Henry Kissinger mawiał: "Jak się masz spóźnić na bankiet, to pamiętaj o czymś wystrzałowym na wejście". Oczywiście, można ot tak zjawić się 40 lat za późno w Europie, rozłożyć ręce i zakomunikować: popsuł nam się tramwaj historii. Nie spodziewajmy się jednak szampana i nie dziwmy się komentarzom: jeszcze jeden w kolejce do za małego tortu. Mamy potencjał i przepastny rynek, ale gdzie nam do wystrzałowych rozwiązań Chile, po latach zapaści podbijającego amerykańską NAFTA. Gdzie nam do pomysłów Hiszpanii Aznara, windującej się z marudera na lidera nowej Europy, czy choćby Estonii, szybciej prywatyzującej i reformującej swoją gospodarkę, niż Bruksela mogła nawet pomyśleć.
Przy okazji rocznicy powstania "Solidarności" Polska zebrała jeszcze trochę pochwał za wznoszącą się średnią dochodu na głowę, za nowe samochody i ducha przedsiębiorczości. Zachodni komentatorzy - od lewicowego "New York Times'a" po konserwatywny "Wall Street Journal" - zachodzą jednak w głowę, skąd w nas tyle pesymizmu. Może i mają rację, że trochę to efekt nadmiernie rozbudowanych nadziei. Może trochę w tym naszego słowiańskiego malkontenctwa, ale może też trochę poczucia bezsilności - buksowania kołami w błocie inercji i niekompetencji państwa. Jak to ostatnio zauważył w Gdańsku Jan Nowak Jeziorański, Polska może być największym zagrożeniem dla Polaków. Polska polityków brnących w absurdalne rozwiązania, wielokrotnie skompromitowane w innych krajach. Polityków w imię troski społecznej narzucających coraz to nowe podatki i akcyzy, podczas gdy wokół nas z biedy wychodzą tylko kraje obniżające podatki. Polska utrzymująca anachroniczne prawa pracownicze, które - jak zauważa Leszek Balcerowicz ("Lekcja Aznara") - niemal do ruiny doprowadziły Hiszpanię.
W naszym okładkowym materiale ("Import bez granic") piszemy o kontrabandzie bez granic, ale równie dobrze moglibyśmy pisać o bezgranicznej bezmyślności polityków usiłujących walczyć z przemytem wyłącznie policyjnymi metodami. Jeżeli nawet przemyt nie jest jeszcze w Europie automatycznie kojarzony z Polską i Polakami, to wkrótce będzie. Przy tak wysokich barierach celnych to nie jest już tylko anomalia społeczna, ale naturalny mechanizm obronny wolnorynkowego społeczeństwa przed zabójczym protekcjonizmem państwa. Mechanizm, którego nie udało się zwalczyć nawet najlepszym służbom granicznym w Europie i Ameryce. Dopóki będą istniały bariery, dopóty nie zabraknie chętnych do ich pokonywania. Ale w przedwyborczej gorączce najpierw myślimy o głosach rolników, a dopiero później o prawach logiki i zagrożeniu, jakie nadmierne cła ściągają na nas w postaci zorganizowanej przestępczości. Najpierw myślimy o doraźnych protestach i blokadach, a dopiero później o lawinie inflacyjnej spowodowanej eskalacją cen żywności.
Dziennikarz "Wall Street Journall" z uznaniem pisze o rosnącej świadomości rynkowej Polaków. No cóż, to pewnie jeszcze jeden powód do frustracji, kiedy świadome społeczeństwo spogląda na polityków ignorujących prawa rynku i decydujących o kolejnych dopłatach budżetowych. Michał Zieliński w materiale "Dalsze doskonalenie" zwraca uwagę, że gorące dziś dyskusje na temat poprawiania reform sprowadzają się do ich niweczenia. W imię fałszywie pojętej troski społecznej proponuje się wsparcie budżetowe dla tych, którzy po zmianach nie dają sobie rady w systemie rynkowym.
