Jesteśmy w czołówce europejskich trucicieli środowiska
Najnowsze raporty Unii Europejskiej obnażają fatalny stan środowiska naturalnego w Polsce. Podobnie jak sprawozdania GUS, NIK i inspekcji ekologicznych. Od początku lat 90. niewiele zrobiono w celu stworzenia przejrzystego systemu finansowania inwestycji ekologicznych i wprowadzenia sprawdzonych w innych krajach mechanizmów ekonomicznych i prawnych wspomagających ekologię. Stagnacja w dziedzinie ochrony środowiska oddala nas od Unii Europejskiej. Mit, że stan naszego środowiska naturalnego się poprawia, usprawiedliwia urzędnicze lenistwo.
W początkach lat 90. można było mówić, że stan rzeczy się poprawia. Tylko specjaliści wiedzieli, że optymizm bierze się z recesji gospodarczej - zamykania zakładów wykorzystujących przestarzałe technologie. Te "proste rezerwy" szybko się skończyły. "Już w 1996 r. emisja tlenków azotu wzrosła o 2,9 proc. w stosunku do roku 1995, a tlenku węgla - o 6 proc." - stwierdzono w ekspertyzie Polskiego Klubu Ekologicznego. Nadal 86 proc. zakładów uciążliwych dla środowiska nie ma choćby najprostszych instalacji oczyszczających. Wciąż znajdujemy się w czołówce europejskich trucicieli. Zajmujemy szesnaste miejsce w świecie pod względem emisji dwutlenku węgla. Przestarzała sieć ciepłownicza jest przyczyną tzw. niskiej emisji dwutlenku węgla, pyłów i kancerogennego benzo-alfa-pirenu, zasnuwającego polskie miasta. Pomysł, aby gospodarstwa domowe przestawiać na ogrzewanie gazowe, nie zdał egzaminu. Na Podbeskidziu wciąż pali się miałem najgorszej jakości - gaz jest droższy.
Pojawiają się nowe zagrożenia, choćby związane ze wzrostem produkcji opakowań jednorazowych. W żadnym kraju Europy producenci plastikowych butelek czy aluminiowych puszek nie czują się tak bezkarni jak u nas (nie ponoszą żadnych kosztów ekologicznych prowadzonego biznesu). Nic więc dziwnego, że w 1999 r. wyprodukowano w Polsce ponad 1,1 mld puszek aluminiowych, dwanaście razy więcej niż w Austrii, Niemczech czy Francji (tam produkowanie opakowań jednorazowych przy wysokich podatkach ekologicznych przestało się opłacać). W ubiegłym roku do środowiska wprowadziliśmy też 2,76 mld butelek plastikowych. Opakowania stanowią już połowę objętości śmietnisk. Nie stworzono u nas prawa zobowiązującego do ograniczania ilości niepotrzebnych odpadów, brak jest też pieniędzy na urządzenia do ich bezpiecznej utylizacji (w świecie kosztami recyklingu obarczono producentów opakowań jednorazowych). W czasie gdy Unia Europejska odchodzi od budowy emitujących dioksyny spalarni, technologie te oferowane są krajom rozwijającym się, między innymi Ukrainie, Kazachstanowi i Polsce. Bywa, że towarzyszy temu korumpowanie miejscowych władz. Po wybudowaniu spalarni gmina nie ma już pieniędzy na recykling. Wyselekcjonowane odpady stanowiły w ubiegłym roku ledwie promile: makulatura - 0,9 proc., szkło - 0,9 proc., metale - 0,3 proc., tworzywa sztuczne - 0,5 proc. Tymczasem na Zachodzie branża recyklingu jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się.
Polskie rzeki wciąż przypominają ścieki. Wody nadmiernie zanieczyszczone biologicznie i trzeciej klasy stanowią 97,6 proc. długości rzek. Pierwszej klasy czystości od lat się "nie stwierdza". Dobrą jakością wód charakteryzują się ledwie dwa znane, stosunkowo niewielkie jeziora: Grodno i Długie.
Statystykom umykają zanieczyszczenia generowane przez wieś. Mitem jest niskie zużycie nawozów mineralnych i chemicznych środków ochrony roślin. Pod względem wykorzystywania nawozów fosforowych zajmujemy szóste miejsce w Europie. Rosną więc stężenia fosforanów w wodach gruntowych. Badania służb inspekcji sanitarnej dyskwalifikują - głównie z powodu zanieczyszczeń biologicznych - wodę w ponad 13 proc. wodociągów lokalnych, 38 proc. studni publicznych i 42 proc. zbadanych studni przydomowych. Wodę nie spełniającą podstawowych norm spożywczych pije 46 proc. mieszkańców wsi. Powstawaniu systemów wodociągowych nie towarzyszy budowa sieci kanalizacyjnej. Niewiele lepiej jest też w miastach. Do sprawnych oczyszczalni odprowadzanych jest ledwie 23 proc. ścieków. W rozwiniętych krajach Europy wskaźnik ten wynosi 70-90 proc. Trudno oszacować, ile ścieków nie trafia do sieci kanalizacyjnych. To nasz kraj jest największym trucicielem Bałtyku; ponad 376 mln m3 ścieków wpadało do rzek, jezior lub bezpośrednio do morza bez oczyszczania, a 850 mln m3 tylko po wstępnym mechanicznym oczyszczeniu.
