAT. Z problemami prawnymi dotyczącymi tej żywności poradziła sobie dotychczas jedynie Japonia. Wiele państw z niepokojem obserwuje próby reklamowania i marketingu "zdrowego" jogurtu czy cukierków, które zmniejszają ryzyko zachorowania na raka. Władze Szwecji rozważają wprowadzenie uregulowań prawnych dotyczących wykorzystywania w reklamie takich artykułów argumentów zdrowotnych. Właściwości medyczne danego produktu miałyby być udokumentowane naukowo i potwierdzone przez ekspertów. Nad przestrzeganiem tych zasad czuwałaby specjalna komisja. W kolejce po certyfikat functional foods czekają już kolejne gatunki chleba. Analitycy zapowiadają pojawienie się innych rodzajów takich produktów: zwyczajny żółty ser ma być już wkrótce mniej słony. Zwolennicy functional foods podkreślają jednak, że właściwości lecznicze i profilaktyczne nie będą osiągane kosztem walorów smakowych. Funkcjonalna żywność to również szansa dla alergików - mleko owsiane z powodzeniem zastępuje mleko krowie, a przy okazji obniża poziom cholesterolu i zawiera antyutleniacze. Po chleb XXI w. do apteki?
Daleko posunięta hipochondria? Raczej moda na tzw. functional foods, która panuje ostatnio w międzynarodowej branży spożywczej - nie tylko wśród teoretyków i futurologów, ale także wśród handlowców. Pod pojęciem "funkcjonalna żywność" kryją się znane od lat produkty wzbogacone substancjami o właściwościach leczniczych. Samą branżę zalicza się do pogranicza medycyny, homeopatii i przemysłu spożywczego. Wszystko zaczęło się od zielonej herbaty, której naukowe autorytety zaczęły przypisywać zdrowotne oddziaływanie. Następnie na listę produktów o takich zaletach trafiła czarna herbata oraz niektóre warzywa i owoce (na przykład sok z żurawin, łagodzący dolegliwości związane z zapaleniem dróg moczowych), czyli artykuły znane i uznane od lat.
Co trzeci Polak w ogóle nie interesuje się składem kupowanego produktu
Określenie functional foods powstało dopiero na początku lat 90. w Japonii, a już zrobiło zawrotną karierę. Świadczy o tym choćby liczba internetowych stron zawierających to modne dziś hasło. Przeszukiwarka AltaVista naliczyła ich prawie 350 tys., mimo iż definicja tej żywności jest na razie dość mglista. Specjaliści przypisują to młodemu wiekowi branży oraz trudnościom związanym z oficjalnym definiowaniem leczniczych właściwości pożywienia w poszczególnych krajach. Efekt? Zamiast jednej precyzyjnej definicji - setki nieścisłych określeń. Jedno z ciekawszych stworzyli Japończycy. "Funkcjonalna żywność" oznacza dla nich "produkty spożywcze konsumowane na co dzień, bogate w składniki mineralne i spełniające szczególną funkcję w procesach przemiany materii: wzmacniające reakcje obronne organizmu". Według japońskich badaczy functional foods skraca czas rekonwalescencji po chorobie oraz poprawia kondycję psychiczną i fizyczną człowieka, a nawet hamuje procesy starzenia się.
Aby dany produkt mógł być opatrzony etykietką functional foods, musi przejść specjalistyczne badania naukowe i uzyskać certyfikat potwierdzający dobroczynny wpływ na nasz organizm. Zawrotna kariera tej żywności związana jest - jak podkreślają naukowcy - z niezdrowym trybem życia i rozwojem chorób cywilizacyjnych. Aż jedna trzecia zachorowań na raka w USA jest efektem palenia tytoniu, a jedna trzecia - niewłaściwego odżywiania się. Tylko wśród Amerykanów można by zmniejszyć liczbę chorych o połowę, gdyby zmienili oni nawyki żywieniowe i ograniczyli palenie tytoniu. I oto cała tajemnica "funkcjonalnej żywności". Zainteresowanie nową dziedziną przemysłu potęgują też rosnące koszty opieki społecznej oraz wzrost świadomości wpływu żywienia na funkcjonowanie naszego organizmu. Za ludzkim lękiem przed utratą zdrowia i chęcią większej dbałości o nie kryje się wielomiliardowy przemysł liczący na coraz większe zyski. Globalną wartość rynku functional foods oblicza się już na miliard dolarów. Wśród producentów przodują USA, Japonia i Szwecja.
