Najlepsze nasze teledyski to zaledwie średnia europejska
Wystylizowane pejzaże zamiast brudnych podwórek i staranne zdjęcia zamiast ujęć "z ręki" - polski teledysk profesjonalizuje się znacznie szybciej niż reszta rodzimej sztuki filmowej. 140 prac, jakie wpłynęły na tegoroczny IX Festiwal Polskich Wideoklipów Yach Film, wykazało, że krótkie formy filmowe na użytek rynku muzycznego to obiecujące laboratorium talentów. Telewizje przesuwają jednak projekcje rodzimych teledysków na pasma o małej oglądalności.
- W najlepszym czasie antenowym, między godz. 16.00 a 23.00, nadawcy, zwłaszcza prywatni, unikają prezentowania teledysków, ponieważ o tej porze trwa bezpardonowa walka o widza, a w tej rozgrywce wideoklip przegrywa nawet z banalnymi serialami południowoamerykańskimi. Usuwa go przede wszystkim publicystyka społeczna i polityczna, która w tym czasie gromadzi widownię szczególnie mało zainteresowaną sprawami muzycznymi.
- Na 140 wideoklipów zgłoszonych do tegorocznego festiwalu najwyżej 50 spełnia podstawowe wymagania artystyczne i techniczne, jakie stawiamy programom ubiegającym się o antenową prezentację - tłumaczy Janusz Kapuściński z redakcji kulturalnej II Programu TVP. - Wśród nich jest zaledwie kilka, które zasługują na ocenę bardzo dobrą, w przeważającej mierze są to prace średnie i słabe.
Jedynym niekwestionowanym sukcesem teledysku w ciągu kilku ostatnich lat były produkcje disco polo, emitowane w Polsacie. Zdarzają się także sukcesy krótkotrwałe. Należy do nich program "30 ton" pomysłu Waltera Chełstowskiego, który niedawno zgromadził przed szklanymi ekranami rekordową, dwuipółmilionową widownię. Jego sukces opiera się na tym, że przy stałej ramie programowej oprawa plastyczna tej listy przebojów bywa zmieniana nawet co tydzień. Kiedy jednak TV 4 w bardzo dobrym czasie antenowym nadała koncerty z Festiwalu Muzyki Filmowej gwiazd tej miary co Iggy Pop, okazało się, że zainteresowanie dla tego typu programów jest wręcz minimalne.
W tej sytuacji wiele wytwórni płytowych rezygnuje z produkcji wideoklipów, których koszt równa się sumie, jaką trzeba wyłożyć na radiową promocję piosenki. Ta bywa przy tym znacznie bardziej skuteczna. Wideoklip wyświetla się bowiem średnio kilkanaście razy i to w tzw. programie ramowym, czyli jako antenowy wypełniacz luk między "właściwymi" programami - często bez początku i końca.
Tymczasem rodzimy teledysk coraz rzadziej przypomina studencką etiudę wykonaną w łódzkiej Szkole Filmowej. Nowe standardy wymusiło polskie MTV, gdzie krajowe wideoklipy zestawiane są z pracami zachodnimi. Okazuje się jednak, że przy całym wysiłku polskich ilustratorów osiągamy w tej dziedzinie zaledwie średnią europejską i zachodnie stacje nie widzą szczególnego powodu, aby promować polskie wideo kosztem na przykład szwedzkiego. - W zachodnich telewizjach muzycznych można obejrzeć polskie teledyski, ale tylko do muzyki jazzowej lub poważnej, czyli takiej, przy której wykonywaniu nasi twórcy nie muszą się posługiwać swoją bardzo wątpliwą angielszczyzną - przypomina Yach Paszkiewicz, twórca festiwalu.
- W najlepszym czasie antenowym, między godz. 16.00 a 23.00, nadawcy, zwłaszcza prywatni, unikają prezentowania teledysków, ponieważ o tej porze trwa bezpardonowa walka o widza, a w tej rozgrywce wideoklip przegrywa nawet z banalnymi serialami południowoamerykańskimi. Usuwa go przede wszystkim publicystyka społeczna i polityczna, która w tym czasie gromadzi widownię szczególnie mało zainteresowaną sprawami muzycznymi.
- Na 140 wideoklipów zgłoszonych do tegorocznego festiwalu najwyżej 50 spełnia podstawowe wymagania artystyczne i techniczne, jakie stawiamy programom ubiegającym się o antenową prezentację - tłumaczy Janusz Kapuściński z redakcji kulturalnej II Programu TVP. - Wśród nich jest zaledwie kilka, które zasługują na ocenę bardzo dobrą, w przeważającej mierze są to prace średnie i słabe.
Jedynym niekwestionowanym sukcesem teledysku w ciągu kilku ostatnich lat były produkcje disco polo, emitowane w Polsacie. Zdarzają się także sukcesy krótkotrwałe. Należy do nich program "30 ton" pomysłu Waltera Chełstowskiego, który niedawno zgromadził przed szklanymi ekranami rekordową, dwuipółmilionową widownię. Jego sukces opiera się na tym, że przy stałej ramie programowej oprawa plastyczna tej listy przebojów bywa zmieniana nawet co tydzień. Kiedy jednak TV 4 w bardzo dobrym czasie antenowym nadała koncerty z Festiwalu Muzyki Filmowej gwiazd tej miary co Iggy Pop, okazało się, że zainteresowanie dla tego typu programów jest wręcz minimalne.
W tej sytuacji wiele wytwórni płytowych rezygnuje z produkcji wideoklipów, których koszt równa się sumie, jaką trzeba wyłożyć na radiową promocję piosenki. Ta bywa przy tym znacznie bardziej skuteczna. Wideoklip wyświetla się bowiem średnio kilkanaście razy i to w tzw. programie ramowym, czyli jako antenowy wypełniacz luk między "właściwymi" programami - często bez początku i końca.
Tymczasem rodzimy teledysk coraz rzadziej przypomina studencką etiudę wykonaną w łódzkiej Szkole Filmowej. Nowe standardy wymusiło polskie MTV, gdzie krajowe wideoklipy zestawiane są z pracami zachodnimi. Okazuje się jednak, że przy całym wysiłku polskich ilustratorów osiągamy w tej dziedzinie zaledwie średnią europejską i zachodnie stacje nie widzą szczególnego powodu, aby promować polskie wideo kosztem na przykład szwedzkiego. - W zachodnich telewizjach muzycznych można obejrzeć polskie teledyski, ale tylko do muzyki jazzowej lub poważnej, czyli takiej, przy której wykonywaniu nasi twórcy nie muszą się posługiwać swoją bardzo wątpliwą angielszczyzną - przypomina Yach Paszkiewicz, twórca festiwalu.
Więcej możesz przeczytać w 38/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.