Normana Daviesa pożegnanie z XX wiekiem
Norman Davies po raz pierwszy usłyszał język polski ponad 30 lat temu. Szedł wtedy po nabrzeżnej promenadzie w Brighton. Dookoła nie było żywej duszy poza opatuloną w płaszcze starszą parą z parasolem. Davies uczył się wcześniej rosyjskiego, więc język, w jakim rozmawiali spacerowicze, wydał mu się znajomy. "O nie, proszę pana, to polski" - odpowiedział zagadnięty starszy pan. Gdy dziwnym zbiegiem okoliczności spotkali się znowu w mieszkaniu Polaka, u którego Davies wynajmował pokój, okazało się, że starszy pan to Antoni Słonimski. Trudno o lepszy początek romansu z Polską. Polska to tylko jeden z tematów naszej rozmowy. Rozpoczynamy od zagadnień szerszych. Co zmieniło się w świadomości ludzi przez sto ostatnich lat? Profesor mówi, że w XX w. nauczyliśmy się, iż człowiek nie stał się lepszy, nie został "udoskonalony". "Oto widać wielki paradoks XX wieku. W momencie, kiedy ludzie zyskali lepsze warunki życia, rozwinęła się medycyna, technologia i wiedza, równocześnie okazało się, że natura ludzka wcale nie staje się lepsza, a wręcz gotowa jest do zaakceptowania barbarzyństwa" - stwierdza stoicko Davies. Wiek XX był przecież stuleciem wojen, obozów koncentracyjnych, ludobójstwa na ogromną skalę, dominacji komunizmu i faszyzmu; ludzie zbudowali bombę atomową. Na spostrzeżenie, że bardziej przypomina to myślenie Hobbesa niż Rousseau, uważającego, iż człowiek jest z natury dobry, profesor uśmiecha się i od razu dodaje, że można to interpretować nie w kategoriach filozoficznych, lecz po chrześcijańsku - "lepsze warunki wcale nie ulepszają człowieka, a pojęcie postępu jest wątpliwe". Jakie wobec tego powinniśmy wyciągnąć wnioski na przyszłość, na XXI wiek? "Problem jest zawsze ten sam. Postęp materialny jest próżny bez ratowania duszy" - mówi Davies. Brzmi to jak słowa kaznodziei, ale mój rozmówca precyzuje swoją myśl - mówi, że wątek moralnej racji istnienia jest mu bardzo bliski. Wywołuje to nieuchronne skojarzenie z posłannictwem Kościoła i pytanie o rolę Jana Pawła II. "Analiza roli papieża w kategoriach amerykańskiej polityki - czy jest on prawicowy, czy lewicowy - to absolutny nonsens. Myślę, że jego misja - podkreślanie wartości moralnych w naszym świecie - jest wyjątkowa. Nie ma w naszych czasach wiele takich osób. Wcześniej wymieniłbym Gandhiego, choć on nie był chrześcijaninem. Dzisiaj jest jedynie garstka ludzi podkreślających znaczenie wartości. Papież jest jednym z najefektywniejszych głosów" - uważa Davies. "Trzeba powiedzieć Polakom, że Jan Paweł II nie pokazuje jakiegoś sukcesu narodu polskiego, lecz podkreśla fakt, że Polacy są częścią globalnej wspólnoty chrześcijańskiej. To bardzo ważne". Norman Davies nie boi się stanowczych stwierdzeń, dlatego w Wielkiej Brytanii uważany jest za "krnąbrnego" intelektualistę. Ukazała się właśnie jego najnowsza książka, która pnie się w górę na listach bestsellerów. "Wyspy" to historia Wysp Brytyjskich, pokazująca między innymi, że oprócz Anglików żyją tu inne narody - Szkoci, Walijczycy, Irlandczycy. Konserwatyści angielscy zarzucają mu, że nie rozumie historii Anglii, bo przecież liczą się najsilniejsi. "To błąd!" - odpowiada Davies. Spojrzenie z szerszej perspektywy i dostrzeganie nie