Krótka pamięć i pobłażliwość wobec tyranów dają Zachodowi wymierne korzyści finansowe
Czy pułkownik Muammar Kaddafi wróci na polityczne salony czołowych demokracji świata? Enfant terrible arabskiej rewolucji ułatwił przywódcom Zachodu moralną woltę - przejście od potępienia do milczącej akceptacji - wydając miliony libijskich petrodolarów na uwolnienie zachodnich zakładników przetrzymywanych przez islamskich rebeliantów na wyspie Jolo. Wcześniej, w 1999 r., przekazał w ręce międzynarodowego wymiaru sprawiedliwości dwóch agentów libijskich służb specjalnych, domniemanych sprawców zamachu bombowego na samolot linii lotniczych PanAm.
Wizyty biznesmenów i przedstawicieli rządów Zachodu w Libii nie muszą się już odbywać pod osłoną tajemnicy. Do Trypolisu zawitała ostatnio nawet oficjalna delegacja amerykańska. Po raz pierwszy zwyciężyła pragmatyka i rachunek ekonomiczny. Libia jest liczącym się członkiem OPEC, a starający się o utrwalenie swej obecności na salonach Kaddafi może być skłonny do ustępstw i może zechcieć namówić partnerów do zwiększenia wydobycia ropy, której wysokie ceny destabilizują światową gospodarkę.
W prowadzeniu polityki sankcji wobec antydemokratycznych reżimów zachód Europy zawsze był bardziej elastyczny od amerykańskich sojuszników z NATO. Na początku lat 80. Europa napiętnowała władze PRL za wprowadzenie stanu wojennego. Rozbieżności pojawiły się, gdy Waszyngton nałożył embargo na dostawy sprzętu i technologii niezbędnych Rosjanom do budowy gazociągu orenburskiego. W 1982 r. europejscy sprzymierzeńcy złamali ten zakaz, motywując to ochroną miejsc pracy oraz koniecznością "oswajania rosyjskiego niedźwiedzia".
Dużo szczęścia w opinii liderów wolnego świata miał zairski satrapa Mobutu Sese Seko. Premiowano go za demonstrowanie niechęci do marksistowskich ugrupowań rządzących w sąsiednim Kongu Ludowym. Poza tym Mobutu potrafił zapewnić kontrolę nad zasobną w miedź i diamenty prowincją Katanga. O obozach pracy, mordach etnicznych i dokonywanych przez pozbawione żołdu wojsko aktach gwałtu na cywilnej ludności zaczęto szerzej mówić dopiero po upadku schorowanego despoty.
Innym faworytem, głównie Paryża, był Jean Bedel Bokassa, prezydent biednej Republiki Środkowoafrykańskiej, traktujący kraj jak prywatny folwark. Ten twórca kultu jednostki, który kazał zabijać uczniów za protesty przeciw szkolnym mundurkom, i - jak się później okazało - ludożerca zawsze mógł liczyć na pobłażliwość Francuzów. Przychylność polityków kupował za diamenty. W latach 70. prasa ujawniła fakt obdarowania przez niego kosztownościami ówczesnego prezydenta Valery’ego Giscarda d’Estaing.
Brutalne rozprawy z przeciwnikami nie przeszkadzały również w aprobowaniu reżimów w Iraku i Iranie. Saddam Husajn nie musiał się obawiać sankcji, dopóki nie dokonał inwazji na Kuwejt. Dzisiaj jednak w murze antyirackiego embarga zaczynają powstawać wyłomy. Firmy - głównie europejskie - już stają do wyścigu o przyszłe lukratywne zamówienia. Ekonomiczny pragmatyzm nakazuje też ostrożność w krytykowaniu Iranu. W Teheranie już są obecne francuskie koncerny naftowe Elf i Total, czekając na sposobność większych interesów.
Choć atutów ekonomicznych nie ma Kuba, to Fidel Castro coraz częściej pokazuje się w towarzystwie polityków najwyższej rangi. W otwieraniu mu drogi na świat przodują Hiszpanie, chcący odgrywać rolę pomostu między Ameryką Łacińską a Europą. Co prawda Stany Zjednoczone wciąż twardo obstają przy embargu i napiętnowaniu reżimu, ale sąsiadująca z nimi Kanada potrafiła zbić fortunę na współpracy handlowej i naganianiu Kubie turystów z całego świata.
