Ta kampania jest bardzo nieciekawa
U samych dziennikarzy nie ma pazura - ocenia senator Krzysztof Piesiewicz, wybitny scenarzysta. - Jest niemrawa i sztampowa. Aleksander Kwaśniewski dominuje nie tylko w sondażach, ale również w radiowo-telewizyjnych relacjach z kampanii. Nie posądzam dziennikarzy o stronniczość, raczej o schematyzm - mówi Michał Zarzycki z firmy Kreator, zajmującej się kształtowaniem wizerunku polityków. Z badań sopockiej PBS wynika, że jedna trzecia Polaków uzależnia decyzję o tym, na kogo głosować, od prezentacji kandydatów w radiu i TV. Jeżeli będzie ona taka, jaka była dotychczas, najpewniej zostaną w domach.
Brak "pazura" potwierdzają sami dziennikarze. - W sytuacji, gdy wszystko wydaje się przesądzone, trudno o jakikolwiek pomysł. Nie da się z gliny ulepić złotej cukiernicy - mówi reporter TVP, który chce zachować anonimowość. Telewizja publiczna poszła na łatwiznę, przekształcając swój "Tygodnik polityczny" Jedynki w "Tygodnik wyborczy", a "Forum" - w "Forum wyborcze", w niezmiennej konwencji gadających głów. Trudno, by rzuciło to widza na kolana. U członków KRRiTV nie związanych z SLD zastrzeżenia budzi osoba prowadzącego "Tygodnik", Andrzeja Kwiatkowskiego, który - jak twierdzą - nie tai swych sympatii politycznych. Jarosław Sellin obliczył, że w ostatnim programie wzięło udział pięciu ekspertów z SLD, dwóch z UW i Ryszard Bugaj. Zirytowało to nawet Michała Strąka z PSL. - Inaczej sobie wyobrażałem ten program wyborczy - mówi.
Z kolei zarząd Polskiego Radia postanowił, że poza audycjami wyborczymi i codziennymi serwisami "nie wolno bez merytorycznego uzasadnienia eksponować kandydatów na urząd prezydenta". - Nie będę prowadził żadnej agitacji, ale chętnie nadam płatne spoty wyborcze - deklaruje natomiast Wojciech Reszczyński, prezes prywatnego radia WaWa. Na emisji płatnych spotów chcą też poprzestać telewizje komercyjne. Polsat jeszcze przed dozwolonym terminem zaczął dawać reklamówki Olechowskiego i Krzaklewskiego.
Stacje komercyjne stronią od zaangażowania w kampanię, gdyż rywalizacja o fotel prezydencki nie przypomina robiącego im kasę kina akcji. Raczej meksykańską telenowelę, w której głównie zieje nudą. Wezwanie Andrzeja Olechowskiego do bezpośredniej debaty telewizyjnej nie zostało podjęte przez jego konkurentów, co pozbawia kampanię jakiejkolwiek dramaturgii. - W USA pretendenci walczą głównie między sobą. W Polsce jest to konkurs szopenowski, gdzie każdy odgrywa swój koncert haseł. Punktami odniesienia wystąpień kandydatów nie są programy rywali, ale Katyń, Żydzi, Unia Europejska i nieśmiertelny Balcerowicz - ironizuje Tony Canfield z firmy CreatPR.
Senator Piesiewicz zwraca uwagę na jeszcze jedną przyczynę kampanijnej nudy: - Trzech najpoważniejszych konkurentów gra na tych samych klawiszach poprawności politycznej. Natomiast od kandydata obozu posierpniowego oczekiwałbym czegoś bardziej szorstkiego, jak spracowana dłoń, której powinien podać rękę. Czegoś, co bym nazwał estetyką graffiti. Jeśli tego nie ma, to czy dziennikarze są w stanie wykrzesać ogień?
Ale nie tylko polityczna poprawność głównych pretendentów podcina mediom skrzydła. Również przewrażliwienie i "czujność" pozostałych, którzy nie hołdują zasadzie political correctness. Przegrany przez TVP proces, jaki wytoczył jej sztab wyborczy Janusza Korwin-Mikkego, mógł skutecznie zniechęcić do głębszych analiz jego wystąpień, z których na jednej ze stron internetowych wypisano długą litanię antysemickich cytatów. A także do nazwania po imieniu poglądów kandydata Tadeusza Wileckiego, chwalącego Hitlera za "rozwiązanie kwestii mieszkaniowej". W ten sposób tworzy się polski model medialnej poprawności, polegający na unikaniu drażliwych tematów i konkretnych ocen.
W sytuacji niedostatku, najwięcej emocji wzbudza to, czego nie ma. Sztab Mariana Krzaklewskiego zarzucił Telewizji Polskiej, że w sierpniu jego kandydat zajmował w programach informacyjnych nieporównanie mniej miejsca, niż wynikało to z jego aktywności. Ten brak proporcji odnotowało też "z zaniepokojeniem" trzech członków KRRiTV. Liczne skargi na TVP wpłynęły do rady od dwunastu komitetów, z wyjątkiem sztabu Kwaśniewskiego. Komitet Kalinowskiego wniósł też skargę na obsadzone przez ludowców radio, że 27 lipca zignorowało lidera PSL, któremu akurat tego dnia poświęcono na antenie trzy razy więcej uwagi niż innym pretendentom.
