Największa i najbardziej skomplikowana inwestycja w historii naszej cywilizacji zaczyna rdzewieć na orbicie
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, budowana wspólnie przez agencje kosmiczne Stanów Zjednoczonych, Rosji, Europy, Kanady, Japonii i Brazylii, będzie kosztować 60 mld USD. Na jej utrzymanie i eksploatację przeznaczy się ponadto 40 mld USD. Obiekt o wielkości dwóch boisk piłkarskich ma co najmniej dziesięć lat służyć szesnastu państwom za supernowoczesne laboratorium orbitalne. Ale od grudnia 1998 r. komponenty stacji, na której nie przebywają ludzie, jedynie okrążają Ziemię, czekając, kiedy Rosja zakończy budowę najważniejszego modułu - Zwiezda pozwoli bowiem utrzymać stację na orbicie, a astronautom rozpocząć prace.
Podczas gdy pozostali partnerzy z zaniepokojeniem obserwowali sytuację w Moskwie, rosyjski rząd zezwolił tamtejszej agencji kosmicznej wykorzystać sprzęt przeznaczony dla stacji międzynarodowej do utrzymania na orbicie Mira. Jurij Koptiew, szef Rosyjskiej Agencji Kosmicznej, stwierdził, że ta decyzja pomoże władzom spłacić długi wobec korporacji RKK Energia, która zbudowała stację. Mir dryfuje w przestrzeni bez załogi od sierpnia ubiegłego roku - wówczas kosmonauci zamknęli go, gdyż rosyjski rząd nie miał funduszy na finansowanie laboratorium. Planowano, że w tym roku czternastoletnia stacja zostanie sprowadzona na niższą orbitę, spłonie w atmo- sferze, a jej resztki spadną do Pacyfiku.
NASA od dawna usiłowała przekonać Federację Rosyjską, by zakończyła eksploatację psującego się Mira i przeznaczyła fundusze na stację międzynarodową. Z powodu opóźnień realizację projektu odwleczono o ponad rok. Gdy w ubiegłym roku moduł Zwiezda był prawie gotowy, dwie katastrofy rakiet Proton oddaliły termin dostarczenia komponentu na orbitę. Koptiew poinformował, że komisja złożona z przedstawicieli Kazachstanu i USA doszła do wniosku, iż przyczyną obu awarii były problemy techniczne. Kazachstan złagodził przepisy i Federacja Rosyjska wznowiła komercyjne starty rakiet w lutym. Pierwszego lutego na stację Mir poleciał statek transportowy Progress M1-1. Zabrał paliwo, wodę i wyposażenie pozwalające przygotować obiekt do przybycia w marcu załogi i przywrócenia tam ciśnienia. Kosmonauci Siergiej Zaletin i Aleksander Kalerij wyruszą 31 marca z co najmniej półtoramiesięczną misją.
Spodziewając się ze strony NASA i pozostałych państw uczestniczących w projekcie budowy międzynarodowej stacji negatywnej reakcji na decyzję o reanimowaniu Mira, Rosjanie deklarują, że wykorzystanie na nim sprzętu przeznaczonego dla nowej stacji nie przesunie terminu oddania tego superlaboratorium do użytku. Koptiew zapewnia, że rząd rosyjski dysponuje niezbędnymi środkami na budowę urządzeń potrzebnych w międzynarodowym laboratorium. Mają być one wysłane w kosmos w tym roku. Czy jest to wiarygodna informacja? Rosja do tej pory nie spełniła zobowiązań ze względu na brak funduszy. Koszt skonstruowania dwóch statków transportowych Progress, kapsuły załogowej Sojuz i trzech rakiet oszacowano na ponad 18 mln USD.
