Na letnich igrzyskach olimpijskich w Los Angeles 41 medali zdobyli amerykańscy sportowcy chorujący na astmę
- O chorobie dowiedziałam się siedem lat temu, gdy miałam 19 lat. Byłam wtedy w collegeu. Gdy lekarz postawił diagnozę - cukrzyca insulinozależna - czułam, że moje życie się kończy. Miałam wrażenie, że życie, które znam, przestało istnieć. Byłam załamana. Dziś wiem, że to był błąd, ale tak najczęściej reagują ludzie, gdy dowiadują się o swojej chorobie. Nie poddałam się jednak całkowicie. Od swojego lekarza dowiedziałam się, że jeśli będę się stosować do jego zaleceń, mogę prowadzić wspaniałe, aktywne życie - opowiada Nicole Johnson. I tak też się stało. Studiowała filologię angielską i dziennikarstwo. W 1999 r. została Miss Ameryki. Od kiedy postawiono diagnozę, codziennie wstrzykuje sobie insulinę. Po zdobyciu tytułu Miss Ameryki zaczęła podróżować po świecie i opowiadać o swojej chorobie, rozterkach i chwilach zwątpienia. W ciągu miesiąca przemierza średnio 30 tys. km. Planuje odwiedzić chorych w Europie (dwa tygodnie temu była w Polsce), Azji i Ameryce Łacińskiej. Stara się dotrzeć przede wszystkim do osób, u których nie wykryto jeszcze cukrzycy, które boją się poddać badaniom.
Chcę przekonywać ludzi, że wczesna diagnoza nie jest wyrokiem. Wręcz przeciwnie - pozwala się dalej cieszyć aktywnym życiem. Dzięki skutecznej kuracji oraz dokładnej samokontroli poziom cukru w mojej krwi nie odbiega dziś od normy, a ja mogę prowadzić normalne życie - dodaje Nicole Johnson. - Historia życia Nicole Johnson jest niezwykła. Po jednej stronie mamy bowiem destrukcję, chorobę, po drugiej zaś piękno i witalność. Niech jej przykład da nadzieję innym chorym, że możliwe jest zwycięstwo nad cukrzycą - powiedział na konferencji prasowej prof. Jan Tatoń, konsultant krajowy w dziedzinie diabetologii.
Jeden z najpowszechniejszych mitów dotyczących astmy zakłada, że uniemożliwia ona uprawianie jakiegokolwiek sportu. Zmiany zapalne prowadzą do nawracających ataków świszczącego oddechu, duszności, uczucia ciasnoty w klatce piersiowej. Astma oskrzelowa dzieci jest główną przyczyną ich absencji w szkole oraz najczęstszą hospitalizacji. Pikflometr, mierzący przepływ powietrza przez oskrzela, pomaga zapobiegać napadom choroby. Jeżeli astmatyk wykonuje badanie codziennie, może przewidzieć atak duszności, zanim wystąpią niepokojące objawy: kaszel lub świszczący oddech. Można wówczas tak zmodyfikować leczenie, by zapobiec duszności. Niestety, tylko czterech na dziesięciu astmatyków potrafi właściwie ocenić aktualny stan oskrzeli. Szacuje się, że 80-90 proc. chorych nie umierałoby, gdyby umieli korzystać z pikflometru. Astma - podobnie jak cukrzyca - stała się epidemią naszych czasów. Cierpi na nią 100-180 mln osób. Choruje na nią co dwudziesty Polak, coraz częściej dzieci i młodzież. Jeśli na astmę zapadnie młody człowiek, jest przekonany, że wiąże się to z ograniczeniem jego dotychczasowych swobód i zmianą zainteresowań. Powszechne jest bowiem przekonanie, że choroba ta uniemożliwia jakikolwiek wysiłek fizyczny. - Dzieci rezygnują z uprawiania sportu, uciekają z lekcji wf. Tymczasem ruch jest niezbędny do prawidłowego rozwoju dziecka. Leczenie musi choremu dać szansę na powrót do normalnego życia, w tym do uprawiania sportu - mówi prof. Piotr Kuna z Kliniki Pneumonologii i Alergologii Akademii Medycznej w Łodzi.
Tymczasem na astmę choruje 11 proc. narciarzy biegowych w Szwecji i 15 proc. w Finlandii, co dziesiąty skandynawski łyżwiarz figurowy, 17 proc. fińskich pływaków, 11 proc. amerykańskich piłkarzy, 20 proc. brytyjskich płetwonurków oraz 7-26 proc. lekkoatletów w Stanach Zjednoczonych. Na letnich igrzyskach w Los Angeles u 11 proc. sportowców amerykańskich występowały astmatyczne objawy. Tymczasem drużynie USA przyznano 174 medale, z czego 41 cierpiącym na astmę. Ze zdrowych zawodników tylko co czwarty zdobył medal, z astmatyków nagrodzono zaś co drugiego.