tylko najsilniejszych i największych przyniosło przecież zasłużone uznanie jego "Europie". Co za kilkadziesiąt lat będzie pamiętał uczeń z lekcji historii naszego kontynentu w XX stuleciu? "Na początku wieku kontynent był podzielony politycznie, ale zjednoczony cywilizacyjnie. Europa dominowała nad światem. To wszystko rozsypało się jak domek z kart przez wiek". Teraz dominującą pozycję zajmują Stany Zjednoczone, ale kultura amerykańska bardzo różni się do tej na Starym Kontynencie. "Jest jak dziecko, które urosło z Europy i zaczęło żyć własnym życiem". "Wygląda na to, że w XXI w. Europa będzie tylko jednym z wielu bloków, jakie powstają na świecie" - stwierdza Davies. Czy to Chiny będą głównym rywalem Ameryki? "Nie chcę straszyć, ale Chiny już są potężnym krajem. To jedna czwarta ludzkości i potęga militarna - na pewno będą konkurentem". Davies uważa, że USA mają szczyt swojej potęgi za sobą. Historia Europy uczy nas, że mocarstwa trwają krótko. "Ile było tu mocarstw? wszystkie się rozpadły. To samo będzie z USA". Obserwując potęgę Ameryki, trudno to sobie wyobrazić, ale schyłek nie następuje z dnia na dzień. "Zdrowie państw czy narodów nie przejawia się siłą wojskową. Zagrożeniem wydaje mi się stan moralny - brak jasnych celów polityki - brak celu moralnego?". A perspektywa dla Unii Europejskiej? "Jesteśmy na samym początku. Jeszcze nie wiadomo, czy unia jest zdolna do życia. Nie ma odpowiednich instytucji. Zobaczymy w ciągu dziesięciu, dwudziestu lat, czy potrafi stworzyć - nie powiem państwo - ale struktury polityczne, które będą w stanie znaleźć odpowiedzi na problemy stojące przed wspólnotą. Możliwe, że powstanie jakaś nowa forma polityczna, może konfederacja". Eurosceptycy w Wielkiej Brytanii straszą europejskim hiperpaństwem, ale - jak uważa Davies - w istocie problem jest wręcz odwrotny. "Ta unia jest słaba, strasznie słaba politycznie. Nie ma instytucji, nie ma wojska. Z trudem wysłała kilka tysięcy żołnierzy do Bośni, a był to stosunkowo mały konflikt na zapleczu europejskiego domu i nikt z lokatorów nie był w stanie rozdzielić walczących. Musieli to zrobić Amerykanie". "Moja filozofia jest taka, że ludzie są zmuszani do podejmowania dobrych decyzji nie tylko w procesie przygotowania i zaplanowania przyszłości, ale także z powodu zagrożeń. I wydaje mi się, że tak będzie z Europą. Przez całą dekadę od upadku komunizmu Europejczycy mieli wspaniałe możliwości rozwoju, rozszerzenia swych instytucji, rozwiązania problemów, które czekały od końca II wojny światowej. Z punktu widzenia Zachodu sprawa przyszłości Polski jest teraz do załatwienia, ale Zachód czeka, zwleka i ociąga się. Jeśli jednak nadszedłby jakiś wielki kryzys w Rosji, strach przed Rosją zmobilizuje polityków europejskich jak nic innego. To, co się dzieje w Czeczenii, to skandal, a jeśli "zła Rosja" się zmobilizuje, zagrożona może być przede wszystkim Polska. Polska osamotniona, pozostająca poza unią, zagrożona przez Rosję - to scenariusz, którego trzeba uniknąć". Stosunek Normana Daviesa do Polski jest szczególny, i to nie tylko dlatego, że jego żona jest Polką. Kiedy pod koniec lat 60. jechał na studia doktoranckie do Krakowa, wybrał sobie "zabójczy" temat - wojna polsko-bolsze-wicka 1920 r. Gdy wspomina