Największa atrakcja turystyczna Skandynawii roztapia się w kwietniu, a od podstaw wznoszona jest w listopadzie
Kraina mrozu
Nie ma w Polsce biura podróży, które oferowałoby pobyt w Ice Hotelu. Wszystkie miejsca są tu zarezerwowane z dużym wyprzedzeniem. Hotel działa od 1 grudnia do 10 maja. W rezerwacji pomocny jest Internet (www.icehotel.com). Łóżka pokrywają skóry reniferów, na wyposażeniu pokoju są śpiwory polarne. Do dyspozycji każdego z gości oddano ocieplane przechowalnie bagażu, wyjątkowo ciepłe buty, czapki, rękawiczki i kombinezony. Wegetarianie skazani są tu na zupę grzybową. W menu hotelu i pobliskiej restauracji króluje wyłącznie mięso reniferów przyrządzane na kilkadziesiąt sposobów. Z lotniska w Kirunie w szwedzkiej Laponii do Jukkäsarvi docieramy śnieżnymi skuterami, saniami zaprzężonymi w renifery bądź - co szczególnie w drodze powrotnej oszczędzi nam szoku kulturowego - rejsowym autobusem Kiruna-Jukkäsjarvi. Sympatyczną pamiątką z noclegu w Ice Hotelu jest dyplom zaświadczający o panującej podczas naszego pobytu temperaturze wewnątrz i na zewnątrz obiektu, zilustrowany zdjęciem naszym lub - do wyboru - niewysokiej szatynki, pięknej Laponki.
Nikt nie wpadł na to, by - wzorując się na schroniskach i pensjonatach - zakazać używania piecyków elektrycznych w pokojach Ice Hotelu w Jukkäsjarvi. Być może dlatego, że nikt też nie wpadł na to, aby dogrzewać tu nimi pomieszczenia. Zresztą i tak jest cieplej wewnątrz niż na zewnątrz: w lodowych komnatach jest zwykle minus osiem, minus siedem stopni Celsjusza. Im więcej osób jest w środku, tym cieplej. W nocy temperatura dochodzi na zewnątrz do minus trzydziestu stopni Celsjusza. Jeśli więc jakiś szaleniec chciałby ogrzać wnętrze przenośnym piecykiem, ryzykowałby, że znajdzie się w środku nocy pod wielkim, przerażająco zimnym dachem nieba.
Lotnisko w Kirunie w szwedzkiej Laponii, dwieście kilometrów za kołem podbiegunowym, przyjmuje kolejne samoloty pełne masochistów. Bo jak inaczej nazwać turystów z ciepłych rejonów USA, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Japonii, którzy przyjeżdżają tu, by spędzić w spartańskich warunkach choćby jedną noc? Jak nazwać pary młodych ludzi z Irlandii i Niemiec, którzy chcą tu wziąć ślub w lodowej kaplicy, a następnie - w warunkach zbliżonych do panujących w przeciętnej lodówce - spędzić noc poślubną? O ile można połączyć dwa śpiwory, o tyle trudno pokryć dwa śpiące ciała warstwą skór reniferów, które przykrywają lodowe łoża.
Największa atrakcja turystyczna Skandynawii zaczyna się roztapiać w połowie kwietnia pod wpływem pierwszych silniejszych promyków słońca, a od podstaw wznoszona jest w listopadzie. Hotel wykonano z materiałów wyjątkowo ekologicznych - bez plastiku, cementu, azbestu... Kilkadziesiąt potężnych spychaczy, ciężarówek i dźwigów wznosi z płyt lodowych wykutych w pobliskiej rzece Torne i utwardzanego śniegu pomieszczenia hotelowe. W tym roku zużyto 12 ton lodu i ponad 35 ton śniegu z armatek wodnych, bardziej wytrzymałego niż naturalny, nadmuchiwanego na stalowe składane stelaże (usuwane po stwardnieniu ścian). Z roku na rok Ice Hotel jest coraz większy i pokaźniejszy. W tym sezonie labirynt pomieszczeń liczy już niemal 4 tys. m2, a pokoje mają 5,5 m wysokości. Zbudowano prawie sto komnat sypialnych. W lodzie wykuto bar, gdzie serwowane są drinki w szklankach z lodu, przypominających przezroczyste sześciany wydrążone w środku. Trzymamy je w rękawiczkach, z którymi zresztą się tu nie rozstajemy. W lodowych płytach wyryto też kartę drinków i dań. W ciągu ostatnich lat kompleks Ice Hotelu wzbogacił się o lodowy amfiteatr i salę konferencyjną na 120 osób oraz pokaźną kaplicę. Tu się odprawia msze, udziela ślubów i - coraz częściej - chrzci. Potężną lodową chrzcielnicę wypełniono śnieżnym pyłem. Krystalicznie czysty lód - w dzień o łagodnej niebieskawej poświacie, wieczorem i nocą podświetlany - jest surowcem dla artystów z całej Skandynawii, wykuwających w korytarzach i pokojach kolejne rzeźby. Do lodowych stołów siadamy więc na lodowych krzesłach lub fotelach, popijając z lodowych szklanic in the rocks i zajadając lodowymi pałeczkami potrawy z lodowych półmisków. Z lodu wykonano łoża i szafy, drzwi i okna, żyrandole i świeczniki, kolumny podpierające ściany, a nawet obudowę aparatu telefonicznego, łączącego to miejsce ze światem (słuchawkę - lodową - trzymamy oczywiście przez rękawiczkę; dłuższa rozmowa nie jest zalecana przez laryngologów). Obok lodowej toalety bez trudu znajdujemy saunę przykrytą - jakże by inaczej - najlepszą warstwą izolacyjną, czyli śniegiem.
