Kiedy nastąpi przełom w dziedzinie transplantacji narządów?
Brak narządów do transplantacji jest u nas główną przeszkodą w rozwoju tej metody leczenia. Zarejestrowana w Gdańsku fundacja Bądź Świadomym Dawcą Narządów ma się przyczynić do zmiany sytuacji. Za dokonywaniem przeszczepów opowiedział się Jan Paweł II, który wręcz zachęcał do ofiarowywania swoich organów. Czy nastąpi u nas przełom w tej dziedzinie leczenia?
Do Poltransplantu - Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji zgłoszono w ubiegłym roku 375 zmarłych, potencjalnych dawców narządów. W 61 wypadkach nie doszło do pobrania organów (między innymi ze względu na 32 protesty rodziny). Z badań przeprowadzonych w 1997 r. przez CBOS na zlecenie Instytutu Transplantologii Akademii Medycznej w Warszawie i Poltransplantu wynika, że 87 proc. Polaków akceptuje przeszczepy. W latach 1996-1999 zaledwie 20,5 tys. osób zastrzegło w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, że nie chcą, by po ich śmierci transplantowano ich organy, tkanki lub komórki. Ludzie zmieniają jednak zdanie, gdy problem zaczyna dotyczyć najbliższych, i nie wyrażają zgody na pobranie narządu do przeszczepu.
Teorię od praktyki dzieli przepaść. Maciej Śmietański, chirurg z Akademii Medycznej w Gdańsku, i jego kolega Jacek Kornacki, artysta plastyk, adiunkt gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, pragną tę przepaść zasypać. 1 czerwca rozpoczęli akcję informacyjną. "Chcemy przekonać szczególnie młodych ludzi, że oprócz świadomego dawstwa za życia (krew, szpik, nerka) nawet po śmierci można przekazać część swego życia innym. Chcemy zmienić nastawienie ludzi do transplantacji, a przede wszystkim uświadomić im, iż jest to ważny problem etyczny i społeczny. Będziemy propagować modę na zgodę na potencjalne dawstwo" - piszą Śmietański i Kornacki.
Obowiązujące w Polsce przepisy nie dają możliwości złożenia wiążącej prawnie deklaracji w sprawie zgody na pobranie własnych narządów po śmierci. Można jedynie się temu sprzeciwić, co zostaje odnotowane w centralnym rejestrze prowadzonym przez Poltransplant. Jeśli tego nie uczynimy, obowiązuje zasada zgodny domniemanej. - Ludziom trzeba stworzyć szansę samodzielnego podejmowania decyzji w tak ważnej sprawie - przekonuje Maciej Śmietański. - Człowiek, nawet umierając, może ofiarować innym życie. Jeśli jest to dar nieświadomy, w istocie nie jest darem. Obecne regulacje prawne są zdehumanizowane, traktują człowieka jak bank narządów, z którego można je pobrać jak z depozytu.
Śmietański i Kornacki rozpoczęli akcję od popularyzacji opracowanego przez siebie graficznego symbolu nieśmiertelności, który przypomina matematyczny znak nieskończoności z prawą pętlą w kształcie serca. Wytatuowany na lewym ramieniu, sygnalizowałby, że dana osoba godzi się na pobranie narządów po swej śmierci.
W środowisku medycznym pomysł ten wzbudza kontrowersje. Jedni zgłaszają zastrzeżenia higieniczne (przez rok od wykonania tatuażu taka osoba nie może być nawet krwiodawcą); innym kojarzy się z subkulturą kryminalną. Śmietański zwraca uwagę, że propozycja ta skierowana jest przede wszystkim do ludzi młodych, którzy tatuaż traktują inaczej.
Działalnością młodych gdańskich naukowców i artystów zainteresowały się media i przedstawiciele instytucji medycznych. Wszyscy, z krajowym konsultantem w dziedzinie transplantologii prof. Wojciechem Rowińskim na czele, podkreślają popularyzacyjne walory tej akcji. - Każda inicjatywa, która sprzyja rozwojowi tej metody leczenia, jest cenna - mówi dr Jarosław Czerwiński z Poltransplantu.
Wątpliwości nie tylko estetyczne czy kulturowe, ale przede wszystkim prawne budzi natomiast forma akcji. - Tatuaż bądź inny umowny znak nie są z prawnego punktu widzenia dowodem wyrażenia zgody na pobranie tkanek lub narządów. Chętny dawca informuje rodzinę o swej decyzji i jest ona po śmierci szanowana - podkreśla dr Czerwiński. Prof. Bolesław Rutkowski, kierownik Kliniki Chorób Nerek Akademii Medycznej w Gdańsku, przypomina, że na świecie stosowana jest tzw. karta dawcy, którą osoby wyrażające zgodę na pobranie organów po śmierci noszą przy sobie. Założyciele fundacji Bądź Świadomym Dawcą Narządów zamierzają doprowadzić do utworzenia centralnego banku danych o osobach chętnych do ofiarowania swoich narządów. Dysponowałyby one taką kartą albo innym dokumentem potwierdzającym ich decyzję.
