W informacjach o tragedii "Kurska" dominował u nas nieznośny ton wyższości i wzgardliwe słowa krytyki pod adresem władz rosyjskich
Nie podoba mi się reakcja większości naszych mediów na tragiczny wypadek rosyjskiego okrętu podwodnego "Kursk". Najpierw byłem tylko zdziwiony, a później ogarnęło mnie uczucie wstydu, gdy informacje o zdarzeniu zdominował nieoczekiwany, nieznośny ton wyższości, którym nasi młodzi komentatorzy wygłaszali pouczenia i wzgardliwe słowa krytyki pod adresem władz rosyjskich.
Celował w tym wielki człowiek zachodniej cywilizacji, znawca obyczaju i poprawności politycznej, surowy sędzia współczesnej Rosji, redaktor Tomasz Lis. Swoje emocje, którymi naładował się, prowadząc Fakty TVN, wylał na papier we "Wprost". Felieton aż pęka od mocnych słów i niepohamowanego oburzenia. Poniższy fragment-refleksja jest jednym z łagodniejszych: "Jeden paszport jest jak polisa ubezpieczeniowa, inny jak pozwolenie na pseudomocarstwowe rojenia i na śmierć na oczach jakiegoś Putina, który nie pofatyguje się nawet, by przerwać urlop w Soczi. Po podobnym występie w każdym demokratycznym kraju taki Putin pakowałby już walizki". Staram się zrozumieć szlachetny gniew naszego superredaktora, ale nawet w najwyższej emocji trzeba panować nad pisanym słowem, aby nie ujawnić pogardy.
Ciekaw jestem, czy po tygodniu od swojego gorącego tekstu redaktor Lis trochę ochłonie. Przekonamy się po temperaturze jego polemiki. Znając ambicję i wrażliwość Szanownego Redaktora, myślę, że nie zdejmie togi Katona i nie zmieni pozy Wielkiego Nauczyciela Rosjan. Skoro może gromić prezydenta Rosji, to nie będzie mu podskakiwał "jakiś Falandysz". Zostawmy jednak Lisa i wróćmy do sprawy.
Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że "Kursk" uległ wypadkowi podobnemu do tego, jaki niedawno przydarzył się samolotowi Concorde w Paryżu. Chcę jednak uciec od porównywania obydwu katastrof, choć ciągną ku temu pewne podobieństwa, na przykład zbliżona liczba ofiar i nowoczesność technologii. Przyczyną wypadków jest zawsze jakiś ludzki błąd, czasami bardzo trudny do ustalenia. Pierwszym, naturalnym odruchem jest współczucie dla ofiar wypadku i ich bliskich. Później próbujemy się rozglądać za winowajcą. Skutki katastrofy samolotowej są łatwe do stwierdzenia i pewne. Katastrofa statku nawodnego pozostawia więcej nadziei, z reguły złudnej. Wypadek podwodny, całkowicie ukryty, daje jej najwięcej. Rodziny ofiar "Kurska" będą ją mieć tak długo, jak długo tajemnica nie zostanie ujawniona i wiadomo będzie na pewno, że nikt żywy spod wody nie wróci.
Nie chcę ulegać emocjonalnej amatorszczyźnie niektórych naszych komentatorów telewizyjnych i felietonistów i nie będę się wymądrzał na temat katastrofy "Kurska". Jako prawnik i kryminolog znam się tylko trochę na wypadkach, ale nie jestem mędrcem w dziedzinie politycznej i wojskowej. Mimo trudnego do zniesienia tonu moralnej i cywilizacyjnej wyższości rodzimych ignorantów, który dominował u nas w sprawie "Kurska", można było, na szczęście, znaleźć wypowiedzi rozsądne, racjonalne, oparte na wiedzy zarówno teoretycznej, jak i praktycznej. Zaimponowali mi młodzi ludzie robiący - mimo młodego wieku - wrażenie znakomitych fachowców, nie znani szerszej publiczności panowie Kiński i Wilk. Na tle histerycznych popisów naszych gwiazd medialnych wypadli świetnie. Spokój, rzeczowość, żelazna logika podparta specjalistyczną wiedzą. Równie rozsądnie i fachowo oceniał całą sprawę nieco starszy Bartłomiej Sienkiewicz - znany już polski specjalista od spraw wschodnich. Podobnie, najstarszy z rozsądnych, Siergiej Stankiewicz, były doradca prezydenta Jelcyna. Z trudem przebijali się oni jednak przez potężne fale propagandowego bełkotu.
