Czy koncerny tytoniowe w Polsce zapłacą odszkodowania ofiarom nałogu?
Rekordowego odszkodowania w wysokości 10 mln zł domaga się od koncernów tytoniowych Sławomir Lubicz-Sienicki, obwiniając je o śmierć matki, nałogowej palaczki. Pierwsza rozprawa odbyła się już w krakowskim sądzie. Powód odniósł znaczący sukces - został zwolniony z obowiązku uiszczenia kosztów sądowych wynoszących aż 100 tys. zł. Przyszłą "wygraną" Sławomir Lubicz-Sienicki, psychoterapeuta, zamierza przeznaczyć na stworzenie na Śląsku ośrodka terapii uzależnień. Wyrok będzie precedensowy. Uznanie powództwa oznacza, że do sądów w całej Polsce trafią tysiące podobnych spraw. Przecież według danych CBOS, w naszym kraju regularnie pali aż 40 proc. mężczyzn i 20 proc. kobiet.
Matka Sławomira Lubicza-Sienickiego, występująca kiedyś w zespole Mazowsze, wpadła w nałóg już w latach 50. Dziennie wypalała 20-30 sztuk - najczęściej popularne oraz kupowane w Peweksie marlboro. Potem zachorowała na raka płuc. Była jednak tak silnie uzależniona od nikotyny, że nawet w czasie choroby nie potrafiła rzucić nałogu. - Kiedy znaleziono ją martwą, obok ciała leżała pełna popielniczka niedopałków - mówi Sławomir Lubicz-Sienicki. W pozwie, który skierował do sądu, stwierdził, że to właśnie koncerny Philip Morris Polska oraz Zakłady Przemysłu Tytoniowego w Radomiu (producenci papierosów palonych przez matkę) uzależniły ją od nikotyny, a w konsekwencji spowodowały jej zgon. Odszkodowanie ma być rekompensatą nie tylko za śmierć matki, ale także za jej cierpienia związane z długotrwałą chorobą.
- Argumenty zawarte w pozwie nie mają żadnych podstaw prawnych. Przecież świadomość ryzyka związanego z paleniem tytoniu jest w Polsce powszechna. Każdy podejmuje więc decyzję na własną odpowiedzialność. Przerzucanie jej na producenta papierosów jest absurdalne - mówi Robert Wyszyński, prawnik pozwanego koncernu. Philip Morris w podobny sposób bronił się także przed amerykańskimi sądami. Pełnomocnicy firmy pisali, że "uzależniające i niebezpieczne właściwości tytoniu były powszechnie znane od czasów Kolumba".
- Koncerny już od dawna wiedziały, że papierosy uzależniają, ale nie informowały o tym - replikuje Sławomir Lubicz-Sienicki. Argumentem przemawiającym na korzyść powoda może być to, że w Polsce pierwsze napisy powiadamiające o szkodliwości nałogu pojawiły się na paczkach papierosów dopiero w połowie lat 80.