- W większości krajów, podobnie jak w Polsce, funkcjonuje zasada tzw. zgody domniemanej - polemizuje dr Czerwiński z Poltransplantu. Twierdzi on, że nasze prawo jest nowoczesne i zgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia. W państwach, w których wprowadzono kartę dawcy, często nie dochodzi do pobrania organów z powodu sprzeciwu rodziny. Czerwiński zwraca również uwagę, że obowiązek zgłoszenia sprzeciwu albo woli oddania narządów grozi tym, że część obywateli w ogóle się nie zdeklaruje.
Poltransplant prowadzi warsztaty psychologiczne dla lekarzy i pielęgniarek z oddziałów intensywnej opieki medycznej. Uczą się oni prowadzenia rozmów z rodzinami potencjalnych dawców. Założyciele fundacji Bądź Świadomym Dawcą Narządów popularyzują tę samą problematykę na szerszą skalę. Nie tylko podczas akcji tatuowania logo nieśmiertelności i w prasie, ale także w Internecie. Po pierwszych publikacjach prasowych do Kornackiego i Śmietańskiego zgłosił się Marek Jasina z Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Gdańskiej z propozycją opracowania witryny. Czwartym członkiem fundacji jest Jarosław Furmański, internista z Akademii Medycznej w Gdańsku, prezes spółki Medical Web Designs.
W Polsce na przeszczepienie nerki czeka się średnio dwa, trzy lata. - Takich operacji wykonuje się coraz więcej, ale także coraz więcej chorych musi być leczonych w ten sposób - mówi dr Czerwiński. Dlatego prof. Rowiński jest przeciwnikiem zmiany ustawy o transplantacji. Uważa on, że jest ona dobra, tylko należy pamiętać o prawach biorców, a także o cierpieniu rodziny zmarłej osoby, którą trzeba umieć przekonać do tej decyzji. Fakt, że w 32 wypadkach lekarze zrezygnowali z pobrania narządów z powodu sprzeciwu rodziny, świadczy o ich szacunku dla bólu z powodu śmierci bliskiej osoby. Ale decyzje te wydłużyły kolejkę po dar życia. Być może takie zachowanie lekarzy wobec rodziny zmarłego wynika z naszej tradycji.
Prof. Leszek Kołakowski pisał niedawno w "Gazecie Wyborczej", że gdy przyzwyczaimy się do tego, że materialne członki zmarłych są jak kamień przydrożny, bezosobowe, rzeczowe, bez żadnego odniesienia do naszego życia duchowego, choćby czasem mogły się przydać, grozi nam, że również żyjących będziemy traktować jako przedmioty wymienialne. I to byłby kres naszej kultury.
Do Poltransplantu - Centrum Organizacyjno-Koordynacyjnego ds. Transplantacji zgłoszono w ubiegłym roku 375 zmarłych, potencjalnych dawców narządów. W 61 wypadkach nie doszło do pobrania organów (między innymi ze względu na 32 protesty rodziny). Z badań przeprowadzonych w 1997 r. przez CBOS na zlecenie Instytutu Transplantologii Akademii Medycznej w Warszawie i Poltransplantu wynika, że 87 proc. Polaków akceptuje przeszczepy. W latach 1996-1999 zaledwie 20,5 tys. osób zastrzegło w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów, że nie chcą, by po ich śmierci transplantowano ich organy, tkanki lub komórki. Ludzie zmieniają jednak zdanie, gdy problem zaczyna dotyczyć najbliższych, i nie wyrażają zgody na pobranie narządu do przeszczepu.
Teorię od praktyki dzieli przepaść. Maciej Śmietański, chirurg z Akademii Medycznej w Gdańsku, i jego kolega Jacek Kornacki, artysta plastyk, adiunkt gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych, pragną tę przepaść zasypać. 1 czerwca rozpoczęli akcję informacyjną. "Chcemy przekonać szczególnie młodych ludzi, że oprócz świadomego dawstwa za życia (krew, szpik, nerka) nawet po śmierci można przekazać część swego życia innym. Chcemy zmienić nastawienie ludzi do transplantacji, a przede wszystkim uświadomić im, iż jest to ważny problem etyczny i społeczny. Będziemy propagować modę na zgodę na potencjalne dawstwo" - piszą Śmietański i Kornacki.
Obowiązujące w Polsce przepisy nie dają możliwości złożenia wiążącej prawnie deklaracji w sprawie zgody na pobranie własnych narządów po śmierci. Można jedynie się temu sprzeciwić, co zostaje odnotowane w centralnym rejestrze prowadzonym przez Poltransplant. Jeśli tego nie uczynimy, obowiązuje zasada zgodny domniemanej. - Ludziom trzeba stworzyć szansę samodzielnego podejmowania decyzji w tak ważnej sprawie - przekonuje Maciej Śmietański. - Człowiek, nawet umierając, może ofiarować innym życie. Jeśli jest to dar nieświadomy, w istocie nie jest darem. Obecne regulacje prawne są zdehumanizowane, traktują człowieka jak bank narządów, z którego można je pobrać jak z depozytu.