Kiedyś już pisałem, że Polsce nie przystoi rola burka szczekającego na rosyjskiego niedźwiedzia. W przyrodzie wilk niedźwiedzia nie zaczepia bez powodu. A burek szczeka nie dlatego, że jest odważny, ale dlatego, że służy swojemu panu, który niedźwiedzia pokona, a swojego wiernego pieska obroni, pogłaszcze i da mu jeść.
Celował w tym wielki człowiek zachodniej cywilizacji, znawca obyczaju i poprawności politycznej, surowy sędzia współczesnej Rosji, redaktor Tomasz Lis. Swoje emocje, którymi naładował się, prowadząc Fakty TVN, wylał na papier we "Wprost". Felieton aż pęka od mocnych słów i niepohamowanego oburzenia. Poniższy fragment-refleksja jest jednym z łagodniejszych: "Jeden paszport jest jak polisa ubezpieczeniowa, inny jak pozwolenie na pseudomocarstwowe rojenia i na śmierć na oczach jakiegoś Putina, który nie pofatyguje się nawet, by przerwać urlop w Soczi. Po podobnym występie w każdym demokratycznym kraju taki Putin pakowałby już walizki". Staram się zrozumieć szlachetny gniew naszego superredaktora, ale nawet w najwyższej emocji trzeba panować nad pisanym słowem, aby nie ujawnić pogardy.
Ciekaw jestem, czy po tygodniu od swojego gorącego tekstu redaktor Lis trochę ochłonie. Przekonamy się po temperaturze jego polemiki. Znając ambicję i wrażliwość Szanownego Redaktora, myślę, że nie zdejmie togi Katona i nie zmieni pozy Wielkiego Nauczyciela Rosjan. Skoro może gromić prezydenta Rosji, to nie będzie mu podskakiwał "jakiś Falandysz". Zostawmy jednak Lisa i wróćmy do sprawy.
Nikt nie jest w stanie zaprzeczyć, że "Kursk" uległ wypadkowi podobnemu do tego, jaki niedawno przydarzył się samolotowi Concorde w Paryżu. Chcę jednak uciec od porównywania obydwu katastrof, choć ciągną ku temu pewne podobieństwa, na przykład zbliżona liczba ofiar i nowoczesność technologii. Przyczyną wypadków jest zawsze jakiś ludzki błąd, czasami bardzo trudny do ustalenia. Pierwszym, naturalnym odruchem jest współczucie dla ofiar wypadku i ich bliskich. Później próbujemy się rozglądać za winowajcą. Skutki katastrofy samolotowej są łatwe do stwierdzenia i pewne. Katastrofa statku nawodnego pozostawia więcej nadziei, z reguły złudnej. Wypadek podwodny, całkowicie ukryty, daje jej najwięcej. Rodziny ofiar "Kurska" będą ją mieć tak długo, jak długo tajemnica nie zostanie ujawniona i wiadomo będzie na pewno, że nikt żywy spod wody nie wróci.
Nie chcę ulegać emocjonalnej amatorszczyźnie niektórych naszych komentatorów telewizyjnych i felietonistów i nie będę się wymądrzał na temat katastrofy "Kurska". Jako prawnik i kryminolog znam się tylko trochę na wypadkach, ale nie jestem mędrcem w dziedzinie politycznej i wojskowej. Mimo trudnego do zniesienia tonu moralnej i cywilizacyjnej wyższości rodzimych ignorantów, który dominował u nas w sprawie "Kurska", można było, na szczęście, znaleźć wypowiedzi rozsądne, racjonalne, oparte na wiedzy zarówno teoretycznej, jak i praktycznej. Zaimponowali mi młodzi ludzie robiący - mimo młodego wieku - wrażenie znakomitych fachowców, nie znani szerszej publiczności panowie Kiński i Wilk. Na tle histerycznych popisów naszych gwiazd medialnych wypadli świetnie. Spokój, rzeczowość, żelazna logika podparta specjalistyczną wiedzą. Równie rozsądnie i fachowo oceniał całą sprawę nieco starszy Bartłomiej Sienkiewicz - znany już polski specjalista od spraw wschodnich. Podobnie, najstarszy z rozsądnych, Siergiej Stankiewicz, były doradca prezydenta Jelcyna. Z trudem przebijali się oni jednak przez potężne fale propagandowego bełkotu.
Kiedyś już pisałem, że Polsce nie przystoi rola burka szczekającego na rosyjskiego niedźwiedzia. W przyrodzie wilk niedźwiedzia nie zaczepia bez powodu. A burek szczeka nie dlatego, że jest odważny, ale dlatego, że służy swojemu panu, który niedźwiedzia pokona, a swojego wiernego pieska obroni, pogłaszcze i da mu jeść.
Więcej możesz przeczytać w 36/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.