Trzy lata temu KGHM Polska Miedź kupił w Kongu działkę górniczą, która miała być źródłem milionowych zysków
Przedsięwzięcie zakończyło się stratą w wysokości 35 mln dolarów. Okazuje się jednak, że zarząd lubińskiej spółki ma pomysły na kolejne, równie ryzykowne inwestycje. Jest zainteresowany kopalniami na Mauritiusie. Rozważa też możliwość eksploatacji złoża niklu na Kubie oraz kupna kopalni miedzi w Zambii. Prezesi wierzą, że KGHM znajdzie się kiedyś w pierwszej lidze światowych producentów miedzi. Na razie mogą się poszczycić tylko ambicjami.
Swoje pierwsze afrykańskie inwestycje specjaliści z Lubina oparli na założeniu, że w kongijskim zagłębiu Kimpe mają do czynienia z popularną w Polsce rudą siarczkową. Optymistyczny wariant zakładał szybkie uruchomienie produkcji i zysk w wysokości 200 mln dolarów. Pesymistyczne prognozy mówiły o 20 mln dolarów zysku. Jednak zamiast zakładanych 605 tys. ton rudy złoża zostały oszacowane na 512 tys. ton. Dla porównania - dzienne wydobycie rudy w polskich kopalniach KGHM przekracza 90 tys. ton. - Okazało się też, że są to złoża rudy tlenkowej, której KGHM nie potrafi przerabiać. Teraz Polska Miedź zamiast zysków ma w Afryce same straty. Miesięczne opłaty za podnajem działki, ochronę i konserwację sprzętu sięgają 100 tys. dolarów - ocenia dr Franciszek Łętowski, który opracowywał technologię przerobu kongijskiej rudy.
Nie wiadomo, czy i kiedy KGHM ponownie zacznie przerabiać złoże w Kimpe. Nie wiadomo też, w jaki sposób będzie sprzedawać uzyskaną tam miedź i kobalt. Na dodatek w umowie dotyczącej kongijskiego przedsięwzięcia znalazł się zapis, zgodnie z którym, jeśli ruda będzie zawierać więcej niż 0,78 proc. kobaltu, to spółka z Lubina będzie musiała oddać firmie Colmet 55 proc. zysku z nadwyżki.
Światowe koncerny zajmujące się wydobyciem i przerobem rud metali często sięgają po afrykańskie i azjatyckie złoża, przedłużając w ten sposób żywotność własnych kopalń. Jerzy Pietraszek, rzecznik prasowy KGHM, twierdzi jednak, że Polska nie musi się jeszcze bać o swoje złoża. Największe kopalnie mogą tu działać przez następne 20-30 lat. Do tego dochodzą bogate złoża niedaleko Głogowa. - Niestety, są one położone znacznie głębiej i na razie ich wydobycie jest nieopłacalne. Jeśli sytuacja rynkowa będzie dobra, a my opracujemy odpowiednią technologię, będziemy mogli wydobywać rudę miedziową mniej więcej do 2070 r. - mówi Pietraszek. W oczekiwaniu na głogowskie złoża KGHM rozważa penetrację zagłębia rudy w Mauretanii. Chodzi tu o inwestycję w australijsko-mauretańską spółkę, która jest właścicielem złoża miedziowego, ale nie ma pieniędzy na inwestycję i nie dysponuje odpowiednią technologią eksploatacji. KGHM jest gotów przeznaczyć na ten cel 20 mln dolarów. - Z tego złoża będziemy mogli uzyskiwać 10 tys. ton miedzi rocznie. Do tego dochodzi złoto, w które ruda jest bogata. Inwestycja jest przewidziana na 7-8 lat - mówi Edward Hadryś, dyrektor ds. współpracy z zagranicą w KGHM. Polska Miedź liczy na podwójny zysk. Po pierwsze - na wydobyciu miedzi i złota, po drugie - na dostawach kwasu siarkowego produkowanego w Lubinie, koniecznego do wypłukiwania metali z rudy.
Na Mauretanii nie kończą się ambitne plany Polskiej Miedzi. Pod koniec ubiegłego roku Ministerstwo Górnictwa Zambii zachęcało KGHM do kupna kopalni Mufulira w Zambii. - Konieczne byłoby kupienie nowoczesnego sprzętu i technologii. W sumie kosztowałoby to ok. 100 mln dolarów - mówi Pietraszek. KGHM przystąpił do przetargu, ale spóźnił się ze złożeniem oferty. Hadryś twierdzi, że i tak jego firma nie była w stanie przebić dwukrotnie wyższej propozycji szwajcarskiego konsorcjum.
