Większość twórców umie tylko przyjmować pieniądze i nie robi niczego, by je pozyskać w sposób profesjonalny
Europa staje się kulturalną kolonią Ameryki - tę diagnozę potwierdzają kolejne imprezy międzynarodowe: od festiwali filmowych po targi książki. W USA dotacje państwa na kulturę wynoszą tyle, ile kosztuje utrzymanie orkiestr wojskowych. W Polsce, która staje się częścią socjalistycznej Europy, mnożą się natomiast konferencje i narady dotyczące tego, jak uzdrowić rodzimą kulturę, zwiększając państwowe dotacje.
Na kulturę łożą w Polsce aż cztery resorty - spraw zagranicznych, zdrowia, rolnictwa, a przede wszystkim kultury i dziedzictwa narodowego. W tym roku ten ostatni ma do rozdysponowania 0,32 proc. budżetu państwa, tyle że po reformie administracyjnej aż 90 proc. potrzeb rodzimej kultury zaspokajają samorządy oraz sponsorzy. W rezultacie instytucjom kulturalnym przyznaje się minimum socjalne, które wystarcza na przetrwanie, ale nie pozwala rozwinąć poważniejszej działalności. - Od dawna w resorcie kultury praktykuje się doraźne rozdawnictwo pieniędzy na najbliższy rok budżetowy. Każdemu trochę, a niektórym jeszcze trochę, arbitralnie i bez społecznej kontroli - nawet w formie fasadowych gremiów - oceniała w 1997 r. Anda Rottenberg, dyrektor warszawskiej Zachęty. Dotowane placówki najczęściej biernie oczekują na pieniądze.
"W Warszawie liczba teatrów w stosunku do tamtejszej publiczności bije wszelkie światowe rekordy, ale żaden z nich nie został zamknięty, by przeznaczone dla niego dotacje mogła przejąć lepsza scena" - przypominała w zeszłym roku Henryka Bochniarz na krakowskiej sesji ludzi kultury i biznesu "Laur dla mecenasa". Artyści nie umieją również, a nawet nie uważają za stosowne, ubiegać się o wsparcie innego sponsora niż budżet państwa, który przydzielał finanse bez żadnych warunków wstępnych. Większość twórców, co stwierdzają przedstawiciele zachodnich firm, nie robi niczego, by pieniądze pozyskać w sposób profesjonalny, czyli przedłożyć solidnie udokumentowany projekt działania artystycznego. - W teatrach działają zbyt silne związki zawodowe. Teatr powinien być instytucją niedemokratyczną, czy to się komuś podoba, czy nie - twierdzi Janusz Józefowicz. Zdarza się i tak, że teatry dramatyczne pobierają państwowe dotacje nie na wystawienie trudnej klasyki, lecz na przygotowanie spektakli komercyjnych - w sposób cyniczny zarabiają więc podwójnie.
- Teatr komercyjny musi sam się utrzymywać. I zapewniam - jest to możliwe - przypomina Józefowicz. Od siedmiu lat prowadzę teatr Buffo bez dotacji, a to, skąd wezmę pieniądze na kolejne spektakle, nie jest zmartwieniem podatnika - twierdzi. Państwowy sponsor przez dziesięciolecia wykształcał postawę biernego oczekiwania. - Ambicją społeczności lokalnych winna być dbałość o placówki kulturalne, podobnie jak przed wojną, kiedy powstawały towarzystwa i organizacje sponsorujące spektakle teatralne czy budowę bibliotek - przypomina Gustaw Holoubek. Fakt, że mecenat państwowy jest nieskuteczny, a nie stworzono warunków dla prywatnego, spowodował istnienie swego rodzaju "czarnej dziury".
- Jest to tym bardziej niepokojące, że o ile z jedzenia nie zrezygnujemy, o tyle od czytania, chodzenia do teatru lub filharmonii łatwo się odzwyczaić, zgodnie z zasadą, że nie rozbudzone potrzeby kulturalne zanikają - ostrzega Krzysztof Teodor Toeplitz.
W tej sytuacji Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno się zająć nie tyle redystrybucją otrzymanych pieniędzy, ile raczej lobbowaniem na rzecz uchwalenia takiego prawa, które pozwoli finansować kulturę na przykład dzięki odpisom podatkowym. Brak takiego prawa powoduje, że donatorzy traktują kulturę wyłącznie jako okazję do promocji. - Naszym mecenasom tak naprawdę zależy na zareklamowaniu swojej firmy - twierdzi Krzesimir Dębski.
- Skłaniają się do patronowania tylko temu, co przyniesie im spodziewany zysk.