Rosjanie powtarzają, że prace na Mirze nie zagrażają nowej stacji. Wręcz przeciwnie - oba laboratoria mogą przez pewien czas praco- wać równocześnie. Statków transportowych Progress można również użyć do zaopatrywania międzynarodowego obiektu. - Mir nie jest wieczny, lecz nie wyczerpaliśmy jego potencjału - twierdzi Jurij Siemionow, prezes korporacji Energia. Rosjanie szukają więc pieniędzy u prywatnych inwestorów skłonnych re- animować stację. Brytyj- ski przedsiębiorca Peter Llewellyn obiecał 100 mln USD w zamian za umożliwienie mu pobytu na stacji. Ale pieniądze nie wpływały na odpowiednie konta i Anglik został odprawiony do domu, nie ukończywszy treningu w podmoskiew- skim Gwiezdnym Miasteczku. 13 stycznia Rosjanie poinformowali o kolejnym inwestorze. Jest nim amerykański multimilioner, który chce dofinansować Mir, mając nadzieję, że uda się go przerobić na orbitalne laboratorium farmaceutyczne i hotel dla bogatych turystów. Walt Anderson (zbił fortunę w przemyśle telekomunikacyjnym) zaoferował już 7 mln USD i zamierza wydać kolejnych 14 mln USD na dzierżawę stacji i remonty. Inwestycje nadzoruje Gold & Appel (jedna z firm holdingowych Andersona), lecz oficjalne dokumenty mają być podpisane pod koniec lutego. Gdy umowa zostanie podpisana, powstanie spółka Mir Corp. Ltd.; udziały będą w niej mieć Anderson i inni inwestorzy, między innymi Energia. Rosjanie podkreślają, że oferta Amerykanina to pierwsza poważna próba uratowania Mira. Sam Anderson uważa, że stacja byłaby wyjątkową atrakcją turystyczną. Pierwsi turyści za lot tamże musieliby zapłacić 40 mln USD, ale z czasem cena spadłaby do 25 mln USD. Jurij Koptiew uważa, że szansę na uratowanie Mira należy wykorzystać. "Jest przestarzały i ma kilka wad, jak każda stara budowla. Nie burzy się budynku tylko dlatego, że źle działa centralne ogrzewanie lub klimatyzacja. Poddaje się go renowacji" - stwierdził w wywiadzie udzielonym "San Jose Mercury News". Ale jego wypowiedzi nie wszystkich przekonują. Wadliwe funkcjonowanie stacji z pewnością nie ogranicza się do zepsutego klimatyzatora. Rosjanie utrzymują na orbicie czternastoletni obiekt znacznie dłużej, niż zakładali projektanci i konstruktorzy. Planowano eksploatować stację pięć lat. Nie może więc dziwić, że w ostatnich latach na Mirze coraz częściej dochodziło do awarii: pożar w 1997 r. omal nie zakończył się katastrofą; uderzenie statku transportowego Progress zniszczyło część paneli z ogniwami słonecznymi i powstała dziura w jednym z modułów. Na Mirze uchodzi powietrze, obiekt niszczy korozja, dochodzi do skażeń substancjami chemicznymi. W takiej sytuacji przeprowadzenie remontu może się okazać bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem. Do tego dochodzą jeszcze koszty utrzymania załogi, szacowane na 250 mln USD rocznie. Rosjanie są jednak innego zdania. - Stacja jest w dobrym stanie i planów jej odnowienia nie wolno nazywać reanimacją, gdyż Mir funkcjonuje prawidłowo - powiedział Agencji Reutera Jurij Siemionow.
NASA i Rosjanie ogłosili kilka dni temu, że moduł Zwiezda, którego start opóźniony jest o dwa lata, poleci w kosmos między 8 a 14 lipca tego roku. Tymczasem na orbicie znajdują się nie eksploatowane moduły nowej stacji. Obecnie składa się ona z dwóch komponentów: amerykańskiej śluzy (w przyszłości spełni funkcję przejścia do innych części obiektu) i tymczasowego modułu napędowego Zaria, wybudowanego przez Rosjan za 190 mln USD na zamówienie Stanów Zjednoczonych. Okrążają one Ziemię od grudnia 1998 r., czekając na rosyjski moduł i astronautów. Rosyjsko-amerykańskie załogi już przeszły szkolenia na najważniejszym module w bajkonurskiej bazie. Opóźnienia ze strony Rosji spowodowały też zastój w lotach amerykańskich promów. Od ostatniej bezzałogowej wyprawy na przełomie maja i czerwca 1999 r. NASA nie wysłała na stację misji z astronautami. Gdyby nowe laboratorium budowano zgodnie z planem, NASA wysłałaby w tym roku siedem wahadłowców; misje sześciu z nich miałyby być związane z budową obiektu. Mimo iż w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy umieszczono w przestrzeni kosmicznej kilka satelitów i naprawiono teleskop Hubblea, opóźnienia sprawiają, że teraz astronauci nie mają dokąd latać, a dokończenie budowy stacji będzie wymagało jeszcze 43 misji wahadłowców i ośmiu startów rosyjskich rakiet.
Nie znając jeszcze ostatecznego terminu wystrzelenia na orbitę modułu Zwiezda, NASA zdecydowała się działać na własną rękę i wysłać w połowie kwietnia dodatkową misję wahadłowca z załogą, która oceniłaby, w jakim stanie jest międzynarodowe laboratorium i zabezpieczyła sprzęt, gdyż moduł Zaria utrzymujący obiekt na orbicie zapewnia bezpieczny i bezawaryjny lot jedynie przez 400 dni, czyli do końca kwietnia. Szczególnie zawodne okazały się baterie. NASA zamierzała dokonać modyfikacji, które umożliwiłyby prawidłowe działanie systemu napędowego przynajmniej do końca roku. Obecnie, gdy ustalono już termin startu modułu Zwiezda, kwietniowa misja promu Atlantis może zostać odwołana. Astronauci zaoszczędzą czas, a NASA pieniądze.
