Dotychczas nie istniała u nas korelacja między jakością pracy nauczyciela a jego płacą
- Zmiany w Karcie Nauczyciela są dopełnieniem reformy edukacji. Nie można bowiem zapominać, że nowe programy, organizacja nauczania czy system ocen będą mogły być wprowadzone w życie tylko przez doświadczonych i zadowolonych ze swej sytuacji pedagogów.
System stanowisk i płac nauczycielskich był dotychczas zdecydowanie socjalistyczny. Na początku i na końcu kariery nauczyciel zarabiał tyle samo, a korelacja między jakością pracy a płacą praktycznie nie istniała. Chcemy wreszcie przełamać tabu tej dziwnej urawniłowki i zlikwidować mizerne bonusy zawarte w Karcie Nauczyciela. Po pierwsze - płace nauczycielskie będą zróżnicowane. Po drugie - wprowadzamy rodzaj aplikacji zawodowej, czyli podział na stażystów, nauczycieli kontraktowych, mianowanych, dyplomowanych i profesorów oświaty. Stworzy to mechanizmy pozytywnej selekcji w odróżnieniu od obowiązującej w PRL selekcji negatywnej. Trzecim elementem reformy będzie uelastycznienie pensum: nauczyciel będzie mógł wybrać, ile godzin chce pracować i od tego m.in. będzie zależała wysokość jego wynagrodzenia.
Taktyka ZNP polega na tym, że jeśli nie może merytorycznie skrytykować jakiegoś projektu, wysuwa argument, że brakuje pieniędzy. Tymczasem pieniądze na zmiany są zagwarantowane w budżecie w ramach subwencji oświatowej. Przeznaczono na ten cel 1,2 mln zł, co umożli- wi wprowadzenie nowej Kar- ty Nauczyciela i podwyżkę pensji równoważącą inflację. Średnio na nauczyciela przypadnie rocznie 2 tys. zł więcej. Często wysuwa się argument, że skoro podwyżki już są, akceptacja karty staje się dla nauczycieli "nieopłacalna". Trzeba jednak pamiętać, że pieniądze znalazły się ze względu na przewidywane zmiany. Większość nauczycieli nie chce strajków, a atmosfera w wielu szkołach jest zupełnie inna niż przedstawiają to związkowcy. Przewidywany strajk może się okazać porażką ZNP. Negocjacje z "Solidarnością" były trudne, zakończyły się jednak porozumieniem. Tymczasem ZNP w ogóle nie chciał podjąć konkretnych rozmów.
Nauczyciele w nowym systemie czują się niepewnie, bo straszy się ich egzaminami, w dodatku przekonując, że o weryfikacji nie będą decydowały względy merytoryczne, ale polityczne. To nie jest zgodne z prawdą, podobnie jak pogłoski o masowych zwolnieniach nauczycieli. Ktoś, kto jest dziś nauczycielem mianowanym, zachowa ten status w nowym systemie i nie będzie zdawał egzaminów.
Nowa Karta Nauczyciela powinna wejść w życie 1 stycznia 2000 r. Prawdopodobieństwo, że tak się stanie, jest bardzo duże, ponieważ koalicjanci są w tym względzie zgodni. Słabe punkty nowej ustawy wskazane przez SLD polegają na doprowadzeniu pewnych zagrożeń do absurdu, np. że samorządy mogą nie przekazać pieniędzy nauczycielom. Teoretycznie jest to możliwe, jednak w praktyce mamy pewien wpływ na samorządy poprzez instytucje nadzoru pedagogicznego i poprzez związki zawodowe na poziomie lokalnym.
System stanowisk i płac nauczycielskich był dotychczas zdecydowanie socjalistyczny. Na początku i na końcu kariery nauczyciel zarabiał tyle samo, a korelacja między jakością pracy a płacą praktycznie nie istniała. Chcemy wreszcie przełamać tabu tej dziwnej urawniłowki i zlikwidować mizerne bonusy zawarte w Karcie Nauczyciela. Po pierwsze - płace nauczycielskie będą zróżnicowane. Po drugie - wprowadzamy rodzaj aplikacji zawodowej, czyli podział na stażystów, nauczycieli kontraktowych, mianowanych, dyplomowanych i profesorów oświaty. Stworzy to mechanizmy pozytywnej selekcji w odróżnieniu od obowiązującej w PRL selekcji negatywnej. Trzecim elementem reformy będzie uelastycznienie pensum: nauczyciel będzie mógł wybrać, ile godzin chce pracować i od tego m.in. będzie zależała wysokość jego wynagrodzenia.
Taktyka ZNP polega na tym, że jeśli nie może merytorycznie skrytykować jakiegoś projektu, wysuwa argument, że brakuje pieniędzy. Tymczasem pieniądze na zmiany są zagwarantowane w budżecie w ramach subwencji oświatowej. Przeznaczono na ten cel 1,2 mln zł, co umożli- wi wprowadzenie nowej Kar- ty Nauczyciela i podwyżkę pensji równoważącą inflację. Średnio na nauczyciela przypadnie rocznie 2 tys. zł więcej. Często wysuwa się argument, że skoro podwyżki już są, akceptacja karty staje się dla nauczycieli "nieopłacalna". Trzeba jednak pamiętać, że pieniądze znalazły się ze względu na przewidywane zmiany. Większość nauczycieli nie chce strajków, a atmosfera w wielu szkołach jest zupełnie inna niż przedstawiają to związkowcy. Przewidywany strajk może się okazać porażką ZNP. Negocjacje z "Solidarnością" były trudne, zakończyły się jednak porozumieniem. Tymczasem ZNP w ogóle nie chciał podjąć konkretnych rozmów.
Nauczyciele w nowym systemie czują się niepewnie, bo straszy się ich egzaminami, w dodatku przekonując, że o weryfikacji nie będą decydowały względy merytoryczne, ale polityczne. To nie jest zgodne z prawdą, podobnie jak pogłoski o masowych zwolnieniach nauczycieli. Ktoś, kto jest dziś nauczycielem mianowanym, zachowa ten status w nowym systemie i nie będzie zdawał egzaminów.
Nowa Karta Nauczyciela powinna wejść w życie 1 stycznia 2000 r. Prawdopodobieństwo, że tak się stanie, jest bardzo duże, ponieważ koalicjanci są w tym względzie zgodni. Słabe punkty nowej ustawy wskazane przez SLD polegają na doprowadzeniu pewnych zagrożeń do absurdu, np. że samorządy mogą nie przekazać pieniędzy nauczycielom. Teoretycznie jest to możliwe, jednak w praktyce mamy pewien wpływ na samorządy poprzez instytucje nadzoru pedagogicznego i poprzez związki zawodowe na poziomie lokalnym.
Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.