Sportowcy nauczyli się wykorzystywać Internet
Mateusz Kusznierewicz po zawodach wysyła na własną stronę WWW wyniki i komentarze. Robert Korzeniewski koresponduje za pomocą poczty elektronicznej z fanami na całym świecie. Dla Pawła Nastuli Internet to miejsce, gdzie kibice mogą znaleźć wiele nie publikowanych w innych mediach informacji o nim. Sportowcy, trenerzy, kluby - wszyscy coraz chętniej stawiają na romans z Internetem. Dzięki sieci łatwiej jest dotrzeć do fanów i nawiązać z nimi bardziej bezpośredni kontakt. To również doskonały sposób na promocję zawodnika.
Mistrz świata w dżudo Paweł Nastula ma swoją własną witrynę od czerwca.
- Stworzyli ją koledzy, którzy kiedyś też trenowali dżudo. Uważali, że taka strona może mi pomóc przed igrzyskami w Sydney. Fani, którzy będą na nią zaglądać, mają mnie dodatkowo motywować - tłumaczy. Witryna Nastuli łączy rozrywkę z edukacją. - Tu internauci mogą się dowiedzieć czegoś więcej zarówno o mnie, jak i o samym dżudo - mówi. Fani mogą też wysłać maila do Nastuli i - jeśli się uda - porozmawiać z nim na czacie. Do Internetu Paweł Nastula będzie miał dostęp nawet w Sydney. Specjalnie dla sportowców w wiosce olimijskiej zainstalowano centrum internetowe, dzięki któremu olimpijczycy będą mogli bezpłatnie odpowiadać na maile kibiców. Mateusz Kusznierewicz, najlepszy polski żeglarz, utworzył internetową fotogalerię, gdzie jego fani mogą zobaczyć przyszłego sportowca na rękach u mamy lub jak w wieku dwóch lat "bawi się na całego". W sieci zaistniał też hokeista Mariusz Czerkawski i najlepsza polska tenisistka Magdalena Grzybowska. Oprócz osiągnięć i zdjęć z różnych turniejów na jej stronie są też ciekawostki z życia prywatnego.
Internetowa witryna to doskonały sposób na promocję i odpieranie zarzutów stawianych przez tradycyjne media. Tak było między innymi w wypadku Dietera Baumanna, mistrza Europy z 1994 r. w biegu na 5000 m, który założył swoją stronę, by się bronić przed pomówieniami o doping. Na witrynie wyjaśnia okoliczności sprawy, informując fanów, że nielegalne środki zostały mu ukradkiem wstrzyknięte do pasty do zębów. Podobnych wyjaśnień udziela wirtualnie Uta Pippig, biegająca w maratonie. Wykrycie u niej testosteronu tłumaczy chorobą i odstawieniem tabletek antykoncepcyjnych.
Z sieci korzystają też kluby sportowe i organizatorzy turniejów. - To już nawet nie jest kwestia tego, czy chcemy. My wręcz musimy prowadzić nasze strony on line. Na nich wyjaśniamy tajniki uprawiania żeglarstwa, zawiadamiamy o imprezach. Odchodzimy nawet od wydawania corocznego biuletynu informacyjnego dla żeglarzy, właśnie na rzecz Internetu - mówi Zbigniew Stosio, sekretarz generalny Polskiego Związku Żeglarskiego. - Na bieżąco umieszczamy wyniki regat. Statystyki pokazują, iż zaglądają tu internauci nie tylko z Polski, ale również ze Stanów Zjednoczonych i Australii. Dzisiaj bez e-maila trudno sobie wyobrazić organizację mistrzostw świata czy Europy. Pocztą elektroniczną na przykład zgłasza się zawodników.
Sportowcy nie mają kłopotów z przyciągnięciem kibiców do Internetu. - Być może dlatego, że wirtualna Anna Kurnikowa jest jeszcze bardziej pociągająca - śmieje się Olaf Montag, koordynator on line telewizyjnej stacji ARD. - Ale coraz częściej to wynik prostej kalkulacji. Internet jednym kliknięciem przenosi ludzi na korty Wimbledonu czy stadion w Sydney. Niewielu stać na obejrzenie mistrzostw na żywo. Sieć pozwala przynajmniej na wirtualne uczestnictwo, a przy tym dorzuca garść interesujących informacji, o które trudno nawet w sportowej prasie. Nie każdego też stać na lot paralotnią czy skok bungy. A w Internecie można również znaleźć strony poświęcone takim rozrywkom. - Nawet siedząc za biurkiem, można się nieźle spocić - przekonuje Jochen Schweizer, specjalista od sportów ekstremalnych. Rzeczywiście, niektóre serwisy, np. turystyka.onet.pl/adrenalina, serwują swoim gościom krótkie filmy wideo z lotu szybowcem, skoku bungy czy wspinaczki. Czujesz się tak, jakbyś sam zwisał na linie lub spadał na spadochronie. Poziom adrenaliny rośnie.
