Najlepszą odpowiedzią na dyktat cenowy OPEC byłoby radykalne ograniczenie roli ropy naftowej w gospodarce światowej
To tytuł dziś zapomnianej, ale głośnej w międzywojniu - zwłaszcza w latach 30. - książki Antona Zischki. Tytuł, który staje się ponownie aktualny w sytuacji, gdy nie osiągnięto dostatecznych sukcesów w pozyskiwaniu alternatywnych źródeł energii i mamy do czynienia ze zwariowaną opozycją antynuklearną. Przedsmak tego, co grozi konsumentom ropy naftowej, mieliśmy już w latach 70., kiedy posiadacze tego surowca niemal w okamgnieniu kilkunastokrotnie (z 2-3 USD na 35 USD za baryłkę) podwyższyli ceny. Przewaga naukowa i technologiczna USA, Japonii i najwyżej rozwiniętych krajów europejskich umożliwiła skok technologiczny, opanowanie kryzysu i uniknięcie dyktanda OPEC na 20 lat.
Wszystko wskazuje jednak, że rozejm między zrzeszonymi w OPEC producentami a konsumentami się kończy. 10 września 2000 r. trzeba było płacić 33-34 USD za baryłkę. A jeszcze zupełnie niedawno kupowało się ropę po kilkanaście dolarów. Kraje OPEC postanowiły wykorzystać swoją pozycję największego dostawcy i ustawić kraje konsumenckie w roli petentów, zmuszanych do najrozmaitszych ustępstw w zamian za chwilowe ograniczenie podwyżek cen ropy. Członkowie OPEC dobrze wybrali moment do ataku. Wspomniany już brak poważniejszych sukcesów alternatywnej energetyki, tendencja do zamykania elektrowni jądrowych, wyczerpywanie się zasobów ropy w USA i ZSRR - to "mocne" argumenty.
Mógłby ktoś pomyśleć, że to słuszna i sprawiedliwa walka o nowy podział bogactwa, o środki na walkę z nędzą. Nic z tych rzeczy. W walce z nędzą w Afryce kraje OPEC nie odgrywają niemal żadnej roli. Organizacja ta jest zresztą ugrupowaniem bardzo niejednorodnym. Należy doń zarówno feudalna monarchia saudyjska, jak i Wenezuela z rujnującym swój kraj reżimem Chaveza, bliskiego przyjaciela Fidela Castro. Wspólną cechą tych przeciwstawnych sobie reżimów jest jedynie niezdolność do racjonalnego gospodarowania i przekonanie, że zasoby ropy umożliwią życie bez wysiłku.
Podteksty obecnego ataku OPEC sięgają jednak głębiej. Ostatnie lata przyniosły gwałtowne narastanie klimatu konfrontacji między wojującym islamem a umiarkowanymi muzułmanami i resztą świata. Masakra tysięcy ludzi w Algierii, w Timorze Wschodnim, mordowanie chrześcijan na wyspach archipelagu indonezyjskiego, umacnianie się radykalnych reżimów islamskich (np. Afganistan) - wszystko zdaje się wskazywać na początek nowej fazy dżihadu, na ożywienie świętej wojny, w której ropa naftowa będzie silną bronią. Oczywiście trzeba mieć nadzieję na zwycięstwo w świecie islamu ugrupowań umiarkowanych, gotowych do pokojowego współżycia. Dotychczasowy "jastrząb" Kaddafi wykupił przecież zakładników na Filipinach. Rysy pojawiają się na betonie irańskim. Ale czy wygra rozsądek, umiarkowanie i nowoczesność, czy ideologia dżihadu - to sprawa otwarta. Świat musi być przygotowany na obie ewentualności. Najlepszą odpowiedzią byłaby kolejna rewolucja naukowa i techniczna, radykalnie ograniczająca rolę ropy naftowej w gospodarce światowej. Jest to bowiem warunek zachowania suwerenności cywilizowanego świata, demokracji i wolności.
Globalny charakter sporu o ropę i skala ruchu cen tego surowca ukazuje, jak żałosne w swej niewiedzy są protesty przeciw akcyzie na paliwa. Żądający jej zniesienia nie zdają sobie oczywiście sprawy z konsekwencji takiego kroku: gwałtownego zmniejszenia dochodów budżetowych i świadczeń socjalnych, których nie będzie z czego wypłacać. Ubocznym skutkiem takiego posunięcia byłoby otwarcie drogi do kolejnych podwyżek cen przez OPEC. Czasy, kiedy akcyza stanowiła 60-80 proc. ceny litra benzyny, i tak odchodzą do przeszłości. Ropa nie kosztuje dziś 2-3 USD, tylko ponad 30 USD za baryłkę. Tak czy inaczej czekają nas trudne chwile. Od dyktatu OPEC może nas uwolnić jedynie nowy, jakościowy przełom w nauce i technice, wymagający inwestowania, inwestowania i jeszcze raz inwestowania w to, co nowe i obiecujące.
