Komu można bez wyrzutów sumienia powierzyć opiekę nad zniedołężniałymi rodzicami?
Żyjemy w pośpiechu. Nie mamy czasu nie tylko na zajęcie się własnymi dziećmi, ale także zniedołężniałymi rodzicami. Coraz częściej zapada decyzja o oddaniu starszej osoby do domu "spokojnej starości". Dla wszystkich pełnych wyrzutów sumienia mamy jedną pocieszającą wiadomość - coraz więcej domów starców bardziej przypomina luksusowe pensjonaty niż zatęchłe PRL-owskie umieralnie.
- Chciałam ulżyć córce - mówi 75-letnia Halina Czapla, rezydentka domu Matuzalem w Aninie koło Warszawy. Powoli traci wzrok, ma chore nerki, wątrobę, serce i wymaga stałej opieki. - Mama nie wychodziła z domu, cały dzień siedziała sama. Myliła leki, często wzywała mnie z pracy na pomoc - mówi jej córka Małgorzata Czapla, która prowadzi sklep i w domu pojawia się późnym wieczorem. Nie mogła liczyć na pomoc rodzeństwa. Przez jakiś czas przychodziły do domu opiekunki. - Ale były do niczego - denerwuje się rezydentka anińskiego domu.
Razem z córką postanowiły, że zamieszka w domu opieki. Najpierw na próbę, na miesiąc. - Ten początek był najgorszy. Bardzo tęskniłam i wszystko mnie tu denerwowało. Ale teraz czuję się już bardzo dobrze. Opieka jest wspaniała. A i towarzystwo nie najgorsze. Przy stole siedzę z samymi panami - śmieje się pani Halina.
Jeszcze dziesięć lat temu decyzja o oddaniu któregoś z rodziców do tzw. domu starców spotykała się ze środowiskowym potępieniem. Nikt nie chciał się przyznać, że jest "wyrodnym dzieckiem" i oddał matkę czy ojca do "przytułku" czy "umieralni", jak niegdyś nazywało się te miejsca. W połowie lat 90. zaczęły jednak powstawać wzorowane na zachodnich prywatne domy opieki. Tylko w okolicach Warszawy funkcjonuje ich dziś niemal 60. Znacznie poprawiły się także warunki w domach państwowych.
Nasze społeczeństwo gwał-townie się starzeje, a jednocześnie bardzo powoli postępuje proces typowy dla krajów zachodnich - osoby po emeryturze przez długie lata pozostają w pełni samodzielne. W Polsce jeszcze 20 lat temu osoby po 60. roku życia stanowiły 13,3 proc. populacji, w 1990 r. - już 15 proc. a w 1999 r. - 16,6 proc.
- Mnóstwo osób dożywa sędziwego wieku. Nie zawsze towarzyszy temu niesprawność fizyczna czy umysłowa. Nie trzeba umieszczać tych osób w szpitalach. One wymagają zwykłej, głównie hotelowej opieki. A tę nie zawsze są w stanie zapewnić najbliżsi - mówi prof. Krzysztof Galus, krajowy konsultant ds. geriatrii.
Decyzja o przeniesieniu do tzw. domu starców jest jednak nadal dramatyczna.
- Na ogół powoduje mniejsze lub większe poczucie winy - mówi dr Bogusław Wasiak, psycholog kliniczny z Centrum Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN, współpracujący z Polskim Stowarzyszeniem Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera. - Prawie każdy, kto do nas przychodzi ze swoim rodzicem czy teściem, zaczyna nam tłumaczyć, dlaczego to robi - mówi Teresa Skoczek, właścicielka trzech domów opieki Matuzalem w okolicach Warszawy. Na ogół starszy człowiek nie radzi sobie sam, a rodzina nie jest w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa. "Tata wsiada do samochodu bez dokumentów i jeździ pod prąd", "już trzy razy mama spowodowała pożar", "za najmniejsze naprawy w domu płaci robotnikom po kilkaset złotych" - to tylko niektóre z licznych tłumaczeń.
Dzieci, które mieszkają za granicą i oddały rodziców do domu opieki, nie są w stanie sprawdzić poziomu usług. Wtedy jedynym rozwiązaniem jest dobra opinia na temat ośrodka wśród znajomych. - Do nas trafiają głównie osoby ze środowiska aptekarskiego, czyli znajomi znajomych - mówi Jolanta Radecka, była aptekarka, właścicielka Nestorii w Piasecznie koło Warszawy. W domu niemal połowa pensjonariuszy to osoby, których rodziny wyjechały czasowo lub na stałe za granicę. - Są pewni, że ich rodzice są bezpieczni. Choć rzadko ich odwiedzają, regularnie do nich dzwonią - mówi Radecka. Jeszcze jakiś czas temu telefonować mogli także pensjonariusze. Okazało się, że wzruszeni nie umieli skończyć rozmowy z synem lub córką. Właściciele mieli problemy z zapłaceniem rachunków.
