Jeśli sami nie zrezygnujemy z naszej narodowej duchowości, nie odbierze nam jej żadna europejska konstytucja
"Kościół z uznaniem obserwuje wysiłki specjalistów, którzy dla zyskania dobrobytu przez jedność państw podejmują się rozwiązywania nieprawdopodobnych trudności" prymas Józef Glemp
Dogasająca i grożąca teraz zawaleniem moskiewska wieża Ostankino znów rzuca ponure światło na wielki kraj, który postulatowi jedności podporządkował wszystko, co się rusza. Jedność w służbie totalitaryzmowi - to było i zadanie, i wyzwanie, i straszna praktyka codzienności przez nieomal całe stulecie pogrążająca Rosję w biedzie, zniewoleniu i beznadziei.
Gdy tuż po II wojnie światowej uruchamiano proces jedności europejskiej, sowiecki przypadek był jednym z argumentów na rzecz takiej konstrukcji, która zagwarantowałaby ludziom mieszkającym na zachód od Łaby pokój i dobrobyt. Nigdy nie dość powtarzać, jaki czynnik był w wyobraźni Ojców-Założycieli Wspólnot Europejskich i późniejszej Unii Europejskiej jednym z ważniejszych, a bodaj czy nie najważniejszym. Warto sięgać do świadectw wielkich tamtych czasów - do Schumana, Monneta, Adenauera czy de Gasperiego - by się upewnić, na jakich fundamentach etycznych i aksjologicznych budowali oni swą wizję Zjednoczonej Europy. Wszystkimi nimi kierowało przeświadczenie, że chrześcijanie powinni się poczuwać do czynnej odpowiedzialności za życie publiczne, by czynić świat bliższym zamysłom jego Twórcy. Dodajmy: rzadziej mówili o tym przeświadczeniu, częściej po prostu zgodnie z nim działali.
Jak każde dzieło rąk ludzkich, nawet gdy podejmowane z myślą o najważniejszych wartościach, także Unia Europejska jest niedoskonała. Przeżywa swe wzloty i upadki, ale przecież przez całe dziesięciolecia chroniła i nadal chroni to, czego oczekuje się od doczesnych struktur politycznych i administracyjnych. Trudno stawiać przed takimi strukturami zadania par excellence moralne. Zadania moralne obarczają (bez względu na wyznanie) poszczególnych ludzi-obywateli, spoczywając również na tych, od których oczekuje się "rządu dusz". Chyba nikt - zwłaszcza po przydługich epizodach dwudziestowiecznych totalitaryzmów - nie chciałby, by ów "rząd dusz" przeszedł w ręce politycznych administratorów ani tym bardziej partyjnych ideologów.
Prymas Polski zadał w ostatnią sobotę na Jasnej Górze pytanie w pełni uzasadnione, choć ja sam sformułowałbym je nieco odmiennie. Prymas pytał o taką "konstytucję zrzeszonych państw, w której zostanie określona wizja człowieka nie tylko w wymiarze konsumpcji, ale także w jego odniesieniu do Boga". Pytanie o wizję człowieka jak zawsze zasadne i szczególnie oczywiste w ustach duchownego, cóż dopiero prymasa Polski. Napięcie między konsumpcyjnym modelem życia i szerszym pojmowaniem misji człowieka jest także czymś zauważalnym gołym okiem i nie tylko prymasa trapi ono jako zjawisko coraz bardziej rozprzestrzenione.
Sądzę jednak, że nie sposób wymagać od konstytucji Unii Europejskiej - a toczy się właśnie wielka debata i na jej temat - by odpowiedziała ona wprost na te nasze strapienia. Jedno jest pewne i jasne: powinna ona wychodzić naprzeciw szeroko pojętej koncepcji człowieka. A więc i tej koncepcji, która wpisuje człowieka w chrześcijańską antropologię tak mocno zakorzenioną na kontynencie europejskim. Przypomina się spór wokół polskiej konstytucji, i to nie tylko wokół jej preambuły. Osobiście sądzę, że udało się nam w Polsce dobrze wyjść z tego sporu, dzięki czemu nasza narodowa konstytucja, choć także niedoskonała jak inne ludzkie dzieła, jednak gwarantuje chcącym tego urzeczywistnianie ich ideałów.
Ale przecież polski model życia nie zostanie rozstrzygnięty ani polską konstytucją, ani literą czy nawet duchem przepisów europejskich. Zadecyduje o nim nasza polska praxis. Wolno być optymistą i sądzić, że tak jak Polska ustrzegła przez wieki swą własną tożsamość narodową, tak i ustrzeże swą duchowość. Jeśli sami z niej nie zrezygnujemy, nie odbierze nam jej żadna europejska konstytucja.
