Chorzy na wirusowe zapalenie wątroby mogą nieco odetchnąć. Od niedawna w terapii tego schorzenia stosowany jest nowy preparat
Zamiast znienawidzonych, kłopotliwych zastrzyków wystarczy zażywanie raz dziennie jednej tabletki. Lek - jak wynika z badań klinicznych - jest dobrze tolerowany przez organizm.
Lamiwudyna jest pierwszym preparatem bezpośrednio atakującym wirusy. Substancja czynna jest wbudowywana w nici DNA wirusa, co uniemożliwia mu dalszą syntezę kwasu nukleinowego i rozmnażanie się. Dzięki temu zabiegowi układ odpornościowy co drugiego chorego jest w stanie zniszczyć wirusy. Już po miesiącu terapii lekarze nie wykrywają ich we krwi. Leczenie musi jednak trwać jeszcze około roku. U części tych chorych, u których nie udało się całkowicie zniszczyć wirusa, cofają się zmiany martwiczo-zapalne i proces włóknienia wątroby.
Jedyne dostępne do niedawna leki, zwane interferonami, przyczyniały się do zwiększenia zdolności układu immunologicznego do rozpoznawania wirusa. Pośrednio prowadziły zatem do jego niszczenia. Często jednak powodują one uciążliwe działania uboczne - zaburzenia hematologiczne, depresję, utratę apetytu i wagi, łysienie, objawy grypopodobne i złe samopoczucie.
- Na naszych oczach dokonuje się rewolucja w leczeniu chorób wirusowych. Jeszcze do niedawna nie umieliśmy sobie z nimi poradzić. Teraz leków jest już tyle, że lekarze mogą mieć kłopoty z wymienieniem wszystkich nazw. Obecna rewolucja jest podobna do tej, jaką spowodowało pojawienie się antybiotyków. Dzięki nim można było zwalczyć chorobotwórcze bakterie - mówił na spotkaniu z dziennikarzami prof. Jacek Juszczyk, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych Akademii Medycznej w Poznaniu.
Wirus wywołujący zapalenie wątroby typu B sprawia lekarzom ogromne kłopoty. Do zakażenia może dojść stosunkowo łatwo. Narażeni na nie jesteśmy podczas różnorodnych zabiegów medycznych i niemedycznych (tatuowania, przekłuwania uszu, zabiegów kosmetycznych i fryzjerskich), jeśli podczas ich przeprowadzania dochodzi do uszkodzenia skóry, oraz poprzez stosunki seksualne z zakażonym partnerem. Wirus może być też przeniesiony podczas porodu z zakażonej matki na noworodka.
Choroba jest groźna z jeszcze jednego powodu: zazwyczaj przez wiele lat nie daje żadnych objawów. Po pewnym czasie chorzy skarżą się na zaburzenia żołądkowe i dolegliwości przypominające grypę. Po 10-15 latach nie rozpoznana prowadzi do marskości wątroby. Niekiedy dopiero dolegliwości wywołane poważnym uszkodzeniem tego narządu, na przykład krwotok żylaków odbytu, są pierwszymi objawami świadczącymi o zakażeniu wirusem HBV. Jedynym sposobem leczenia jest wówczas transplantacja narządu.
Nie leczone, przewlekłe zakażenie wirusem HBV może także prowadzić do rozwoju pierwotnego raka wątroby. Specjaliści szacują, że zakażenie HBV stukrotnie zwiększa ryzyko powstania zmian nowotworowych w tym narządzie. Wirus ten jest uważany za najczęstszą po paleniu tytoniu przyczynę nowotworu wątroby.
Nowa, mniej uciążliwa terapia jest szansą na inne życie dla 350 mln chorych na zapalenie wątroby typu B.
- Jest także nadzieją dla tych, którzy nie mogli być leczeni dostępnymi dotychczas preparatami. Dotyczyło to m.in. pacjentów po 65. roku życia, z psychozą lub depresją (interferony nasilały te objawy i powodowały, że chorzy popełniali samobójstwo), z niewydolnością krążenia i chorobą wieńcową oraz z niektórymi postaciami cukrzycy - przypomina prof. Janusz Cianciara, kierownik Kliniki Hepatologii i Niedoborów Immunologicznych Akademii Medycznej w Warszawie.
Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że na początku przyszłego roku liczba zakażonych wirusem HBV wzrośnie do 400 mln. Najbardziej zagrożeni są mieszkańcy południowo-wschodniej Azji, Chin, Afryki i Europy Środkowej. W Polsce żyje 300 tys. chorych na żółtaczkę. W latach 1979-1985 co roku rejestrowano do 16 tys. zachorowań. Potem ich liczba zaczęła spadać. Nadal jednak ryzyko zakażenia tą chorobą jest bardzo duże.
- Korzystniejsza sytuacja epidemiologiczna obserwowana w drugiej połowie lat 90. jest efektem poprawy skuteczności sterylizacji, która jednak nadal nie jest zadowalająca, oraz wprowadzenia obowiązkowych szczepień - uważają lekarze. Epidemiolodzy oceniają, że do 60 proc. zakażeń wirusem HBV u osób dorosłych i aż 80 proc. u dzieci dochodzi podczas zabiegów medycznych.
- To nie poprawa warunków sanitarnych spowodowała zmniejszenie liczby chorych na żółtaczkę typu B, lecz szczepienia. Do klinik w całej Polsce przyjmowane są dziś grupy młodych ludzi z ostrym zapaleniem wątroby. Nie objęły ich szczepienia obowiązkowe, a sami nie zdecydowali się na nie, choć na pewno nie uczynili tego z braku pieniędzy. Dziś płacą za tę nierozwagę - ostrzega prof. Juszczyk.