Gdy otworzyły się granice, właściciele domów opieki mieli nadzieję, że do ich ośrodków przyjadą starsi polonusi. Niestety, okazało się, że nasze placówki stoją na ogół na znacznie niższym poziomie niż na Zachodzie. Ośrodki uznane za atrakcyjne były jednak oblegane.
- Mój kolega chciał wrócić z Anglii i prosił mnie o pomoc w załatwieniu miejsca w domu kombatanta. Ja też tam chciałem znaleźć miejsce. Powiedziano mi, że trzeba czekać dwa lata. On się nie doczekał, ja zdecydowałem się na dom prywatny - mówi 86-letni Eugeniusz Dyga, były lotnik, rezydent domu Matuzalem.
Taki poziom usług jak w Matuzalemie czy Nestorii zdaje się być nowością i pieśnią przyszłości. Od czasu do czasu w prasie pojawiają się wstrząsające artykuły opisujące zaniedbania i nadużycia w prywatnych domach opieki. Ostatnio głośna była historia 79-letniej Haliny Włodarczyk, która po roku pobytu w domu opieki w Łomiankach wycieńczona, odwodniona, z cieknącymi ranami trafiła do szpitala, gdzie po kilku dniach zmarła. Sprawą zainteresowała się prokuratura. Placówkę może założyć każdy. Wystarczy zarejestrować działalność gospodarczą. - Jeśli dany obiekt został zarejestrowany jako pensjonat, dom złotej jesieni lub w jakiś inny, oryginalny sposób, nie mamy żadnych możliwości kontroli - przyznaje Zuzanna Grabusińska z Departamentu Pomocy Społecznej Ministerstwa Pracy, odpowiedzialnego za domy opieki. Na razie nie wiadomo nawet, ile jest takich placówek.
Należy się także wystrzegać wyjątkowo tanich ofert, a zdarzają się nawet propozycje pobytu za 500 zł miesięcznie. Dla porównania: koszt pobytu w państwowym domu opieki to ok. 1500 zł (z czego pensjonariusz płaci najwyżej 800 zł, resztę dopłaca samorząd). Za pobyt w domu prywatnym trzeba zapłacić od 700 zł (miejsce w pokoju czteroosobowym w domu Arkadia w Polanicy Zdroju) do 3000 zł (apartament w Nestorii w Piasecznie). Cena zależy od liczebności personelu, usytuowania domu itp.
Prof. Danuta Piekut-Brodzka z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie od czterech lat prowadzi badania w warszawskich domach pomocy społecznej.
- Są to placówki o znacznie wyższym standardzie niż jeszcze dziesięć lat temu, co niewątpliwie sprawia, że ich wizerunek jest coraz lepszy. Nie traktuje się ich już jak przechowalni dla ludzi starych - mówi prof. Piekut-Brodzka. Z roku na rok rośnie liczba osób, które chcą w takich domach spędzić starość.
- Nie spotkałam się z potępieniem ze strony sąsiadów i znajomych - mówi Małgorzata Czapla. Na wszelki wypadek cały czas nosi przy sobie zdjęcia z domu, w którym przebywa jej matka. - Nie ma się czego wstydzić - podkreśla.
W Ministerstwie Pracy powstaje rejestr wszystkich domów opieki dla ludzi starych - państwowych, prywatnych, przykościelnych. Ma być gotowy w ciągu najbliższych miesięcy. - Jeśli ktoś zdecyduje się wpisać swój ośrodek na tę listę, będzie musiał spełnić nasze kryteria. To będzie gwarancją zachowania pewnego poziomu usług - mówi Grabusińska.
Psycholodzy ostrzegają, że przeniesienie starszej osoby do domu opieki jest dla niej ogromnym wstrząsem. - Nie ulega wątpliwości, że dla niesprawnych czy przewlekle chorych najlepszym i najbezpieczniejszym miejscem jest ich własny dom. Jednakże nie sam pobyt chorego w domu, lecz jakość opieki domowej decydują o jakości życia - przypomina dr Bogusław Wasiak.
- Najszybciej przyzwyczajają się ludzie, którzy mieszkali sami. Oni pragną kontaktu z drugą osobą. Szybciej nawiązują przyjaźnie, długo z sobą rozmawiają - mówi Teresa Skoczek. Coraz częściej zdarza się, że pensjonariusz mówi "mój dom", mając na myśli dom opieki. Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia jeden z rezydentów zapowiedział, że nie wraca do dzieci. Gdy przyjechały z całą rodziną, powiedział, że przecież mogą zostać na Wigilię w pensjonacie. Zostali.