Ostatnio Polska Miedź znów otrzymała ofertę inwestycji w Zambii. Tym razem w Konkola Division. Konkola to kopalnia tuż obok Nkany. Obecnie jest własnością spółki Anglo-Wan, która potrzebuje wsparcia finansowego i nowoczesnych technologii. - To ostatni dzwonek, by zainwestować w Zambii, są tu już wszystkie największe światowe koncerny - mówi Maria Ogonowska, konsul RP.
W kręgu zainteresowania lubińskiej spółki znalazł się także niespodziewanie kubański nikiel. Ze wschodniej Kuby pochodzi 25 proc. światowej produkcji tego kruszcu. Inwestują tam wielkie światowe koncerny z wyjątkiem amerykańskich, które obowiązuje embargo. W 1997 r. polska misja gospodarcza, w której składzie znaleźli się przedstawiciele KGHM, trafiła do Hawany. - Inwestycja obejmowała zakończenie budowy zakładu w Cupey, którą rozpoczęto w czasach RWPG. Linia produkcyjna nigdy nie została uruchomiona, ale była stale konserwowana. Kubańczycy przekonywali, że nie będzie trudności rozruchowych. Wiedzieliśmy jednak, że dziś w Australii buduje się nowocześniejsze zakłady o niższych kosztach operacyjnych. Instalacja kubańska może nie być konkurencyjna - ocenia Hadryś.
Polska Miedź była zainteresowana wyłącznie złożem. Proponowała postawienie nowego zakładu do przerobu rudy. To był dla Kubańczyków punkt nie do zaakceptowania. Mimo to negocjacje toczyły się nadal. Uzgodniono, że na Kubie będą wytwarzane sole niklowe i kobaltowe, czyli półprodukty. Następnie miały być one rafinowane w Polsce, w nowym zakładzie w Głogowie. - Strony spotykały się kilka razy. Wszystko było zapięte niemal na ostatni guzik, aż wreszcie Polacy odstąpili od negocjacji - mówi chcący zachować anonimowość pracownik polskiej ambasady w Hawanie. - Kubańczycy wnosili tylko aport. My wykładaliśmy gotówkę i ponosiliśmy pełne ryzyko finansowe - tłumaczy Hadryś. Chodziło o 200-300 mln dolarów. Trwają również poszukiwania nowych złóż w Afryce. Za morze wyjadą zapewne kolejne delegacje, zamówione zostaną kolejne kosztowne ekspertyzy. Tymczasem spółka z Lubina wykazała w ubiegłym roku stratę netto sięgającą 170 mln zł. Nie da się jej do końca wytłumaczyć - jak to próbuje robić zarząd - uporządkowaniem operacji księgowych. Czy to my jesteśmy tak krótkowzroczni i nie potrafimy dostrzec wielkiej wizji menedżerów KGHM, czy też Polska Miedź napędzana jest czymś, co niegdyś Melchior Wańkowicz nazwał polskim chciejstwem?
Swoje pierwsze afrykańskie inwestycje specjaliści z Lubina oparli na założeniu, że w kongijskim zagłębiu Kimpe mają do czynienia z popularną w Polsce rudą siarczkową. Optymistyczny wariant zakładał szybkie uruchomienie produkcji i zysk w wysokości 200 mln dolarów. Pesymistyczne prognozy mówiły o 20 mln dolarów zysku. Jednak zamiast zakładanych 605 tys. ton rudy złoża zostały oszacowane na 512 tys. ton. Dla porównania - dzienne wydobycie rudy w polskich kopalniach KGHM przekracza 90 tys. ton. - Okazało się też, że są to złoża rudy tlenkowej, której KGHM nie potrafi przerabiać. Teraz Polska Miedź zamiast zysków ma w Afryce same straty. Miesięczne opłaty za podnajem działki, ochronę i konserwację sprzętu sięgają 100 tys. dolarów - ocenia dr Franciszek Łętowski, który opracowywał technologię przerobu kongijskiej rudy.
Nie wiadomo, czy i kiedy KGHM ponownie zacznie przerabiać złoże w Kimpe. Nie wiadomo też, w jaki sposób będzie sprzedawać uzyskaną tam miedź i kobalt. Na dodatek w umowie dotyczącej kongijskiego przedsięwzięcia znalazł się zapis, zgodnie z którym, jeśli ruda będzie zawierać więcej niż 0,78 proc. kobaltu, to spółka z Lubina będzie musiała oddać firmie Colmet 55 proc. zysku z nadwyżki.