Według raportu grupy profesorów z amerykańskiego Uniwersytetu Illinois, aż 59,34 proc. Amerykanów widzi ścisły związek między dietą a stanem zdrowia, 30 proc. - częściowy, a 11 proc. nie dostrzega tej zależności. Niemal 93 proc. Amerykanów zwraca przy zakupach uwagę na właściwości odżywcze produktów spożywczych - szczególnie zawartość witamin. W Polsce problematyką zdrowego żywienia interesuje się wprawdzie aż 68 proc. ankietowanych przez CBOS obywateli, ale tylko 27 proc. respondentów kupuje zawsze lub często żywność wzbogaconą witaminami. Co trzeci rodak w ogóle nie interesuje się składem kupowanego produktu (zawartością witamin czy cholesterolu). Prawie co trzeci nie kupuje żywności o wzbogaconej zawartości witamin. Sukces tego rodzaju produktów na Zachodzie tłumaczy się ich profilaktycznym działaniem. Lekarze oburzają się jednak na zapędy przedstawicieli przemysłu spożywczego, którzy "próbują penetrować obce im rejony". Kwestionują też właściwości przypisywane temu pożywieniu. Podkreślają, że zdrowemu organizmowi z pewnością ona nie zaszkodzi, ale udowodnienie jego właściwości leczniczych jest prawie niemożliwe. Tego zdania nie podzielają jednak pacjenci poszukujący alternatywnych i łatwych sposobów na podreperowanie zdrowia. Hitem nabiałowym w Finlandii jest od kilku miesięcy margaryna Benecol. Według niektórych badań, jej regularne spożywanie powoduje obniżenie poziomu tzw. złego cholesterolu LDL o 14 proc. Po zawojowaniu Finlandii margaryna ta podbiła wiosną tego roku Wielką Brytanię, latem trafiła na rynek państw Beneluksu i do Irlandii, a od jesieni walczy o klientów w USA. Jej szwedzkim odpowiednikiem jest margaryna Gaio, reklamowana w czasopismach lekarskich jako "produkt o udokumentowanym pozytywnym wpływie na poziom cholesterolu". Można tu również kupić lody firmy Sia o wdzięcznej nazwie "Dobre zdrowie" (GodHälsa), "regulujące zestresowane żołądki". Przysmak dużych i małych Szwedów: cukierki z korzenia lukrecji, ograniczają ryzyko zachorowania na raka. Wiele gatunków chleba wzbogacanych jest błonnikiem czy żelazem (po ten rodzaj pieczywa najczęściej sięgają regularnie odchudzające się nastolatki, u których często rozpoznaje się anemię). Popularne napoje z dodatkiem wyciągu z żeń-szenia (na przykład RedBull) czy płatki śniadaniowe firmy Kellogg?s ze zwiększoną zawartością błonnika to również przykłady tzw. functional foods - jeśli wierzyć reklamom, regulują pracę jelit i dostarczają organizmowi dodatkowej energii.
"Funkcjonalna żywność" to radość dla konsumentów i utrapienie dla producentów. Władze wielu państw nie mogą się bowiem zdecydować, jak zakwalifikować tego rodzaju produkty, co związane jest z różnymi systemami kontroli na granicy (spożywcza lub medyczna) i różnymi stawkami podatku VAT. Z problemami prawnymi dotyczącymi tej żywności poradziła sobie dotychczas jedynie Japonia. Wiele państw z niepokojem obserwuje próby reklamowania i marketingu "zdrowego" jogurtu czy cukierków, które zmniejszają ryzyko zachorowania na raka. Władze Szwecji rozważają wprowadzenie uregulowań prawnych dotyczących wykorzystywania w reklamie takich artykułów argumentów zdrowotnych. Właściwości medyczne danego produktu miałyby być udokumentowane naukowo i potwierdzone przez ekspertów. Nad przestrzeganiem tych zasad czuwałaby specjalna komisja. W kolejce po certyfikat functional foods czekają już kolejne gatunki chleba. Analitycy zapowiadają pojawienie się innych rodzajów takich produktów: zwyczajny żółty ser ma być już wkrótce mniej słony. Zwolennicy functional foods podkreślają jednak, że właściwości lecznicze i profilaktyczne nie będą osiągane kosztem walorów smakowych. Funkcjonalna żywność to również szansa dla alergików - mleko owsiane z powodzeniem zastępuje mleko krowie, a przy okazji obniża poziom cholesterolu i zawiera antyutleniacze. Po chleb XXI w. do apteki?
Więcej możesz przeczytać w 48/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.