- Chciałam ulżyć córce - mówi 75-letnia Halina Czapla, rezydentka domu Matuzalem w Aninie koło Warszawy. Powoli traci wzrok, ma chore nerki, wątrobę, serce i wymaga stałej opieki. - Mama nie wychodziła z domu, cały dzień siedziała sama. Myliła leki, często wzywała mnie z pracy na pomoc - mówi jej córka Małgorzata Czapla, która prowadzi sklep i w domu pojawia się późnym wieczorem. Nie mogła liczyć na pomoc rodzeństwa. Przez jakiś czas przychodziły do domu opiekunki. - Ale były do niczego - denerwuje się rezydentka anińskiego domu.
Razem z córką postanowiły, że zamieszka w domu opieki. Najpierw na próbę, na miesiąc. - Ten początek był najgorszy. Bardzo tęskniłam i wszystko mnie tu denerwowało. Ale teraz czuję się już bardzo dobrze. Opieka jest wspaniała. A i towarzystwo nie najgorsze. Przy stole siedzę z samymi panami - śmieje się pani Halina.
Jeszcze dziesięć lat temu decyzja o oddaniu któregoś z rodziców do tzw. domu starców spotykała się ze środowiskowym potępieniem. Nikt nie chciał się przyznać, że jest "wyrodnym dzieckiem" i oddał matkę czy ojca do "przytułku" czy "umieralni", jak niegdyś nazywało się te miejsca. W połowie lat 90. zaczęły jednak powstawać wzorowane na zachodnich prywatne domy opieki. Tylko w okolicach Warszawy funkcjonuje ich dziś niemal 60. Znacznie poprawiły się także warunki w domach państwowych.
Nasze społeczeństwo gwał-townie się starzeje, a jednocześnie bardzo powoli postępuje proces typowy dla krajów zachodnich - osoby po emeryturze przez długie lata pozostają w pełni samodzielne. W Polsce jeszcze 20 lat temu osoby po 60. roku życia stanowiły 13,3 proc. populacji, w 1990 r. - już 15 proc. a w 1999 r. - 16,6 proc.
- Mnóstwo osób dożywa sędziwego wieku. Nie zawsze towarzyszy temu niesprawność fizyczna czy umysłowa. Nie trzeba umieszczać tych osób w szpitalach. One wymagają zwykłej, głównie hotelowej opieki. A tę nie zawsze są w stanie zapewnić najbliżsi - mówi prof. Krzysztof Galus, krajowy konsultant ds. geriatrii.
Decyzja o przeniesieniu do tzw. domu starców jest jednak nadal dramatyczna.
- Na ogół powoduje mniejsze lub większe poczucie winy - mówi dr Bogusław Wasiak, psycholog kliniczny z Centrum Medycyny Doświadczalnej i Klinicznej PAN, współpracujący z Polskim Stowarzyszeniem Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera. - Prawie każdy, kto do nas przychodzi ze swoim rodzicem czy teściem, zaczyna nam tłumaczyć, dlaczego to robi - mówi Teresa Skoczek, właścicielka trzech domów opieki Matuzalem w okolicach Warszawy. Na ogół starszy człowiek nie radzi sobie sam, a rodzina nie jest w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa. "Tata wsiada do samochodu bez dokumentów i jeździ pod prąd", "już trzy razy mama spowodowała pożar", "za najmniejsze naprawy w domu płaci robotnikom po kilkaset złotych" - to tylko niektóre z licznych tłumaczeń.
Dzieci, które mieszkają za granicą i oddały rodziców do domu opieki, nie są w stanie sprawdzić poziomu usług. Wtedy jedynym rozwiązaniem jest dobra opinia na temat ośrodka wśród znajomych. - Do nas trafiają głównie osoby ze środowiska aptekarskiego, czyli znajomi znajomych - mówi Jolanta Radecka, była aptekarka, właścicielka Nestorii w Piasecznie koło Warszawy. W domu niemal połowa pensjonariuszy to osoby, których rodziny wyjechały czasowo lub na stałe za granicę. - Są pewni, że ich rodzice są bezpieczni. Choć rzadko ich odwiedzają, regularnie do nich dzwonią - mówi Radecka. Jeszcze jakiś czas temu telefonować mogli także pensjonariusze. Okazało się, że wzruszeni nie umieli skończyć rozmowy z synem lub córką. Właściciele mieli problemy z zapłaceniem rachunków.