Niezrozumiały jest urzędniczy optymizm, skoro w 1999 r. inwestycje na ochronę środowiska były mniejsze o 4,4 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Wycofano się z nich szczególnie w woj. świętokrzyskim (zmniejszenie nakładów o 56 proc.), lubuskim (o 43 proc.), lubelskim (o 26 proc.) i dolnośląskim (o 25 proc.). Nie dość, że na inwestycje tego typu jest zbyt mało pieniędzy, to w dużej części są one marnotrawione. Wielokrotnie pisaliśmy we "Wprost" o porażających wynikach kontroli NIK: kredytowaniu modernizacji ciepłowni, których nie było, i wspieraniu wątpliwych inwestycji przez upolitycznione fundusze. W dodatku, co wykazały najnowsze dane GUS, nadal dominuje tradycyjne podejście do ochrony środowiska: budujemy oczyszczalnie i filtry (tzw. inwestycje "końca rury" stanowią 75 proc. nakładów), bagatelizując zyski ekologiczne, które można osiągać dzięki modernizacji procesu produkcyjnego. "Czysta produkcja" to w Polsce wciąż daleka przyszłość.
Z inwestowania w ochronę środowiska wycofują się kolejne przedsiębiorstwa. Poziom ich zaangażowania w ubiegłym roku zmniejszył się o ponad 12 proc. I trudno się dziwić. Nic i nikt nie zmusi szefów dużych firm, rady nadzorcze i akcjonariuszy, aby wypracowany zysk kierowano na inwestycje proekologiczne. Z ich punktu widzenia to inwestycje zbędne; liczy się głównie rywalizacja o to, kto wyprodukuje więcej, szybciej, a przede wszystkim taniej. Wciąż lepiej więc ponosić symboliczne opłaty ekologiczne (nie przekraczające z reguły 0,1 proc. kosztów materiałowych) i równie symboliczne kary. W dodatku łatwo umarzane. Wpływy z tytułu kar za gospodarcze korzystanie ze środowiska były rok temu niższe o 75,1 proc. w porównaniu z 1998 r. Nie ściągnięto niemal pół miliarda złotych należnych opłat, w tym 213 mln zł z woj. śląskiego.
Memento dla polskiego środowiska: już kilka lat temu największy polski producent filtrów kominowych był zmuszony zmienić profil produkcji. Z powodu braku zamówień przestawił się na wytwarzanie luków okrętowych. Chronić środowiska nikomu się nie opłaca.
W początkach lat 90. można było mówić, że stan rzeczy się poprawia. Tylko specjaliści wiedzieli, że optymizm bierze się z recesji gospodarczej - zamykania zakładów wykorzystujących przestarzałe technologie. Te "proste rezerwy" szybko się skończyły. "Już w 1996 r. emisja tlenków azotu wzrosła o 2,9 proc. w stosunku do roku 1995, a tlenku węgla - o 6 proc." - stwierdzono w ekspertyzie Polskiego Klubu Ekologicznego. Nadal 86 proc. zakładów uciążliwych dla środowiska nie ma choćby najprostszych instalacji oczyszczających. Wciąż znajdujemy się w czołówce europejskich trucicieli. Zajmujemy szesnaste miejsce w świecie pod względem emisji dwutlenku węgla. Przestarzała sieć ciepłownicza jest przyczyną tzw. niskiej emisji dwutlenku węgla, pyłów i kancerogennego benzo-alfa-pirenu, zasnuwającego polskie miasta. Pomysł, aby gospodarstwa domowe przestawiać na ogrzewanie gazowe, nie zdał egzaminu. Na Podbeskidziu wciąż pali się miałem najgorszej jakości - gaz jest droższy.
Pojawiają się nowe zagrożenia, choćby związane ze wzrostem produkcji opakowań jednorazowych. W żadnym kraju Europy producenci plastikowych butelek czy aluminiowych puszek nie czują się tak bezkarni jak u nas (nie ponoszą żadnych kosztów ekologicznych prowadzonego biznesu). Nic więc dziwnego, że w 1999 r. wyprodukowano w Polsce ponad 1,1 mld puszek aluminiowych, dwanaście razy więcej niż w Austrii, Niemczech czy Francji (tam produkowanie opakowań jednorazowych przy wysokich podatkach ekologicznych przestało się opłacać). W ubiegłym roku do środowiska wprowadziliśmy też 2,76 mld butelek plastikowych. Opakowania stanowią już połowę objętości śmietnisk. Nie stworzono u nas prawa zobowiązującego do ograniczania ilości niepotrzebnych odpadów, brak jest też pieniędzy na urządzenia do ich bezpiecznej utylizacji (w świecie kosztami recyklingu obarczono producentów opakowań jednorazowych). W czasie gdy Unia Europejska odchodzi od budowy emitujących dioksyny spalarni, technologie te oferowane są krajom rozwijającym się, między innymi Ukrainie, Kazachstanowi i Polsce. Bywa, że towarzyszy temu korumpowanie miejscowych władz. Po wybudowaniu spalarni gmina nie ma już pieniędzy na recykling. Wyselekcjonowane odpady stanowiły w ubiegłym roku ledwie promile: makulatura - 0,9 proc., szkło - 0,9 proc., metale - 0,3 proc., tworzywa sztuczne - 0,5 proc. Tymczasem na Zachodzie branża recyklingu jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się.
