Czy stać nas na wojnę celną z Unią Europejską?
W tym roku eksport polskich towarów rolnych do krajów rozwiniętych, w tym przede wszystkim Unii Europejskiej, wzrósł o 8 proc., zaś nasz import z tych krajów spadł o 6 proc. - wynika z danych Polskiej Federacji Producentów Żywności. Utrzymanie tej pozytywnej tendencji jest zagrożone: Ministerstwo Rolnictwa i Ministerstwo Gospodarki chcą wzmocnić protekcję rolnictwa, by poprawić kondycję gospodarstw rolnych. Najpewniej przyczyni się to do podniesienia o kilka procent cen żywności wytwarzanej w Polsce, utrudni zatem eksport. Planowane podwyżki ceł nie przekraczają wprawdzie stawek dopuszczanych przez Światową Organizację Handlu (WTO), należy jednak oczekiwać zdecydowanej reakcji Brukseli. Można oczywiście zakładać, że autorom tych propozycji chodzi o stworzenie złudzenia, iż w rokowaniach z UE będziemy szli na kompromisy: najpierw podnosimy stawki, a potem wspaniałomyślnie je obniżamy. Najradykalniejszy z projektów obu ministerstw zakładał kilkakrotne podwyższenie opłat celnych i ustalenie kontyngentów na przywóz żywności. Podwyżki miały dotyczyć na przykład słodu, mąki, kaszy, jogurtów, kefirów, kiełbas, szynki, tytoniu. Kolejne rozpatrywane warianty zakładają mniejsze podwyżki stawek celnych. Czy jednak rzeczywiście są one potrzebne? Ile za ich wprowadzenie zapłacą konsumenci? Ile zaś będzie nas kosztowało ewentualne wprowadzenie kontyngentów na import żywności? Niektórzy eksperci oceniają, że podwyżka cen żywności po wprowadzeniu ceł na tani import z Unii Europejskiej nie przekroczy kilku procent.
- To optymistyczne szacunki, skala podwyżek jest trudna do przewidzenia - ocenia Andrzej Pietrusiak, zastępca sekretarza generalnego Polskiej Federacji Producentów Żywności. - Konsumenci zapłacą także w pośredni sposób. Niektórzy wytwórcy, by nie windować cen, zaczną zastępować droższe komponenty z importu - tańszymi. Z dużą szkodą dla jakości.
Przeciw podwyżkom ceł wypowiada się Ministerstwo Finansów, konsumenci, producenci żywności, a nawet celnicy. Pomysły protekcyjne popierają natomiast rolnicy i znaczna część polityków AWS. - Jeśli my nie zadbamy o interesy rolników, zrobi to za nas Andrzej Lepper - tłumaczy Piotr Żak, rzecznik AWS. Przypomina, że Polska od lat notowała rosnący deficyt w handlu rolno-spożywczym z Unią Europejską: dwa lata temu wynosił 470 mln USD. Taki sam deficyt zanotowaliśmy po pierwszych sześciu miesiącach tego roku. Tygodnik "Newsweek" zauważa nawet, że "Europa nie wydaje się usatysfakcjonowana tym, iż jej nadwyżki w handlu żywnością z Polską są aż tak duże. W ubiegłym roku, po załamaniu się gospodarki Rosji, unia przejęła część polskiego eksportu żywności do tego kraju. Polacy nie przegrali konkurencji wolnorynkowej, lecz padli ofiarą poważnych subsydiów eksportowych UE". Unia przeznacza rocznie 41 mld euro (czyli 160 mld zł - o 10 mld zł więcej, niż wynosi budżet państwa polskiego) na subsydiowanie swojego rolnictwa. čródłem nadwyżki unii w handlu z Polską nie jest lepsza jakość produkcji, lecz dopłaty do eksportu. Jerzy Plewa, wiceminister rolnictwa, przekonuje, że nas nie stać na konkurowanie z unią w subsydiowaniu produkcji towarów rolnych. Czy usprawiedliwia to jednak aż tak radykalne posunięcia naszego rządu? Tegoroczna wojna o cła rozpoczęła się w pierwszym kwartale, gdy okazało się, że firma Zott zdobyła ponad 20 proc. polskiego rynku jogurtów, zaś import tych produktów z krajów Unii Europejskiej w 1998 r. powiększył się o 1000 proc. Firma Zott sprzedawała wówczas w Polsce 40 tys. ton relatywnie tanich jogurtów Jogobella (na polskim rynku można sprzedać 190 tys. ton jogurtów rocznie). Do wojny przeciwko niemieckiemu przedsiębiorstwu włączyły się nie tylko polskie mleczarnie, ale również zakłady przetwórcze należące do zagranicznych koncernów, na przykład francuska firma Danone. Rząd ugiął się pod presją producentów i w kwietniu ustalił zaporowe cło na jogurt. Wywołało to zdecydowany sprzeciw Komisji Europejskiej, która "zapomniała" jednak, że w 1993 r. piętnastka, chroniąc własny rynek, podniosła cła na wiśnie importowane z Polski. Problemy celne są bowiem jednym z najbardziej drażliwych tematów we wszelkich dyskusjach o światowym handlu i gospodarce. Niemal wszędzie racjonalne argumenty, pokazujące, że liberalizacja ceł jest jednym z najważniejszych czynników rozwoju gospodarczego, przegrywają z racjami lokalnych wytwórców. Podobnie dzieje się również w Polsce.