Wobec słabości resortu kultury jego funkcje przejęła de facto telewizja, która również stworzyła system dotacji.
"W ubiegłym roku na całą produkcję filmową, łącznie z animowaną, przeznaczono 70 mln zł, czyli więcej niż połowę z tegorocznych dotacji do kultury z rezerwy celowej budżetu państwa" - twierdzi Paweł Sosnowski, rzecznik prasowy TVP. Telewizja publiczna jest też największym producentem filmów. W całości i bez żadnych wymagań merytorycznych sfinansowała w tym roku film Jerzego Stuhra "Duże zwierzę" i współfinansowała film Krzysztofa Zanussiego "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową". Jako producent lub współproducent realizowała m.in. "Przedwiośnie", "Quo vadis?", a także seriale - "Przeprowadzki" Leszka Wosiewicza, "Wielkie rzeczy" Krzysztofa Krauzego i "Sukces" Andrzeja Kostenki. Telewizja działa jednak w warunkach ostrej konkurencji o widza masowego i dlatego nie można wymagać od niej, by stała się głównie rzecznikiem kultury wysokiej. - Telewizja karmi nas tzw. oglądalnością. A widzowie najchętniej oglądają aktora wtedy, kiedy opadną mu spodnie - mówi Gustaw Holoubek. Znacznie ostrożniej łożą na kulturę stacje komercyjne. W TVN na programy kulturalne przypada 3-4 proc. budżetu. W tym roku po raz pierwszy stacja zainwestowała w produkcję filmów kinowych. Będą to "Pieniądze to nie wszystko" Juliusza Machulskiego oraz "Reich" Władysława Pasikowskiego. W obu wypadkach ryzyko niskiej frekwencji jest niewielkie, ponieważ w pierwszym filmie w głównej roli występuje Marek Kondrat, a w drugim - Bogusław Linda. Canal Plus w produkcję filmów inwestuje od pięciu lat, w tym roku podpisano już siedem umów, a w sprawie kolejnych siedmiu trwają negocjacje. Największym do tej pory przedsięwzięciem produkcyjnym Canal Plus było współfinansowanie "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy. Stacja przeznaczyła na ten cel 2 mln USD. Polskie kino wspiera również płatny kanał filmowy HBO - od 1997 r. wyłożył ok. 3,5 mln USD.
Na niekorzyść reformy finansów w polskiej kulturze działa wprowadzanie socjalistycznego modelu jej finansowania w Europie Zachodniej. W Anglii w 1997 r. rząd laburzystów Tony’ego Blaira utworzył Ministerstwo Kultury, Mediów i Sportu, które zajmuje się przekazywaniem dotacji muzeom narodowym i galeriom sztuki oraz finansowaniem British Library. Ministerstwo nie wywiera większego wpływu na życie kulturalne kraju, gdzie w tysiącu najrozmaitszych przedsięwzięć zatrudnionych jest 1,5 mln ludzi, a roczne obroty tego rynku szacuje się na 50 mln funtów.
We Francji socjaliści, którzy przejęli władzę w 1997 r., uznali resort kultury za jeden z priorytetów budżetowych państwa. Ministerstwo Kultury i Komunikacji (chodzi o komunikację międzyludzką) uzależnia od siebie dziesiątki instytucji i placówek kulturalnych: zarówno dwa programy telewizji publicznej, jak i stacje radiowe, biblioteki, teatry, uczelnie artystyczne i archiwa. Ambicją ministerstwa jest ograniczenie uzależnienia telewizji publicznej od reklam. W tym roku doprowadzono do skrócenia antenowego czasu reklamowego z 12 do 10 minut na godzinę, a w przyszłym roku będzie on okrojony o kolejne 2 minuty. Wiąże się to z faktem, że udział państwa w budżecie tej telewizji wzrósł w tym roku o 10 proc. i wynosi 59 proc.
Niemcy obywały się do niedawna bez resortu kultury. Dopiero w 1998 r. nowa ekipa rządowa (socjaliści i Zieloni) powołała do życia stanowisko ministra stanu do spraw kultury w Urzędzie Kanclerskim. To, że ciągle nie ma federalnego ministerstwa kultury, sprzyja inicjatywom lokalnym i zachowaniu zróżnicowanego kolorytu niemieckiej kultury. Każdy kraj związkowy sam dba o swoje zasoby kulturalne. Również współpraca z zagranicą prowadzona jest przez różne instytucje kulturalne na własną rękę i odpowiedzialność. Przykładem dynamicznego rozwoju sektora kulturalnego opartego wyłącznie na finansowaniu prywatnym jest kinematografia. W RFN istnieje 3500 kin, które rocznie odwiedza 125 mln widzów. Właściciele tych obiektów zainwestowali ponad miliard marek w budowę kompleksów multimedialnych. Dzięki temu jednak Ameryka stworzyła sobie jeszcze jeden przyczółek kulturalny w Europie.