Chorowali na nią również pływacy: dziewięciokrotny medalista olimpijski Mark Spitz oraz czterokrotna złota medalistka olimpijska Amy Van Dyken, która co najmniej raz w roku była hospitalizowana z powodu zaostrzenia się objawów. "Przyszła ze swoją astmą do sportu, gdy miała 6 lat, przełamała chorobę i pokonała rywalki, mimo że astma z nią pozostała. Korzystając z międzynarodowych danych, można przyjąć, że chory z epizodyczną lub lekką astmą może się zająć sportem wyczynowym i uczestniczyć w zawodach, choć wydaje się, iż współczesny sport wyczynowy dawno przestał być działaniem prowadzącym do poprawy zdrowia. Z tego też względu, nie zabraniając, nie warto zachęcać chorego obciążonego astmą do uprawiania sportu wyczynowego. Choroba nie zamyka jednak drogi do amatorskiego uprawiania sportu, a 'współżycie' z nią może być zupełnie znośne" - przekonuje prof. Wacław Droszcz z Kliniki i Katedry Chorób Wewnętrznych i Pneumonologii Akademii Medycznej w Warszawie w pracy "Sport i astma". Dowiedli tego dwaj studenci: Tomasz Korczyński i Kazimierz Cieślicki. W lipcu ubiegłego roku obaj wybrali się w podróż na rowerach dookoła Polski. W ciągu trzech tygodni przejechali 1800 km. Tomasz Korczyński cierpi na astmę od ponad trzech lat. - Zawsze prowadziłem aktywny tryb życia: gram w tenisa, pływam, jeżdżę na nartach. Udział w rajdzie przekonał mnie, że chorując na astmę, można intensywnie żyć - przyznaje. Kazimierz Cieślicki chory jest od dzieciństwa. - Początkowo astma była straszliwie dokuczliwa. Kiedy miałem niecałe dwa lata, nawet nie mogłem się śmiać ani podskakiwać w łóżeczku. Z czasem zacząłem ćwiczyć, grać w piłkę. Najpierw stałem na bramce, potem byłem w obronie, później przeszedłem do ataku. To było stopniowe podnoszenie poprzeczki. Udział w rajdzie jest dla mnie kolejnym wyzwaniem. Chcę w ten sposób udowodnić sobie i innym, że z chorobą można normalnie żyć - opowiada.
Astma nie przekreśliła także planów dr. Dennisa Browna, lekarza z Kolumbii Brytyjskiej. Jest on pierwszym astmatykiem, który zdobył Mount Everest. - Dlaczego tam poszedłem? Może w moim czynie była odrobina szaleństwa. Tak uważali nie tylko lekarze, lecz także moi przyjaciele. Byli przekonani, że choroba nie pozwoli mi na taką wyprawę. Ja zaś nie chciałem, by astma zmusiła mnie do rezygnacji z tego, co tak bardzo lubię robić - opowiada dr Brown. Po górach wspina się od wielu lat. Gdy miał kilkanaście lat, zdobył wszystkie liczące się góry i skałki w Afryce. Gdy przeprowadził się do Kanady, wspinał się po tamtejszych górach, w innych warunkach klimatycznych. Cały czas marzył o Mount Evereście. - Dwa razy, w roku 1991 i 1994, góra zdawała się być na wyciągnięcie ręki, ale okazała się dla mnie nieosiągalna. Musiałem zrezygnować z podejścia - wspomina dr Brown.
Astma bardzo utrudnia wspinaczkę wysokogórską. Im wyżej jesteśmy, tym ciśnienie jest coraz niższe. Aby zapewnić organizmowi wymaganą ilość tlenu, alpiniści muszą oddychać szybciej, a w takich warunkach jest to większy wysiłek. Każde zaburzenie czynności oddechowych, które może dodatkowo ograniczać dostarczanie tlenu, jeszcze bardziej utrudnia wspinaczkę i stanowi potencjalne zagrożenie dla zdrowia i życia. W maju 1999 r. dr Brown zdobył południowy szczyt Mount Everestu. Dotarł tam bez aparatu tlenowego. - Moim celem było przede wszystkim pójść tam z astmą, bez aparatu tlenowego i dotknąć nieba bez względu na to, gdzie dotrę. Nie zmieniłbym teraz niczego. W mojej praktyce lekarskiej spotykam astmatyków. Odczuwam smutek, że wielu z nich nie prowadzi pełnego życia. Często jest to spowodowane nieznajomością choroby i leków. Każdy chory na astmę ma swój osobisty Everest i musi na niego wejść, tak jak ja to zrobiłem, i dotknąć nieba. Chcę umożliwić każdemu z nich zdobycie jego szczytów bez względu na to, jakie są. Wierzę, że życie trzeba brać w swoje ręce i przeżywać je żywiołowo - powiedział dr Brown.
Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.