Cezary Józefiak, członek Rady Polityki Pieniężnej, zwraca uwagę, że polskie rolnictwo wymaga poważnych zmian, by mogło się dostosować do reguł wolnego rynku. Doraźna ochrona w postaci podwyżki ceł przyczynia się do utrwalania dzisiejszej, niepożądanej sytuacji na wsi i spowolni przemiany. - Aby osiągnąć tak wątpliwe korzyści, Ministerstwo Rolnictwa godzi się na wzrost cen artykułów spożywczych w Polsce. Spowoduje to wzrost inflacji, spadek konkurencyjności polskich towarów żywnościowych na zagranicznych rynkach i pogorszenie sytuacji najbiedniejszych, dla których wydatki na zakup żywności to największa pozycja w budżecie rodzinnym - wylicza Andrzej Pietrusiak. Federacja zwraca uwagę, że wobec subsydiowania europejskiej produkcji żywności nasz kraj nie powinien podwyższać ceł, lecz uruchomić "procedury antydumpingowe i antysubsydialne". Polska prowadzi z Unią Europejską negocjacje w sprawie tzw. podwójnego zera, zabiegając o stopniowe znoszenie ceł i dopłat do rolnictwa. Bruksela ostrzega, że wprowadzenie wyższych ceł w Polsce rozmowy te "spowolni i utrudni". Sprawa ceł z pewnością będzie aktualna aż do zakończenia naszych negocjacji z unią.
Nieuniknione jest starcie dwóch oponentów - zabiegającego o wyższe cła ministra rolnictwa Artura Balazsa oraz przeciwnego tej idei wicepremiera Leszka Balcerowicza. Kto wyjdzie z niego zwycięsko? - Leszek Balcerowicz jest bardzo twardym negocjatorem, lecz coraz lepiej rozumie problemy polskiego rolnictwa i zapewne zgodzi się na jakieś rozsądne rozwiązanie - ma nadzieję poseł Piotr Żak, który deklaruje się jako zwolennik obniżania ceł, ale wymaga, by był przy tym uwzględniany aspekt społeczny. - Troska o ochronę własnego rynku czy próby przeciwdziałania nieuczciwej konkurencji nie są tylko polską specyfiką; przekonuje nas o tym choćby wynik ostatniego forum w Seattle - przypomina rzecznik AWS. - Jestem za umiarkowanym podnoszeniem ceł na artykuły rolne - mówi wprost poseł Leszek Dziamski z RS AWS. Jego zdaniem, nieco wyższe cła należy traktować jako próbę wyrównania dysproporcji pomiędzy cenami w Polsce a dotacjami do wyrobów rolnych w Unii Europejskiej. - Nowe stawki powinny być tak ustalone, by nie spowodowały wzrostu inflacji - mówi Dziamski. Niestety, poseł nie mówi, jak to zrobić. Kiedy kilka miesięcy temu podniesiono cło na cukier, nasze cukrownie natychmiast podwyższyły jego cenę. - Każda podwyżka ceł przynosi zysk tylko wąskiej grupie producentów. Reszta społeczeństwa ponosi straty. Traci na tym również cała gospodarka - tłumaczy prof. Jan Winiecki, przewodniczący Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich. - Wszelki protekcjonizm uderza przede wszystkim w tych, których miałby bronić, czyli w uboższych. Jego zdaniem, upór AWS w forsowaniu polityki wyższych ceł spowodowany jest chęcią poprawienia wizerunku tej partii w sondażach publicznych. - I tak nie przelicytują w ten sposób demagogów - ostrzega prof. Winiecki. - Ochrona własnego rynku poprzez podwyższenie ceł jest złym rozwiązaniem ekonomicznym. Poza tym wręcz wymusza kolejne starcie z Komisją Europejską, co utrudnia naszą integrację z Unią Europej- ską - dodaje Jeremi Mordasewicz, wiceprezes BCC.