Podczas gdy pozostali partnerzy z zaniepokojeniem obserwowali sytuację w Moskwie, rosyjski rząd zezwolił tamtejszej agencji kosmicznej wykorzystać sprzęt przeznaczony dla stacji międzynarodowej do utrzymania na orbicie Mira. Jurij Koptiew, szef Rosyjskiej Agencji Kosmicznej, stwierdził, że ta decyzja pomoże władzom spłacić długi wobec korporacji RKK Energia, która zbudowała stację. Mir dryfuje w przestrzeni bez załogi od sierpnia ubiegłego roku - wówczas kosmonauci zamknęli go, gdyż rosyjski rząd nie miał funduszy na finansowanie laboratorium. Planowano, że w tym roku czternastoletnia stacja zostanie sprowadzona na niższą orbitę, spłonie w atmo- sferze, a jej resztki spadną do Pacyfiku.
NASA od dawna usiłowała przekonać Federację Rosyjską, by zakończyła eksploatację psującego się Mira i przeznaczyła fundusze na stację międzynarodową. Z powodu opóźnień realizację projektu odwleczono o ponad rok. Gdy w ubiegłym roku moduł Zwiezda był prawie gotowy, dwie katastrofy rakiet Proton oddaliły termin dostarczenia komponentu na orbitę. Koptiew poinformował, że komisja złożona z przedstawicieli Kazachstanu i USA doszła do wniosku, iż przyczyną obu awarii były problemy techniczne. Kazachstan złagodził przepisy i Federacja Rosyjska wznowiła komercyjne starty rakiet w lutym. Pierwszego lutego na stację Mir poleciał statek transportowy Progress M1-1. Zabrał paliwo, wodę i wyposażenie pozwalające przygotować obiekt do przybycia w marcu załogi i przywrócenia tam ciśnienia. Kosmonauci Siergiej Zaletin i Aleksander Kalerij wyruszą 31 marca z co najmniej półtoramiesięczną misją.
Spodziewając się ze strony NASA i pozostałych państw uczestniczących w projekcie budowy międzynarodowej stacji negatywnej reakcji na decyzję o reanimowaniu Mira, Rosjanie deklarują, że wykorzystanie na nim sprzętu przeznaczonego dla nowej stacji nie przesunie terminu oddania tego superlaboratorium do użytku. Koptiew zapewnia, że rząd rosyjski dysponuje niezbędnymi środkami na budowę urządzeń potrzebnych w międzynarodowym laboratorium. Mają być one wysłane w kosmos w tym roku. Czy jest to wiarygodna informacja? Rosja do tej pory nie spełniła zobowiązań ze względu na brak funduszy. Koszt skonstruowania dwóch statków transportowych Progress, kapsuły załogowej Sojuz i trzech rakiet oszacowano na ponad 18 mln USD.
Rosjanie powtarzają, że prace na Mirze nie zagrażają nowej stacji. Wręcz przeciwnie - oba laboratoria mogą przez pewien czas praco- wać równocześnie. Statków transportowych Progress można również użyć do zaopatrywania międzynarodowego obiektu. - Mir nie jest wieczny, lecz nie wyczerpaliśmy jego potencjału - twierdzi Jurij Siemionow, prezes korporacji Energia. Rosjanie szukają więc pieniędzy u prywatnych inwestorów skłonnych re- animować stację. Brytyj- ski przedsiębiorca Peter Llewellyn obiecał 100 mln USD w zamian za umożliwienie mu pobytu na stacji. Ale pieniądze nie wpływały na odpowiednie konta i Anglik został odprawiony do domu, nie ukończywszy treningu w podmoskiew- skim Gwiezdnym Miasteczku. 13 stycznia Rosjanie poinformowali o kolejnym inwestorze. Jest nim amerykański multimilioner, który chce dofinansować Mir, mając nadzieję, że uda się go przerobić na orbitalne laboratorium farmaceutyczne i hotel dla bogatych turystów. Walt Anderson (zbił fortunę w przemyśle telekomunikacyjnym) zaoferował już 7 mln USD i zamierza wydać kolejnych 14 mln USD na dzierżawę stacji i remonty. Inwestycje nadzoruje Gold & Appel (jedna z firm holdingowych Andersona), lecz oficjalne dokumenty mają być podpisane pod koniec lutego. Gdy umowa zostanie podpisana, powstanie spółka Mir Corp. Ltd.; udziały będą w niej mieć Anderson i inni inwestorzy, między innymi Energia. Rosjanie podkreślają, że oferta Amerykanina