Od 1996 r. są one wyraźne i jednoznaczne: "Palenie tytoniu powoduje raka". Tymczasem matka powoda Dorota Mikulicz paliła przez 30 lat, zaczęła więc w czasach, kiedy nie zamieszczano jeszcze ostrzeżeń. Identyczny casus rozstrzygnął niedawno sąd francuski w Montargis. W kraju tym takie napisy znalazły się na paczkach papierosów w 1976 r. Sąd uznał więc, że do tego czasu nałogowy palacz nie był należycie poinformowany o zgubnych skutkach nałogu. Tym samym pozwana firma Seita (producent papierosów Gaulois) musi wypłacić rodzinie zmarłego odszkodowanie. - Nie jest tak, że ludzie palą, bo chcą. Wybór mają na początku, gdy po raz pierwszy sięgają po papierosa, a potem jest to już uzależnienie - twierdzi Lubicz-Sienicki. - Wprawdzie wielokrotnie starałem się rzucić nałóg, zdołałem jednak jedynie ograniczyć palenie do 5-6 papierosów dziennie - dodaje. Powód powołuje się na informacje, że koncerny tytoniowe tak manipulują technologią produkcji papierosów, aby podczas palenia powstawały substancje uzależniające. Taki wniosek wypływa na przykład z raportów Imperial Cancer Research Fund oraz Action Against Smoking, wskazujących, że do papierosów sprzedawanych w Unii Europejskiej dodawano ponad 600 substancji uzależniających, które nie są niezbędne w produkcji. Wiele innych niekorzystnych dla tytoniowych potentatów informacji wyszło na jaw podczas procesów, jakie toczyły się przed amerykańskimi sądami. Postępowanie w Kalifornii (wytoczone przez miasto San Francisco koncernowi R. J. Reynolds) ujawniło, że firma przygotowywała nowe papierosy (tajny projekt LF) przeznaczone specjalnie dla młodych mężczyzn (przede wszystkim od 13. do 24. roku życia). W 1982 r. rozpoczęto prace nad innym projektem, którego celem było nakłonienie młodzieży do palenia. Wychodząc z założenia, że nastolatki lubią słodycze, zamierzano wypuścić na rynek lucky striki o smaku miodowym. Z kolei "The New York Times" doniósł, że opracowano patent na "zdrowe papierosy", ale odłożono go na półkę. Już w 1966 r. firma Brown and Williamson Tobacco Corp. (będąca filią British-American Tobacco PLC) opatentowała papierosy o nazwie Ariel, lecz dyrekcja, obawiając się ujawnienia danych o szkodliwości palenia, zrezygnowała z ich promowania. Z podobnych powodów prace nad "zdrowymi papierosami" zawiesili tytoniowi giganci - Philip Morris i Ligett and Myers. Fakt ten ujawniono w sprawie z powództwa chorej na raka płuc Rose Cippolone, która otrzymała 400 tys. USD odszkodowania. Do 1996 r. producenci tytoniowi wygrali w USA aż dziewiętnaście procesów - głównie dzięki prostemu argumentowi: palacze muszą sobie zdawać sprawę z ryzyka związanego z nałogiem.
Tymczasem niedawno sąd w Miami na Florydzie orzekł, że koncerny te sprzedają wadliwy produkt, nie informując o niebezpiecznych dla zdrowia skutkach ubocznych. Tak stwierdziła sześcioosobowa ława przysięgłych, w której skład wchodziło dwóch palaczy. - Na pomysł złożenia pozwu wpadłem podczas lektury gazet informujących o procesach wytaczanych koncernom tytoniowym w Stanach Zjednoczonych - mówi Lubicz-Sienicki. Zgłosiło się już do niego kilka kancelarii adwokackich, które gotowe są poprowadzić spektakularną sprawę w zamian za zwrot poniesionych kosztów. W najbliższym czasie powód zapowiada rozpoczęcie kolejnych procesów - zamierza na przykład wytoczyć równoległą sprawę firmie Philip Morris przed sądem w Stanach Zjednoczonych. - Jestem zdeterminowany i wykluczam ugody, chyba że koncerny publicznie przyznają się do przestępczej działalności - mówi Sławomir Lubicz-Sienicki. Tymczasem w Ameryce to właśnie ugody sądowe sprawiły, że znalazły się pieniądze na walkę z nikotynowym nałogiem. W 1997 r. amerykańskie firmy tytoniowe zobowiązały się wypłacić szpitalom i firmom ubezpieczeniowym 368,5 mld USD w ciągu 25 lat. Był to rezultat porozumie- nia między prokuratorami z 40 stanów USA, którzy w imieniu ofiar nałogu występowali przeciwko koncernom. Ugodę odrzucił jednak Kongres USA za sprawą świetnie zorganizowanej akcji lobby producentów. Obawiali się oni, że po dwunastu latach od jej zatwierdzenia będzie mógł być wprowadzony całkowity zakaz sprzedaży papierosów, a więc tytoniowa prohibicja.
