Rodzić po ludzku?

Rodzić po ludzku?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czym grozi moda na naturalne rodzenie i przedłużone karmienie piersią?
Kiedy kilka lat temu rozpoczęto akcję "Rodzić po ludzku", kobiety odetchnęły z ulgą. W szpitalach wreszcie zaczęto je traktować podmiotowo. Uśmiechnięte położne i pielęgniarki, zadowoleni lekarze, kolorowy wystrój wnętrz i obecność najbliższych zmieniły nastawienie kobiet do porodu. Niektóre z nich, pamiętając, jak wcześniej nieludzko traktowano je w czasie rozwiązania, dopiero po wprowadzeniu zmian zdecydowały się na drugie dziecko. Dziś okazuje się, że wspaniałe idee łatwo można wypaczyć.
Dwa miesiące temu w Szpitalu Położniczo-Ginekologicznym św. Zofii w Warszawie podczas porodu zmarła niespełna trzydziestoletnia kobieta. Nikt nie spodziewał się dramatu. Rodziła drugie dziecko, pierwszy syn ma dziś dziewięć lat. Była dobrze przygotowana do porodu. Wiedziała, jak ma się zachowywać. W ciąży nie odczuwała jakichkolwiek dolegliwości. Badanie wykonane niecały miesiąc przed planowanym rozwiązaniem wykazało, że płód jest zdrowy i waży 3,6 kg. Już wtedy był więc bardzo duży. Dzieci urodzone po dziewięciu miesiącach ciąży ważą zwykle ok. 3 kg. Ponadto badanie USG wykazało, że dziecko jest ułożone poprzecznie. Te informacje wzbudziły niepokój nie tylko rodzącej. Gdy nadszedł czas rozwiązania, jej matka poprosiła o wykonanie cesarskiego cięcia. Obawiała się naturalnego porodu. Położna uznała jednak, że wszystko przebiega prawidłowo i kobieta ma rodzić siłami natury.
Poród odbył się błyskawicznie. Po zaledwie trzech godzinach na świat przyszedł chłopiec. Ważył prawie 4,8 kg i miał 61 cm długości. Najprawdopodobniej tak szybki poród tak dużego dziecka doprowadził do uszkodzeń dróg rodnych. - Tuż po porodzie rozmawiałem z żoną przez telefon. W jej głosie usłyszałem radość i dumę. Powiedziała, że mamy dużego, wspaniałego syna. Nie zdawałem sobie sprawy z jakiegokolwiek zagrożenia. Żona dodała, że już musi kończyć rozmowę. Nie zapytałem dlaczego. Wydawało mi się, że tak musi być. Rozmawiałem z nią wówczas ostatni raz - opowiada mąż Katarzyny. Kobietę dwukrotnie operowano. Usunięto jej macicę, która podczas porodu pękła na odcinku 10 cm. Lekarzom nie udało się jednak powstrzymać krwotoku z dróg rodnych. Kobieta straciła co najmniej 1200 ml krwi. - Dlaczego kazali mojej córce rodzić naturalnie. Dlaczego nie zdecydowali się na cesarskie cięcie? Jak doszło do pęknięcia macicy? W jakich okolicznościach córka trafiła na stół operacyjny? - te pytania nieustannie zadaje sobie matka Katarzyny. Tuż po tragedii lekarze nie chcieli z nią o tym rozmawiać. Rodzinie nie udało się także skontaktować z położną, która była obecna przy porodzie. Okazało się, że tego tragicznego dnia wyjechała na trzymiesięczne szkolenie. - Czy wszystkie pacjentki muszą być traktowane jednakowo? Czy moda na naturalne rodzenie nie prowadzi nas w ślepy zaułek? Domagamy się procesu nie dla odszkodowania, ale po to, by dowiedzieć się, jak i dlaczego doszło do śmierci mojej żony. Chcemy także, aby inni mogli dokonać wyboru między dobrym a złym szpitalem - mówi mąż Katarzyny. - Nie wolno zmuszać kobiet do naturalnych porodów. Pamiętajmy, że jeszcze w ubiegłym stuleciu śmierć w czasie porodu nikogo nie zaskakiwała. Dziś rodzą kobiety po przeszczepie serca czy ciężko chore na cukrzycę. Jeżeli zdrowa kobieta umiera w czasie rozwiązania, trzeba to dokładnie zanalizować. Dotyczy to również zgonów noworodków. Jeśli dziecko przez dziewięć miesięcy rozwija się w łonie prawidłowo, a podczas porodu umiera, należy się zastanowić, czy nie obarczyć za to winą lekarzy - uważają specjaliści.