Na efekty bezmyślnego protekcjonizmu nie trzeba będzie długo czekać. Za kilka dni zobaczymy w bankach wywieszki o nowych wyższych stopach procentowych i droższych kredytach, a za kilka miesięcy dane o rosnącym bezrobociu. Jak groźna może być ta "troska" państwa o poszkodowanych przez rynek? Polecam wstrząsający tekst Agnieszki Filas "Ludzie z wielkiej płyty" o całej generacji młodych ludzi wychowanych w blokowiskach - bez perspektywy rozwoju, bez szansy na dobrą pracę, za młodu skazanych na nicość i margines przestępczy. Recepta? Zwiększyć jeszcze podatki i budować więzienia. Czyżby to był ten nasz wystrzałowy pomysł na historyczne wejście?
Przy okazji rocznicy powstania "Solidarności" Polska zebrała jeszcze trochę pochwał za wznoszącą się średnią dochodu na głowę, za nowe samochody i ducha przedsiębiorczości. Zachodni komentatorzy - od lewicowego "New York Times'a" po konserwatywny "Wall Street Journal" - zachodzą jednak w głowę, skąd w nas tyle pesymizmu. Może i mają rację, że trochę to efekt nadmiernie rozbudowanych nadziei. Może trochę w tym naszego słowiańskiego malkontenctwa, ale może też trochę poczucia bezsilności - buksowania kołami w błocie inercji i niekompetencji państwa. Jak to ostatnio zauważył w Gdańsku Jan Nowak Jeziorański, Polska może być największym zagrożeniem dla Polaków. Polska polityków brnących w absurdalne rozwiązania, wielokrotnie skompromitowane w innych krajach. Polityków w imię troski społecznej narzucających coraz to nowe podatki i akcyzy, podczas gdy wokół nas z biedy wychodzą tylko kraje obniżające podatki. Polska utrzymująca anachroniczne prawa pracownicze, które - jak zauważa Leszek Balcerowicz ("Lekcja Aznara") - niemal do ruiny doprowadziły Hiszpanię.
W naszym okładkowym materiale ("Import bez granic") piszemy o kontrabandzie bez granic, ale równie dobrze moglibyśmy pisać o bezgranicznej bezmyślności polityków usiłujących walczyć z przemytem wyłącznie policyjnymi metodami. Jeżeli nawet przemyt nie jest jeszcze w Europie automatycznie kojarzony z Polską i Polakami, to wkrótce będzie. Przy tak wysokich barierach celnych to nie jest już tylko anomalia społeczna, ale naturalny mechanizm obronny wolnorynkowego społeczeństwa przed zabójczym protekcjonizmem państwa. Mechanizm, którego nie udało się zwalczyć nawet najlepszym służbom granicznym w Europie i Ameryce. Dopóki będą istniały bariery, dopóty nie zabraknie chętnych do ich pokonywania. Ale w przedwyborczej gorączce najpierw myślimy o głosach rolników, a dopiero później o prawach logiki i zagrożeniu, jakie nadmierne cła ściągają na nas w postaci zorganizowanej przestępczości. Najpierw myślimy o doraźnych protestach i blokadach, a dopiero później o lawinie inflacyjnej spowodowanej eskalacją cen żywności.
Dziennikarz "Wall Street Journall" z uznaniem pisze o rosnącej świadomości rynkowej Polaków. No cóż, to pewnie jeszcze jeden powód do frustracji, kiedy świadome społeczeństwo spogląda na polityków ignorujących prawa rynku i decydujących o kolejnych dopłatach budżetowych. Michał Zieliński w materiale "Dalsze doskonalenie" zwraca uwagę, że gorące dziś dyskusje na temat poprawiania reform sprowadzają się do ich niweczenia. W imię fałszywie pojętej troski społecznej proponuje się wsparcie budżetowe dla tych, którzy po zmianach nie dają sobie rady w systemie rynkowym.
Na efekty bezmyślnego protekcjonizmu nie trzeba będzie długo czekać. Za kilka dni zobaczymy w bankach wywieszki o nowych wyższych stopach procentowych i droższych kredytach, a za kilka miesięcy dane o rosnącym bezrobociu. Jak groźna może być ta "troska" państwa o poszkodowanych przez rynek? Polecam wstrząsający tekst Agnieszki Filas "Ludzie z wielkiej płyty" o całej generacji młodych ludzi wychowanych w blokowiskach - bez perspektywy rozwoju, bez szansy na dobrą pracę, za młodu skazanych na nicość i margines przestępczy. Recepta? Zwiększyć jeszcze podatki i budować więzienia. Czyżby to był ten nasz wystrzałowy pomysł na historyczne wejście?
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.