Dogasająca i grożąca teraz zawaleniem moskiewska wieża Ostankino znów rzuca ponure światło na wielki kraj, który postulatowi jedności podporządkował wszystko, co się rusza. Jedność w służbie totalitaryzmowi - to było i zadanie, i wyzwanie, i straszna praktyka codzienności przez nieomal całe stulecie pogrążająca Rosję w biedzie, zniewoleniu i beznadziei.
Gdy tuż po II wojnie światowej uruchamiano proces jedności europejskiej, sowiecki przypadek był jednym z argumentów na rzecz takiej konstrukcji, która zagwarantowałaby ludziom mieszkającym na zachód od Łaby pokój i dobrobyt. Nigdy nie dość powtarzać, jaki czynnik był w wyobraźni Ojców-Założycieli Wspólnot Europejskich i późniejszej Unii Europejskiej jednym z ważniejszych, a bodaj czy nie najważniejszym. Warto sięgać do świadectw wielkich tamtych czasów - do Schumana, Monneta, Adenauera czy de Gasperiego - by się upewnić, na jakich fundamentach etycznych i aksjologicznych budowali oni swą wizję Zjednoczonej Europy. Wszystkimi nimi kierowało przeświadczenie, że chrześcijanie powinni się poczuwać do czynnej odpowiedzialności za życie publiczne, by czynić świat bliższym zamysłom jego Twórcy. Dodajmy: rzadziej mówili o tym przeświadczeniu, częściej po prostu zgodnie z nim działali.
Jak każde dzieło rąk ludzkich, nawet gdy podejmowane z myślą o najważniejszych wartościach, także Unia Europejska jest niedoskonała. Przeżywa swe wzloty i upadki, ale przecież przez całe dziesięciolecia chroniła i nadal chroni to, czego oczekuje się od doczesnych struktur politycznych i administracyjnych. Trudno stawiać przed takimi strukturami zadania par excellence moralne. Zadania moralne obarczają (bez względu na wyznanie) poszczególnych ludzi-obywateli, spoczywając również na tych, od których oczekuje się "rządu dusz". Chyba nikt - zwłaszcza po przydługich epizodach dwudziestowiecznych totalitaryzmów - nie chciałby, by ów "rząd dusz" przeszedł w ręce politycznych administratorów ani tym bardziej partyjnych ideologów.
Prymas Polski zadał w ostatnią sobotę na Jasnej Górze pytanie w pełni uzasadnione, choć ja sam sformułowałbym je nieco odmiennie. Prymas pytał o taką "konstytucję zrzeszonych państw, w której zostanie określona wizja człowieka nie tylko w wymiarze konsumpcji, ale także w jego odniesieniu do Boga". Pytanie o wizję człowieka jak zawsze zasadne i szczególnie oczywiste w ustach duchownego, cóż dopiero prymasa Polski. Napięcie między konsumpcyjnym modelem życia i szerszym pojmowaniem misji człowieka jest także czymś zauważalnym gołym okiem i nie tylko prymasa trapi ono jako zjawisko coraz bardziej rozprzestrzenione.
Sądzę jednak, że nie sposób wymagać od konstytucji Unii Europejskiej - a toczy się właśnie wielka debata i na jej temat - by odpowiedziała ona wprost na te nasze strapienia. Jedno jest pewne i jasne: powinna ona wychodzić naprzeciw szeroko pojętej koncepcji człowieka. A więc i tej koncepcji, która wpisuje człowieka w chrześcijańską antropologię tak mocno zakorzenioną na kontynencie europejskim. Przypomina się spór wokół polskiej konstytucji, i to nie tylko wokół jej preambuły. Osobiście sądzę, że udało się nam w Polsce dobrze wyjść z tego sporu, dzięki czemu nasza narodowa konstytucja, choć także niedoskonała jak inne ludzkie dzieła, jednak gwarantuje chcącym tego urzeczywistnianie ich ideałów.
Ale przecież polski model życia nie zostanie rozstrzygnięty ani polską konstytucją, ani literą czy nawet duchem przepisów europejskich. Zadecyduje o nim nasza polska praxis. Wolno być optymistą i sądzić, że tak jak Polska ustrzegła przez wieki swą własną tożsamość narodową, tak i ustrzeże swą duchowość. Jeśli sami z niej nie zrezygnujemy, nie odbierze nam jej żadna europejska konstytucja.
Więcej możesz przeczytać w 36/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.