Wytwarzanie produktów, za które ludzie płacą, to twórczość dostępna niemal każdemu
Czytam "Dzienniki" Kisiela. Gdy zaczął je pisać, miałem dwadzieścia lat. Polecam je dzisiejszym dwudziestolatkom. Pamiętam własną radość, gdy Kisiel odnotował mój debiut publicystyczny - "Wolność w obozie", dostrzegłszy natychmiast smak rzeczywistości.
Spór o przeszłość w imię przyszłości, spór o pamięć wygląda inaczej, gdy zastanawiamy się, ile w naszym wirtualnym dzisiaj jest rzeczywistego wczoraj. Przeszłość ukrywa się w niezgodzie na inność, na oryginalność, na indywidualizm. Objawia się pędem ku nudnemu, choć kolorowemu przeciętniactwu i tęsknotą za typowością przy braku standardów intelektualnych. Wyziera z otchłani oportunizmu ubranego w tysięczne grymasy towarzyszące rzekomo podejmowanym decyzjom. Kisiel buntował się przeciw dekoracji, szarej i nudnej dekoracji PRL, nałożonej na pejzaż miejski, wiejski, na rzeczywistość zawsze bogatszą niż myślenie totalistów. W "Dziennikach" czytamy, jak świadomie Kisiel wybrał milczenie, nie godząc się na formułę: cenzura plus wentyl (z zaciskiem) dla Kisiela. Dzisiaj zapewne z radością przyklasnąłby formule felietonisty "Życia", Tomasza Merty: wolność słowa minus Ratajczak. I otóż sami - jak niegdyś ten podziwiany i lekceważony przez Kisiela Zachód - nakładamy na siebie kartonowe czapeczki i kartonowe chorągiewki. Z przejawów kultury masowej najbardziej widoczna jest u nas kolorowa piana. Od porno po spektakularne porachunki gangów wszystko nasycone jest kulturą obrazu, wypierającą kulturę słowa.
Na szczęście "pod konwulsjami wzburzonej powierzchni" (jak by powiedział Gombrowicz) płynie nurt głębszy. Ten, którego Kisiel, zżymając się na PRL, uparcie się dopominał. Jest nim twórczość materialna, żłobiąca sobie drogę w społecznej świadomości. Bo przecież wytwarzanie produktów, za które ludzie płacą, gdyż zaspokajają ich rzeczywiste potrzeby, to twórczość - chwała Bogu - interesowna, dostępna niemal każdemu. W ten sposób, jak zauważył ćwierć wieku temu Kisiel, nie tylko artysta, pisarz, intelektualista, ale każdy przeciętny zjadacz chleba z głową i z inicjatywą może prowadzić kreatywne życie, za które nie płaci mu państwo i jego znudzeni (i zanudzający obywateli) urzędnicy. Kapitalizm wymusza altruizm znacznie skuteczniej (spójrz koteczku, na proces Microsoftu Billa Gatesa) niż komunizm, wciąż zżymający się na egoizm silnych i faktycznie wprowadzający koszmarną dyktaturę przeciętniaków. "Wprost" świętowało właśnie dziesięciolecie Nagrody Kisiela. Gratulacje i brawa!
Spór o przeszłość w imię przyszłości, spór o pamięć wygląda inaczej, gdy zastanawiamy się, ile w naszym wirtualnym dzisiaj jest rzeczywistego wczoraj. Przeszłość ukrywa się w niezgodzie na inność, na oryginalność, na indywidualizm. Objawia się pędem ku nudnemu, choć kolorowemu przeciętniactwu i tęsknotą za typowością przy braku standardów intelektualnych. Wyziera z otchłani oportunizmu ubranego w tysięczne grymasy towarzyszące rzekomo podejmowanym decyzjom. Kisiel buntował się przeciw dekoracji, szarej i nudnej dekoracji PRL, nałożonej na pejzaż miejski, wiejski, na rzeczywistość zawsze bogatszą niż myślenie totalistów. W "Dziennikach" czytamy, jak świadomie Kisiel wybrał milczenie, nie godząc się na formułę: cenzura plus wentyl (z zaciskiem) dla Kisiela. Dzisiaj zapewne z radością przyklasnąłby formule felietonisty "Życia", Tomasza Merty: wolność słowa minus Ratajczak. I otóż sami - jak niegdyś ten podziwiany i lekceważony przez Kisiela Zachód - nakładamy na siebie kartonowe czapeczki i kartonowe chorągiewki. Z przejawów kultury masowej najbardziej widoczna jest u nas kolorowa piana. Od porno po spektakularne porachunki gangów wszystko nasycone jest kulturą obrazu, wypierającą kulturę słowa.
Na szczęście "pod konwulsjami wzburzonej powierzchni" (jak by powiedział Gombrowicz) płynie nurt głębszy. Ten, którego Kisiel, zżymając się na PRL, uparcie się dopominał. Jest nim twórczość materialna, żłobiąca sobie drogę w społecznej świadomości. Bo przecież wytwarzanie produktów, za które ludzie płacą, gdyż zaspokajają ich rzeczywiste potrzeby, to twórczość - chwała Bogu - interesowna, dostępna niemal każdemu. W ten sposób, jak zauważył ćwierć wieku temu Kisiel, nie tylko artysta, pisarz, intelektualista, ale każdy przeciętny zjadacz chleba z głową i z inicjatywą może prowadzić kreatywne życie, za które nie płaci mu państwo i jego znudzeni (i zanudzający obywateli) urzędnicy. Kapitalizm wymusza altruizm znacznie skuteczniej (spójrz koteczku, na proces Microsoftu Billa Gatesa) niż komunizm, wciąż zżymający się na egoizm silnych i faktycznie wprowadzający koszmarną dyktaturę przeciętniaków. "Wprost" świętowało właśnie dziesięciolecie Nagrody Kisiela. Gratulacje i brawa!
Więcej możesz przeczytać w 51/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.