Wszystko wskazuje jednak, że rozejm między zrzeszonymi w OPEC producentami a konsumentami się kończy. 10 września 2000 r. trzeba było płacić 33-34 USD za baryłkę. A jeszcze zupełnie niedawno kupowało się ropę po kilkanaście dolarów. Kraje OPEC postanowiły wykorzystać swoją pozycję największego dostawcy i ustawić kraje konsumenckie w roli petentów, zmuszanych do najrozmaitszych ustępstw w zamian za chwilowe ograniczenie podwyżek cen ropy. Członkowie OPEC dobrze wybrali moment do ataku. Wspomniany już brak poważniejszych sukcesów alternatywnej energetyki, tendencja do zamykania elektrowni jądrowych, wyczerpywanie się zasobów ropy w USA i ZSRR - to "mocne" argumenty.
Mógłby ktoś pomyśleć, że to słuszna i sprawiedliwa walka o nowy podział bogactwa, o środki na walkę z nędzą. Nic z tych rzeczy. W walce z nędzą w Afryce kraje OPEC nie odgrywają niemal żadnej roli. Organizacja ta jest zresztą ugrupowaniem bardzo niejednorodnym. Należy doń zarówno feudalna monarchia saudyjska, jak i Wenezuela z rujnującym swój kraj reżimem Chaveza, bliskiego przyjaciela Fidela Castro. Wspólną cechą tych przeciwstawnych sobie reżimów jest jedynie niezdolność do racjonalnego gospodarowania i przekonanie, że zasoby ropy umożliwią życie bez wysiłku.
Podteksty obecnego ataku OPEC sięgają jednak głębiej. Ostatnie lata przyniosły gwałtowne narastanie klimatu konfrontacji między wojującym islamem a umiarkowanymi muzułmanami i resztą świata. Masakra tysięcy ludzi w Algierii, w Timorze Wschodnim, mordowanie chrześcijan na wyspach archipelagu indonezyjskiego, umacnianie się radykalnych reżimów islamskich (np. Afganistan) - wszystko zdaje się wskazywać na początek nowej fazy dżihadu, na ożywienie świętej wojny, w której ropa naftowa będzie silną bronią. Oczywiście trzeba mieć nadzieję na zwycięstwo w świecie islamu ugrupowań umiarkowanych, gotowych do pokojowego współżycia. Dotychczasowy "jastrząb" Kaddafi wykupił przecież zakładników na Filipinach. Rysy pojawiają się na betonie irańskim. Ale czy wygra rozsądek, umiarkowanie i nowoczesność, czy ideologia dżihadu - to sprawa otwarta. Świat musi być przygotowany na obie ewentualności. Najlepszą odpowiedzią byłaby kolejna rewolucja naukowa i techniczna, radykalnie ograniczająca rolę ropy naftowej w gospodarce światowej. Jest to bowiem warunek zachowania suwerenności cywilizowanego świata, demokracji i wolności.
Globalny charakter sporu o ropę i skala ruchu cen tego surowca ukazuje, jak żałosne w swej niewiedzy są protesty przeciw akcyzie na paliwa. Żądający jej zniesienia nie zdają sobie oczywiście sprawy z konsekwencji takiego kroku: gwałtownego zmniejszenia dochodów budżetowych i świadczeń socjalnych, których nie będzie z czego wypłacać. Ubocznym skutkiem takiego posunięcia byłoby otwarcie drogi do kolejnych podwyżek cen przez OPEC. Czasy, kiedy akcyza stanowiła 60-80 proc. ceny litra benzyny, i tak odchodzą do przeszłości. Ropa nie kosztuje dziś 2-3 USD, tylko ponad 30 USD za baryłkę. Tak czy inaczej czekają nas trudne chwile. Od dyktatu OPEC może nas uwolnić jedynie nowy, jakościowy przełom w nauce i technice, wymagający inwestowania, inwestowania i jeszcze raz inwestowania w to, co nowe i obiecujące.
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.