Kilka tygodni temu w tym samym szpitalu tuż po przyjściu na świat zmarło dziecko. Wprawdzie ciążę na początku uznano za zagrożoną, przebiegała jednak prawidłowo. Wszystkie wyniki badań zarówno dziecka, jak i matki były dobre. Nadszedł czas porodu. Zaczęły się skurcze parte, ale szybko zanikły. Specjalistyczne urządzenie wykazało zaburzenie tętna dziecka. Lekarze zaczęli rozważać, czy wykonać cesarskie cięcie. Zdecydowali się jednak jeszcze trochę poczekać. - Gdy urodziło się dziecko, nie wydało żadnego odgłosu. Ale lekarze, zamiast zająć się naszym synem, kazali mi przecinać pępowinę, a potem położyli go na brzuchu matki. Mieliśmy wrażenie, że ten "rytuał" jest ważniejszy niż - jak się potem okazało - życie dziecka - opowiada mąż Renaty. Później lekarze zabrali je z sali porodowej i przez godzinę rodzice nie mogli się dowiedzieć, co się z nim dzieje. Gdy wreszcie ojcu udało się znaleźć syna, już nie żył. - Dlaczego lekarzom tak bardzo zależało na tym, by poród odbył się w naturalny sposób? Czy nie byli przygotowani do cesarskiego cięcia? Dlaczego uważają, że przeżycie wspólnego porodu jest ważniejsze niż przyjście na świat zdrowego, żywego dziecka? - zastanawiają się rodzice. Z nieoficjalnych opinii ginekologów wynika, że również w tym wypadku pomoc medyczna przyszła zbyt późno. Do Centrum Zdrowia Dziecka trafia coraz więcej noworodków, których mózgi na skutek niedotlenienia są bardzo uszkodzone. Jak wyjaśnia dr hab. Anna Dobrzańska, kierownik Kliniki Patologii Noworodków CZD, do porażenia mózgowego najczęściej dochodzi u wcześniaków, wskutek zakażeń w ciąży. Ale nieprawidłowo prowadzony poród może je również spowodować u zdrowego, urodzonego we właściwym terminie dziecka. W tym roku do CZD trafiło ponad 300 dzieci z takimi uszkodzeniami, o wiele więcej niż w 1998 r. Nikt nie wie, ile ogółem jest ich w kraju. Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, specjaliści z Centrum Zdrowia Dziecka zaczęli w tym roku wdrażać ogólnopolski program "Decydujący czas".
Naukowcy chcą określić, ile takich dzieci rodzi się w Polsce każdego roku i co jest najczęstszą przyczyną uszkodzeń. Uzyskane w ten sposób dane pozwolą objąć opieką medyczną większą grupę dzieci. Dzięki nim ustali się, jakiej pomocy można udzielić rodzinom dotkniętym takim dramatem. Zgodnie z powszechnie akceptowanymi zasadami, naturalne ma być również karmienie noworodków. W szpitalach, którym nadano tytuł "Przyjazne Dziecku", zniknęły wszystkie smoczki. Przeciwnicy sztucznego karmienia uważają, że smoczek może zmienić nastawienie noworodka do posiłków i spowodować, że później dziecko nie będzie tolerować naturalnie podanego pożywienia. Tymczasem wiele kobiet tuż po rozwiązaniu nie ma wystarczającej ilości pokarmu. Tak było z mamą Aleksandra, który płakał z głodu przez cztery godziny. Obudził cały personel szpitala. Zaczynały się także budzić zaniepokojone krzykiem matki i ich dzieci. Dopiero po trzeciej nad ranem wyczerpane pielęgniarki wyciągnęły głęboko ukryty smoczek i napoiły dziecko glukozą. Maluch błyskawicznie zasnął. Nocne karmienie piersią, do czego od kilku lat namawiają pediatrzy, może być przyczyną uszkodzeń zębów. Stomatolodzy coraz częściej leczą roczne dzieci cierpiące na próchnicę. Autorzy narodowego programu zdrowia nie odnotowali w latach 1987-1995 spadku zachorowalności na próchnicę zębów, choć mamy do dyspozycji znakomite pasty i szczoteczki i od początku lat 90. reklamy namawiają nas do dbania o jamę ustną. Dotychczas uważano, że za fatalny stan uzębienia polskich dzieci odpowiada "znaczące pogorszenie się opieki stomatologicznej". Z najnowszych danych wynika, że przyczyny wczesnej próchnicy są bardziej złożone.
Zdaniem lekarzy, kobiece mleko, zawierające m.in. cukry, oblepia wyrzynające się zęby i staje się doskonałą pożywką dla bakterii. - Ponadto nocą wydzielamy mniej śliny, która niweluje działanie kwasów oraz usuwa płytkę bakteryjną. Gdy dziecko obudzi się w nocy, najlepiej napoić je nie- gazowaną wodą mineralną - radzi dr Barbara Moszczeńska-Cieślikowska z Kliniki Stomatologicznej Anglo-American Corporation w Warszawie. Z broszury "Zdrowie jamy ustnej u dzieci, młodzieży i kobiet ciężarnych", przygotowanej przez Instytut Matki i Dziecka pod redakcją Barbary Woynarowskiej i Anny Oblacińskiej, dowiadujemy się, że w ramach profilaktyki próchnicy i chorób przyzębia w pierwszych latach życia należy unikać karmienia nocą, a kiedy dziecku wyrosną siekacze, trzeba rozpocząć karmienie łyżeczką. - Wyniki przeprowadzonych badań potwierdzają wcześniejsze spostrzeżenia o zwiększającej się intensywności próchnicy w grupie najmłodszych dzieci, tj. poniżej trzeciego roku życia - twierdzi prof. Maria Szpringer-Nodzak z Zakładu Stomatologii Dziecięcej Instytutu Stomatologii AM w Warszawie oraz Kliniki Stomatologicznej Anglo-American Corporation. Obserwacje kliniczne przeprowadzone przez prof. Szpringer-Nodzak wykazują duże zniszczenie uzębienia dzieci karmionych piersią matki na żądanie, zwłaszcza w nocy, do drugiego roku życia lub później. Karmienie naturalne trwające dłużej niż 18 miesięcy światowa stomatologia uznaje za jeden z istotniejszych czynników wystąpienia wczesnej próchnicy u dzieci. Nie zawsze więc "naturalne" znaczy zdrowe. 
Więcej możesz przeczytać w 47/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.