Ale wirtualne przyjemności to nie wszystko. W sieci można też liczyć na rady fachowców. Swoje witryny tworzą sportowcy, którzy największe sukcesy odnosili kilkanaście lat temu. Witold Plutecki, wicemistrz świata w kolarstwie szosowym z 1979 r. w wyścigu drużynowym na 100 km, zachęca odwiedzających: "Jeśli masz pytania natury kolarsko-mechani-czno-rowerowej, śmiało »wal do mnie jak w dym«. Chętnie służę radą, oczywiście, nieodpłatnie".
Mistrz świata w dżudo Paweł Nastula ma swoją własną witrynę od czerwca.
- Stworzyli ją koledzy, którzy kiedyś też trenowali dżudo. Uważali, że taka strona może mi pomóc przed igrzyskami w Sydney. Fani, którzy będą na nią zaglądać, mają mnie dodatkowo motywować - tłumaczy. Witryna Nastuli łączy rozrywkę z edukacją. - Tu internauci mogą się dowiedzieć czegoś więcej zarówno o mnie, jak i o samym dżudo - mówi. Fani mogą też wysłać maila do Nastuli i - jeśli się uda - porozmawiać z nim na czacie. Do Internetu Paweł Nastula będzie miał dostęp nawet w Sydney. Specjalnie dla sportowców w wiosce olimijskiej zainstalowano centrum internetowe, dzięki któremu olimpijczycy będą mogli bezpłatnie odpowiadać na maile kibiców. Mateusz Kusznierewicz, najlepszy polski żeglarz, utworzył internetową fotogalerię, gdzie jego fani mogą zobaczyć przyszłego sportowca na rękach u mamy lub jak w wieku dwóch lat "bawi się na całego". W sieci zaistniał też hokeista Mariusz Czerkawski i najlepsza polska tenisistka Magdalena Grzybowska. Oprócz osiągnięć i zdjęć z różnych turniejów na jej stronie są też ciekawostki z życia prywatnego.
Internetowa witryna to doskonały sposób na promocję i odpieranie zarzutów stawianych przez tradycyjne media. Tak było między innymi w wypadku Dietera Baumanna, mistrza Europy z 1994 r. w biegu na 5000 m, który założył swoją stronę, by się bronić przed pomówieniami o doping. Na witrynie wyjaśnia okoliczności sprawy, informując fanów, że nielegalne środki zostały mu ukradkiem wstrzyknięte do pasty do zębów. Podobnych wyjaśnień udziela wirtualnie Uta Pippig, biegająca w maratonie. Wykrycie u niej testosteronu tłumaczy chorobą i odstawieniem tabletek antykoncepcyjnych.
Z sieci korzystają też kluby sportowe i organizatorzy turniejów. - To już nawet nie jest kwestia tego, czy chcemy. My wręcz musimy prowadzić nasze strony on line. Na nich wyjaśniamy tajniki uprawiania żeglarstwa, zawiadamiamy o imprezach. Odchodzimy nawet od wydawania corocznego biuletynu informacyjnego dla żeglarzy, właśnie na rzecz Internetu - mówi Zbigniew Stosio, sekretarz generalny Polskiego Związku Żeglarskiego. - Na bieżąco umieszczamy wyniki regat. Statystyki pokazują, iż zaglądają tu internauci nie tylko z Polski, ale również ze Stanów Zjednoczonych i Australii. Dzisiaj bez e-maila trudno sobie wyobrazić organizację mistrzostw świata czy Europy. Pocztą elektroniczną na przykład zgłasza się zawodników.
Sportowcy nie mają kłopotów z przyciągnięciem kibiców do Internetu. - Być może dlatego, że wirtualna Anna Kurnikowa jest jeszcze bardziej pociągająca - śmieje się Olaf Montag, koordynator on line telewizyjnej stacji ARD. - Ale coraz częściej to wynik prostej kalkulacji. Internet jednym kliknięciem przenosi ludzi na korty Wimbledonu czy stadion w Sydney. Niewielu stać na obejrzenie mistrzostw na żywo. Sieć pozwala przynajmniej na wirtualne uczestnictwo, a przy tym dorzuca garść interesujących informacji, o które trudno nawet w sportowej prasie. Nie każdego też stać na lot paralotnią czy skok bungy. A w Internecie można również znaleźć strony poświęcone takim rozrywkom. - Nawet siedząc za biurkiem, można się nieźle spocić - przekonuje Jochen Schweizer, specjalista od sportów ekstremalnych. Rzeczywiście, niektóre serwisy, np. turystyka.onet.pl/adrenalina, serwują swoim gościom krótkie filmy wideo z lotu szybowcem, skoku bungy czy wspinaczki. Czujesz się tak, jakbyś sam zwisał na linie lub spadał na spadochronie. Poziom adrenaliny rośnie.
Ale wirtualne przyjemności to nie wszystko. W sieci można też liczyć na rady fachowców. Swoje witryny tworzą sportowcy, którzy największe sukcesy odnosili kilkanaście lat temu. Witold Plutecki, wicemistrz świata w kolarstwie szosowym z 1979 r. w wyścigu drużynowym na 100 km, zachęca odwiedzających: "Jeśli masz pytania natury kolarsko-mechani-czno-rowerowej, śmiało »wal do mnie jak w dym«. Chętnie służę radą, oczywiście, nieodpłatnie".
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.