Do skutku dochodzą jednak inne ugody. Aż 206 mld USD zapłacą czterej najwięksi producenci papierosów w USA ośmiu amerykańskim stanom za straty zdrowotne palaczy. Pieniądze będą zasilały kasy ubezpieczalni i konto fundacji działającej przeciwko nałogowi. Z kolei stan Minnesota otrzyma w ciągu najbliższych dwudziestu lat 6 mld USD na walkę ze skutkami palenia. Czy w Polsce można się spodziewać podobnych rozwiązań? Sprawę wytoczoną koncernom tytoniowym przez Sławomira Lubicza-Sienickiego na pewno będzie trudno wygrać, ale może ona sprawić, że producenci papierosów zaczną bezpośrednio ponosić część kosztów walki z nikotynowym nałogiem.
Matka Sławomira Lubicza-Sienickiego, występująca kiedyś w zespole Mazowsze, wpadła w nałóg już w latach 50. Dziennie wypalała 20-30 sztuk - najczęściej popularne oraz kupowane w Peweksie marlboro. Potem zachorowała na raka płuc. Była jednak tak silnie uzależniona od nikotyny, że nawet w czasie choroby nie potrafiła rzucić nałogu. - Kiedy znaleziono ją martwą, obok ciała leżała pełna popielniczka niedopałków - mówi Sławomir Lubicz-Sienicki. W pozwie, który skierował do sądu, stwierdził, że to właśnie koncerny Philip Morris Polska oraz Zakłady Przemysłu Tytoniowego w Radomiu (producenci papierosów palonych przez matkę) uzależniły ją od nikotyny, a w konsekwencji spowodowały jej zgon. Odszkodowanie ma być rekompensatą nie tylko za śmierć matki, ale także za jej cierpienia związane z długotrwałą chorobą.
- Argumenty zawarte w pozwie nie mają żadnych podstaw prawnych. Przecież świadomość ryzyka związanego z paleniem tytoniu jest w Polsce powszechna. Każdy podejmuje więc decyzję na własną odpowiedzialność. Przerzucanie jej na producenta papierosów jest absurdalne - mówi Robert Wyszyński, prawnik pozwanego koncernu. Philip Morris w podobny sposób bronił się także przed amerykańskimi sądami. Pełnomocnicy firmy pisali, że "uzależniające i niebezpieczne właściwości tytoniu były powszechnie znane od czasów Kolumba".
- Koncerny już od dawna wiedziały, że papierosy uzależniają, ale nie informowały o tym - replikuje Sławomir Lubicz-Sienicki. Argumentem przemawiającym na korzyść powoda może być to, że w Polsce pierwsze napisy powiadamiające o szkodliwości nałogu pojawiły się na paczkach papierosów dopiero w połowie lat 80.
Od 1996 r. są one wyraźne i jednoznaczne: "Palenie tytoniu powoduje raka". Tymczasem matka powoda Dorota Mikulicz paliła przez 30 lat, zaczęła więc w czasach, kiedy nie zamieszczano jeszcze ostrzeżeń. Identyczny casus rozstrzygnął niedawno sąd francuski w Montargis. W kraju tym takie napisy znalazły się na paczkach papierosów w 1976 r. Sąd uznał więc, że do tego czasu nałogowy palacz nie był należycie poinformowany o zgubnych skutkach nałogu. Tym samym pozwana firma Seita (producent papierosów Gaulois) musi wypłacić rodzinie zmarłego odszkodowanie. - Nie jest tak, że ludzie palą, bo chcą. Wybór mają na początku, gdy po raz pierwszy sięgają po papierosa, a potem jest to już uzależnienie - twierdzi Lubicz-Sienicki. - Wprawdzie wielokrotnie starałem się rzucić nałóg, zdołałem jednak jedynie ograniczyć palenie do 5-6 papierosów dziennie - dodaje. Powód powołuje się na informacje, że koncerny tytoniowe tak manipulują technologią produkcji papierosów, aby podczas palenia powstawały substancje uzależniające. Taki wniosek wypływa na przykład z raportów Imperial Cancer Research Fund oraz Action Against Smoking, wskazujących, że do papierosów sprzedawanych w Unii Europejskiej dodawano ponad 600 substancji uzależniających, które nie są niezbędne w produkcji. Wiele innych niekorzystnych