Polskie rzeki wciąż przypominają ścieki. Wody nadmiernie zanieczyszczone biologicznie i trzeciej klasy stanowią 97,6 proc. długości rzek. Pierwszej klasy czystości od lat się "nie stwierdza". Dobrą jakością wód charakteryzują się ledwie dwa znane, stosunkowo niewielkie jeziora: Grodno i Długie.
Statystykom umykają zanieczyszczenia generowane przez wieś. Mitem jest niskie zużycie nawozów mineralnych i chemicznych środków ochrony roślin. Pod względem wykorzystywania nawozów fosforowych zajmujemy szóste miejsce w Europie. Rosną więc stężenia fosforanów w wodach gruntowych. Badania służb inspekcji sanitarnej dyskwalifikują - głównie z powodu zanieczyszczeń biologicznych - wodę w ponad 13 proc. wodociągów lokalnych, 38 proc. studni publicznych i 42 proc. zbadanych studni przydomowych. Wodę nie spełniającą podstawowych norm spożywczych pije 46 proc. mieszkańców wsi. Powstawaniu systemów wodociągowych nie towarzyszy budowa sieci kanalizacyjnej. Niewiele lepiej jest też w miastach. Do sprawnych oczyszczalni odprowadzanych jest ledwie 23 proc. ścieków. W rozwiniętych krajach Europy wskaźnik ten wynosi 70-90 proc. Trudno oszacować, ile ścieków nie trafia do sieci kanalizacyjnych. To nasz kraj jest największym trucicielem Bałtyku; ponad 376 mln m3 ścieków wpadało do rzek, jezior lub bezpośrednio do morza bez oczyszczania, a 850 mln m3 tylko po wstępnym mechanicznym oczyszczeniu.
Niezrozumiały jest urzędniczy optymizm, skoro w 1999 r. inwestycje na ochronę środowiska były mniejsze o 4,4 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Wycofano się z nich szczególnie w woj. świętokrzyskim (zmniejszenie nakładów o 56 proc.), lubuskim (o 43 proc.), lubelskim (o 26 proc.) i dolnośląskim (o 25 proc.). Nie dość, że na inwestycje tego typu jest zbyt mało pieniędzy, to w dużej części są one marnotrawione. Wielokrotnie pisaliśmy we "Wprost" o porażających wynikach kontroli NIK: kredytowaniu modernizacji ciepłowni, których nie było, i wspieraniu wątpliwych inwestycji przez upolitycznione fundusze. W dodatku, co wykazały najnowsze dane GUS, nadal dominuje tradycyjne podejście do ochrony środowiska: budujemy oczyszczalnie i filtry (tzw. inwestycje "końca rury" stanowią 75 proc. nakładów), bagatelizując zyski ekologiczne, które można osiągać dzięki modernizacji procesu produkcyjnego. "Czysta produkcja" to w Polsce wciąż daleka przyszłość.
Z inwestowania w ochronę środowiska wycofują się kolejne przedsiębiorstwa. Poziom ich zaangażowania w ubiegłym roku zmniejszył się o ponad 12 proc. I trudno się dziwić. Nic i nikt nie zmusi szefów dużych firm, rady nadzorcze i akcjonariuszy, aby wypracowany zysk kierowano na inwestycje proekologiczne. Z ich punktu widzenia to inwestycje zbędne; liczy się głównie rywalizacja o to, kto wyprodukuje więcej, szybciej, a przede wszystkim taniej. Wciąż lepiej więc ponosić symboliczne opłaty ekologiczne (nie przekraczające z reguły 0,1 proc. kosztów materiałowych) i równie symboliczne kary. W dodatku łatwo umarzane. Wpływy z tytułu kar za gospodarcze korzystanie ze środowiska były rok temu niższe o 75,1 proc. w porównaniu z 1998 r. Nie ściągnięto niemal pół miliarda złotych należnych opłat, w tym 213 mln zł z woj. śląskiego.
Memento dla polskiego środowiska: już kilka lat temu największy polski producent filtrów kominowych był zmuszony zmienić profil produkcji. Z powodu braku zamówień przestawił się na wytwarzanie luków okrętowych. Chronić środowiska nikomu się nie opłaca.
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.