Śmietański i Kornacki rozpoczęli akcję od popularyzacji opracowanego przez siebie graficznego symbolu nieśmiertelności, który przypomina matematyczny znak nieskończoności z prawą pętlą w kształcie serca. Wytatuowany na lewym ramieniu, sygnalizowałby, że dana osoba godzi się na pobranie narządów po swej śmierci.
W środowisku medycznym pomysł ten wzbudza kontrowersje. Jedni zgłaszają zastrzeżenia higieniczne (przez rok od wykonania tatuażu taka osoba nie może być nawet krwiodawcą); innym kojarzy się z subkulturą kryminalną. Śmietański zwraca uwagę, że propozycja ta skierowana jest przede wszystkim do ludzi młodych, którzy tatuaż traktują inaczej.
Działalnością młodych gdańskich naukowców i artystów zainteresowały się media i przedstawiciele instytucji medycznych. Wszyscy, z krajowym konsultantem w dziedzinie transplantologii prof. Wojciechem Rowińskim na czele, podkreślają popularyzacyjne walory tej akcji. - Każda inicjatywa, która sprzyja rozwojowi tej metody leczenia, jest cenna - mówi dr Jarosław Czerwiński z Poltransplantu.
Wątpliwości nie tylko estetyczne czy kulturowe, ale przede wszystkim prawne budzi natomiast forma akcji. - Tatuaż bądź inny umowny znak nie są z prawnego punktu widzenia dowodem wyrażenia zgody na pobranie tkanek lub narządów. Chętny dawca informuje rodzinę o swej decyzji i jest ona po śmierci szanowana - podkreśla dr Czerwiński. Prof. Bolesław Rutkowski, kierownik Kliniki Chorób Nerek Akademii Medycznej w Gdańsku, przypomina, że na świecie stosowana jest tzw. karta dawcy, którą osoby wyrażające zgodę na pobranie organów po śmierci noszą przy sobie. Założyciele fundacji Bądź Świadomym Dawcą Narządów zamierzają doprowadzić do utworzenia centralnego banku danych o osobach chętnych do ofiarowania swoich narządów. Dysponowałyby one taką kartą albo innym dokumentem potwierdzającym ich decyzję.
- W większości krajów, podobnie jak w Polsce, funkcjonuje zasada tzw. zgody domniemanej - polemizuje dr Czerwiński z Poltransplantu. Twierdzi on, że nasze prawo jest nowoczesne i zgodne z wytycznymi Światowej Organizacji Zdrowia. W państwach, w których wprowadzono kartę dawcy, często nie dochodzi do pobrania organów z powodu sprzeciwu rodziny. Czerwiński zwraca również uwagę, że obowiązek zgłoszenia sprzeciwu albo woli oddania narządów grozi tym, że część obywateli w ogóle się nie zdeklaruje.
Poltransplant prowadzi warsztaty psychologiczne dla lekarzy i pielęgniarek z oddziałów intensywnej opieki medycznej. Uczą się oni prowadzenia rozmów z rodzinami potencjalnych dawców. Założyciele fundacji Bądź Świadomym Dawcą Narządów popularyzują tę samą problematykę na szerszą skalę. Nie tylko podczas akcji tatuowania logo nieśmiertelności i w prasie, ale także w Internecie. Po pierwszych publikacjach prasowych do Kornackiego i Śmietańskiego zgłosił się Marek Jasina z Wydziału Inżynierii Lądowej Politechniki Gdańskiej z propozycją opracowania witryny. Czwartym członkiem fundacji jest Jarosław Furmański, internista z Akademii Medycznej w Gdańsku, prezes spółki Medical Web Designs.
W Polsce na przeszczepienie nerki czeka się średnio dwa, trzy lata. - Takich operacji wykonuje się coraz więcej, ale także coraz więcej chorych musi być leczonych w ten sposób - mówi dr Czerwiński. Dlatego prof. Rowiński jest przeciwnikiem zmiany ustawy o transplantacji. Uważa on, że jest ona dobra, tylko należy pamiętać o prawach biorców, a także o cierpieniu rodziny zmarłej osoby, którą trzeba umieć przekonać do tej decyzji. Fakt, że w 32 wypadkach lekarze zrezygnowali z pobrania narządów z powodu sprzeciwu rodziny, świadczy o ich szacunku dla bólu z powodu śmierci bliskiej osoby. Ale decyzje te wydłużyły kolejkę po dar życia. Być może takie zachowanie lekarzy wobec rodziny zmarłego wynika z naszej tradycji.
Prof. Leszek Kołakowski pisał niedawno w "Gazecie Wyborczej", że gdy przyzwyczaimy się do tego, że materialne członki zmarłych są jak kamień przydrożny, bezosobowe, rzeczowe, bez żadnego odniesienia do naszego życia duchowego, choćby czasem mogły się przydać, grozi nam, że również żyjących będziemy traktować jako przedmioty wymienialne. I to byłby kres naszej kultury.
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.