dla tytoniowych potentatów informacji wyszło na jaw podczas procesów, jakie toczyły się przed amerykańskimi sądami. Postępowanie w Kalifornii (wytoczone przez miasto San Francisco koncernowi R. J. Reynolds) ujawniło, że firma przygotowywała nowe papierosy (tajny projekt LF) przeznaczone specjalnie dla młodych mężczyzn (przede wszystkim od 13. do 24. roku życia). W 1982 r. rozpoczęto prace nad innym projektem, którego celem było nakłonienie młodzieży do palenia. Wychodząc z założenia, że nastolatki lubią słodycze, zamierzano wypuścić na rynek lucky striki o smaku miodowym. Z kolei "The New York Times" doniósł, że opracowano patent na "zdrowe papierosy", ale odłożono go na półkę. Już w 1966 r. firma Brown and Williamson Tobacco Corp. (będąca filią British-American Tobacco PLC) opatentowała papierosy o nazwie Ariel, lecz dyrekcja, obawiając się ujawnienia danych o szkodliwości palenia, zrezygnowała z ich promowania. Z podobnych powodów prace nad "zdrowymi papierosami" zawiesili tytoniowi giganci - Philip Morris i Ligett and Myers. Fakt ten ujawniono w sprawie z powództwa chorej na raka płuc Rose Cippolone, która otrzymała 400 tys. USD odszkodowania. Do 1996 r. producenci tytoniowi wygrali w USA aż dziewiętnaście procesów - głównie dzięki prostemu argumentowi: palacze muszą sobie zdawać sprawę z ryzyka związanego z nałogiem.
Tymczasem niedawno sąd w Miami na Florydzie orzekł, że koncerny te sprzedają wadliwy produkt, nie informując o niebezpiecznych dla zdrowia skutkach ubocznych. Tak stwierdziła sześcioosobowa ława przysięgłych, w której skład wchodziło dwóch palaczy. - Na pomysł złożenia pozwu wpadłem podczas lektury gazet informujących o procesach wytaczanych koncernom tytoniowym w Stanach Zjednoczonych - mówi Lubicz-Sienicki. Zgłosiło się już do niego kilka kancelarii adwokackich, które gotowe są poprowadzić spektakularną sprawę w zamian za zwrot poniesionych kosztów. W najbliższym czasie powód zapowiada rozpoczęcie kolejnych procesów - zamierza na przykład wytoczyć równoległą sprawę firmie Philip Morris przed sądem w Stanach Zjednoczonych. - Jestem zdeterminowany i wykluczam ugody, chyba że koncerny publicznie przyznają się do przestępczej działalności - mówi Sławomir Lubicz-Sienicki. Tymczasem w Ameryce to właśnie ugody sądowe sprawiły, że znalazły się pieniądze na walkę z nikotynowym nałogiem. W 1997 r. amerykańskie firmy tytoniowe zobowiązały się wypłacić szpitalom i firmom ubezpieczeniowym 368,5 mld USD w ciągu 25 lat. Był to rezultat porozumie- nia między prokuratorami z 40 stanów USA, którzy w imieniu ofiar nałogu występowali przeciwko koncernom. Ugodę odrzucił jednak Kongres USA za sprawą świetnie zorganizowanej akcji lobby producentów. Obawiali się oni, że po dwunastu latach od jej zatwierdzenia będzie mógł być wprowadzony całkowity zakaz sprzedaży papierosów, a więc tytoniowa prohibicja.
Do skutku dochodzą jednak inne ugody. Aż 206 mld USD zapłacą czterej najwięksi producenci papierosów w USA ośmiu amerykańskim stanom za straty zdrowotne palaczy. Pieniądze będą zasilały kasy ubezpieczalni i konto fundacji działającej przeciwko nałogowi. Z kolei stan Minnesota otrzyma w ciągu najbliższych dwudziestu lat 6 mld USD na walkę ze skutkami palenia. Czy w Polsce można się spodziewać podobnych rozwiązań? Sprawę wytoczoną koncernom tytoniowym przez Sławomira Lubicza-Sienickiego na pewno będzie trudno wygrać, ale może ona sprawić, że producenci papierosów zaczną bezpośrednio ponosić część kosztów walki z nikotynowym nałogiem.
Więcej możesz przeczytać w 51/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.