Gdy otworzyły się granice, właściciele domów opieki mieli nadzieję, że do ich ośrodków przyjadą starsi polonusi. Niestety, okazało się, że nasze placówki stoją na ogół na znacznie niższym poziomie niż na Zachodzie. Ośrodki uznane za atrakcyjne były jednak oblegane.
- Mój kolega chciał wrócić z Anglii i prosił mnie o pomoc w załatwieniu miejsca w domu kombatanta. Ja też tam chciałem znaleźć miejsce. Powiedziano mi, że trzeba czekać dwa lata. On się nie doczekał, ja zdecydowałem się na dom prywatny - mówi 86-letni Eugeniusz Dyga, były lotnik, rezydent domu Matuzalem.
Taki poziom usług jak w Matuzalemie czy Nestorii zdaje się być nowością i pieśnią przyszłości. Od czasu do czasu w prasie pojawiają się wstrząsające artykuły opisujące zaniedbania i nadużycia w prywatnych domach opieki. Ostatnio głośna była historia 79-letniej Haliny Włodarczyk, która po roku pobytu w domu opieki w Łomiankach wycieńczona, odwodniona, z cieknącymi ranami trafiła do szpitala, gdzie po kilku dniach zmarła. Sprawą zainteresowała się prokuratura. Placówkę może założyć każdy. Wystarczy zarejestrować działalność gospodarczą. - Jeśli dany obiekt został zarejestrowany jako pensjonat, dom złotej jesieni lub w jakiś inny, oryginalny sposób, nie mamy żadnych możliwości kontroli - przyznaje Zuzanna Grabusińska z Departamentu Pomocy Społecznej Ministerstwa Pracy, odpowiedzialnego za domy opieki. Na razie nie wiadomo nawet, ile jest takich placówek.
Należy się także wystrzegać wyjątkowo tanich ofert, a zdarzają się nawet propozycje pobytu za 500 zł miesięcznie. Dla porównania: koszt pobytu w państwowym domu opieki to ok. 1500 zł (z czego pensjonariusz płaci najwyżej 800 zł, resztę dopłaca samorząd). Za pobyt w domu prywatnym trzeba zapłacić od 700 zł (miejsce w pokoju czteroosobowym w domu Arkadia w Polanicy Zdroju) do 3000 zł (apartament w Nestorii w Piasecznie). Cena zależy od liczebności personelu, usytuowania domu itp.
Prof. Danuta Piekut-Brodzka z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie od czterech lat prowadzi badania w warszawskich domach pomocy społecznej.
- Są to placówki o znacznie wyższym standardzie niż jeszcze dziesięć lat temu, co niewątpliwie sprawia, że ich wizerunek jest coraz lepszy. Nie traktuje się ich już jak przechowalni dla ludzi starych - mówi prof. Piekut-Brodzka. Z roku na rok rośnie liczba osób, które chcą w takich domach spędzić starość.
- Nie spotkałam się z potępieniem ze strony sąsiadów i znajomych - mówi Małgorzata Czapla. Na wszelki wypadek cały czas nosi przy sobie zdjęcia z domu, w którym przebywa jej matka. - Nie ma się czego wstydzić - podkreśla.
W Ministerstwie Pracy powstaje rejestr wszystkich domów opieki dla ludzi starych - państwowych, prywatnych, przykościelnych. Ma być gotowy w ciągu najbliższych miesięcy. - Jeśli ktoś zdecyduje się wpisać swój ośrodek na tę listę, będzie musiał spełnić nasze kryteria. To będzie gwarancją zachowania pewnego poziomu usług - mówi Grabusińska.
Psycholodzy ostrzegają, że przeniesienie starszej osoby do domu opieki jest dla niej ogromnym wstrząsem. - Nie ulega wątpliwości, że dla niesprawnych czy przewlekle chorych najlepszym i najbezpieczniejszym miejscem jest ich własny dom. Jednakże nie sam pobyt chorego w domu, lecz jakość opieki domowej decydują o jakości życia - przypomina dr Bogusław Wasiak.
- Najszybciej przyzwyczajają się ludzie, którzy mieszkali sami. Oni pragną kontaktu z drugą osobą. Szybciej nawiązują przyjaźnie, długo z sobą rozmawiają - mówi Teresa Skoczek. Coraz częściej zdarza się, że pensjonariusz mówi "mój dom", mając na myśli dom opieki. Przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia jeden z rezydentów zapowiedział, że nie wraca do dzieci. Gdy przyjechały z całą rodziną, powiedział, że przecież mogą zostać na Wigilię w pensjonacie. Zostali.
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.