"Wall Street Journal" uważa, że gdy podwyższymy cła, Unia Europejska z całą pewnością zastosuje retorsje. Stanie się tak m.in. dlatego, że Bruksela boi się, by śladem Polski nie poszły inne kraje ubiegające się o członkostwo - one także borykają się z problemem deficytu powodowanego subsydiowaniem żywności w unii. Reakcja musi być ostra, by zniechęcić ewentualnych naśladowców Polski. "Wall Street Journal", powołując się na swoje źródła w Brukseli, wylicza możliwe do wykorzystania środki: zamrożenie rozmów na temat przyznania polskim rolnikom bezcłowych kontyngentów w 2000 r. i spowolnienie tempa negocjacji akcesyjnych. Na jeszcze inny aspekt sprawy zwraca uwagę Zbigniew Bujak, prezes Głównego Urzędu Ceł. Jego zdaniem, polski system ochrony granic nie gwarantuje pełnej kontroli importu z unii. Według Bujaka, podwyższenie stawek znacznie zwiększy zyski przemytników sprowadzających do Polski towary rolno-spożywcze, a więc powiększy szarą sferę.
- To optymistyczne szacunki, skala podwyżek jest trudna do przewidzenia - ocenia Andrzej Pietrusiak, zastępca sekretarza generalnego Polskiej Federacji Producentów Żywności. - Konsumenci zapłacą także w pośredni sposób. Niektórzy wytwórcy, by nie windować cen, zaczną zastępować droższe komponenty z importu - tańszymi. Z dużą szkodą dla jakości.
Przeciw podwyżkom ceł wypowiada się Ministerstwo Finansów, konsumenci, producenci żywności, a nawet celnicy. Pomysły protekcyjne popierają natomiast rolnicy i znaczna część polityków AWS. - Jeśli my nie zadbamy o interesy rolników, zrobi to za nas Andrzej Lepper - tłumaczy Piotr Żak, rzecznik AWS. Przypomina, że Polska od lat notowała rosnący deficyt w handlu rolno-spożywczym z Unią Europejską: dwa lata temu wynosił 470 mln USD. Taki sam deficyt zanotowaliśmy po pierwszych sześciu miesiącach tego roku. Tygodnik "Newsweek" zauważa nawet, że "Europa nie wydaje się usatysfakcjonowana tym, iż jej nadwyżki w handlu żywnością z Polską są aż tak duże. W ubiegłym roku, po załamaniu się gospodarki Rosji, unia przejęła część polskiego eksportu żywności do tego kraju. Polacy nie przegrali konkurencji wolnorynkowej, lecz padli ofiarą poważnych subsydiów eksportowych UE". Unia przeznacza rocznie 41 mld euro (czyli 160 mld zł - o 10 mld zł więcej, niż wynosi budżet państwa polskiego) na subsydiowanie swojego rolnictwa. čródłem nadwyżki unii w handlu z Polską nie jest lepsza jakość produkcji, lecz dopłaty do eksportu. Jerzy Plewa, wiceminister rolnictwa, przekonuje, że nas nie stać na konkurowanie z unią w subsydiowaniu produkcji towarów rolnych. Czy usprawiedliwia to jednak aż tak radykalne posunięcia naszego rządu? Tegoroczna wojna o cła rozpoczęła się w pierwszym kwartale, gdy okazało się, że firma Zott zdobyła ponad 20 proc. polskiego rynku jogurtów, zaś import tych produktów z krajów Unii Europejskiej w 1998 r. powiększył się o 1000 proc. Firma Zott sprzedawała wówczas w Polsce 40 tys. ton relatywnie tanich jogurtów Jogobella (na polskim rynku można sprzedać 190 tys. ton jogurtów rocznie). Do wojny przeciwko niemieckiemu przedsiębiorstwu włączyły się nie tylko polskie mleczarnie, ale również zakłady przetwórcze należące do zagranicznych koncernów, na przykład francuska firma Danone. Rząd ugiął się pod presją producentów i w kwietniu ustalił zaporowe cło na jogurt. Wywołało to zdecydowany sprzeciw Komisji Europejskiej, która "zapomniała" jednak, że w 1993 r. piętnastka, chroniąc własny rynek, podniosła cła na wiśnie importowane z Polski. Problemy celne są bowiem jednym z najbardziej drażliwych tematów we wszelkich dyskusjach o światowym handlu i gospodarce. Niemal wszędzie racjonalne argumenty, pokazujące, że liberalizacja ceł jest jednym z najważniejszych czynników rozwoju gospodarczego, przegrywają z racjami lokalnych wytwórców. Podobnie dzieje się również w Polsce.