tamten okres, mówi, że to było jak u Kafki, nie tylko dlatego, że rząd i partia zaprzeczały, iż taka wojna w ogóle się rozegrała. Na Zachodzie obowiązywała oficjalna interpretacja radziecka, dlatego Davies musiał walczyć o swoje racje. I to właśnie okres studiów w Krakowie ukształtował w dużym stopniu jego osobowość jako zawodowego historyka. Wracamy do rozmowy o Rosji. "Jeśli powstanie prawdziwa demokracja, to Rosja, federacja - rozpadnie się. I dobrze, bo w ten sposób będzie się może lepiej rozwijać. Jest bogata, jest tam wszystko, tylko jest za duża". Moskwa stara się wymusić posłuszeństwo siłą, ale właśnie dlatego efekt będzie odwrotny niż się oczekuje. "Polska przeżyła lata komunizmu lżej niż na przykład państwa bałtyckie czy Ukraina" - mówi Davies. Zmiany są na ogół udane. Szkód powstałych przez półwiecze nikt nie jest w stanie zlikwidować w ciągu dziesięciu lat, ale najważniejsze jest to, że Polska jest zdolna do życia i współżycia z partnerami z UE. Przykro mu jedynie, że pamięta, co się stało z "Solidarnością" przez duże S. "Wtedy ludzie - naród miał cel: trwał obcy reżim, a pod koniec nawet jego prominenci zrozumieli, że to musi się skończyć. Teraz Polacy są skłóceni, polityka nie jest tak bardzo budująca". Najważniejsze jest jednak budowanie partnerskich stosunków z sąsiadami, by Polacy stali się partnerami wielkiego klubu europejskiego. "Nie chodzi tylko o dobrobyt czy bezpieczeństwo w NATO, tylko o psychiczne odczucie znalezienia się pomiędzy równymi sobie partnerami. To długa droga". "Ruch europejski po wojnie zaczął się od idealizmu. Motywacja była moralna. Okropności, jakie wydarzyły się podczas wojny, nie mogą się powtórzyć, ludzie muszą się solidaryzować, żeby stworzyć lepszy świat. Ale ruch ten nie mógł się rozwijać politycznie - Amerykanie i Brytyjczycy nie zgadzali się, NATO przeszkodziło budowaniu wspólnoty wojskowej i możliwy był tylko rozwój gospodarczy. Priory- tety Unii Europejskiej są, niestety, natury ekonomicznej. Wspólna waluta już teraz to błąd, działanie przedwcze-sne. W Brukseli nie zauważyli, że świat się zmienił po upadku komunizmu i są o wiele ważniejsze rzeczy". Czy kłopot z moralnym uzasadnieniem istnienia Europy jest zalążkiem jakiejś głębszej choroby? "Jesteśmy w stanie neutralnym. Nie ma pozytywnej ani negatywnej ideologii. Jasne, że coś musi zapełnić próżnię ideologiczną. I może to być negatywna ideologia. Moralna czujność jest zawsze konieczna". Czy strażnikiem wartości moralnych ma być chrześcijaństwo? "Myślę, że Kościół jest mocniejszy, niż się to na pozór wydaje. Choć na Zachodzie świątynie są puste, jest wielu ludzi wierzących, tylko zbuntowanych przeciwko Kościołowi instytucjonalnemu. Nadal duży jest potencjał wiary, którą można odrodzić, bowiem podstawy polityki liberalnej są przecież chrześcijańskie. Chodzi o to, by zmobilizować siły Europy". Za oknami Wolfson College w Oksfordzie, gdzie rozmawiamy, wciąż siąpi deszcz. Pora kończyć rozmowę. Prof. Davies wraca do pracy - przygotowuje właśnie historię Wrocławia. Trudno sobie wyobrazić bardziej kompetentnego autora - ani Polak, ani Niemiec nie mógłby jej chyba napisać całkowicie obiektywnie.
Więcej możesz przeczytać w 52/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.