Światowe koncerny zajmujące się wydobyciem i przerobem rud metali często sięgają po afrykańskie i azjatyckie złoża, przedłużając w ten sposób żywotność własnych kopalń. Jerzy Pietraszek, rzecznik prasowy KGHM, twierdzi jednak, że Polska nie musi się jeszcze bać o swoje złoża. Największe kopalnie mogą tu działać przez następne 20-30 lat. Do tego dochodzą bogate złoża niedaleko Głogowa. - Niestety, są one położone znacznie głębiej i na razie ich wydobycie jest nieopłacalne. Jeśli sytuacja rynkowa będzie dobra, a my opracujemy odpowiednią technologię, będziemy mogli wydobywać rudę miedziową mniej więcej do 2070 r. - mówi Pietraszek. W oczekiwaniu na głogowskie złoża KGHM rozważa penetrację zagłębia rudy w Mauretanii. Chodzi tu o inwestycję w australijsko-mauretańską spółkę, która jest właścicielem złoża miedziowego, ale nie ma pieniędzy na inwestycję i nie dysponuje odpowiednią technologią eksploatacji. KGHM jest gotów przeznaczyć na ten cel 20 mln dolarów. - Z tego złoża będziemy mogli uzyskiwać 10 tys. ton miedzi rocznie. Do tego dochodzi złoto, w które ruda jest bogata. Inwestycja jest przewidziana na 7-8 lat - mówi Edward Hadryś, dyrektor ds. współpracy z zagranicą w KGHM. Polska Miedź liczy na podwójny zysk. Po pierwsze - na wydobyciu miedzi i złota, po drugie - na dostawach kwasu siarkowego produkowanego w Lubinie, koniecznego do wypłukiwania metali z rudy.
Na Mauretanii nie kończą się ambitne plany Polskiej Miedzi. Pod koniec ubiegłego roku Ministerstwo Górnictwa Zambii zachęcało KGHM do kupna kopalni Mufulira w Zambii. - Konieczne byłoby kupienie nowoczesnego sprzętu i technologii. W sumie kosztowałoby to ok. 100 mln dolarów - mówi Pietraszek. KGHM przystąpił do przetargu, ale spóźnił się ze złożeniem oferty. Hadryś twierdzi, że i tak jego firma nie była w stanie przebić dwukrotnie wyższej propozycji szwajcarskiego konsorcjum.
Ostatnio Polska Miedź znów otrzymała ofertę inwestycji w Zambii. Tym razem w Konkola Division. Konkola to kopalnia tuż obok Nkany. Obecnie jest własnością spółki Anglo-Wan, która potrzebuje wsparcia finansowego i nowoczesnych technologii. - To ostatni dzwonek, by zainwestować w Zambii, są tu już wszystkie największe światowe koncerny - mówi Maria Ogonowska, konsul RP.
W kręgu zainteresowania lubińskiej spółki znalazł się także niespodziewanie kubański nikiel. Ze wschodniej Kuby pochodzi 25 proc. światowej produkcji tego kruszcu. Inwestują tam wielkie światowe koncerny z wyjątkiem amerykańskich, które obowiązuje embargo. W 1997 r. polska misja gospodarcza, w której składzie znaleźli się przedstawiciele KGHM, trafiła do Hawany. - Inwestycja obejmowała zakończenie budowy zakładu w Cupey, którą rozpoczęto w czasach RWPG. Linia produkcyjna nigdy nie została uruchomiona, ale była stale konserwowana. Kubańczycy przekonywali, że nie będzie trudności rozruchowych. Wiedzieliśmy jednak, że dziś w Australii buduje się nowocześniejsze zakłady o niższych kosztach operacyjnych. Instalacja kubańska może nie być konkurencyjna - ocenia Hadryś.
Polska Miedź była zainteresowana wyłącznie złożem. Proponowała postawienie nowego zakładu do przerobu rudy. To był dla Kubańczyków punkt nie do zaakceptowania. Mimo to negocjacje toczyły się nadal. Uzgodniono, że na Kubie będą wytwarzane sole niklowe i kobaltowe, czyli półprodukty. Następnie miały być one rafinowane w Polsce, w nowym zakładzie w Głogowie. - Strony spotykały się kilka razy. Wszystko było zapięte niemal na ostatni guzik, aż wreszcie Polacy odstąpili od negocjacji - mówi chcący zachować anonimowość pracownik polskiej ambasady w Hawanie. - Kubańczycy wnosili tylko aport. My wykładaliśmy gotówkę i ponosiliśmy pełne ryzyko finansowe - tłumaczy Hadryś. Chodziło o 200-300 mln dolarów. Trwają również poszukiwania nowych złóż w Afryce. Za morze wyjadą zapewne kolejne delegacje, zamówione zostaną kolejne kosztowne ekspertyzy. Tymczasem spółka z Lubina wykazała w ubiegłym roku stratę netto sięgającą 170 mln zł. Nie da się jej do końca wytłumaczyć - jak to próbuje robić zarząd - uporządkowaniem operacji księgowych. Czy to my jesteśmy tak krótkowzroczni i nie potrafimy dostrzec wielkiej wizji menedżerów KGHM, czy też Polska Miedź napędzana jest czymś, co niegdyś Melchior Wańkowicz nazwał polskim chciejstwem?
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.