Na kulturę łożą w Polsce aż cztery resorty - spraw zagranicznych, zdrowia, rolnictwa, a przede wszystkim kultury i dziedzictwa narodowego. W tym roku ten ostatni ma do rozdysponowania 0,32 proc. budżetu państwa, tyle że po reformie administracyjnej aż 90 proc. potrzeb rodzimej kultury zaspokajają samorządy oraz sponsorzy. W rezultacie instytucjom kulturalnym przyznaje się minimum socjalne, które wystarcza na przetrwanie, ale nie pozwala rozwinąć poważniejszej działalności. - Od dawna w resorcie kultury praktykuje się doraźne rozdawnictwo pieniędzy na najbliższy rok budżetowy. Każdemu trochę, a niektórym jeszcze trochę, arbitralnie i bez społecznej kontroli - nawet w formie fasadowych gremiów - oceniała w 1997 r. Anda Rottenberg, dyrektor warszawskiej Zachęty. Dotowane placówki najczęściej biernie oczekują na pieniądze.
"W Warszawie liczba teatrów w stosunku do tamtejszej publiczności bije wszelkie światowe rekordy, ale żaden z nich nie został zamknięty, by przeznaczone dla niego dotacje mogła przejąć lepsza scena" - przypominała w zeszłym roku Henryka Bochniarz na krakowskiej sesji ludzi kultury i biznesu "Laur dla mecenasa". Artyści nie umieją również, a nawet nie uważają za stosowne, ubiegać się o wsparcie innego sponsora niż budżet państwa, który przydzielał finanse bez żadnych warunków wstępnych. Większość twórców, co stwierdzają przedstawiciele zachodnich firm, nie robi niczego, by pieniądze pozyskać w sposób profesjonalny, czyli przedłożyć solidnie udokumentowany projekt działania artystycznego. - W teatrach działają zbyt silne związki zawodowe. Teatr powinien być instytucją niedemokratyczną, czy to się komuś podoba, czy nie - twierdzi Janusz Józefowicz. Zdarza się i tak, że teatry dramatyczne pobierają państwowe dotacje nie na wystawienie trudnej klasyki, lecz na przygotowanie spektakli komercyjnych - w sposób cyniczny zarabiają więc podwójnie.
- Teatr komercyjny musi sam się utrzymywać. I zapewniam - jest to możliwe - przypomina Józefowicz. Od siedmiu lat prowadzę teatr Buffo bez dotacji, a to, skąd wezmę pieniądze na kolejne spektakle, nie jest zmartwieniem podatnika - twierdzi. Państwowy sponsor przez dziesięciolecia wykształcał postawę biernego oczekiwania. - Ambicją społeczności lokalnych winna być dbałość o placówki kulturalne, podobnie jak przed wojną, kiedy powstawały towarzystwa i organizacje sponsorujące spektakle teatralne czy budowę bibliotek - przypomina Gustaw Holoubek. Fakt, że mecenat państwowy jest nieskuteczny, a nie stworzono warunków dla prywatnego, spowodował istnienie swego rodzaju "czarnej dziury".
- Jest to tym bardziej niepokojące, że o ile z jedzenia nie zrezygnujemy, o tyle od czytania, chodzenia do teatru lub filharmonii łatwo się odzwyczaić, zgodnie z zasadą, że nie rozbudzone potrzeby kulturalne zanikają - ostrzega Krzysztof Teodor Toeplitz.
W tej sytuacji Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powinno się zająć nie tyle redystrybucją otrzymanych pieniędzy, ile raczej lobbowaniem na rzecz uchwalenia takiego prawa, które pozwoli finansować kulturę na przykład dzięki odpisom podatkowym. Brak takiego prawa powoduje, że donatorzy traktują kulturę wyłącznie jako okazję do promocji. - Naszym mecenasom tak naprawdę zależy na zareklamowaniu swojej firmy - twierdzi Krzesimir Dębski.
- Skłaniają się do patronowania tylko temu, co przyniesie im spodziewany zysk.
Wobec słabości resortu kultury jego funkcje przejęła de facto telewizja, która również stworzyła system dotacji.