Wartości demokratyczne i humanistyczne, tak chętnie wymieniane w przemówieniach polityków, rzadko wygrywają z cyniczną Realpolitik, której warunki dyktuje rachunek zysków i strat. Taryfa ulgowa dla Kaddafiego i Castro może zachęcić inne czarne charaktery światowej polityki do wytrwałości.
Wizyty biznesmenów i przedstawicieli rządów Zachodu w Libii nie muszą się już odbywać pod osłoną tajemnicy. Do Trypolisu zawitała ostatnio nawet oficjalna delegacja amerykańska. Po raz pierwszy zwyciężyła pragmatyka i rachunek ekonomiczny. Libia jest liczącym się członkiem OPEC, a starający się o utrwalenie swej obecności na salonach Kaddafi może być skłonny do ustępstw i może zechcieć namówić partnerów do zwiększenia wydobycia ropy, której wysokie ceny destabilizują światową gospodarkę.
W prowadzeniu polityki sankcji wobec antydemokratycznych reżimów zachód Europy zawsze był bardziej elastyczny od amerykańskich sojuszników z NATO. Na początku lat 80. Europa napiętnowała władze PRL za wprowadzenie stanu wojennego. Rozbieżności pojawiły się, gdy Waszyngton nałożył embargo na dostawy sprzętu i technologii niezbędnych Rosjanom do budowy gazociągu orenburskiego. W 1982 r. europejscy sprzymierzeńcy złamali ten zakaz, motywując to ochroną miejsc pracy oraz koniecznością "oswajania rosyjskiego niedźwiedzia".
Dużo szczęścia w opinii liderów wolnego świata miał zairski satrapa Mobutu Sese Seko. Premiowano go za demonstrowanie niechęci do marksistowskich ugrupowań rządzących w sąsiednim Kongu Ludowym. Poza tym Mobutu potrafił zapewnić kontrolę nad zasobną w miedź i diamenty prowincją Katanga. O obozach pracy, mordach etnicznych i dokonywanych przez pozbawione żołdu wojsko aktach gwałtu na cywilnej ludności zaczęto szerzej mówić dopiero po upadku schorowanego despoty.
Innym faworytem, głównie Paryża, był Jean Bedel Bokassa, prezydent biednej Republiki Środkowoafrykańskiej, traktujący kraj jak prywatny folwark. Ten twórca kultu jednostki, który kazał zabijać uczniów za protesty przeciw szkolnym mundurkom, i - jak się później okazało - ludożerca zawsze mógł liczyć na pobłażliwość Francuzów. Przychylność polityków kupował za diamenty. W latach 70. prasa ujawniła fakt obdarowania przez niego kosztownościami ówczesnego prezydenta Valery’ego Giscarda d’Estaing.
Brutalne rozprawy z przeciwnikami nie przeszkadzały również w aprobowaniu reżimów w Iraku i Iranie. Saddam Husajn nie musiał się obawiać sankcji, dopóki nie dokonał inwazji na Kuwejt. Dzisiaj jednak w murze antyirackiego embarga zaczynają powstawać wyłomy. Firmy - głównie europejskie - już stają do wyścigu o przyszłe lukratywne zamówienia. Ekonomiczny pragmatyzm nakazuje też ostrożność w krytykowaniu Iranu. W Teheranie już są obecne francuskie koncerny naftowe Elf i Total, czekając na sposobność większych interesów.
Choć atutów ekonomicznych nie ma Kuba, to Fidel Castro coraz częściej pokazuje się w towarzystwie polityków najwyższej rangi. W otwieraniu mu drogi na świat przodują Hiszpanie, chcący odgrywać rolę pomostu między Ameryką Łacińską a Europą. Co prawda Stany Zjednoczone wciąż twardo obstają przy embargu i napiętnowaniu reżimu, ale sąsiadująca z nimi Kanada potrafiła zbić fortunę na współpracy handlowej i naganianiu Kubie turystów z całego świata.
Wartości demokratyczne i humanistyczne, tak chętnie wymieniane w przemówieniach polityków, rzadko wygrywają z cyniczną Realpolitik, której warunki dyktuje rachunek zysków i strat. Taryfa ulgowa dla Kaddafiego i Castro może zachęcić inne czarne charaktery światowej polityki do wytrwałości.
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.