Lamiwudyna jest pierwszym preparatem bezpośrednio atakującym wirusy. Substancja czynna jest wbudowywana w nici DNA wirusa, co uniemożliwia mu dalszą syntezę kwasu nukleinowego i rozmnażanie się. Dzięki temu zabiegowi układ odpornościowy co drugiego chorego jest w stanie zniszczyć wirusy. Już po miesiącu terapii lekarze nie wykrywają ich we krwi. Leczenie musi jednak trwać jeszcze około roku. U części tych chorych, u których nie udało się całkowicie zniszczyć wirusa, cofają się zmiany martwiczo-zapalne i proces włóknienia wątroby.
Jedyne dostępne do niedawna leki, zwane interferonami, przyczyniały się do zwiększenia zdolności układu immunologicznego do rozpoznawania wirusa. Pośrednio prowadziły zatem do jego niszczenia. Często jednak powodują one uciążliwe działania uboczne - zaburzenia hematologiczne, depresję, utratę apetytu i wagi, łysienie, objawy grypopodobne i złe samopoczucie.
- Na naszych oczach dokonuje się rewolucja w leczeniu chorób wirusowych. Jeszcze do niedawna nie umieliśmy sobie z nimi poradzić. Teraz leków jest już tyle, że lekarze mogą mieć kłopoty z wymienieniem wszystkich nazw. Obecna rewolucja jest podobna do tej, jaką spowodowało pojawienie się antybiotyków. Dzięki nim można było zwalczyć chorobotwórcze bakterie - mówił na spotkaniu z dziennikarzami prof. Jacek Juszczyk, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych Akademii Medycznej w Poznaniu.
Wirus wywołujący zapalenie wątroby typu B sprawia lekarzom ogromne kłopoty. Do zakażenia może dojść stosunkowo łatwo. Narażeni na nie jesteśmy podczas różnorodnych zabiegów medycznych i niemedycznych (tatuowania, przekłuwania uszu, zabiegów kosmetycznych i fryzjerskich), jeśli podczas ich przeprowadzania dochodzi do uszkodzenia skóry, oraz poprzez stosunki seksualne z zakażonym partnerem. Wirus może być też przeniesiony podczas porodu z zakażonej matki na noworodka.
Choroba jest groźna z jeszcze jednego powodu: zazwyczaj przez wiele lat nie daje żadnych objawów. Po pewnym czasie chorzy skarżą się na zaburzenia żołądkowe i dolegliwości przypominające grypę. Po 10-15 latach nie rozpoznana prowadzi do marskości wątroby. Niekiedy dopiero dolegliwości wywołane poważnym uszkodzeniem tego narządu, na przykład krwotok żylaków odbytu, są pierwszymi objawami świadczącymi o zakażeniu wirusem HBV. Jedynym sposobem leczenia jest wówczas transplantacja narządu.
Nie leczone, przewlekłe zakażenie wirusem HBV może także prowadzić do rozwoju pierwotnego raka wątroby. Specjaliści szacują, że zakażenie HBV stukrotnie zwiększa ryzyko powstania zmian nowotworowych w tym narządzie. Wirus ten jest uważany za najczęstszą po paleniu tytoniu przyczynę nowotworu wątroby.
Nowa, mniej uciążliwa terapia jest szansą na inne życie dla 350 mln chorych na zapalenie wątroby typu B.
- Jest także nadzieją dla tych, którzy nie mogli być leczeni dostępnymi dotychczas preparatami. Dotyczyło to m.in. pacjentów po 65. roku życia, z psychozą lub depresją (interferony nasilały te objawy i powodowały, że chorzy popełniali samobójstwo), z niewydolnością krążenia i chorobą wieńcową oraz z niektórymi postaciami cukrzycy - przypomina prof. Janusz Cianciara, kierownik Kliniki Hepatologii i Niedoborów Immunologicznych Akademii Medycznej w Warszawie.
Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że na początku przyszłego roku liczba zakażonych wirusem HBV wzrośnie do 400 mln. Najbardziej zagrożeni są mieszkańcy południowo-wschodniej Azji, Chin, Afryki i Europy Środkowej. W Polsce żyje 300 tys. chorych na żółtaczkę. W latach 1979-1985 co roku rejestrowano do 16 tys. zachorowań. Potem ich liczba zaczęła spadać. Nadal jednak ryzyko zakażenia tą chorobą jest bardzo duże.
- Korzystniejsza sytuacja epidemiologiczna obserwowana w drugiej połowie lat 90. jest efektem poprawy skuteczności sterylizacji, która jednak nadal nie jest zadowalająca, oraz wprowadzenia obowiązkowych szczepień - uważają lekarze. Epidemiolodzy oceniają, że do 60 proc. zakażeń wirusem HBV u osób dorosłych i aż 80 proc. u dzieci dochodzi podczas zabiegów medycznych.
- To nie poprawa warunków sanitarnych spowodowała zmniejszenie liczby chorych na żółtaczkę typu B, lecz szczepienia. Do klinik w całej Polsce przyjmowane są dziś grupy młodych ludzi z ostrym zapaleniem wątroby. Nie objęły ich szczepienia obowiązkowe, a sami nie zdecydowali się na nie, choć na pewno nie uczynili tego z braku pieniędzy. Dziś płacą za tę nierozwagę - ostrzega prof. Juszczyk.
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.