to pierwsza poważna próba uratowania Mira. Sam Anderson uważa, że stacja byłaby wyjątkową atrakcją turystyczną. Pierwsi turyści za lot tamże musieliby zapłacić 40 mln USD, ale z czasem cena spadłaby do 25 mln USD. Jurij Koptiew uważa, że szansę na uratowanie Mira należy wykorzystać. "Jest przestarzały i ma kilka wad, jak każda stara budowla. Nie burzy się budynku tylko dlatego, że źle działa centralne ogrzewanie lub klimatyzacja. Poddaje się go renowacji" - stwierdził w wywiadzie udzielonym "San Jose Mercury News". Ale jego wypowiedzi nie wszystkich przekonują. Wadliwe funkcjonowanie stacji z pewnością nie ogranicza się do zepsutego klimatyzatora. Rosjanie utrzymują na orbicie czternastoletni obiekt znacznie dłużej, niż zakładali projektanci i konstruktorzy. Planowano eksploatować stację pięć lat. Nie może więc dziwić, że w ostatnich latach na Mirze coraz częściej dochodziło do awarii: pożar w 1997 r. omal nie zakończył się katastrofą; uderzenie statku transportowego Progress zniszczyło część paneli z ogniwami słonecznymi i powstała dziura w jednym z modułów. Na Mirze uchodzi powietrze, obiekt niszczy korozja, dochodzi do skażeń substancjami chemicznymi. W takiej sytuacji przeprowadzenie remontu może się okazać bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem. Do tego dochodzą jeszcze koszty utrzymania załogi, szacowane na 250 mln USD rocznie. Rosjanie są jednak innego zdania. - Stacja jest w dobrym stanie i planów jej odnowienia nie wolno nazywać reanimacją, gdyż Mir funkcjonuje prawidłowo - powiedział Agencji Reutera Jurij Siemionow.
NASA i Rosjanie ogłosili kilka dni temu, że moduł Zwiezda, którego start opóźniony jest o dwa lata, poleci w kosmos między 8 a 14 lipca tego roku. Tymczasem na orbicie znajdują się nie eksploatowane moduły nowej stacji. Obecnie składa się ona z dwóch komponentów: amerykańskiej śluzy (w przyszłości spełni funkcję przejścia do innych części obiektu) i tymczasowego modułu napędowego Zaria, wybudowanego przez Rosjan za 190 mln USD na zamówienie Stanów Zjednoczonych. Okrążają one Ziemię od grudnia 1998 r., czekając na rosyjski moduł i astronautów. Rosyjsko-amerykańskie załogi już przeszły szkolenia na najważniejszym module w bajkonurskiej bazie. Opóźnienia ze strony Rosji spowodowały też zastój w lotach amerykańskich promów. Od ostatniej bezzałogowej wyprawy na przełomie maja i czerwca 1999 r. NASA nie wysłała na stację misji z astronautami. Gdyby nowe laboratorium budowano zgodnie z planem, NASA wysłałaby w tym roku siedem wahadłowców; misje sześciu z nich miałyby być związane z budową obiektu. Mimo iż w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy umieszczono w przestrzeni kosmicznej kilka satelitów i naprawiono teleskop Hubblea, opóźnienia sprawiają, że teraz astronauci nie mają dokąd latać, a dokończenie budowy stacji będzie wymagało jeszcze 43 misji wahadłowców i ośmiu startów rosyjskich rakiet.
Nie znając jeszcze ostatecznego terminu wystrzelenia na orbitę modułu Zwiezda, NASA zdecydowała się działać na własną rękę i wysłać w połowie kwietnia dodatkową misję wahadłowca z załogą, która oceniłaby, w jakim stanie jest międzynarodowe laboratorium i zabezpieczyła sprzęt, gdyż moduł Zaria utrzymujący obiekt na orbicie zapewnia bezpieczny i bezawaryjny lot jedynie przez 400 dni, czyli do końca kwietnia. Szczególnie zawodne okazały się baterie. NASA zamierzała dokonać modyfikacji, które umożliwiłyby prawidłowe działanie systemu napędowego przynajmniej do końca roku. Obecnie, gdy ustalono już termin startu modułu Zwiezda, kwietniowa misja promu Atlantis może zostać odwołana. Astronauci zaoszczędzą czas, a NASA pieniądze.
Więcej możesz przeczytać w 9/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.