Cezary Józefiak, członek Rady Polityki Pieniężnej, zwraca uwagę, że polskie rolnictwo wymaga poważnych zmian, by mogło się dostosować do reguł wolnego rynku. Doraźna ochrona w postaci podwyżki ceł przyczynia się do utrwalania dzisiejszej, niepożądanej sytuacji na wsi i spowolni przemiany. - Aby osiągnąć tak wątpliwe korzyści, Ministerstwo Rolnictwa godzi się na wzrost cen artykułów spożywczych w Polsce. Spowoduje to wzrost inflacji, spadek konkurencyjności polskich towarów żywnościowych na zagranicznych rynkach i pogorszenie sytuacji najbiedniejszych, dla których wydatki na zakup żywności to największa pozycja w budżecie rodzinnym - wylicza Andrzej Pietrusiak. Federacja zwraca uwagę, że wobec subsydiowania europejskiej produkcji żywności nasz kraj nie powinien podwyższać ceł, lecz uruchomić "procedury antydumpingowe i antysubsydialne". Polska prowadzi z Unią Europejską negocjacje w sprawie tzw. podwójnego zera, zabiegając o stopniowe znoszenie ceł i dopłat do rolnictwa. Bruksela ostrzega, że wprowadzenie wyższych ceł w Polsce rozmowy te "spowolni i utrudni". Sprawa ceł z pewnością będzie aktualna aż do zakończenia naszych negocjacji z unią.
Nieuniknione jest starcie dwóch oponentów - zabiegającego o wyższe cła ministra rolnictwa Artura Balazsa oraz przeciwnego tej idei wicepremiera Leszka Balcerowicza. Kto wyjdzie z niego zwycięsko? - Leszek Balcerowicz jest bardzo twardym negocjatorem, lecz coraz lepiej rozumie problemy polskiego rolnictwa i zapewne zgodzi się na jakieś rozsądne rozwiązanie - ma nadzieję poseł Piotr Żak, który deklaruje się jako zwolennik obniżania ceł, ale wymaga, by był przy tym uwzględniany aspekt społeczny. - Troska o ochronę własnego rynku czy próby przeciwdziałania nieuczciwej konkurencji nie są tylko polską specyfiką; przekonuje nas o tym choćby wynik ostatniego forum w Seattle - przypomina rzecznik AWS. - Jestem za umiarkowanym podnoszeniem ceł na artykuły rolne - mówi wprost poseł Leszek Dziamski z RS AWS. Jego zdaniem, nieco wyższe cła należy traktować jako próbę wyrównania dysproporcji pomiędzy cenami w Polsce a dotacjami do wyrobów rolnych w Unii Europejskiej. - Nowe stawki powinny być tak ustalone, by nie spowodowały wzrostu inflacji - mówi Dziamski. Niestety, poseł nie mówi, jak to zrobić. Kiedy kilka miesięcy temu podniesiono cło na cukier, nasze cukrownie natychmiast podwyższyły jego cenę. - Każda podwyżka ceł przynosi zysk tylko wąskiej grupie producentów. Reszta społeczeństwa ponosi straty. Traci na tym również cała gospodarka - tłumaczy prof. Jan Winiecki, przewodniczący Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich. - Wszelki protekcjonizm uderza przede wszystkim w tych, których miałby bronić, czyli w uboższych. Jego zdaniem, upór AWS w forsowaniu polityki wyższych ceł spowodowany jest chęcią poprawienia wizerunku tej partii w sondażach publicznych. - I tak nie przelicytują w ten sposób demagogów - ostrzega prof. Winiecki. - Ochrona własnego rynku poprzez podwyższenie ceł jest złym rozwiązaniem ekonomicznym. Poza tym wręcz wymusza kolejne starcie z Komisją Europejską, co utrudnia naszą integrację z Unią Europej- ską - dodaje Jeremi Mordasewicz, wiceprezes BCC.
"Wall Street Journal" uważa, że gdy podwyższymy cła, Unia Europejska z całą pewnością zastosuje retorsje. Stanie się tak m.in. dlatego, że Bruksela boi się, by śladem Polski nie poszły inne kraje ubiegające się o członkostwo - one także borykają się z problemem deficytu powodowanego subsydiowaniem żywności w unii. Reakcja musi być ostra, by zniechęcić ewentualnych naśladowców Polski. "Wall Street Journal", powołując się na swoje źródła w Brukseli, wylicza możliwe do wykorzystania środki: zamrożenie rozmów na temat przyznania polskim rolnikom bezcłowych kontyngentów w 2000 r. i spowolnienie tempa negocjacji akcesyjnych. Na jeszcze inny aspekt sprawy zwraca uwagę Zbigniew Bujak, prezes Głównego Urzędu Ceł. Jego zdaniem, polski system ochrony granic nie gwarantuje pełnej kontroli importu z unii. Według Bujaka, podwyższenie stawek znacznie zwiększy zyski przemytników sprowadzających do Polski towary rolno-spożywcze, a więc powiększy szarą sferę.
Więcej możesz przeczytać w 52/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.