"Społeczeństwo ma prawo do poznania programów kandydatów i merytorycznej dyskusji między nimi", otrzymuje natomiast "jednostronne oświadczenia, obietnice i gesty" - stwierdza oświadczenie SDP. Na razie swoistą oryginalnością odznacza się jedynie RMF FM, nadając słuchowiskowy serial "Jak zostać prezydentem, czyli kariera Nikodema Dyzmy".
Brak "pazura" potwierdzają sami dziennikarze. - W sytuacji, gdy wszystko wydaje się przesądzone, trudno o jakikolwiek pomysł. Nie da się z gliny ulepić złotej cukiernicy - mówi reporter TVP, który chce zachować anonimowość. Telewizja publiczna poszła na łatwiznę, przekształcając swój "Tygodnik polityczny" Jedynki w "Tygodnik wyborczy", a "Forum" - w "Forum wyborcze", w niezmiennej konwencji gadających głów. Trudno, by rzuciło to widza na kolana. U członków KRRiTV nie związanych z SLD zastrzeżenia budzi osoba prowadzącego "Tygodnik", Andrzeja Kwiatkowskiego, który - jak twierdzą - nie tai swych sympatii politycznych. Jarosław Sellin obliczył, że w ostatnim programie wzięło udział pięciu ekspertów z SLD, dwóch z UW i Ryszard Bugaj. Zirytowało to nawet Michała Strąka z PSL. - Inaczej sobie wyobrażałem ten program wyborczy - mówi.
Z kolei zarząd Polskiego Radia postanowił, że poza audycjami wyborczymi i codziennymi serwisami "nie wolno bez merytorycznego uzasadnienia eksponować kandydatów na urząd prezydenta". - Nie będę prowadził żadnej agitacji, ale chętnie nadam płatne spoty wyborcze - deklaruje natomiast Wojciech Reszczyński, prezes prywatnego radia WaWa. Na emisji płatnych spotów chcą też poprzestać telewizje komercyjne. Polsat jeszcze przed dozwolonym terminem zaczął dawać reklamówki Olechowskiego i Krzaklewskiego.
Stacje komercyjne stronią od zaangażowania w kampanię, gdyż rywalizacja o fotel prezydencki nie przypomina robiącego im kasę kina akcji. Raczej meksykańską telenowelę, w której głównie zieje nudą. Wezwanie Andrzeja Olechowskiego do bezpośredniej debaty telewizyjnej nie zostało podjęte przez jego konkurentów, co pozbawia kampanię jakiejkolwiek dramaturgii. - W USA pretendenci walczą głównie między sobą. W Polsce jest to konkurs szopenowski, gdzie każdy odgrywa swój koncert haseł. Punktami odniesienia wystąpień kandydatów nie są programy rywali, ale Katyń, Żydzi, Unia Europejska i nieśmiertelny Balcerowicz - ironizuje Tony Canfield z firmy CreatPR.
Senator Piesiewicz zwraca uwagę na jeszcze jedną przyczynę kampanijnej nudy: - Trzech najpoważniejszych konkurentów gra na tych samych klawiszach poprawności politycznej. Natomiast od kandydata obozu posierpniowego oczekiwałbym czegoś bardziej szorstkiego, jak spracowana dłoń, której powinien podać rękę. Czegoś, co bym nazwał estetyką graffiti. Jeśli tego nie ma, to czy dziennikarze są w stanie wykrzesać ogień?
Ale nie tylko polityczna poprawność głównych pretendentów podcina mediom skrzydła. Również przewrażliwienie i "czujność" pozostałych, którzy nie hołdują zasadzie political correctness. Przegrany przez TVP proces, jaki wytoczył jej sztab wyborczy Janusza Korwin-Mikkego, mógł skutecznie zniechęcić do głębszych analiz jego wystąpień, z których na jednej ze stron internetowych wypisano długą litanię antysemickich cytatów. A także do nazwania po imieniu poglądów kandydata Tadeusza Wileckiego, chwalącego Hitlera za "rozwiązanie kwestii mieszkaniowej". W ten sposób tworzy się polski model medialnej poprawności, polegający na unikaniu drażliwych tematów i konkretnych ocen.
W sytuacji niedostatku, najwięcej emocji wzbudza to, czego nie ma. Sztab Mariana Krzaklewskiego zarzucił Telewizji Polskiej, że w sierpniu jego kandydat zajmował w programach informacyjnych nieporównanie mniej miejsca, niż wynikało to z jego aktywności. Ten brak proporcji odnotowało też "z zaniepokojeniem" trzech członków KRRiTV. Liczne skargi na TVP wpłynęły do rady od dwunastu komitetów, z wyjątkiem sztabu Kwaśniewskiego. Komitet Kalinowskiego wniósł też skargę na obsadzone przez ludowców radio, że 27 lipca zignorowało lidera PSL, któremu akurat tego dnia poświęcono na antenie trzy razy więcej uwagi niż innym pretendentom.
"Społeczeństwo ma prawo do poznania programów kandydatów i merytorycznej dyskusji między nimi", otrzymuje natomiast "jednostronne oświadczenia, obietnice i gesty" - stwierdza oświadczenie SDP. Na razie swoistą oryginalnością odznacza się jedynie RMF FM, nadając słuchowiskowy serial "Jak zostać prezydentem, czyli kariera Nikodema Dyzmy".
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.