Ice Hotel to wielka zabawa, duża promocja i niemały biznes. Niewielka miejscowość Jukkäsjarvi do niedawna była znana jako ostatnia większa osada przed bezkresem podbiegunowym. Słynęła co najwyżej z jarmarków, drewnianego kościółka z XVII w., chóru szkolnego. Mieszkańcy miasteczka, nie godząc się, by traktowano je jako gospodarcze i turystyczne peryferie, z bloków lodu wznieśli początkowo galerię sztuki (Art-ice) o powierzchni 60 m2, później muzeum sztuki Laponii i gigantyczne igloo. Dopiero w 1990 r. zbudowano - niejako przez przypadek - lodowy pokój dla turystów. Później drugi. Trzeci. Czwarty. Dziś personel kompleksu hotelowego liczy 35 osób na stałych etatach, a firmy obsługujące obiekt zatrudniają kolejne. Duże przedsiębiorstwa budowlane zwożą od września maszyny do wznoszenia hotelu, lotnisko w Kirunie wyposażono w najlepszy sprzęt naprowadzający, pozwalający lądować samolotom w środku permanentnej w miesiącach zimowych zamieci śnieżnej.
Ice Hotel stał się przebojem skandynawskiej turystyki, magnesem przyciągającym podróżników z najdalszych zakątków świata i wielkie korporacje organizujące tu szkolenia dla swych pracowników i integracyjne szkoły przetrwania. W poprzednim sezonie hotel odwiedziło 40 tys. gości, z których 6,5 tys. spędziło co najmniej jedną noc w hotelowej lodówce. Relacje z nocy w najzimniejszym hotelu świata publikują największe media USA i Europy Zachodniej, stacje telewizyjne, ekskluzywne magazyny. Obraz sylwestra w lodzie transmitowała przed kilkoma tygodniami stacja BBC do 59 krajów świata; stąd przekazano posłanie króla Szwecji Karola XVI Gustawa "na nową erę ludzkości". Wcześniej celebrowano tu najsłynniejsze skandynawskie święto - Dzień św. Łucji. Reklama nie jest potrzebna - i tak każdego roku chętnych jest kilkakrotnie więcej, niż ten obiekt może pomieścić. Cena noclegu, stosunkowo wysoka, nie przeszkadza tym, których "jeszcze tylko tu nie było".
W Jukkäsjarvi żyje stu mieszkańców i osiem razy więcej psów - hodowanych tu alaskańskich i syberyjskich husky. Wyprawa psim zaprzęgiem jest jedną z atrakcji dla wszystkich, którzy spędzą noc w lodowym hotelu. Obowiązkowo trzeba się wówczas zatrzymać w "lapońskim tipi", gdzie serwowane są lokalne przysmaki. Okazja do wyprawy skuterami śnieżnymi, osiągającymi na skutej lodem pobliskiej rzece Torne prędkość ponad stu kilometrów na godzinę, lub kick-sled (śnieżną hulajnogą), połów ryb pod lodem, wyprawa helikopterem oraz szansa na obserwację zorzy polarnej to kolejne powody, dla których warto w Jukkäsjarvi zostać jeszcze na kilka dni: silniej nałożyć wielką czapę, wejść w śpiwór i lec na lodowym łożu krytym skórami reniferów. Z czasem człowiek, który jest w stanie znieść wiele, przyzwyczaja się nawet do wszechogarniającego zimna. Szczególnie gdy - ponad dwieście kilometrów za kołem podbiegunowym - nie ma raczej innego wyjścia.
Więcej możesz przeczytać w 7/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.