"W ubiegłym roku na całą produkcję filmową, łącznie z animowaną, przeznaczono 70 mln zł, czyli więcej niż połowę z tegorocznych dotacji do kultury z rezerwy celowej budżetu państwa" - twierdzi Paweł Sosnowski, rzecznik prasowy TVP. Telewizja publiczna jest też największym producentem filmów. W całości i bez żadnych wymagań merytorycznych sfinansowała w tym roku film Jerzego Stuhra "Duże zwierzę" i współfinansowała film Krzysztofa Zanussiego "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową". Jako producent lub współproducent realizowała m.in. "Przedwiośnie", "Quo vadis?", a także seriale - "Przeprowadzki" Leszka Wosiewicza, "Wielkie rzeczy" Krzysztofa Krauzego i "Sukces" Andrzeja Kostenki. Telewizja działa jednak w warunkach ostrej konkurencji o widza masowego i dlatego nie można wymagać od niej, by stała się głównie rzecznikiem kultury wysokiej. - Telewizja karmi nas tzw. oglądalnością. A widzowie najchętniej oglądają aktora wtedy, kiedy opadną mu spodnie - mówi Gustaw Holoubek. Znacznie ostrożniej łożą na kulturę stacje komercyjne. W TVN na programy kulturalne przypada 3-4 proc. budżetu. W tym roku po raz pierwszy stacja zainwestowała w produkcję filmów kinowych. Będą to "Pieniądze to nie wszystko" Juliusza Machulskiego oraz "Reich" Władysława Pasikowskiego. W obu wypadkach ryzyko niskiej frekwencji jest niewielkie, ponieważ w pierwszym filmie w głównej roli występuje Marek Kondrat, a w drugim - Bogusław Linda. Canal Plus w produkcję filmów inwestuje od pięciu lat, w tym roku podpisano już siedem umów, a w sprawie kolejnych siedmiu trwają negocjacje. Największym do tej pory przedsięwzięciem produkcyjnym Canal Plus było współfinansowanie "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy. Stacja przeznaczyła na ten cel 2 mln USD. Polskie kino wspiera również płatny kanał filmowy HBO - od 1997 r. wyłożył ok. 3,5 mln USD.
Na niekorzyść reformy finansów w polskiej kulturze działa wprowadzanie socjalistycznego modelu jej finansowania w Europie Zachodniej. W Anglii w 1997 r. rząd laburzystów Tony’ego Blaira utworzył Ministerstwo Kultury, Mediów i Sportu, które zajmuje się przekazywaniem dotacji muzeom narodowym i galeriom sztuki oraz finansowaniem British Library. Ministerstwo nie wywiera większego wpływu na życie kulturalne kraju, gdzie w tysiącu najrozmaitszych przedsięwzięć zatrudnionych jest 1,5 mln ludzi, a roczne obroty tego rynku szacuje się na 50 mln funtów.
We Francji socjaliści, którzy przejęli władzę w 1997 r., uznali resort kultury za jeden z priorytetów budżetowych państwa. Ministerstwo Kultury i Komunikacji (chodzi o komunikację międzyludzką) uzależnia od siebie dziesiątki instytucji i placówek kulturalnych: zarówno dwa programy telewizji publicznej, jak i stacje radiowe, biblioteki, teatry, uczelnie artystyczne i archiwa. Ambicją ministerstwa jest ograniczenie uzależnienia telewizji publicznej od reklam. W tym roku doprowadzono do skrócenia antenowego czasu reklamowego z 12 do 10 minut na godzinę, a w przyszłym roku będzie on okrojony o kolejne 2 minuty. Wiąże się to z faktem, że udział państwa w budżecie tej telewizji wzrósł w tym roku o 10 proc. i wynosi 59 proc.
Niemcy obywały się do niedawna bez resortu kultury. Dopiero w 1998 r. nowa ekipa rządowa (socjaliści i Zieloni) powołała do życia stanowisko ministra stanu do spraw kultury w Urzędzie Kanclerskim. To, że ciągle nie ma federalnego ministerstwa kultury, sprzyja inicjatywom lokalnym i zachowaniu zróżnicowanego kolorytu niemieckiej kultury. Każdy kraj związkowy sam dba o swoje zasoby kulturalne. Również współpraca z zagranicą prowadzona jest przez różne instytucje kulturalne na własną rękę i odpowiedzialność. Przykładem dynamicznego rozwoju sektora kulturalnego opartego wyłącznie na finansowaniu prywatnym jest kinematografia. W RFN istnieje 3500 kin, które rocznie odwiedza 125 mln widzów. Właściciele tych obiektów zainwestowali ponad miliard marek w budowę kompleksów multimedialnych. Dzięki temu jednak Ameryka stworzyła sobie jeszcze jeden przyczółek kulturalny w Europie.
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.