Wyjaśnienie kontrowersji na temat przeszłości nie może opierać się na domniemaniach
- Mówi się niekiedy, że w zjednoczonych Niemczech obowiązują dwie miary moralności. Jedna - w odniesieniu do "sprawców zza biurek" z byłej NRD, i druga - w stosunku do polityków z dawnej RFN, którzy są traktowani z większą pobłażliwością, a dokumenty Stasi z nimi związane są częściej kwestionowane. Nie jest to prawda. Tocząca się właśnie debata nad wykorzystaniem protokołów z nasłuchu telefonicznego zachodnich polityków, prowadzonego przez służby byłej NRD, nie dotyczy bowiem sprawców, lecz ofiar tych służb.
Trzeba pamiętać, że w naszych zbiorach znajduje się jedynie część dokumentacji HVA - zachodniego wydziału Służby Bezpieczeństwa Państwa byłej NRD. Po porozumieniu "okrągłostołowym" sekcja ta mogła się sama rozwiązać i legalnie zniszczyć wszystkie swoje materiały. Zanim posłowie Bundestagu uchwalili ustawę o aktach Stasi, stosowne urzędy w RFN również postanowiły o zniszczeniu tych akt.Według istniejących wtedy przepisów, materiały pochodzące z nielegalnego podsłuchu nie mogły być wykorzystywane przed sądem. Nowa sytuacja prawna zaistniała dopiero po uchwaleniu przez Bundestag ustawy o aktach Stasi, która wykluczyła dalsze niszczenie dokumentów i określiła zasady postępowania z ocalałymi archiwaliami.
Potrafię zrozumieć decyzję zachodnioniemieckich decydentów z tamtego okresu, gdyż według obowiązującego wtedy prawa, dokumentacja ta była nie do wykorzystania, a więc nie było podstaw do jej przechowywania. Równocześnie jednak należy pamiętać, że to archiwum mogło być cenne dla osób poszkodowanych. Materiały Stasi stanowią dodatkowe źródło informacji. Na przykład w wypadku Helmuta Kohla i afery finansowej CDU komisja Bundestagu wyjaśniająca tę sprawę mogłaby, gdyby chciała, wziąć te dokumenty pod uwagę.
Po upadku komunizmu przeciwnicy udostępnienia dokumentacji byłych służb bezpieczeństwa ostrzegali, że może być ona wykorzystywana do walki politycznej. Tymczasem kontrowersje na temat przeszłości nie są niczym nadzwyczajnym. Ważne jest jednak, żeby ich wyjaśnienie nie opierało się na domniemaniach, lecz na zawartości archiwów. Sposób rozumowania, zakładający, że poprzez uniemożliwienie otwarcia akt i milczenie przekreśli się dyskusję o problemach przeszłości, również w Polsce okazał się chybiony. Dogłębna analiza akt jest obnażeniem systemowych wynaturzeń, a równocześnie nie dopuszcza do utrwalenia się przeświadczenia o bezkarności. Można ustanowić przepisy prawne dotyczące postępowania z archiwalną dokumentacją, można też - poprzez dobór odpowiedniego personelu - uzyskać pewność, że będą one wyegzekwowane. W Polsce stosowne zasady zostały już po części określone. Sądzę, że w osobie prof. Leona Kieresa, prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, znaleziono człowieka, który zagwarantuje, że procedura udostępniania akt będzie się wiązać z przestrzeganiem i umacnianiem norm państwa prawa.
Więcej możesz przeczytać w 36/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.